[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poznałem go po berlutich.Był jedynym białymw Brazza noszącym ulubione butyEdgara i Williego Nguesso, synów prezydenta. Obuwie na miarę - mówił mi, gdybyłem mały (potem już tak mówić nie śmiał) - to dowód, że udało ci się w życiu.Zauważyłem, że to są buty trupa.Nie sprawiały już wrażenia, że należą do właściciela.Mójwzrok padł na kałużę krwi, podobną do czerwonego obrusa pod głową tego, kto nie był mi aniojcem, ani ojczymem, ale kto zawsze ze mną był, a teraz już nie będzie.Christophe rozpoznałmnie w tłumku, który utworzył się przed Hippocampe.Dał mi ręką znak, żebym prysnął.Ponieważ był mordercą Bernarda, czy dlatego że morderca Bernarda deptał miPo piętach?Podobno człowiek, który się topi, w jednej chwili widzi całe swoje życie.Więc chybaja się topię.Dwa razy topić się w dwóch zdaniach.Dwa razy dwa w jednym.Znówprzepraszam, Aleksandrze Siergiejewiczu.Nie pamiętam dnia, w którym zdałem sobie sprawę, że moja matka nie jest czarna.Wychodząc ze szkoły, nie musiałem jej szukaćwzrokiem, bo od razu zauważałem jej białą twarz.Nie tylko była innego koloru niż mamakogokolwiek innego: ona wydawała się należeć do jakiegoś innego świata.Trzy razy innego.Była niezwykle piękna, ale to piękno było jakby wyostrzone, niemal świadczące o złośliwościi nieludzko doskonałe.Uczyłem się czytania po francusku w Mamadu i Binecie, metodą A.Davesne a - nigdy nie poznamy imion tych autorów metod pedagogicznych - inspektorakuratorium oświaty. Nazywam się MamaduCamara.Chodzę do szkoły.Jestem uczniem.Mój nauczyciel nazywa się pan Diallo.Pierwsza piosenka, której nauczyłem się na lekcji:  W zeszłym roku byłem mały, / ale terazjuż potrafię / czytać, pisać oraz liczyć, / więc na pewno jestem duży.Z Jeleną rozmawiałem po rosyjsku, potem zacząłem czytać, gdy otworzyłem MurzynaPiotra Wielkiego autorstwa mojego imiennika.Opowiadanie niedokończone.Puszkin nauczyłRosjan nie kończyć tego, co zaczęli, na przykład swojego życia.To wygląda ładniej.Czemu matka nie nazwała mnie Ibrahimem, jak miał na imię etiopski przodek poety?- Sam to zrobisz, kiedy się nawrócisz na islam.- Po co miałbym się nawrócić na islam?- %7łeby mi dokuczyć.- Ja nie chcę ci dokuczać.- Nie powiedziałabym, sądząc po twoim dzienniczku i po twoim uczesaniu.W tym czasie w szkole się leniłem i nosiłem dredy.Także sporo ćpałem, ale Jelenabyła zbyt przesiąknięta duchem sowieckim, by to podejrzewać.Miałem dwanaście lat.I dobrąwymówkę: my w Kongu właśnie wychodziliśmy z okresu wojen domowych.Miałem dwóch ojców: białego i czarnego.Ani jeden, ani drugi nie był dobry, cowreszcie zrozumiałem, patrząc, jak Jelena traktuje obydwu, i słuchając, w jaki sposób mi onich mówi, gdy każdy wracał na swoje śmiecie: Francuz do matki w RueilMalmaison,Malijczyk do swoich trzech żon w Bamako.Do Brazza przyjeżdżali z mnóstwem nadziei igotówki, a wyjeżdżali z niego z pustymi sercami i kieszeniami.Mama przepuszczała ichprzez coś, co nazywała golarką.Dziś wreszcie rozumiem, że to był jej wspaniały biały organpłciowy, poddany depilacji z iście breżniewowską skrupulatnością.Poza tym po kilka tygodni przebywaliśmy ze sobą sam na sam, korzystając z tego, naco spłukało się tych dwóch frajerów.Czy bardziej lubiła któregoś z nich? Z Francuzemprowadziła dłuższe rozmowy, z Malijczykiem za to - bardziej ożywione.Bernarda Lemaire aodwoziła na lotnisko, ale SedouGao jechał sam na MayaMaya samochodem z Pałacu Prezydenckiego.Często się zastanawiam, o czym mogli rozmawiać w samolocie, wracając razem do Paryża.Możenabijali się z nas, tak jak my z nich.Z poczuciem satysfakcji tych, którzy zapłacili, podczasgdy nam pozostawał smak goryczy tych, których kupiono.Malijczyk miał szesnaściorodzieci, a Francuz był bezpłodny; to czyniło go bardziej sentymentalnym.Przy najmniejszym zadraśnięciu chciał mnie posyłać do szpitala wojskowego, a japrzecież jestem antymilitarystą.Kto widział kongijskiego milicjanta przy robocie, ten ma jużtylko jedno słowo w głowie: pokój.Po upadku Sassou i wyborze Lissouby widywaliśmy Bernarda rzadziej, a Sedou -wcale.Rekompensowali to przelewaniem większych sum pieniędzy, co pozwalało nam nautrzymanie statusu zamożnych białych wśród czarnej biedoty.Szkoły były czynne, alewiększość nauczycieli, którzy już nie dostawali pensji, pojawiała się w nich rzadziej niżuczniowie, przyzwyczajeni do tyrania za friko.Na ulicach szalała anarchia, a na parcelachdoskwierał głód.Jelena mówiła, że to jej przypomina rewolucję pazdziernikową, taką, jakąopisują podręczniki historii: długotrwały i niepojęty burdel, wykorzystany przezniezorganizowaną bandę śmiertelnych nudziarzy.Przeświadczona od moich narodzin, żejestem geniuszem, co jest tym trudniejsze do dzwigania, gdy się ma na imię Puszkin, mamawybrała się do Libreville, żeby mi kupić towary nieosiągalne w Brazza Lissouby czy wKinszasieMobutu: płótna, farby, terpentynę, pędzle.Podczas wydarzeń97 roku odmówiła wyjazdu z Konga, ale zgodziła się, żebyśmy na jakiś czas opuściliBrazza.Znalezliśmy schronienie na północy kraju, parę kilometrów od granicy z Kamerunem.Gdyby atmosfera stała się zbyt napięta w prowincji Sangha, przeszlibyśmy do Biya.W wieku dziewięciu lat pierwszy raz zagłębiłem się w Afrykę niezurbanizowaną,słabo znaną Afrykanom; w sawannę białych myśliwych, którzy tam polują, w puszczę białychleśników, którzy ją wycinają.Odkryłem wioski z afrykańskich baśni, które niegdyśopowiadała mi moja laryjska niania francuszczyzną przypominającą munukutuba - bo przezakcent, jaki miała Josephine, była trudna do zrozumienia.Ach, ciKongijczycy o imionach francuskich cesarzowych i królów(Louis, LouisPhilippe, MarieLouise, Eugenie, Josephine).Afrykanin mówi przynajmniej w trzech lub czterech językach: dawnego kolonizatora(francuski lub angielski), swojej grupy etnicznej, grupy, przeciw której walczył, i grupy, zktórą walczył ramię w ramię.Leśnicy, wśród których żyliśmy aż do powrotu do Brazza napoczątku 98 roku, to nafciarze, którzy tną zamiast drążyć.Mają sposób bycia bandytów zrównikowych rozstajnych dróg.Maszerują jak wojskowi, którzy zwiali z defilady 14 lipca i choć znalezli się sami w środku dżungli, nie zostali wytrąceni z rytmu.Są barczyści i wysocy,żeby straszyć Pigmejów.Jeden z tych osiłków czasem przychodził do domu.Brał mnie nakolana, twarde jak szkolna ławka.Mama piła z nim piwo i komentowała wydarzenia.Rozmawiali po francusku, bo leśnik był Belgiem z Walonii.Mama osłaniała mnie moskitierą, mówiąc, że powinna była zagiąć parol na jakiegośAnglika, Amerykanina czy Australijczyka: wtedy niczego bym z ich rozmów nie rozumiał.Miała poczucie humoru, które mnie raniło, a dziś słyszę, że mam takie samo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl