[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nosił tytuł "Letniasłodycz" i przedstawiał pole kukurydzy upstrzone makami i kwitnącąwyką.W centrum widać było młodą dziewczynę odzianą w muślinowąsuknię i trzymającą w ręku słomkowy kapelusz.Ten obraz zawszekojarzył mi się z rozgrzanym, upalnym letnim dniem; bardzo golubiłam.Wisiał w "Wysokich Drzewach" w jadalni; był barwnympunktem wśród dębowej boazerii.- Podoba mi się - szepnął Stuart.Czy Jean chce go kupić?Potrząsnęłam głową.Licytacja zaczęła się powoli, cena rosła funt po funcie.Za każdymrazem, gdy padała nowa kwota, Stuart podnosił rękę z katalogiem.Gdy wszyscy licytatorzy zrezygnowali, na sali rozległ się nowy glos.Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że go znam.Odwróciłamsię, żeby spojrzeć w stronę wyjścia, ale ludzie byli tak stłoczeni, żezobaczyłam tylko wyciągnięte ramię z katalogiem oznaczającepodwyższenie ceny.- Cholera - mruknął Stuart.- Będę miał ten obraz.36RS Głos wypowiadał pojedyncze słowa:- Czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt.Oczywiście był nie do rozpoznania, dlaczego więc nagle sercezaczęło mi bić jak oszalałe, aż nie mogłam chwycić tchu?Fala wspomnień, bolesnych wspomnień.Głos Nickiego Lichtella,cichy, przekonujący, wypowiadający słowa, których nie mogłamzapomnieć."Będziesz zawsze moją letnią słodyczą, Carla.Dziewczynana obrazie to ty.Nigdy cię nie opuszczę."Nieoczekiwanie, równie nagle, jak się pojawił, głos znikł iwłaścicielem obrazu został Stuart.Spojrzałam na niego.Promieniał zsatysfakcji, ale gdy jego wzrok spotkał się z moim, ujrzałam naglezaniepokojenie.- Dobrze się czujesz, Carla? Jesteś bardzo blada.- To z gorąca - wymamrotałam.- Muszę wyjść, ale ty zostań.Przepychałam się do wyjścia.Ronald zaczął już licytacjęnastępnego obrazu.Ale mnie to nie zajmowało; uważnieobserwowałam twarze ludzi niechętnie ustępujących mi przejścia.Twarze obce - jak mogło być inaczej? Nicki Litchell nie mógł tu być.Toniemożliwe.W końcu udało mi się wydostać z namiotu.Oddychającgłęboko opadłam na wygodne krzesło.Nogi mi drżały, chciałam dzikokrzyczeć, w mojej głowie rosły przerażające myśli.W końcu chwiejącym krokiem udałam się do namiotu barowego,który na szczęście był pusty, kupiłam filiżankę herbaty i wyszłam z niąna zewnątrz.Zwiat wokół mnie robił wrażenie, jakby był pokryty lekkąmgiełką, tylko głos brzmiał wciąż w moich uszach, jasno i czysto jakdzwon.Zdawało mi się, wiedziałam o tym.Obraz miał w moim sercucałkiem wyjątkowe miejsce, miejsce związane z Nickim, i dlategowywołałam z otchłani pamięci jego głos, wkładając go w usta jakiegośobcego człowieka.Siedziałam chwilę, czekając, aż gorąca, słodka herbata uspokoimi nerwy, po czym wybrałam się na poszukiwanie Stuarta.Zobaczyłam, że stoi przy namiocie.Podeszłam do niego od tyłu idotknęłam go w ramię.Odwrócił się i chwycił moją dłoń.- Okropnie mnie przestraszyłaś, Carla.Myślałem, że zobaczyłaśducha.37RS O tak, w gruncie rzeczy tak właśnie było; zobaczyłam duchaprzeszłości, sponiewieranej miłości, która nigdy nie powinna byłazaistnieć.- Było tak gorąco, że zrobiło mi się słabo, ale teraz już czuję sięświetnie.Wydawał się nie być przekonany, ale nie upierał się.Poczułam, żewidzi więcej, niż mi się wydaje, jego słowa potwierdziły to:- Wszyscy mamy takie duchy przeszłości, które nie dają namspokoju.Wydaje mi się, że to fakt, że znowu sprzedaje się rzeczyLitchellów, tak cię zasmucił.Na przykład ten obraz.- Dlaczego tak chciałeś go kupić?Szliśmy w kierunku wozu.- Pózniej ci powiem.Może byśmy zjedli obiad? - spojrzał nazegarek.- Mój przyjaciel ma tu niedaleko bardzo miłą restaurację,"Błękitną Różę" - znasz ją?- Yhm.bardzo droga.To po drugiej stronie Cheltenham, prawda?- No właśnie.Jeśli tam nie byłaś, to czas najwyższy, myślę, żebędzie ci odpowiadać.Odnalezliśmy samochód i z ulgą zapadłam się w siedzenie obokkierowcy.To, że przyjęłam jego zaproszenie, potraktował jako rzeczcałkiem naturalną.Nigdy przedtem nie jadłam w "Błękitnej Róży".Ronald byłoczarowany tą restauracją i zawsze przyrzekał, że nas tam zabierze,ale kończyło się na obiecankach.O tej porze na parkingu stało tylko parę wozów.Weszliśmy dohallu wyłożonego grubym niebieskim dywanem.Poszłam do toalety,żeby się odświeżyć i dołączyłam do Stuarta w coctail-barze.Gawędził z barmanem, który wyglądał na cudzoziemca irzeczywiście: Stuart przedstawił mi go jako Pierre'a.Spojrzał na mniedziwnie, wywnioskowałam więc, że pewnie zazwyczaj Stuartowitowarzyszyła Tansy.Stuart zamówił drinki.Po chwili przyniesiono je nam do stolika.Wnętrze tworzyło atmosferę intymności: stoliki ukryte były walkowach, z głośników płynęła cicha muzyka, wszędzie stały wazonypełne róż.- Podoba ci się? - spytał Stuart.38RS Skinęłam głowa.Nie chciałam powiedzieć, że moim zdaniemwnętrze jest strasznie nienaturalne, jak inscenizacja do kiepskiegoprzedstawienia operowego.Jednak wspaniałość jedzenia i wina niemiała w sobie żadnej sztuczności.Rozluzniłam się, odpowiadało mi towarzystwo Stuarta i ciągłeoznaki jego troski.Przez chwilę mówił o swoich nowych nabytkach zaukcji.- Znasz chyba historię tego obrazu? - spytał.Byłam zaskoczona.- On ma jakąś historię? Nic o tym nie wiedziałam.- Ale na pewno wiesz, kto go namalował?Potrząsnęłam głową.- Jest podpisany tylko inicjałami.Nie mam pojęcia.- Hm, to dzieło Adama Litchella, dziadka Jean.- Wiedziałam, że był artystą, jak wszyscy zresztą Litchellowie.- A wiesz, kto był modelką dla dziewczyny z obrazu?Potrząsnęłam głową.- Będziesz wstrząśnięta - Stuarta bawiło powolne odkrywanietajemnicy.- Do obrazu pozowała twoja matka.- Nie wygłupiaj się, Stuart.- To prawda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl