[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z drugiej strony wznosiła się oszklona galeria.Wokół basenu rozstawione były leżaki z prującego się płótna.Porośnięta bluszczem trampolina zwisała nad ciemną, mętną taflą.Podszedłem do jej krawędzi, by przekonać się, że woda pełna byłasuchych liści i falujących na powierzchni wodorostów.Przyglądałemsię swojemu odbiciu w basenie, kiedy zobaczyłem, jak za moimiplecami wyrasta czarna sylwetka.Odwróciłem się błyskawicznie iujrzałem przed sobą mroczną twarz o ostrych rysach, przyglądającąmi się z niepokojem i obawą.- Kim pan jest i co pan tu robi?- Nazywam się David Martin i przysyła mnie mecenas Valera -wymyśliłem na poczekaniu.Alicia Marlasca zacisnęła usta.- Pani Marlasca, prawda? Dońa Alicia?- A czemu nie przysłał tego, co przychodzi zawsze?Zrozumiałem, że wdowa Marlasca wzięła mnie za jednego zaplikantów z kancelarii Valery, sądząc, że przynoszę jej do podpisaniajakieś papiery lub wiadomość od adwokatów.Przez chwilę rozważałem możliwość przyjęcia tej tożsamości, w twarzy tej kobietybyło jednak coś, co mi mówiło, że usłyszała już w swoim życiu tylekłamstw, iż nie przełknie ani jednego więcej.- Nie pracuję dla kancelarii.Moja wizyta jest natury prywatnej.Zastanawiałem się, czy poświęciłaby mi pani kilka chwil, byporozmawiać o jednej z dawnych posiadłości pani zmarłego męża,don Diega.Wdowa zbladła i odwróciła wzrok.Wspierała się na lasce.Zauważyłem stojący na progu galerii wózek inwalidzki i domyśliłemsię, że spędzała na nim więcej czasu, niżby sobie życzyła.- Po posiadłościach mojego męża nie pozostało już nic, panie.- Martin.- Wszystko przejęły banki.Wszystko oprócz tego domu, który, zaradą mecenasa Valery ojca, mąż przepisał na mnie.Całą resztęrozszarpały sępy.- Chodzi mi dokładnie o dom z wieżyczką, przy ulicy Flassaders.Wdowa westchnęła.Wyglądała na jakieś siedemdziesiąt,siedemdziesiąt pięć lat.Echo tego, co kiedyś musiało byćolśniewającą pięknością, jeszcze niezupełnie zniknęło z jej twarzy.- Niech pan zapomni o tym domu.To przeklęte miejsce.- Niestety, nie mogę tego zrobić.Mieszkam w nim.Wdowa po Marlasce zmarszczyła brwi.- Sądziłam, że nikt nie zechce w nim mieszkać.Stał pusty przezwiele lat. - Wynająłem go jakiś czas temu.Powód mojej wizyty jestnastępujący: podczas prac remontowych znalazłem rozmaite rzeczyosobiste, które, jak sądzę, należały do pani zmarłego męża i zapewnetakże do pani.- W tym domu nie ma nic, co należy do mnie.Znalazł pan pewnierzeczy tamtej kobiety.- Irene Sabino?Alicia Marlasca uśmiechnęła się gorzko.- Czego tak naprawdę chce się pan dowiedzieć, panie Martin?Proszę być ze mną szczery.Nie przyszedł pan tu przecież po to, byoddać mi jakieś starocie mojego męża?Patrzyliśmy na siebie w milczeniu i zrozumiałem, że za żadnącenę nie mogłem i nie chciałem okłamywać tej kobiety.- Staram się ustalić, co tak naprawdę przydarzyło się panimężowi.- Dlaczego?- Bo mam wrażenie, że to samo spotyka mnie.W Casa Marlasca panowała atmosfera opuszczonego panteonu,właściwa wielkim domostwom, w których wszystko tchnienieobecnością i brakiem.Dni swojej fortuny i chwały, czasy, kiedylegiony służących dbały o jego czystość i splendor, dom miał jużniewątpliwie za sobą.Teraz był kompletną ruiną.Farba odpadała ześcian, płytki nie trzymały się podłogi, meble przeżarte były zimnąwilgocią, sufity sypały się, przetarte dywany wyblakły. Pomogłem wdowie usadowić się na wózku inwalidzkim ipodążając za jej wskazówkami, poprowadziłem ją do saloniku, wktórym zostały zaledwie resztki książek i obrazów.- Musiałam sprzedać większość rzeczy, żeby jakoś przeżyć -wyjaśniła.- Gdyby nie mecenas Valera, który co miesiąc przysyła miufundowaną przez kancelarię niewielką emeryturę, nie wiedziałabym,jak związać koniec z końcem.- Mieszka tu pani sama?Wdowa przytaknęła.- To mój dom.Jedyne miejsce, w którym byłam szczęśliwa,chociaż od tego czasu upłynęło już tyle lat.Przepraszam, że nic panunie zaproponowałam.Od dawna nie przyjmuję wizyt i zapomniałam,jak powinno się traktować gości.Ma pan ochotę na kawę albo naherbatę?- Nie, dziękuję.Pani Marlasca uśmiechnęła się, wskazując na fotel, na którymsiedziałem.- To był ulubiony fotel męża.Lubił na nim siadać i czytać dopózna, naprzeciwko kominka.Ja czasem siadałam tu przy nim isłuchałam.Lubił opowiadać różne historie, w każdym razie wtedy.Wtym domu byliśmy bardzo szczęśliwi.- I co się stało?Wdowa skuliła ramiona i zatopiła spojrzenie w popiołachdomowego ogniska [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl