[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.D'abantarnes zerknął na niego, z jego oczu zniknęły wszystkie uśmieszki, spod ronda patrzyły poważne uważne oczy dojrzałego odrobinę zgorzkniałego człowieka.- Wiesz ile on ma lat? - zapytał.- Oczywiście.Dość dobrze znam jego życiorys.Sądzę, że dostałem najszerszą możliwą wersję życiorysu tego biedaka.- Nie mów tak o nim.- Jadraydon podniósł obie ręce na znak poddania.Nie mów tak, pomyślał z ironią, co byś powiedział gdybyś wiedział, że omal nie wyrwało mi się "badyla" nie "biedaka".- To nadal dumny Gentis Metsegon, nie sprowadzajmy go na płaszczyznę wegetującego eksbuntownika.Ale do rzeczy - czujesz, że mówiąc "sądzę", "możliwą" i tak dalej wyrażasz wątpliwość?- Oczywiście, nie jestem dzieckiem.Wiem co to akta operacyjne oraz kiedy i komu się je udostępnia.- Właśnie.Wracając do rzeczy - on ma pięćdziesiąt dwa lata, a wygląda na siedemdziesiąt, prawda? Za dwa miesiące i tydzień skończy pięćdziesiąt trzy lata.Kiedy tu wylądował miał czterdzieści lat i wyglądał na czterdzieści.Tu postarzał się o trzydzieści.Prowadzony przez Liandera przedmiot rozmowy widocznie czuł się pewniej, bo oderwał wzrok od drogi i popatrzył najpierw na D'abantarnesa, a potem spojrzał w oczy Jadraydona.Dopiero teraz dziennikarz zauważył, że oczy Łasica miał nieustannie wilgotne, w kącikach wzbierały łzy i po chwili spływały w dół.Skóra w kącikach oczu była wyraźnie jaśniejsza, jakby wymoczona i dlatego pozbawiona części pigmentu.Doszli do pierwszych zabudowań.Liander skręcił w lewo i wprowadził Łasicę na pierwszą werandę.Stało na niej sześć drewnianych foteli z siedziskami z grubego płótna, w materiale szkieletów Hutterecci ze zdziwieniem rozpoznał oszlifowane styliska od łopat.D'abantarnes troskliwie doprowadził Gentisa do jednego, usadowił.- Tu mieszkam.Poczekajcie chwilę, przyniosę coś do picia i już gadam."Poczekajcie!" pomyślał gorzką ironią.Tego biedaka nic nie ruszy, a ja co mam do wyboru? Swoją drogą to skurwysyństwo losu - wbrew własnej woli zerknął na siedzącego obok starca - siedzi tu z błogą miną, bezwolny kaczan, a był bliski jak nikt z żyjących zastąpić naszego miłościwego władysia.I taki kop od życia?! A co teraz z moją robotą?Wytrzymał jeszcze chwilę, odwrócił się w stronę Gentisa.- Sympatyczny klimat.Niemal jak na Plaide - ciepło, ale nie upalnie.- Ależ zagaiłem, jak najcięższy idiota! wrzasnął na siebie w myślach.Metsegon wolnym automatowym ruchem przekręcił głowę i popatrzył na dziennikarza.W kącikach oczu połyskiwały mu łzy.Spokojnie odmierzył spojrzenie i równie spokojnie odwrócił się.No, to by było tyle w temacie "ożywiona rozmowa z Łasicą".- Ale rozumiem, że wam się nie musi podobać - zakończył na głos, po prostu po to, by uszczypnąć ciszę.- Już - oznajmił głos za plecami.Liander zręcznie rozstawił szklanki i ogromną galonową chyba butlę z klarowną tym razem cieczą.Nie pytając nikogo nalał po pół szklaneczki i wrzucił po grubym plasterku przypominającego limonę owocu.- Nie odezwie się - rzucił ponad ramieniem do Hutterecciego z żalem - nie może.Interviper chwycił podane naczynie, nieufnie powąchał, z przyjemnością odnotował zapach podobny do rumu Caentbre, ale nie śpieszył się z kosztowaniem.Pierwszy zrobił to Metsegon - gdy tylko dostał swoje naczynie zaczął je podnosić do ust i dlatego wyprzedził pozostałych.D'abantarnes przesunął swój fotel tak, by siedzieć naprzeciwko obu gości.- Dwanaście lat temu zwalił się prom.Jeden gość - słynny Łasica alias Onefir, uczciliśmy go, jak każdego, bankietem, dostał, jak każdy kto tego chciał, mentora.Pokłócili się następnego dnia i ja się nim zająłem.Mentor wprowadza nowego w ten świat, w zależności od wspólnej ochoty kilka dni albo kilka tygodni, albo zawsze są razem, chodzi o kilka nieprzyjemnych roślin, o kilka prostych reguł współżycia, a przede wszystkim o to, by nie zostawiać delikwenta samego w kolejnym trudnym jego okresie życia.- Pociągnął ze swojej szklaneczki, ale bardzo ostrożnie.- Zostałem więc ochotnikiem mentorem.Zupełnie naturalnie, gdy ja opowiadałem mu o planecie, czasem o sobie, on zaczynał coś bąkać o sobie.Najpierw ostrożnie, ogólne fakty, bez szczegółów tych, dywersyjnych.Potem zaprzyjaźniliśmy się, ja mu opowiedziałem dlaczego tu jestem.- D'abantarnes trzymając szklankę w dłoni odgiął palec i wycelował nim w Jadraydona.- Nie mówiłem ci dotychczas - okradłem sieć banków na czternaście megamili.- Towarzysząca owym słowom mina nie świadczyła o skrusze.- W myśl naszego prawodawstwa siedziałbym na swojej Bethalisse, może nawet już bym wyszedł.Niestety, nasz władysio uważa dużą kradzież za równą kilku morderstwom, dlatego wylądowałem tu.Niech cię więc nie dziwi moja pewna taka niechęć do Imperium i jego władz.Ale nie o tym mowa.Ja opowiedziałem Gentisowi o swoich losach - on co nieco o sobie.Ale tylko co nieco!Człowiek, o którym była mowa, podniósł rękę z naczyniem i pociągnął z chlipnięciem.Liander długą chwilę wpatrywał się w Metsegona, dziennikarz ze zdziwieniem i pewnym dreszczykiem towarzyszącym mu przy odkrywaniu jakichś szczególnie pilnie strzeżonych tajemnic pomyślał, że kto wie czy nie chodzi tu o szczególne uczucie.Szczególne nawet jeżeli wziąć pod uwagę płeć obu i miejsce, gdzie się znajdują.Dramat Metsegona, zapytał siebie, jest nie mniejszym aby dramatem D'abantarnesa?- To trwało miesiąc - kontynuował Liander.- Potem nagle Gentis zaczął miewać ataki potwornej migreny, najpierw przypisywaliśmy je atmosferze, alergii, potem halucynacjom.W końcu on sam odkrył o co chodzi, przypłacił tę wiedzę potwornymi bólami.A potem miewał je niemal regularnie przez siedem-osiem miesięcy.Potem przestał mówić i skończyły się bóle.- To znaczy.- Czołowy interviper Imperium zrozumiał, że nie wie o co chciał zapytać, pokręcił więc głową, wzruszył ramionami i na końcu łyknął ze szklanki.- Ataki tego kruszenia mózgu dopadały go, gdy używał już użytego słowa - powiedział wolno i wyraźnie D'abantarnes.Hutterecci wpatrywał się w niego długą chwilę, a potem powiedział:- Powtórzę co, moim zdaniem, powiedziałeś, a ty zaprzecz: bolała go głowa kiedy powtarzał słowa?- Tak.Hutterecci zastanawiał się chwilę.- Jak można mówić nie powtarzając poszczególnych słów?Zanim Liander zareagował zrozumiał, że sam wykopał wilczy dół i sam weń wpadł.- Właśnie tak - gdy powiedział: "Nie chcę tu siedzieć" i po pół godzinie: "W ten sposób nie.", po słowie "nie" dostawał takiego kopa w mózg, że waliło go to z nóg.Czasem mdlał, ale za rzadko.- Nie, no to jest jakaś.- Gdy dotarło do niego, że tak jest - kontynuował D'abantarnes nie słysząc protestu Jadraydona - zaczął się śpieszyć, chciał jak najwięcej opowiedzieć.- D'abantarnes podniósł wzrok i pociemniałym spojrzeniem oszacował reakcje dziennikarza.- Możesz to sobie wyobrazić - facet nie śpi pół nocy, układa opowieść dla mnie, czasem słyszę jak coś szepce.Wszystko po to, by nie używać użytych słów, potem zaczyna opowiadać i walą w niego potworne bóle.Najpierw myśleliśmy, że to z powodu tego szeptu, ale - nie! W końcu okazało się, że nawet gdy pomyślał jakieś słowo to przechodziło ono do tego przeklętego słownika słów już zakazanych.- Zgrzytnął zębami i gwałtownie uniósł rękę, wypił połowę zawartości swojej szklanki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl