[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedyostatnim razem widział policjanta, znajdował się on w połowie wzniesienia ibacznie unikał granicy, gdzie kończyło się życie.Najlepsze zatem wydawałosię podejście od strony wierzchołka.Sądząc po wyglądzie liści i połamanychgałęziach, gliniarz przebył dokładnie tę samą drogę zaledwie kilka minut temu.Jake bez trudu wspiął się na wzgórek i tuż przed krawędzią wierzchołkawyjął broń.Wyjrzał ponad grzbietem, starając się za wszelką cenę pozostaćniewidocznym wśród zarośli.I w tym momencie uświadomił sobie z dresz-czem, że stoi dokładnie w miejscu, w którym czternaście lat temu czaił sięsnajper.Po raz milionowy umysł Jake przywołał tamten obraz: zamaskowanyfacet strzelający na oślep do ludzi, którzy uciekają przed płomieniami.Wspomnienia wciągały, ale Jake wysiłkiem woli zmusił się do pozosta-nia w terazniejszości.Miał do wykonania niezwykle trudne zadanie.I musiałtemu sprostać.Lekko pochylony, widział z tego miejsca jedynie głowę iramiona policjanta - łatwy, pewny strzał, ale wciąż nie chciał się na todecydować.Naprawdę, Wysoki Sądzie, musiałem mu strzelić w plecy.Gdy zacznie biec, glina bez wątpienia usłyszy kroki i pomimo niewiel-kiej odległości, około sześciu metrów, wystarczy mu czasu na oddanie strzału.Gdyby krzyknął, żeby tamten rzucił broń, facet i tak odwróci się i dojdzie dowymiany ognia.Jake prawdopodobnie wyszedłby z niej zwycięsko, ale rezultatbyłby taki sam: martwy policjant.Wracamy do punktu wyjścia.Cholera.Cholera.Cholera.Nagle przyszedł mu do głowy pomysł.~ 211 ~- FBI! - wrzasnął tonem, jaki słyszał w warsztacie zaledwie trzy dnitemu.- Nie ruszać się!Gliniarz podskoczył na dzwięk głosu i zaczął się odwracać.Jakewystrzelił w powietrze.- Powiedziałem, nie ruszać się, do diabła! A teraz rzuć broń!- Ale przecież jestem policjantem! - zaprotestował Sherman, ponownierobiąc ruch, jakby zamierzał się odwrócić.- A ja jestem pieprzoną Królewną Znieżką! - wrzasnął Jake.- Rzuć brońalbo rozwalę ci łeb!- Ale ja.- Wykonać!Sherman z rezygnacją opuścił ramiona i pokręcił głową, upuszczającrewolwer na ziemię.- Grzeczny chłopiec - odezwał się Jake.- Dobrze, a teraz ręce za głowę ispleć palce.Mężczyzna wykonał polecenie wkurzony jak stary kogut.- Jestem gliniarzem, do cholery! Przestępca jest tam na dole.- Zamknij się i słuchaj - przerwał mu Donovan.- Odejdz od broni, wgórę tego zbocza w moim kierunku - glina posłusznie wykonał polecenie, aJake znalazł się w kropce.Nie miał pojęcia, co robić dalej.Naprawdę niechciał robić temu człowiekowi krzywdy, ale nie wiedział, co innego mógłby.- Mam go, Jake.Podejdz i załóż mu kajdanki - z lewej strony, z tyłudoleciał go głos Carolyn.Trzymała w drżących dłoniach trzydziestkęósemkę.Sherman poderwał głowę.- Jake - powtórzył, a ramiona obwisły mu jeszcze bardziej.- JezuChryste! Jake uśmiechnął się, wkładając glocka do kabury i podszedł ostrożniedo niegroznego już mężczyzny.- Obawiam się, że tak, panie policjancie - powiedział.- Dał się panzrobić.A teraz dobra wiadomość.%7łyjesz.Rób co się każe, a pozostaniesz wtym stanie.Tylko nie próbuj ze mną żadnych sztuczek, rozumiemy się? - tenczłowiek nie mógł wiedzieć, że Carolyn, podobnie jak nie umiała zamachaćrękami i odlecieć, nie potrafiłaby zastrzelić człowieka.Sherman zdawał się kompletnie załamany.Wykonał wszystkie polecenia,ze wstydem pochylając głowę.- Jak mogłem być taki głupi? - łajał się na głos.Jake w milczeniu wyjął mu zza pasa kajdanki.Chwytając splecione palcegliniarza, poprowadził go tyłem kilka kroków i kazał usiąść.Piętnaście sekundpózniej Sherman siedział przykuty do młodego drzewka.- Nigdy się nie dowiesz, jak bardzo chciałem cię przyskrzynić, Donovan- burknął.Czuł więcej gniewu i zażenowania niż strachu.Jake nie odezwał się ani słowem.Wyjął przenośny radiotelefon zza jegopasa i rozbił o drzewo, wieńcząc tym samym największą zbrodnię, jaką po-~ 212 ~pełnił w swym życiu.Dzięki ci, Boże.- Chodz tu, Jake - ponagliła Carolyn lekko drżącym głosem.- Tam jestniebezpiecznie.- Dobra, dobra - odparł.Oczywiście miała rację, ale chciał przekazaćNickowi, że niebezpieczeństwo minęło.Kiedy jednak się odwrócił, przyjacielajuż nie było.- Gdzie Nick? - zapytał, odwracając się do Carolyn [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Kiedyostatnim razem widział policjanta, znajdował się on w połowie wzniesienia ibacznie unikał granicy, gdzie kończyło się życie.Najlepsze zatem wydawałosię podejście od strony wierzchołka.Sądząc po wyglądzie liści i połamanychgałęziach, gliniarz przebył dokładnie tę samą drogę zaledwie kilka minut temu.Jake bez trudu wspiął się na wzgórek i tuż przed krawędzią wierzchołkawyjął broń.Wyjrzał ponad grzbietem, starając się za wszelką cenę pozostaćniewidocznym wśród zarośli.I w tym momencie uświadomił sobie z dresz-czem, że stoi dokładnie w miejscu, w którym czternaście lat temu czaił sięsnajper.Po raz milionowy umysł Jake przywołał tamten obraz: zamaskowanyfacet strzelający na oślep do ludzi, którzy uciekają przed płomieniami.Wspomnienia wciągały, ale Jake wysiłkiem woli zmusił się do pozosta-nia w terazniejszości.Miał do wykonania niezwykle trudne zadanie.I musiałtemu sprostać.Lekko pochylony, widział z tego miejsca jedynie głowę iramiona policjanta - łatwy, pewny strzał, ale wciąż nie chciał się na todecydować.Naprawdę, Wysoki Sądzie, musiałem mu strzelić w plecy.Gdy zacznie biec, glina bez wątpienia usłyszy kroki i pomimo niewiel-kiej odległości, około sześciu metrów, wystarczy mu czasu na oddanie strzału.Gdyby krzyknął, żeby tamten rzucił broń, facet i tak odwróci się i dojdzie dowymiany ognia.Jake prawdopodobnie wyszedłby z niej zwycięsko, ale rezultatbyłby taki sam: martwy policjant.Wracamy do punktu wyjścia.Cholera.Cholera.Cholera.Nagle przyszedł mu do głowy pomysł.~ 211 ~- FBI! - wrzasnął tonem, jaki słyszał w warsztacie zaledwie trzy dnitemu.- Nie ruszać się!Gliniarz podskoczył na dzwięk głosu i zaczął się odwracać.Jakewystrzelił w powietrze.- Powiedziałem, nie ruszać się, do diabła! A teraz rzuć broń!- Ale przecież jestem policjantem! - zaprotestował Sherman, ponownierobiąc ruch, jakby zamierzał się odwrócić.- A ja jestem pieprzoną Królewną Znieżką! - wrzasnął Jake.- Rzuć brońalbo rozwalę ci łeb!- Ale ja.- Wykonać!Sherman z rezygnacją opuścił ramiona i pokręcił głową, upuszczającrewolwer na ziemię.- Grzeczny chłopiec - odezwał się Jake.- Dobrze, a teraz ręce za głowę ispleć palce.Mężczyzna wykonał polecenie wkurzony jak stary kogut.- Jestem gliniarzem, do cholery! Przestępca jest tam na dole.- Zamknij się i słuchaj - przerwał mu Donovan.- Odejdz od broni, wgórę tego zbocza w moim kierunku - glina posłusznie wykonał polecenie, aJake znalazł się w kropce.Nie miał pojęcia, co robić dalej.Naprawdę niechciał robić temu człowiekowi krzywdy, ale nie wiedział, co innego mógłby.- Mam go, Jake.Podejdz i załóż mu kajdanki - z lewej strony, z tyłudoleciał go głos Carolyn.Trzymała w drżących dłoniach trzydziestkęósemkę.Sherman poderwał głowę.- Jake - powtórzył, a ramiona obwisły mu jeszcze bardziej.- JezuChryste! Jake uśmiechnął się, wkładając glocka do kabury i podszedł ostrożniedo niegroznego już mężczyzny.- Obawiam się, że tak, panie policjancie - powiedział.- Dał się panzrobić.A teraz dobra wiadomość.%7łyjesz.Rób co się każe, a pozostaniesz wtym stanie.Tylko nie próbuj ze mną żadnych sztuczek, rozumiemy się? - tenczłowiek nie mógł wiedzieć, że Carolyn, podobnie jak nie umiała zamachaćrękami i odlecieć, nie potrafiłaby zastrzelić człowieka.Sherman zdawał się kompletnie załamany.Wykonał wszystkie polecenia,ze wstydem pochylając głowę.- Jak mogłem być taki głupi? - łajał się na głos.Jake w milczeniu wyjął mu zza pasa kajdanki.Chwytając splecione palcegliniarza, poprowadził go tyłem kilka kroków i kazał usiąść.Piętnaście sekundpózniej Sherman siedział przykuty do młodego drzewka.- Nigdy się nie dowiesz, jak bardzo chciałem cię przyskrzynić, Donovan- burknął.Czuł więcej gniewu i zażenowania niż strachu.Jake nie odezwał się ani słowem.Wyjął przenośny radiotelefon zza jegopasa i rozbił o drzewo, wieńcząc tym samym największą zbrodnię, jaką po-~ 212 ~pełnił w swym życiu.Dzięki ci, Boże.- Chodz tu, Jake - ponagliła Carolyn lekko drżącym głosem.- Tam jestniebezpiecznie.- Dobra, dobra - odparł.Oczywiście miała rację, ale chciał przekazaćNickowi, że niebezpieczeństwo minęło.Kiedy jednak się odwrócił, przyjacielajuż nie było.- Gdzie Nick? - zapytał, odwracając się do Carolyn [ Pobierz całość w formacie PDF ]