X




[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiele lat temufirma kupiła dwa sąsiednie budynki.Pod okiem Crystalprzebudowano wszystkie trzy, nadając im wspólną wiktoriańskąfasadę.Resztki jej odwagi ulotniły się jak kamfora, kiedy otwierała ciężkie,pompejańskie drzwi.Na ścianie naprzeciwko wejścia wisiałnadnaturalnej wielkości portret Gideona.Zwiatło sączyło się tu tylkoprzez dwa wąskie okna, tak że cienie wypełniające hall podkreślałyrembrandtowski światłocień obrazu.Miała wrażenie, że niezgrabnapostać zmarłego męża zaraz wyjdzie z ram.Crystal uświadomiłasobie, że cały jej wpływ na męża kończył się na progu tego budynku.Był to męski świat, świat bezwzględnej rywalizacji.W czarnymkostiumie Chanel, którego krótka spódniczka odsłaniała jej zgrabneuda, poczuła się jak lalka.Frywolna, krucha, bezmyślna, nie pasującado tego otoczenia.Pomyślała, że dobrze się stało, iż odesłałaCadillaca.W przeciwnym razie uciekłaby teraz do domu.Obita skórą winda przyprawiała ją o klaustrofobię, więc szła podrewnianych schodach.Towarzyszył jej tylko głuchy stukot obcasów.Na pierwszym i drugim piętrze wewnętrzne ściany wszystkich trzechbudynków zostały wyburzone, co stworzyło jedną, monstrualniewielką przestrzeń.Niskie barierki odgradzały boksy kierownikówzespołów projektowych.Sprawiało to wrażenie oddziału identycznychstołów kreślarskich, z których każdy uzbrojony był w identycznąlampę i krzesło.Podeszła do najbliższej deski i przesunęła palcem porozpiętej na niej kalce.- Gideon kupił całe wyposażenie i inżynierów.Ja też ich kupię.- Jejwysoki kobiecy głos zadzwięczał w panującej w pomieszczeniu ciszy.Biura dyrektorów mieściły się na trzecim, ostatnim, piętrze.Gdytam weszła, spostrzegła jakiś cień.Głośno westchnęła, ale to tylkoRS 301ptak przefrunął nad świetlikiem w dachu.Wyprostowała się, wzięłagłęboki oddech i ruszyła do najbliższych drzwi opatrzonych eleganckąwizytówką: A.DONALD MASTERS.Trzymała w ręku ciężki pękkluczy należących do Gideona.Odziedziczyła po nim ten budynek, amimo to czuła się jak ktoś, kto narusza cudze terytorium.To, co robię,nie będzie niczym złym, jeśli uznam, że Niedzwiedzie mają coś nasumieniu.Ale przecież Gideon znał się na ludziach i nie trzymałbynikogo o złej reputacji - myślała Crystal, otwierając ciężkie drzwi ipospiesznie przechodząc przez sekretariat do gabinetu najstarszegoczłonka rady.A.D.Masters, jowialny rumiany sześćdziesięciodwulatek, któryzaczynał jako robotnik budowlany, utorował sobie drogę do tegoluksusowego biura dzięki studiom wieczorowym i karierze wwojowniczych związkach zawodowych San Francisco.Jegoniegustowne garnitury były zawsze pogniecione, a czarny krawatprzekrzywiony.Nigdy nie miał porządnie ostrzyżonych włosów.Jegobiuro było również świadectwem lekceważenia wszelkich zasad.Przy Maiden Lane zaparkował samochód - może ciężarówka.Crystal zaszyła się w rogu, czekając, aż hałas ucichnie.Dopiero potemruszyła do biurka.Od razu przyciągnęła jej uwagę strona wyrwana zpiątkowej  San Francisco Chronicie".WoCo, znak korporacjiWoodhama, był zakreślony długopisem.Nabazgrana na marginesiesuma stu tysięcy pięciuset dolarów oznaczała, że Mastersowizaproponowano dwa tysiące akcji.Trudno się dziwić, że go wzięło -pomyślała, myszkując w podnieceniu w środkowej szufladzie biurka.Pod wykresami ukryty był plik rachunków z domu towarowego.Dlaczego wysłano je do biura, a nie do domu, na straży którego stałakoścista pani Masters? - zastanawiała się Crystal.Trzymała rachunkiw dłoni niczym wróżka talię kart do tarota.Były to rachunki za taniąbiżuterię i drogą bieliznę.Uśmiechnęła się znacząco, energicznieprzetrząsając pozostałe szuflady.Pod stosem dokumentówbudowlanych natrafiła na duże kolorowe zdjęcie młodej wyzywającejkobiety w skąpym bikini ledwie przysłaniającym wielki biust.Z rękąopartą na biodrze wyglądała tak tandetnie, że Crystal znowu sięRS 302uśmiechnęła, zwłaszcza że zobaczyła umieszczoną na zdjęciudedykację. Uwielbianemu Andy'emu oddana na zawsze Lucille."Teraz z chichotem  rozszyfrowała" pierwsze litery jego imion: AndyDandy, Andy Dandy Rozpustny Chłopiec.- AIexandrze, jesteś geniuszem - szepnęła.Schowała zdjęcie irachunki na miejsce.0'Shea miał identyczne biuro, ale panował tu taki porządek, żewydawało się dwa razy większe od zajmowanego przez Mastersa.Wśrodkowej szufladzie znalazła papierową teczkę z napisem  Sprawyosobiste".Było w niej powtórne wezwanie do wpłacenia ośmiutysięcy dolarów na konto kasyna w Reno i powrotny bilet lotniczy doReno na dzisiaj.Crystal przestała bać się konfrontacji z dyrektorami.W biurzeCline'a nie znalazła nic.Ruszyła do biura Roliu, dyrektora działupetrochemicznego.W piątek nie było go w pracy.Ważyła w dłoniachciężki list bez adresu zwrotnego.Kiedy otworzyła go ostrożniepaznokciem, okazało się, że zawiera pięć studolarowych banknotów.Bierze łapówki - pomyślała zaklejając kopertę klejem z biurkasekretarki.U LeBarona, najmłodszego dyrektora, który miał czterdzieści jedenlat, leżały w kącie gabinetu hantle.Na parapecie zobaczyła kalendarzotwarty na dzisiejszej dacie.Widniała tam notatka: Spotkanie o 10.30.Dyskusja.Kobieta kochająca luksus, próżna i zarozumiała.Boi sięstracić to, co ma.Podobam się jej.Przejść na stopę prywatną ipodpowiedzieć właściwą decyzję.Crystal dostała szału.Miała ochotę przetrząsać zawartość szuflad iszafek, dopóki nie znajdzie dowodu jakiegoś przestępstwa, za jakieidzie się do więzienia - pedofilii albo malwersacji.Niestety było jużosiemnaście po dziewiątej.W innych biurach natrafiła na butelki po Bourbonie, rachunek zabadania krwi w pobliskim ambulatorium na Post Street, plikpornograficznych polaroidów.Za piętnaście dziesiąta schroniła się w królestwie Gideona.Tonajwiększe biuro umeblowane było ciężkimi wiktoriańskimiRS 303sprzętami, których pozbyła się z domu przy Clay Street.Na ścianachwisiały stare zdjęcia w sepii.Na jednym brodaty Gideon Talbott, teśćCrystal zmarły na długo przed jej urodzeniem, stał obok zaprzęgumułów.Na biurku Gideona stał wystrzępiony proporczyk zwypisanym złotymi literami hasłem:  Talbott wybuduje wszystko, wkażdym miejscu i czasie."Po tym, jak poznała ukrywane przed Gideonem sekretyNiedzwiedzi, Crystal odzyskała pewność siebie.Nie czuła się jużcałkowicie od nich uzależniona, ale też nie była tak naiwnąoptymistką, by wierzyć, że z nimi wygra.Siedziała zamyślona naczarnej sofie wspartej na gryfich łapach.Podniosła się na odległydzwięk dzwonka u drzwi frontowych.Po chwili usłyszała łoskotwindy i dyskretne pukanie.- To ja, Padraic.Staruszek zegar wybijał właśnie dziesiątą.- Jesteś punktualnie co do minuty.- Myślałem, że będę pierwszy, ale gdy tu podjechałem,postanowiłem zaparkować dalej, żeby dyrektorzy nie spostrzeglimojego auta.- To w stylu Jamesa Bonda - odparła z uśmiechem.-Przyszłamprzed chwilą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.