[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cest dur - powiedział jeden z nich po chwili.Przyglądałsię bacznie naszym twarzom, które były blade i wymizerowa-ne.Walczyłam z chorobą morską, czymś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam na oceanicznym liniowcu, ale zielonybanan w żołądku nie chciał się uspokoić.W końcu natura wzięła górę.Nie było czasu na wyjaśnienia, nie było czasu pytać, gdzie są toalety - a zawsze w miejscach publicznych udawałyśmy, że ich nie potrzebujemy.Poomacku trafiłam na korytarz, wpadłam do łazienki i zwymiotowałam.Niedobrze mi się znowu zrobiło na widok tego paskudztwa w umywalce.Wcale nie dawało się go porządniespłukać.Wróciłam po cichu na swoje miejsce u boku matkiJosephine, która wydawała się zaaferowana własnymi myśla-mi.Od strony, gdzie siedzieli farmerzy, dobiegały ciche glosy współczucia, ale nie ośmieliłam się podnieść na nich oczu.Siedziałyśmy tam, kołysząc się łagodnie, kiedy matka Josephine podała mi coś do czytania.Była to niewielka broszurka zatytułowana Jak wzmocnić swoją siłę woli".Pisanow niej wiele na temat tego, co psychologia mówi o korzyściach płynących z posiadania silnej woli; w tamtej chwiliwzięłam to do siebie, zwłaszcza że otrzymałam broszurkę odmojej przełożonej.Założyłam, że wybrała ją specjalnie, by mipomóc.Byłam taka wdzięczna, odniosłam nawet wrażenie,że matka Josephine dzieli się ze mną swoją tajemnicą - może którąś ze swoich osobistych strategii postępowania.Implikacja, że moja wola jest słaba, nie miała znaczenia!Zachowałam tę broszurkę przez kilka lat.Przy każdymćwiczeniu - jak powolne darcie dziesięciu kartek papieru nasto kawałków - wywoływałam w sobie poczucie, że mam silną wolę.Wydawało mi się, że to dokładnie coś, czego mitrzeba: większej kontroli nad własnymi uczuciami.%7łelaznawola matki Josephine stała się dla mnie wzorcem; desperacką nadzieją, że zyskam nad swoim życiem kontrolę, któraw końcu miała się rozpaść.Ale przez całe lata pomogła mizachować stoicyzm, nie dać się wytrącić z równowagi.Tegozawsze pragnęłam.Bogowie czy Bóg mieli inne plany." " "Po powrocie do londyńskiego klasztoru spotkałam sięz zakonnicą, z którą miałam wracać do Australii.Siostra Marian kończyła właśnie kilkumiesięczny kurs szkoleniowyw Stella Maris.Była introwertyczką, ale w każdej chwili świadomą swego otoczenia.Lubiła usta trzymać zamknięte nawetwtedy, kiedy reguła pozwalała jej rozmawiać, na przykładpodczas podróży na morzu.Nasza droga powrotna do Melbourne odbyła się bez przygód.Milcząca siostra Marian przez większość czasu siedziała z nosem w książce, ale w jej milczeniu nastąpiła jedna pamiętna przerwa, kiedy zeszłyśmy ze statku podczas postojuw Kalkucie, żeby poszukać klasztoru jezuitów i pójść do spowiedzi.Widok Hindusów głęboko mnie poruszył.Z naszego statku przyglądałam się, jak grupka dzieci tańczy na świeżym powietrzu razem z nauczycielem.Oczarowały mnie wdzięki swoboda ich ruchów.Kiedy przybiliśmy do brzegu, wyszłapo nas kobieta.Na zawsze zapamiętam uścisk jej ręki, takibył po kobiecemu łagodnie płynny.Zamykał w sobie wdziękGangesu, delikatne wiatry jej kraju, wszystko, co z naturyswojej płynie.Uśmiechała się serdecznie, chociaż nieśmiało,a ja opuściłam pełen ciekawości wzrok, żeby jej nie wprawiaćz zakłopotanie.Siostra Marian i ja wyruszyłyśmy w długą drogę do klasztoru.Marian miała chyba mapę w głowie i parła przed siebiezdecydowanie, jakby to robiła codziennie.Najwyrazniejotrzymała bardzo dokładne instrukcje, którędy iść, jak trafići jak zachowywać się w tym nieznanym kraju.Wystarczyło, żebędę ją naśladowała.Po drodze słowem się do siebie nie odezwałyśmy.Ignorowałyśmy grupy dzieci, które tłoczyły się wokół nas, prosząc o pieniądze.Nie widziały w nas świętych -dlaczego miałyby tak myśleć? Po naszych strojach i twarzachpoznawały jedynie, że jesteśmy cudzoziemkami.Zauważyłamciała w rynsztokach Kalkuty, nieruchome, pijane, śpiące albomartwe.Widziałam muchy na mięsie, które wisiało na straganach otwartych na ulicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Cest dur - powiedział jeden z nich po chwili.Przyglądałsię bacznie naszym twarzom, które były blade i wymizerowa-ne.Walczyłam z chorobą morską, czymś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam na oceanicznym liniowcu, ale zielonybanan w żołądku nie chciał się uspokoić.W końcu natura wzięła górę.Nie było czasu na wyjaśnienia, nie było czasu pytać, gdzie są toalety - a zawsze w miejscach publicznych udawałyśmy, że ich nie potrzebujemy.Poomacku trafiłam na korytarz, wpadłam do łazienki i zwymiotowałam.Niedobrze mi się znowu zrobiło na widok tego paskudztwa w umywalce.Wcale nie dawało się go porządniespłukać.Wróciłam po cichu na swoje miejsce u boku matkiJosephine, która wydawała się zaaferowana własnymi myśla-mi.Od strony, gdzie siedzieli farmerzy, dobiegały ciche glosy współczucia, ale nie ośmieliłam się podnieść na nich oczu.Siedziałyśmy tam, kołysząc się łagodnie, kiedy matka Josephine podała mi coś do czytania.Była to niewielka broszurka zatytułowana Jak wzmocnić swoją siłę woli".Pisanow niej wiele na temat tego, co psychologia mówi o korzyściach płynących z posiadania silnej woli; w tamtej chwiliwzięłam to do siebie, zwłaszcza że otrzymałam broszurkę odmojej przełożonej.Założyłam, że wybrała ją specjalnie, by mipomóc.Byłam taka wdzięczna, odniosłam nawet wrażenie,że matka Josephine dzieli się ze mną swoją tajemnicą - może którąś ze swoich osobistych strategii postępowania.Implikacja, że moja wola jest słaba, nie miała znaczenia!Zachowałam tę broszurkę przez kilka lat.Przy każdymćwiczeniu - jak powolne darcie dziesięciu kartek papieru nasto kawałków - wywoływałam w sobie poczucie, że mam silną wolę.Wydawało mi się, że to dokładnie coś, czego mitrzeba: większej kontroli nad własnymi uczuciami.%7łelaznawola matki Josephine stała się dla mnie wzorcem; desperacką nadzieją, że zyskam nad swoim życiem kontrolę, któraw końcu miała się rozpaść.Ale przez całe lata pomogła mizachować stoicyzm, nie dać się wytrącić z równowagi.Tegozawsze pragnęłam.Bogowie czy Bóg mieli inne plany." " "Po powrocie do londyńskiego klasztoru spotkałam sięz zakonnicą, z którą miałam wracać do Australii.Siostra Marian kończyła właśnie kilkumiesięczny kurs szkoleniowyw Stella Maris.Była introwertyczką, ale w każdej chwili świadomą swego otoczenia.Lubiła usta trzymać zamknięte nawetwtedy, kiedy reguła pozwalała jej rozmawiać, na przykładpodczas podróży na morzu.Nasza droga powrotna do Melbourne odbyła się bez przygód.Milcząca siostra Marian przez większość czasu siedziała z nosem w książce, ale w jej milczeniu nastąpiła jedna pamiętna przerwa, kiedy zeszłyśmy ze statku podczas postojuw Kalkucie, żeby poszukać klasztoru jezuitów i pójść do spowiedzi.Widok Hindusów głęboko mnie poruszył.Z naszego statku przyglądałam się, jak grupka dzieci tańczy na świeżym powietrzu razem z nauczycielem.Oczarowały mnie wdzięki swoboda ich ruchów.Kiedy przybiliśmy do brzegu, wyszłapo nas kobieta.Na zawsze zapamiętam uścisk jej ręki, takibył po kobiecemu łagodnie płynny.Zamykał w sobie wdziękGangesu, delikatne wiatry jej kraju, wszystko, co z naturyswojej płynie.Uśmiechała się serdecznie, chociaż nieśmiało,a ja opuściłam pełen ciekawości wzrok, żeby jej nie wprawiaćz zakłopotanie.Siostra Marian i ja wyruszyłyśmy w długą drogę do klasztoru.Marian miała chyba mapę w głowie i parła przed siebiezdecydowanie, jakby to robiła codziennie.Najwyrazniejotrzymała bardzo dokładne instrukcje, którędy iść, jak trafići jak zachowywać się w tym nieznanym kraju.Wystarczyło, żebędę ją naśladowała.Po drodze słowem się do siebie nie odezwałyśmy.Ignorowałyśmy grupy dzieci, które tłoczyły się wokół nas, prosząc o pieniądze.Nie widziały w nas świętych -dlaczego miałyby tak myśleć? Po naszych strojach i twarzachpoznawały jedynie, że jesteśmy cudzoziemkami.Zauważyłamciała w rynsztokach Kalkuty, nieruchome, pijane, śpiące albomartwe.Widziałam muchy na mięsie, które wisiało na straganach otwartych na ulicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]