[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najlepiej, żeby to był budynek, wtedy nie zobaczą nas z helikoptera nawet przez noktowizor,przez ścianę chyba nie da rady& Chodz.Ja to poniosę. Wziął moje torby. Dasz radęjeszcze kawałek& ?- Chyba tak.Ruszył, a ja tym razem trzymałam się blisko.Zwit trwał całą wieczność, pewnie dlatego,że było pochmurno.Obejrzałam się, ale wzgórze zasłaniało widok.Co za głupota, przecieżwcale nie chciałam widzieć, jak nas gonią.Dopędziłam Pająka i razem brnęliśmy przez pole.Dzień wcześniej czułam się wystawiona na widok, ale to czekanie w ciemności było dziesięćrazy gorsze.Jeśli helikopter przyleci, zanim znajdziemy kryjówkę, będzie po wszystkim.Czułam mrowienie skóry na karku, wyobrażając sobie nadciągający huk śmigieł.Szliśmy twardo przez cały ranek, pocąc się w grubych kurtkach mimo lodowatego wiatru.Milczeliśmy, bo nie było nic do powiedzenia.Natrafiliśmy na kilka farm, ale budynki (domy,stodoły, obory) wybudowano za blisko siebie.Policja przetrząsnęłaby je w mgnieniu oka.Potrzebowaliśmy czegoś na uboczu.Znalezienie odpowiedniej stodoły zajęło nam parę godzin.Konstrukcja oparta była nawysokich metalowych słupach i przykryta dachem z blachy falistej.Zero ścian, ale za topołożna idealnie  w samym rogu pola, tuż obok kolejnego zagajnika.W promieniu kilkukilometrów nie było żadnych domów.Składowano w niej kostki siana, poukładane niczymżółte, włochate cegły i tworzące z dwóch stron ściany.Gdy podeszliśmy bliżej, zobaczyliśmycoś jeszcze  rozwalający się metalowy płotek, a w środku krowy.Na nasz widok zwierzętapodniosły łby, prychnęły i pociągnęły nozdrzami.Nigdy przedtem nie widziałam z bliskakrów, znałam je tylko z telewizji.Były ogromne, poważnie.- Ja tu nie zostanę  oświadczyłam. Mowy nie ma.Nie z nimi.- Są ogrodzone płotem& - odparł Pająk, jakoś tak niepewnie.Wyczułam, że sam sięwaha.- Tak, ale spójrz na ten płot.Jest powiązany pieprzonym sznurkiem.Krowy wciąż na nas patrzyły, jakby czegoś oczekiwały.Potem jednej odbiło i bezżadnego ostrzeżenia tryknęła rogami sąsiadkę.To było jak prąd, przez stado przeszła iskra,zwierzęta rozproszyły się i przegrupowały.I tyle.- Nie możemy tu zostać.Zadepczą nas.55 - Jem, nie mamy innej opcji.Tutaj przynajmniej jest dach.Zobacz, jeśli krowy wydostanąsię za ogrodzenie, możemy wlezć po sianie na górę, widzisz? Mućki chyba nie umieją sięwspinać, nie?- Nie wiem.Usiedliśmy na beli siana i patrzyliśmy na stado.Parę krów ciągle się na nas gapiło, alewiększość wróciła do żucia siana.Jedna, nie przestając ruszać pyskiem, zadarła ogon.Polałsię strumień brązowych krowich sików.W życiu nie widziałam czegoś tak obrzydliwego.Instynktownie podniosłam rękę, żeby zakryć usta, bo pusty żołądek mi się skręcił.Odwróciłam wzrok, tymczasem Pająkowi opadła szczęka i gapił się na krowę całkiemzauroczony i przerażony jednocześnie.- To chora krowa  powiedział, nie odrywając od niej wzroku  albo ktoś ją karmił curry.Kiedy ostatni raz jadłem curry, kurwa&- Zamknij się!  zdołałam krzyknąć, zanim żołądek znowu mnie uciszył.Skulona,chwiejnym krokiem wyszłam ze stodoły.Stanęłam parę metrów dalej.Pochyliłam się, ręceoparłam na kolanach i usiłowałam opanować mdłości, wchłonąć trochę świeżego powietrza.Po chwili usłyszałam, jak Pająk idzie w moją stronę.- W porządku?- Nie.Poczułam jego rękę na plecach.Przez sekundę leżała spokojnie, a potem poruszyła sięuspokajająco w górę i w dół.Skupiłam się na tej dłoni, na cieple dotyku, mięśnie brzucharozluzniły się stopniowo.Chociaż poczułam się lepiej, nie chciałam strząsać jego ręki ijeszcze chwilę stałam pochylona.Nigdy nie przepadałam za fizycznym dotykiem, ale ten gestpocieszenia, ogrzewał.Kiedy podniosłam głowę, Pająk nie patrzył na mnie, tylko gapił się wdal.Pozwolił dłoni opaść.Wiatr wiał przez pola, teraz trochę ostrzej.- Lepiej?  zapytał, nie odwracając głowy.- Nie& no tak& - Chciałam mu podziękować, ale to by było za miękkie.Zamiast tegopodążyłam za jego wzrokiem.Patrzyliśmy w kierunku, z którego przyszliśmy. Jak myślisz,ile zostało czasu& zanim nas dogonią?- Nie wiem.Nie słyszę już helikoptera. Staliśmy chwilę, usiłując wyłapać regularnyłomot.Może to wiatr zagłuszył odgłos śmigieł, w końcu przybierał na sile, a może nigdy gonie słyszeliśmy& Zaczęłam się trząść, Pająk objął mnie ramieniem. Chodz, ukryjemy się.Wleziemy gdzieś do tyłu, za siano, nikt nas nie znajdzie.Znowu miał coś do roboty i znowu angażował się w to na sto procent.Istny człowiekczynu  przerzucał bele siana, układał je w stos, wykrzykiwał polecenia.Budował coś wrodzaju tunelu  znikał w nim, pełzając na czworakach, by wciągać do środka kolejne bele.Wreszcie wylazł z durnym uśmiechem na gębie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl