[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W oczach nie bÅ‚yskaÅ‚ żal,a tylko Å›wieciÅ‚a jakaÅ› óika surowa apatia.Sala ogÅ‚uchÅ‚a, tylko w tej ciszy rozlegaÅ‚y siÄ™ pÅ‚acze kobiet i szum i Å‚oskot sal sÄ…siednich,robiÄ…cych bez ustanku.Skoro zjawiÅ‚ siÄ™ felczer stale dyżurujÄ…cy w fabryce, Borowiecki siÄ™ wyniósÅ‚.Robotnik, Maszyna,PrzyleciaÅ‚ i główny majster odóiaÅ‚u i wióÄ…c salÄ™ bezczynnÄ… i luói zbitych okoÅ‚oZmierć, Korzyśćtrupa, krzyknÄ…Å‚ już od drzwi: Do maszyn!Rozlecieli siÄ™ wszyscy jak ptaki spÅ‚oszone przez jastrzÄ™bia i po chwili sala znowu szÅ‚a,wszystkie maszyny byÅ‚y w ruchu, prócz tej jednej, okrwawionej zbrodniÄ…, ale którÄ… na-tychmiast zaczynano oczyszczać. Verfluchty y ! tyle materiaÅ‚u na nic!  klÄ…Å‚ majster, oglÄ…dajÄ…c poplamiony krwiÄ…perkal i zaczÄ…Å‚ wymyÅ›lać robotnikom za nieostrożność i groziÅ‚, że caÅ‚ej sali każe wytrÄ…cićza ten materiaÅ‚.Borowiecki już nie sÅ‚yszaÅ‚ tego, bo winda piorunowo zapadÅ‚a siÄ™ z nim i wyrzuciÅ‚a godo farbiarni.Nie zrobiÅ‚ ten wypadek na nim żadnego wrażenia, byÅ‚ przyzwyczajonym do tego. Socha!  zawoÅ‚aÅ‚ na protegowanego swojej narzeczonej, który óisiaj pierwszyóieÅ„ robiÅ‚ w fabryce, wożąc wózkami materiaÅ‚y.ChÅ‚op puÅ›ciÅ‚ wózek i stanÄ…Å‚ przed nim wyprostowany. Jakże wam ióie? A dyć robiÄ™, wielmożny óieóicu! No, to róbcie, tylko pilnujcie siÄ™ maszyn. A te Å›cierwy!  zaczÄ…Å‚ i chciaÅ‚ kazać żonie, aby resztÄ™ dopowieóiaÅ‚a, jako mujuż te Å›cierwy oberwaÅ‚y óisiaj kawaÅ‚ kapoty, ale żony nie byÅ‚o, a Borowiecki odszedÅ‚,bo dano mu znać, że go Bucholc wzywa do kantoru, wiÄ™c Socha popatrzyÅ‚ markotno naswój spencerek, jaki mu z kapoty zrobiÅ‚a maszyna, podrapaÅ‚ siÄ™ w gÅ‚owÄ™, plunÄ…Å‚ w garÅ›ciei pchaÅ‚ wózek do windy, bo ze wszystkich stron zaczÄ™to wymyÅ›lać, że zatamowywa¹p pdrogÄ™.TrawiÅ„ski wyszedÅ‚ zgnÄ™biony.IdÄ…c do Borowieckiego, byÅ‚ prawie pewnym dobrego rezultatu proÅ›by, bo, jak każdyczÅ‚owiek w poÅ‚ożeniu bez wyjÅ›cia, pragnienia braÅ‚ za rzeczywistość, za fakt, który powiniensiÄ™ byÅ‚ stać.Miasto, PotwórSiadÅ‚ w dorożkÄ™ i kazaÅ‚ jechać prosto w PiotrkowskÄ….Nie mógÅ‚ nic myÅ›leć, czuÅ‚ siÄ™rozbitym i niezdolnym już do żadnej akcji, do żadnego ruchu.PoddawaÅ‚ siÄ™ z biernoÅ›ciÄ…wyczerpania tej ostrej, przenikliwej fali goryczy, jaka mu zalewaÅ‚a serce.PatrzyÅ‚ na mia-sto brudne, zadeszczone, na trotuary bÅ‚otniste, zapchane ludzmi, na niezliczone kominy,co niby topole wznosiÅ‚y siÄ™ nad pÅ‚aszczyznami dachów i ginęły w zapadajÄ…cym zmroku,znaczÄ…c tylko swoje istnienie kÅ‚Ä™bami biaÅ‚ych dymów, tÅ‚ukÄ…cych siÄ™ po dachach, na setkiy y e c t (niem.)  przeklÄ™ty.¹p p atamo a  óiÅ› popr.: tamuje.Ziemia obiecana 88 wozów z wÄ™glem, które olbrzymim Å‚aÅ„cuchem ciÄ…gnęły do fabryk na platformy wyÅ‚ado-wane towarami, na dorożki i powozy z poÅ›piechem m3ajÄ…ce siÄ™ w różnych kierunkach,na te niezliczone kantory i skÅ‚ady zapchane towarami, ludzmi, na ten szalony ruch, jakibyÅ‚ na ulicach, na to wysilone życie, wrzÄ…ce dookoÅ‚a.PatrzyÅ‚ z rozpaczÄ… prawie, bo czuÅ‚ swojÄ… niemoc, czuÅ‚, że chwila jeszcze, a z tegoolbrzymiego wiru, z tej maszyny, nazywanej AoóiÄ…, wyleci za chwilÄ™, jak odpadek, jakmiazga wyssana i zużyta na nic, niepotrzebna temu potworowi  miastu.PatrzyÅ‚ z jakÄ…Å›bezsilnÄ… nienawiÅ›ciÄ… na fabryki bÅ‚yskajÄ…ce w mroku tysiÄ…cami okien, na tÄ™ olbrzymiÄ… ulicÄ™,która niby kanaÅ‚ nakryty dymami i brudnym niebem huczaÅ‚a energiÄ…, rozlewaÅ‚a potokiÅ›wiateÅ‚ i tÄ™tniÅ‚a ogromnÄ… siÅ‚Ä… życia.ZlizgaÅ‚ siÄ™ oczami po ostrych konturach fabryk, raziÅ‚ygo boleÅ›nie elektryczne sÅ‚oÅ„ca zapalone nad óieóiÅ„cami, bolaÅ‚ go ten szum gÅ‚uchy,a potężny swojÄ… bezustannoÅ›ciÄ…, co siÄ™ rozlewaÅ‚ po ulicach z fabryk i warsztatów, bolaÅ‚ogo to życie tak silnie tÄ™tniÄ…ce, bolaÅ‚a go ta straszna Å›wiadomość konania, które spostrzegaostatnim bÅ‚yskiem oczów, że tyle pozostaje jeszcze żywych! I ta Å›wiadomość przegryzaÅ‚amu duszÄ™ nieopowieóianÄ… zawiÅ›ciÄ….Nie umiaÅ‚ żyć w tym Å›wiecie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl