[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wniosek nasuwał się jeden.Gdybym była lojalną przyjaciółką, pożegnałabym się w tymmomencie z Dennisem i pojechałabym do domu autobusem.Mogłabym mu nawet wcisnąć jeden z dwóch dwudziestodolarowychbanknotów, które dostałam od ojca, i powiedzieć, żeby poszedł sobiena lancz, gdzie chce.Nie byłoby to z pewnością zbyt eleganckie, ale lepiej byćnieeleganckim wobec kogoś, kogo się zna od niedawna, niżnielojalnym wobec kogoś, z kim się przyjazni od lat.Czułam się jakzdrajczyni, a mimo to nie wycofałam się.- Ja pytałam pierwsza - powiedziałam.- Ty zadecyduj.- Może pójdziemy gdzieś na pizzę? Chyba że wolisz chińskiejedzenie?- Nie, idziemy na pizzę.Przy Barcley Street otworzyli nowąpizzerię.Jeszcze tam nie byłam, ale słyszałam, że jest nie najgorsza.To niedaleko od mojego domu.- No to jedziemy.W samochodzie żadne z nas nie było zbyt rozmowne.Jazastanawiałam się nad tym, jak zareaguje Sharon, kiedy opowiem jej owszystkim.Bo nie zamierzałam przed nią niczego ukrywać.Niewyobrażałam sobie wprawdzie, że przyznam się do tego, jak bardzozafascynował mnie jej chłopak, lecz co do faktów postanowiłam byćuczciwa.Czułam w głębi serca, że to żadna uczciwość, bo tak naprawdęnie chodziło o fakty - o to czy Dennis odwozi mnie do domu, czy nie,czy jemy lancz w pizerii, czy w chińskiej restauracji.Chodziło o to, co wisiało w powietrzu, o to, jak ja i Dennisuciekaliśmy w popłochu wzrokiem, kiedy nasze spojrzenia na chwilęsię zetknęły, o wiersze Cummingsa, o niewypowiedziane słowa, oniedokończone gesty.Ucieszyłam się, że w końcu zdecydowaliśmy się na pizzerię przyBarcley Street.Jak na niedawno otwarty lokal, było w niej niezwykletłoczno.Musieliśmy wprawdzie kilka minut czekać, aż zwolni sięstolik, ale kiedy przyniesiono nam zamówione pizze, okazało się, żebyło warto.Najważniejsze było jednak to, że w panującym tam hałasie niebyło nic z atmosfery intymności, której tak się bałam.Rozmowa wreszcie zaczęła nam się kleić.Dennis, który byłstarszy ode mnie o rok i w tym roku kończył liceum, opowiadał, najakie uczelnie składa papiery, ja mówiłam o swoich, trochę bardziejodległych w czasie, planach.Gdy kończyliśmy pizze, pomyślałam, że może mojewcześniejsze obawy były bezsensowne.Wyobraziłam sobie, że zaprzyjaznię się z Dennisem.Możenawet będziemy umawiać się we czwórkę - ja, Pit, Sharon i on - i miłospędzać razem czas.Kiedy snułam te plany, poczułam w kieszeni wibrowanietelefonu komórkowego.Dzwonił Pit; chciał się upewnić, czy nic sięnie zmieniło co do naszego spotkania.Nie wiedział jeszcze nic owypadku Pat, ale nie chciałam o tym teraz mówić.Powiedziałam, żebędę na niego czekać, tak jak ustaliliśmy poprzedniego dnia, osiódmej, przerwałam połączenie i schowałam telefon do kieszeni.Wystarczyło jedno spojrzenie na Dennisa i zrozumiałam, żemogę zapomnieć o miłym spędzaniu czasu we czwórkę.- To był mój chłopak, Pit - powiedziałam.- Wybieramy siędzisiaj do kina.- Pewnie się spieszysz.Popatrzyłam na zegarek.- Nie, mam jeszcze ponad godzinę.O czym to ja mówiłam? -Pamiętałam, że to ja opowiadałam o czymś, kiedy zadzwonił telefon,ale zupełnie nie mogłam sobie przypomnieć o czym.Rozmowa znów zaczęła kuleć, poczułam więc ulgę, kiedywyszliśmy z pizzerii.W samochodzie Dennis włączył radio i nie odezwaliśmy się dosiebie ani słowem.- Dzięki za podwiezienie - powiedziałam, kiedy za trzymał siępod moim domem.- I za wszystko - dodałam, wysiadając.Ruszyłam już w stronę wejścia, ale odwróciłam się ipomachałam do niego ręką.Opuścił szybę i wystawił głowę.- Baw się dobrze dziś wieczorem! - zawołał.Zobaczyłam w jego oczach coś dziwnego.Kilka tygodni pózniej wiedziałam już, co to jest, ponieważczułam to samo zawsze, kiedy widziałam ich razem z Sharon.Weszłam do domu i przez chwilę stałam w przedpokoju.Nagle poczułam, że nie chcę się dzisiaj spotykać z Pitem.Zadzwoniłam do niego i odwołałam spotkanie.Był trochęrozczarowany, ale kiedy opowiedziałam mu o wypadku Pat, nienalegał.Poszłam do swojego pokoju, usiadłam w fotelu przy łóżku isięgnęłam po Cummingsa.10Próbowałam dodzwonić się do Sharon jeszcze w niedzielę.Samanie wiem dlaczego, ale wolałam, żebym to ja, a nie Dennis,opowiedziała jej pierwsza o tym, co działo się w piątek i sobotę.Wróciła jednak z weekendowej wyprawy póznym wieczorem imiałam okazję z nią porozmawiać, dopiero kiedy w poniedziałekspotkałyśmy się w szkole.Nic jeszcze nie wiedziała o wypadku Pat.-Dennis ci o tym nie powiedział? - zdziwiłam się.- W ogóle nie rozmawiałam z nim po przyjezdzie z gór.Dotarliśmy do domu przed dwunastą.Spotkałam go na korytarzuprzed pierwszą lekcją, ale oboje tak się spieszyliśmy, że nie mieliśmyczasu zamienić słowa.Słuchała przejęta o tym, co zdarzyło się z Pat, a kiedy w swojejopowieści dotarłam do miejsca, w którym pojawiał się Dennis, ażotworzyła usta z zaciekawienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Wniosek nasuwał się jeden.Gdybym była lojalną przyjaciółką, pożegnałabym się w tymmomencie z Dennisem i pojechałabym do domu autobusem.Mogłabym mu nawet wcisnąć jeden z dwóch dwudziestodolarowychbanknotów, które dostałam od ojca, i powiedzieć, żeby poszedł sobiena lancz, gdzie chce.Nie byłoby to z pewnością zbyt eleganckie, ale lepiej byćnieeleganckim wobec kogoś, kogo się zna od niedawna, niżnielojalnym wobec kogoś, z kim się przyjazni od lat.Czułam się jakzdrajczyni, a mimo to nie wycofałam się.- Ja pytałam pierwsza - powiedziałam.- Ty zadecyduj.- Może pójdziemy gdzieś na pizzę? Chyba że wolisz chińskiejedzenie?- Nie, idziemy na pizzę.Przy Barcley Street otworzyli nowąpizzerię.Jeszcze tam nie byłam, ale słyszałam, że jest nie najgorsza.To niedaleko od mojego domu.- No to jedziemy.W samochodzie żadne z nas nie było zbyt rozmowne.Jazastanawiałam się nad tym, jak zareaguje Sharon, kiedy opowiem jej owszystkim.Bo nie zamierzałam przed nią niczego ukrywać.Niewyobrażałam sobie wprawdzie, że przyznam się do tego, jak bardzozafascynował mnie jej chłopak, lecz co do faktów postanowiłam byćuczciwa.Czułam w głębi serca, że to żadna uczciwość, bo tak naprawdęnie chodziło o fakty - o to czy Dennis odwozi mnie do domu, czy nie,czy jemy lancz w pizerii, czy w chińskiej restauracji.Chodziło o to, co wisiało w powietrzu, o to, jak ja i Dennisuciekaliśmy w popłochu wzrokiem, kiedy nasze spojrzenia na chwilęsię zetknęły, o wiersze Cummingsa, o niewypowiedziane słowa, oniedokończone gesty.Ucieszyłam się, że w końcu zdecydowaliśmy się na pizzerię przyBarcley Street.Jak na niedawno otwarty lokal, było w niej niezwykletłoczno.Musieliśmy wprawdzie kilka minut czekać, aż zwolni sięstolik, ale kiedy przyniesiono nam zamówione pizze, okazało się, żebyło warto.Najważniejsze było jednak to, że w panującym tam hałasie niebyło nic z atmosfery intymności, której tak się bałam.Rozmowa wreszcie zaczęła nam się kleić.Dennis, który byłstarszy ode mnie o rok i w tym roku kończył liceum, opowiadał, najakie uczelnie składa papiery, ja mówiłam o swoich, trochę bardziejodległych w czasie, planach.Gdy kończyliśmy pizze, pomyślałam, że może mojewcześniejsze obawy były bezsensowne.Wyobraziłam sobie, że zaprzyjaznię się z Dennisem.Możenawet będziemy umawiać się we czwórkę - ja, Pit, Sharon i on - i miłospędzać razem czas.Kiedy snułam te plany, poczułam w kieszeni wibrowanietelefonu komórkowego.Dzwonił Pit; chciał się upewnić, czy nic sięnie zmieniło co do naszego spotkania.Nie wiedział jeszcze nic owypadku Pat, ale nie chciałam o tym teraz mówić.Powiedziałam, żebędę na niego czekać, tak jak ustaliliśmy poprzedniego dnia, osiódmej, przerwałam połączenie i schowałam telefon do kieszeni.Wystarczyło jedno spojrzenie na Dennisa i zrozumiałam, żemogę zapomnieć o miłym spędzaniu czasu we czwórkę.- To był mój chłopak, Pit - powiedziałam.- Wybieramy siędzisiaj do kina.- Pewnie się spieszysz.Popatrzyłam na zegarek.- Nie, mam jeszcze ponad godzinę.O czym to ja mówiłam? -Pamiętałam, że to ja opowiadałam o czymś, kiedy zadzwonił telefon,ale zupełnie nie mogłam sobie przypomnieć o czym.Rozmowa znów zaczęła kuleć, poczułam więc ulgę, kiedywyszliśmy z pizzerii.W samochodzie Dennis włączył radio i nie odezwaliśmy się dosiebie ani słowem.- Dzięki za podwiezienie - powiedziałam, kiedy za trzymał siępod moim domem.- I za wszystko - dodałam, wysiadając.Ruszyłam już w stronę wejścia, ale odwróciłam się ipomachałam do niego ręką.Opuścił szybę i wystawił głowę.- Baw się dobrze dziś wieczorem! - zawołał.Zobaczyłam w jego oczach coś dziwnego.Kilka tygodni pózniej wiedziałam już, co to jest, ponieważczułam to samo zawsze, kiedy widziałam ich razem z Sharon.Weszłam do domu i przez chwilę stałam w przedpokoju.Nagle poczułam, że nie chcę się dzisiaj spotykać z Pitem.Zadzwoniłam do niego i odwołałam spotkanie.Był trochęrozczarowany, ale kiedy opowiedziałam mu o wypadku Pat, nienalegał.Poszłam do swojego pokoju, usiadłam w fotelu przy łóżku isięgnęłam po Cummingsa.10Próbowałam dodzwonić się do Sharon jeszcze w niedzielę.Samanie wiem dlaczego, ale wolałam, żebym to ja, a nie Dennis,opowiedziała jej pierwsza o tym, co działo się w piątek i sobotę.Wróciła jednak z weekendowej wyprawy póznym wieczorem imiałam okazję z nią porozmawiać, dopiero kiedy w poniedziałekspotkałyśmy się w szkole.Nic jeszcze nie wiedziała o wypadku Pat.-Dennis ci o tym nie powiedział? - zdziwiłam się.- W ogóle nie rozmawiałam z nim po przyjezdzie z gór.Dotarliśmy do domu przed dwunastą.Spotkałam go na korytarzuprzed pierwszą lekcją, ale oboje tak się spieszyliśmy, że nie mieliśmyczasu zamienić słowa.Słuchała przejęta o tym, co zdarzyło się z Pat, a kiedy w swojejopowieści dotarłam do miejsca, w którym pojawiał się Dennis, ażotworzyła usta z zaciekawienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]