[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzecz jasna, te zaproszenia dotyczyły także Jacques'a i Susan.Owe nocne wypady bardzo sięnie podobały Susan, albowiem lękała się, że przebywając w towarzystwie ludzi znanych,wreszcie zwróci czyjąś uwagę.Któż to może wiedzieć? Wystarczy jakaś notatka w prasie ikoniec z anonimowością.W rzeczywistości niebezpieczeństwo, że jej nazwisko zostanieujawnione, było niewielkie.Francuzi zapominali je natychmiast po prezentacji - jak gdybyznajdowali w tym jakąś złośliwą przyjemność.Niektórzy, śmielsi, nazywali ją w ciąguwieczoru panną Davidovitch albo Krakovitch.Pomyślała, że któregoś dnia jakiś Francuznazwie ją panną Austerlitz na pamiątkę napoleońskiego zwycięstwa.Tak czy owak, była ztego zadowolona.Nie mogła dopuścić, by ktoś jej nazwisko zapamiętał.Fachowcy od sztukimalarskiej szybko spostrzegli, że nie należy ona do branży, i przestali interesować się jejosobą, ona zaś była im za to wdzięczna.Jeżeli zaś chodzi o potencjalnych podrywaczy, toodstraszała ich sama obecność Jacques'a.Ponieważ zresztą Susan aż do perfekcji grałakompletną idiotkę, oszołomioną tym, że znajduje się w tak wytwornym towarzystwie, nikt jejwłaściwie nie zauważał.To niespokojne życie miało jednak także swoje strony dodatnie.Daniel Rosenkranz nieprzyjął zaproszenia Jacques'a na kolację w domu przy ulicy Monceau.Susan nie miała czasuuprzedzić Barbary i przeżyła chwilę niepokoju, zanim usłyszała odpowiedz Daniela.Jegouprzejma odmowa wywołała westchnienie ulgi Susan.Przez pierwszy tydzień Barbara i Susan nie miały ani jednej swobodnej chwili na rozmowę wcztery oczy.I dopiero w drugą niedzielę po przyjezdzie Barbary znalazły taką okazję.Przyjaciel Daniela Rosenkranza zaprosił ich paczkę na cały dzień do swojej posiadłości wTouraine i obie przyjaciółki skorzystały ze słonecznego przedpołudnia, by zapuścić się wszerokie aleje parku.- A więc, siostrzyczko, wygląda na to, że z Jacques'em wszystko gra, co?Susan chrząknęła.- Widać to? Barbara roześmiała się.- Widać, że to prawdziwy miodowy miesiąc.Mam nawet wrażenie, że wamprzeszkadzamy.Susan zareagowała żywo: Mylisz się, Babs. Tym lepiej, ale odniosłam wrażenie, że nie podskoczyłaśz radości na mój widok.- Byłam szczęśliwa, Babs, że cię znowu widzę, ale te wieczorne wypady, te spotkania.Bałam się trochę.- Domyślałam się tego.Kiedy zobaczyłam, że grasz rolę dziewczyny z farmy, którawylądowała w Hollywood, zrozumiałam od razu, że chcesz uniknąć rozgłosu, i gryzłam palceze złości, że wciągnęłam cię w cały ten cyrk.Wybacz mi.- Ale radziłam sobie zupełnieniezle, nie? Jesteś drugą Shirley Mc Laine. A ty? Masz zamiar wyjść za Daniela? Teraz, kiedy odniosłaś sukces jako malarka, będziemógł na obrazach robić świetneinteresy.Barbara skrzywiła się. Dobrze jest, jak jest.A poza tym nie ma czasu myśleć o tych sprawach.Zresztą, czywyobrażasz sobie mnie z gromadą dzieciaków, które wyciskają tubki z farbami na mojeobrazy? Jeżeli już mowa o obrazach - czy znajdujesz jeszcze czas na malowanie?- Wygrzebałam mnóstwo starych bohomazów.Ale masz rację.Kiedy uzgodniony zostanietermin wystawy w Paryżu, będę musiała na nowo zabrać się do roboty.W Nowym Jorkuprowadzę tryb życia naprawdę wariacki.Nagle umilkła i po chwili dodała, nieco zażenowana:- Musisz mi wybaczyć, siostrzyczko, ostatnio naprawdę nie miałam czasu odwiedzićtwojej matki.Masz od niej dobre wiadomości?Susan ze smutkiem potrząsnęła głową.- Nie może się przyzwyczaić do samotności.Jeżeli osiedlę się we Francji na stałe,spróbuję ją namówić, aby przyjechałatutaj.Barbara zmieniła temat. A twoja powieść posuwa się naprzód, siostrzyczko? Miesiąc temu na jakimś cocktailuspotkałam Craiga Greenwalda, pytał mnie, kiedy skończysz. Do końca brakuje mi jeszcze czternaście rozdziałów.Jeśli będę pracować intensywnie,mam nadzieję, że skończę pod koniec lipca.Gdyby mi się to udało, książka byłaby gotowa napazdziernik.Pod warunkiem oczywiście, że ktoś ją zechce wy-dać Bądz spokojna, siostrzyczko.Daniel na pewno ci pomoże.Susan rzuciła okiem na zegarek. Och, już po dwunastej.Wracamy.Umieram z głodu.Barbara Romano zawarła kilka kontraktów.Pat O'Dwyer przestudiował je bardzoskrupulatnie, zastanawiając się nad każdym słowem i doprowadzając tym do rozpaczykontrahentów francuskich, prowokując nawet nieprzyjemne uwagi.Ani na moment jednakżenie opuszczał go niewzruszony spokój, mimo że bywały chwile, kiedy wrzała w nim jegoirlandzka krew.W przeddzień wyjazdu całej trójki wszyscy zostali zaproszeni na kolację do modnegokabaretu rosyjskiego.Susan i Jacques także.Susan próbowała właśnie zakąsek, kiedy podniósłszy oczy zauważyła fotografa, któryprzesuwał wzdłuż stołu kamerę.Oślepił ją jeden błysk flesza, drugi, trzeci.Fotograf kręcił siękoło stołu i zrobił jeszcze kilka ujęć.Nikt nie zwracał nań uwagi.Biorąc pod uwagę kąt, podjakim robił zdjęcia, Susan obliczyła, że figuruje co najmniej na czterech kliszach.Fotograf właśnie się oddalał, lawirując między stolikami.Spod oka popatrzyła na Jacques'a pogrążonego w ożywionej rozmowie z żoną właścicielajednej z największych galerii obrazów w Paryżu.Wzięła torebkę, odsunęła krzesło idyskretnie podniosła się z miejsca.Sąsiad z prawej, łysy grubas, który był jakąś szyszką w reklamie, zrobił ruch, jakby chciałtakże wstać.Nienaganną angielszczyzną zapytał: Czy mogę pani czymś służyć? Podziękowała mu ruchem ręki. Nie, dziękuję.Za chwileczkę wracam.Fotograf stał przy barze oparty łokciami o kontuar i rozmawiał z barmanem.Drzwi do toaletznajdowały się tuż obok baru.Prześliznęła się między stolikiem a grupą występujących wlokalu Cyganów, którzy z oczami przymkniętymi w ekstazie grali na skrzypcach "Jaskółkę"dla turystów południowoamerykań-skicj siedzących przy jednym ze stolików.Nim pchnęła drzwi do toalety, odwróciła się wstronę fotografa i prowokująco do niego mrugnęła.Ten, zaskoczony, odstawił kieliszek iwzrokiem poradził się barmana, co powinien robić.Barman wzruszył ranami ze zblazowanąminą i odszedł na drugi koniec baru.graf zdecydował się w końcu i wszedł za Susan dotoalety.Stała, oparta o kabinę telefoniczną.Zmierzył ją od stóp do głów.Podobam się pani? - zapytał ją tonem pyszałka, Zrobiła pogardliwą minę.Film! Ile? Kupuję,Ton jej był zimny i suchy.Popatrzył na nią zmieszany.Był to typ cherlawy, o oczachkuleczki, powiększonych przez okulary o grubych szkłach.- Jaki film?Pokazała palcem kamerę, którą miał zawieszoną na piersi. Właśnie ten.Chcę go kupić.Ile? Wzrok faceta stał się podejrzliwy, potem chciwy. Ten film nie jest do sprzedania. Dwieście dolarów, zgoda?Były to wszystkie pieniądze, jakie miała przy sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Rzecz jasna, te zaproszenia dotyczyły także Jacques'a i Susan.Owe nocne wypady bardzo sięnie podobały Susan, albowiem lękała się, że przebywając w towarzystwie ludzi znanych,wreszcie zwróci czyjąś uwagę.Któż to może wiedzieć? Wystarczy jakaś notatka w prasie ikoniec z anonimowością.W rzeczywistości niebezpieczeństwo, że jej nazwisko zostanieujawnione, było niewielkie.Francuzi zapominali je natychmiast po prezentacji - jak gdybyznajdowali w tym jakąś złośliwą przyjemność.Niektórzy, śmielsi, nazywali ją w ciąguwieczoru panną Davidovitch albo Krakovitch.Pomyślała, że któregoś dnia jakiś Francuznazwie ją panną Austerlitz na pamiątkę napoleońskiego zwycięstwa.Tak czy owak, była ztego zadowolona.Nie mogła dopuścić, by ktoś jej nazwisko zapamiętał.Fachowcy od sztukimalarskiej szybko spostrzegli, że nie należy ona do branży, i przestali interesować się jejosobą, ona zaś była im za to wdzięczna.Jeżeli zaś chodzi o potencjalnych podrywaczy, toodstraszała ich sama obecność Jacques'a.Ponieważ zresztą Susan aż do perfekcji grałakompletną idiotkę, oszołomioną tym, że znajduje się w tak wytwornym towarzystwie, nikt jejwłaściwie nie zauważał.To niespokojne życie miało jednak także swoje strony dodatnie.Daniel Rosenkranz nieprzyjął zaproszenia Jacques'a na kolację w domu przy ulicy Monceau.Susan nie miała czasuuprzedzić Barbary i przeżyła chwilę niepokoju, zanim usłyszała odpowiedz Daniela.Jegouprzejma odmowa wywołała westchnienie ulgi Susan.Przez pierwszy tydzień Barbara i Susan nie miały ani jednej swobodnej chwili na rozmowę wcztery oczy.I dopiero w drugą niedzielę po przyjezdzie Barbary znalazły taką okazję.Przyjaciel Daniela Rosenkranza zaprosił ich paczkę na cały dzień do swojej posiadłości wTouraine i obie przyjaciółki skorzystały ze słonecznego przedpołudnia, by zapuścić się wszerokie aleje parku.- A więc, siostrzyczko, wygląda na to, że z Jacques'em wszystko gra, co?Susan chrząknęła.- Widać to? Barbara roześmiała się.- Widać, że to prawdziwy miodowy miesiąc.Mam nawet wrażenie, że wamprzeszkadzamy.Susan zareagowała żywo: Mylisz się, Babs. Tym lepiej, ale odniosłam wrażenie, że nie podskoczyłaśz radości na mój widok.- Byłam szczęśliwa, Babs, że cię znowu widzę, ale te wieczorne wypady, te spotkania.Bałam się trochę.- Domyślałam się tego.Kiedy zobaczyłam, że grasz rolę dziewczyny z farmy, którawylądowała w Hollywood, zrozumiałam od razu, że chcesz uniknąć rozgłosu, i gryzłam palceze złości, że wciągnęłam cię w cały ten cyrk.Wybacz mi.- Ale radziłam sobie zupełnieniezle, nie? Jesteś drugą Shirley Mc Laine. A ty? Masz zamiar wyjść za Daniela? Teraz, kiedy odniosłaś sukces jako malarka, będziemógł na obrazach robić świetneinteresy.Barbara skrzywiła się. Dobrze jest, jak jest.A poza tym nie ma czasu myśleć o tych sprawach.Zresztą, czywyobrażasz sobie mnie z gromadą dzieciaków, które wyciskają tubki z farbami na mojeobrazy? Jeżeli już mowa o obrazach - czy znajdujesz jeszcze czas na malowanie?- Wygrzebałam mnóstwo starych bohomazów.Ale masz rację.Kiedy uzgodniony zostanietermin wystawy w Paryżu, będę musiała na nowo zabrać się do roboty.W Nowym Jorkuprowadzę tryb życia naprawdę wariacki.Nagle umilkła i po chwili dodała, nieco zażenowana:- Musisz mi wybaczyć, siostrzyczko, ostatnio naprawdę nie miałam czasu odwiedzićtwojej matki.Masz od niej dobre wiadomości?Susan ze smutkiem potrząsnęła głową.- Nie może się przyzwyczaić do samotności.Jeżeli osiedlę się we Francji na stałe,spróbuję ją namówić, aby przyjechałatutaj.Barbara zmieniła temat. A twoja powieść posuwa się naprzód, siostrzyczko? Miesiąc temu na jakimś cocktailuspotkałam Craiga Greenwalda, pytał mnie, kiedy skończysz. Do końca brakuje mi jeszcze czternaście rozdziałów.Jeśli będę pracować intensywnie,mam nadzieję, że skończę pod koniec lipca.Gdyby mi się to udało, książka byłaby gotowa napazdziernik.Pod warunkiem oczywiście, że ktoś ją zechce wy-dać Bądz spokojna, siostrzyczko.Daniel na pewno ci pomoże.Susan rzuciła okiem na zegarek. Och, już po dwunastej.Wracamy.Umieram z głodu.Barbara Romano zawarła kilka kontraktów.Pat O'Dwyer przestudiował je bardzoskrupulatnie, zastanawiając się nad każdym słowem i doprowadzając tym do rozpaczykontrahentów francuskich, prowokując nawet nieprzyjemne uwagi.Ani na moment jednakżenie opuszczał go niewzruszony spokój, mimo że bywały chwile, kiedy wrzała w nim jegoirlandzka krew.W przeddzień wyjazdu całej trójki wszyscy zostali zaproszeni na kolację do modnegokabaretu rosyjskiego.Susan i Jacques także.Susan próbowała właśnie zakąsek, kiedy podniósłszy oczy zauważyła fotografa, któryprzesuwał wzdłuż stołu kamerę.Oślepił ją jeden błysk flesza, drugi, trzeci.Fotograf kręcił siękoło stołu i zrobił jeszcze kilka ujęć.Nikt nie zwracał nań uwagi.Biorąc pod uwagę kąt, podjakim robił zdjęcia, Susan obliczyła, że figuruje co najmniej na czterech kliszach.Fotograf właśnie się oddalał, lawirując między stolikami.Spod oka popatrzyła na Jacques'a pogrążonego w ożywionej rozmowie z żoną właścicielajednej z największych galerii obrazów w Paryżu.Wzięła torebkę, odsunęła krzesło idyskretnie podniosła się z miejsca.Sąsiad z prawej, łysy grubas, który był jakąś szyszką w reklamie, zrobił ruch, jakby chciałtakże wstać.Nienaganną angielszczyzną zapytał: Czy mogę pani czymś służyć? Podziękowała mu ruchem ręki. Nie, dziękuję.Za chwileczkę wracam.Fotograf stał przy barze oparty łokciami o kontuar i rozmawiał z barmanem.Drzwi do toaletznajdowały się tuż obok baru.Prześliznęła się między stolikiem a grupą występujących wlokalu Cyganów, którzy z oczami przymkniętymi w ekstazie grali na skrzypcach "Jaskółkę"dla turystów południowoamerykań-skicj siedzących przy jednym ze stolików.Nim pchnęła drzwi do toalety, odwróciła się wstronę fotografa i prowokująco do niego mrugnęła.Ten, zaskoczony, odstawił kieliszek iwzrokiem poradził się barmana, co powinien robić.Barman wzruszył ranami ze zblazowanąminą i odszedł na drugi koniec baru.graf zdecydował się w końcu i wszedł za Susan dotoalety.Stała, oparta o kabinę telefoniczną.Zmierzył ją od stóp do głów.Podobam się pani? - zapytał ją tonem pyszałka, Zrobiła pogardliwą minę.Film! Ile? Kupuję,Ton jej był zimny i suchy.Popatrzył na nią zmieszany.Był to typ cherlawy, o oczachkuleczki, powiększonych przez okulary o grubych szkłach.- Jaki film?Pokazała palcem kamerę, którą miał zawieszoną na piersi. Właśnie ten.Chcę go kupić.Ile? Wzrok faceta stał się podejrzliwy, potem chciwy. Ten film nie jest do sprzedania. Dwieście dolarów, zgoda?Były to wszystkie pieniądze, jakie miała przy sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]