[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na co oni wszyscy tak patrzą? - zapytał Hagrid, gdy zbliżyli się do zamku.Kieł trzymał się tak blisko nich, jak tylko mógł.- Co leży w trawie? zapytał Hagrid ostro, rzucając się w kierunku Wieży Astronomicznej, gdzie zebrał się już kilka osób.- Widzisz to, Harry? Prawa strona u końca wieży? Poniżej gdzie Mroczny Znak.O rety!.czyżby ktoś wypadł? Hagrid zamilkł, nie chcąc powiedzieć na głos tego, co przyszło mu do głowy.Harry szedł obok niego, czując ból w twarzy i nogach - tam, gdzie trafiły w niego różne przekleństwa w ciągu minionej półgodziny - ale odczuwał ból w jakiś dziwny sposób, stłumiony przez ten bardziej dokuczliwy, który czuł w sercu.On i Hagrid przeszli, jak we śnie, przez szumiący tłum na sam przód, gdzie osłupiali uczniowie i nauczyciele zostawili lukę.Harry słyszał jęk bólu Hagrida, ale nie zatrzymał się, szedł wolno do przodu, by w koncu niego dojść do miejsca, gdzie leżał Dumbledore i przykucnął obok niego.Wiedział, że nie ma nadziei, wiedział to już od chwili, gdy pełny ładunek klątwy trafił Dumbledore'a, wiedział, że to mogło zdarzyć się tylko dlatego, że on nie żył, ale nie był przygotowany na ten widok, na to, że nigdy już nie spotka żywego największego, najlepszego czarodzieja na świecie.Oczy Dumbledore'a były zamknięte; gdyby nie dziwna pozycja jego ramion i nóg, mogłoby się wydawać, że śpi.Harry poprawił okulary - połówki na jego nosie i starł strużkę krwi z jego twarzy własnym rękawem.Potem spojrzał na tę starą, mądrą twarz i spróbował zrozumieć niezrozumiałą prawdę: nigdy już Dumbledore nie odezwie się do niego, nigdy mu już w niczym nie pomoże.Tłum szumiał za Harrym.Po długim czasie Harry klęknął na czymś twardym i odwrócił wzrok od twarzy Dumbledore'a.Dostrzegł medalion, który udało im się wykraść kilka godzin wcześniej.On otworzył się, może na skutek silnego uderzenia.I chociaż Harry nie mógł w tej chwili odczuwać niczego więcej niż wstrząsu, przerażenia i smutku, to wiedział, że z medalionem było coś nie w porządku.Odwrócił medalion w rękach.Nie był tak duży jak ten, który widział w Myśloodsiewni, nie było na nim ozdobnego S - znaku Slytherina.Jego wnętrze również było mało ciekawe, jeśli nie liczyć skrawka złożonego pergaminu wciśniętego mocno w miejsce, gdzie powinien być portret.Automatycznie, do pewnego stopnia rzeczywiście myśląc o tym, co robi, Harry wyjął pergamin, otworzyć i odczytał w świetle zapalonych właśnie różdżek następujący napis: Do Czarnego Pana Jeśli to czytasz, to znaczy, że ja zapewne od dawna już nie żyję.Chcę jednak, byś wiedział, że odkryłem twoją tajemnicę.Ukradłem prawdziwy Horcrux i zamierzam go zniszczyć.Staję w obliczu śmierci w nadziei, że kiedyś na ciebie przyjdzie kolej i również będziesz wtedy istotą śmiertelną.R.A.B.Harry nie wiedział, co znaczyła ta wiadomość i nie przejmował się tym.Liczyło się tylko jedno: to nie było Horcrux.Dumbledore osłabił się pijąc niepotrzebnie tę straszną truciznę.Harry zgniótł pergamin w dłoni, a jego oczy napełniły się łzami.Kieł zaczął wyć.Tłumaczenie: GD2ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY: LAMENT FENIKSA (THE PHOENIX LAMENT)Chono Harry.- Nie- Nie możesz tu zostać.no już, rusz się- NieNie chciał zostawiać Dumbledore'a, nigdzie w ogóle nie chciał się ruszać.Ręka Hagrida drżała na jego ramieniu.Jakiś inny głos powiedział - Choć Harry.Znacznie mniejsza i cieplejsza dłoń chwyciła go i podciągnęła do góry.Zgodził się na to bez namysłu.Dopiero, gdy szedł na oślep przez tłum, dzięki woni kwiatowego zapachu w powietrzu, uzmysłowił sobie, że to Ginny prowadziła go z powrotem do zamku.Niezrozumiałe głosy znęcały się nad nim a szlochy, krzyki i jęki zakłócały noc; Harry i Ginny szli jednak dalej, z powrotem na schody sali wejściowej.Kątem oka Harry widział przemykające obok twarze; uczniowie spoglądali na niego, szeptali, dziwili się, a purpurowe barwy Gryffindor'u, połyskiwały na podłodze niczym krople krwi, gdy torowali sobie drogę w kierunku marmurowej klatki schodowej.- Idziemy do skrzydła szpitalnego - oznajmiła Ginny- Nie jestem ranny! - powiedział Harry- To polecenie McGonagall - odrzekła Ginny - wszyscy już tam są, Ron, Hermiona i Lupin, no wszyscy.W sercu Harry'ego znowu obudził się strach: zapomniał o obojętnych mu ludziach, których zostawił za sobą.- Ginny, kto jeszcze nie żyje?- Nie martw się, nikt z naszych.- A Mroczny Znak.Malfoy mówił, że nadepnął na jakieś ciało.- Nadepnął na Bill'a, ale wszystko jest w porządku, żyje.Było jednak w jej głosie coś, co wiedział, że nie wróży nic dobrego.- Jesteś pewna?- Oczywiście, że jestem pewna.on jest.w lekkiej rozsypce, to wszystko.Greyback go zaatakował.Pani Pomfrey mówi, że nie będzie już.już nigdy nie będzie wyglądać tak samo.Głos Ginny nieco zadrżał.- Nie wiemy tak naprawdę, jakie będą tego konsekwencje.chcę powiedzieć, że Greyback jest wilkołakiem, ale nie był dziś przemieniony.- A inni.na podłodze były też i inne ciała.- Neville i Profesor Flitwick są ranni, ale pani Pomfrey mówi, że nic im nie będzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Na co oni wszyscy tak patrzą? - zapytał Hagrid, gdy zbliżyli się do zamku.Kieł trzymał się tak blisko nich, jak tylko mógł.- Co leży w trawie? zapytał Hagrid ostro, rzucając się w kierunku Wieży Astronomicznej, gdzie zebrał się już kilka osób.- Widzisz to, Harry? Prawa strona u końca wieży? Poniżej gdzie Mroczny Znak.O rety!.czyżby ktoś wypadł? Hagrid zamilkł, nie chcąc powiedzieć na głos tego, co przyszło mu do głowy.Harry szedł obok niego, czując ból w twarzy i nogach - tam, gdzie trafiły w niego różne przekleństwa w ciągu minionej półgodziny - ale odczuwał ból w jakiś dziwny sposób, stłumiony przez ten bardziej dokuczliwy, który czuł w sercu.On i Hagrid przeszli, jak we śnie, przez szumiący tłum na sam przód, gdzie osłupiali uczniowie i nauczyciele zostawili lukę.Harry słyszał jęk bólu Hagrida, ale nie zatrzymał się, szedł wolno do przodu, by w koncu niego dojść do miejsca, gdzie leżał Dumbledore i przykucnął obok niego.Wiedział, że nie ma nadziei, wiedział to już od chwili, gdy pełny ładunek klątwy trafił Dumbledore'a, wiedział, że to mogło zdarzyć się tylko dlatego, że on nie żył, ale nie był przygotowany na ten widok, na to, że nigdy już nie spotka żywego największego, najlepszego czarodzieja na świecie.Oczy Dumbledore'a były zamknięte; gdyby nie dziwna pozycja jego ramion i nóg, mogłoby się wydawać, że śpi.Harry poprawił okulary - połówki na jego nosie i starł strużkę krwi z jego twarzy własnym rękawem.Potem spojrzał na tę starą, mądrą twarz i spróbował zrozumieć niezrozumiałą prawdę: nigdy już Dumbledore nie odezwie się do niego, nigdy mu już w niczym nie pomoże.Tłum szumiał za Harrym.Po długim czasie Harry klęknął na czymś twardym i odwrócił wzrok od twarzy Dumbledore'a.Dostrzegł medalion, który udało im się wykraść kilka godzin wcześniej.On otworzył się, może na skutek silnego uderzenia.I chociaż Harry nie mógł w tej chwili odczuwać niczego więcej niż wstrząsu, przerażenia i smutku, to wiedział, że z medalionem było coś nie w porządku.Odwrócił medalion w rękach.Nie był tak duży jak ten, który widział w Myśloodsiewni, nie było na nim ozdobnego S - znaku Slytherina.Jego wnętrze również było mało ciekawe, jeśli nie liczyć skrawka złożonego pergaminu wciśniętego mocno w miejsce, gdzie powinien być portret.Automatycznie, do pewnego stopnia rzeczywiście myśląc o tym, co robi, Harry wyjął pergamin, otworzyć i odczytał w świetle zapalonych właśnie różdżek następujący napis: Do Czarnego Pana Jeśli to czytasz, to znaczy, że ja zapewne od dawna już nie żyję.Chcę jednak, byś wiedział, że odkryłem twoją tajemnicę.Ukradłem prawdziwy Horcrux i zamierzam go zniszczyć.Staję w obliczu śmierci w nadziei, że kiedyś na ciebie przyjdzie kolej i również będziesz wtedy istotą śmiertelną.R.A.B.Harry nie wiedział, co znaczyła ta wiadomość i nie przejmował się tym.Liczyło się tylko jedno: to nie było Horcrux.Dumbledore osłabił się pijąc niepotrzebnie tę straszną truciznę.Harry zgniótł pergamin w dłoni, a jego oczy napełniły się łzami.Kieł zaczął wyć.Tłumaczenie: GD2ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY: LAMENT FENIKSA (THE PHOENIX LAMENT)Chono Harry.- Nie- Nie możesz tu zostać.no już, rusz się- NieNie chciał zostawiać Dumbledore'a, nigdzie w ogóle nie chciał się ruszać.Ręka Hagrida drżała na jego ramieniu.Jakiś inny głos powiedział - Choć Harry.Znacznie mniejsza i cieplejsza dłoń chwyciła go i podciągnęła do góry.Zgodził się na to bez namysłu.Dopiero, gdy szedł na oślep przez tłum, dzięki woni kwiatowego zapachu w powietrzu, uzmysłowił sobie, że to Ginny prowadziła go z powrotem do zamku.Niezrozumiałe głosy znęcały się nad nim a szlochy, krzyki i jęki zakłócały noc; Harry i Ginny szli jednak dalej, z powrotem na schody sali wejściowej.Kątem oka Harry widział przemykające obok twarze; uczniowie spoglądali na niego, szeptali, dziwili się, a purpurowe barwy Gryffindor'u, połyskiwały na podłodze niczym krople krwi, gdy torowali sobie drogę w kierunku marmurowej klatki schodowej.- Idziemy do skrzydła szpitalnego - oznajmiła Ginny- Nie jestem ranny! - powiedział Harry- To polecenie McGonagall - odrzekła Ginny - wszyscy już tam są, Ron, Hermiona i Lupin, no wszyscy.W sercu Harry'ego znowu obudził się strach: zapomniał o obojętnych mu ludziach, których zostawił za sobą.- Ginny, kto jeszcze nie żyje?- Nie martw się, nikt z naszych.- A Mroczny Znak.Malfoy mówił, że nadepnął na jakieś ciało.- Nadepnął na Bill'a, ale wszystko jest w porządku, żyje.Było jednak w jej głosie coś, co wiedział, że nie wróży nic dobrego.- Jesteś pewna?- Oczywiście, że jestem pewna.on jest.w lekkiej rozsypce, to wszystko.Greyback go zaatakował.Pani Pomfrey mówi, że nie będzie już.już nigdy nie będzie wyglądać tak samo.Głos Ginny nieco zadrżał.- Nie wiemy tak naprawdę, jakie będą tego konsekwencje.chcę powiedzieć, że Greyback jest wilkołakiem, ale nie był dziś przemieniony.- A inni.na podłodze były też i inne ciała.- Neville i Profesor Flitwick są ranni, ale pani Pomfrey mówi, że nic im nie będzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]