[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy tych słowach wszyscy zachichotali.- To zapraszam.- rzekł pan Franciszek nim odpłynął.Zbliżaliśmy się do kanału Kula i zatoki jeziora Jagodne, którą żeglarze nazywają taksamo.Przed kanałem, po ciężkiej, męczącej przeprawie przez jezioro zatrzymaliśmy się przypolu namiotowym.Zbliżało się południe, pora drugiego śniadania.Męskiej części harcerzyzaproponowałem wyprawę na niemieckie fortyfikacje z pierwszej wojny światowej.Zabraliśmy kanapki, wodę w manierkach i przeszliśmy na drugą, zachodnią stronę kanału.Tam, zaraz po lewej stronie zauważyliśmy okopy z ostatniej wojny.Podopieczni Kobry iKijanki pobiegli wzdłuż linii w złudnej nadziei odnalezienia jakiegoś porzuconego karabinu,chociażby hełmu lub puszki od maski przeciwgazowej.- Zapowiadał pan fortyfikacje z pierwszej wojny, a tu wybitnie druga wojna - dziwiłsię Kobra.- Na przełomie 1914 i 1915 roku niemieckie władze wojsko we postanowiłyufortyfikować linię Wielkich Jezior Mazurskich - tłumaczyłem chłopcom.- Wiecie, że napółnoc od nas na przesmykach jezior była giżycka Twierdza Boyen.Tu na kanale zostawionookopy i schron, w Mikołajkach przy mostach zobaczycie blokhauzy, podobnie w Rucianem.Jeszcze przed drugą wojną światową, gdy powstawały plany rozbudowy umocnień wokółjezior, wysunięto linię obrony o 2-3 kilometry przed fortyfikacje pierwszowojenne, tworząc znich doskonałe zaplecze, kolejną redutę obrony.- Gdzie ten bunkier? - pytali harcerze zdyszani po buszowaniu w nadbrzeżnym lesie.- Powinien być sto metrów od kanału - odparłem.- To pan go nigdy nie widział? - dziwił się Kijanka.- Nie.- To skąd pan wie, gdzie powinien być?- Po pierwsze, Niemcy kierowali się pewnymi kanonami fortyfikacji.Biorąc poduwagę analogie z fortyfikacji leśnych w Puszczy Piskiej, linia zapór i okopów powinnaznajdować się sto metrów od blokhauzu.Schrony bierne piechoty również budowano w takiejodległości.Po drugie, studiowałem mapę i zauważyłem, że około stu metrów od kanału jestnajwęższe miejsce cypla.Harcerze krokami odmierzali sto metrów idąc po asfaltowej drodze prowadzącej doBogaczewa.- Sto pięćdziesiąt! - zawołali po zrobieniu tyluż kroków, które w przybliżeniuodpowiadały stu metrom.- Teraz w las - rozkazał Kijanka.Chłopcy wbiegli w krzaki i zaraz usłyszałem ich okrzyki radości.Najpierwnatknęliśmy się na wysokie wały, pomiędzy którymi były drogi komunikacyjne.Na wałach,po stronie zachodniej były półki, na których mieli zapewne stawać obrońcy w momencieoddawania strzału.W jednym z wałów odkryliśmy kompletnie zniszczony betonowy obiekt.Nie byłem w stanie ocenić, jak wyglądał, bo jedyny cały fragment obiektu zachowany do dziśto zasypana ceglana studzienka z trzema metalowymi stopniami wmurowanymi w ścianę.Chłopcy jeszcze węszyli po krzakach.Obok nas przebiegła także sarna spłoszonanagłym pojawieniem się ludzi.Zadowoleni wróciliśmy do łodzi, gdzie pozostawiona sama sobie damska część załogiwzbudzała sensację wśród żeglarzy, którzy chyba gotowi byli opuścić swe dotychczasowetowarzystwo dla jednego tylko uśmiechu Marpezji.Gdy wsiadaliśmy na pokład, słyszałemzłośliwe docinki zazdrośników.Teraz mogliśmy już niespiesznie płynąć do Rydzewa.Tam zatrzymaliśmy się w Gospodzie pod Czarnym Aabędziem , gdzie czekała na nas załoga Izegpsusa III.Piotrprzygotował nasz kajak do drogi.Szybko zjedliśmy obiad i popłynęliśmy dokoła, do Pieklic.Reszta miała zabrać tylko plecaki z wodą i prowiant.Bagaże przewiózł wynajęty w Rydzewietraktor z przyczepą.Aodzie zostały w porcie koło gospody.Po drodze opowiadałem Piotrowi o naszych przygodach.Przyjaciel żałował, że niebyło go z nami, bo wódz Galindów narzucił ostre tempo wiosłowania i galernicy , jak samisiebie nazwali, nie mieli czasu na podziwianie okolic.Leniwie, mając czas do wieczora,płynęliśmy do Pieklic.Najpierw ominęliśmy Marcinową Wolę, potem cypel i wpłynęliśmy dozatoki, do której z bagien wpadała Piekliczka.Zaraz na prawym brzegu zauważyliśmygospodarstwo, a dwieście metrów od niego nowoczesny pensjonat, gdzie właśnie ukończonobudowę obozowiska harcerzy i papużek.Dołączyliśmy do wszystkich, stawiając naszenamioty obok pozostałych.Galindowie zamieszkali w klimatyzowanych, wyposażonych wtelewizory, przestronnych apartamentach.Izegpsus III zaprosił nas wszystkich na kolację,czyli prosię z rożna rozpalonego niedaleko obozowiska.Postanowiliśmy z Piotrem ten ostatni raz skorzystać z nadmiernej naszym zdaniemgościnności Galinda.Przedtem poszliśmy do pensjonatu, by umyć ręce.Ledwieprzekroczyliśmy próg okazałego domostwa pokrytego czerwonym klinkierem imitującymcegły, uderzyłem w plecy przyjaciela, który gwałtownie zatrzymał się.Wyjrzałem zza niego.Podłogę w holu myła piękna dziewczyna o kruczoczarnych włosach.Miała wspaniałybrzoskwiniowy odcień skóry, efekt częstego przebywania na słońcu i wietrze znadmazurskich jezior.Spod długiej, czarnej, na czas pracy podwiniętej sukienki wyglądałyzgrabne nogi.Była ubrana w białą koszulę, rozpiętą pod szyją, i biel wspaniale kontrastowałaz kolorem skóry dziewczyny.Gdy podniosła na nas wzrok, uśmiechnęła się widząc naszespojrzenia.Jej oczy rzeczywiście były jak dwa węgle, a jej spojrzenie potrafiłobyzelektryzować każdego mężczyznę.- Aazienka jest tam - wskazała nam drogę, domyślając się celu naszego najścia.Chwilę potem, gdy schodziliśmy nad jezioro, Piotr głęboko westchnął.- I nasz Franz nie chce takiej synowej? - dziwił się.- Szkoda takiej dziewczyny - przyznałem.- Ty się w rajby nie baw - ostrzegał mnie przyjaciel.Wróciliśmy do towarzystwa.Tam właśnie rozgorzał spór o to, czyMazury powinny pozostać wielką strefą ciszy.- Hałas może zabić wszystko co najcenniejsze na Mazurach - argumentowała Kakadu.- Cisi żeglarze i kajakarze nie dadzą takich pieniędzy z turystyki jak masowy turysta, aten lubi potańczyć i popływać szybką motorówką - spokojnie tłumaczył Arek.- Proszę pani,ekolodzy nie mają pieniędzy.Zauważyłem, że Izegpsus i Marpezja w skupieniu przysłuchiwali się wymianie zdań.Z jednej strony papużki wspierane idealistycznymi poglądami harcerzywystępowały za pozostawieniem jezior jako kolebki turystyki kwalifikowanej.Z drugiejyuppies tłumaczyli, że tak się nie da zarobić pieniędzy, a bez nich nie będzie chociażbyoczyszczalni ścieków, ekologicznie czystych przystani, sanitariatów w miejsce nieczystościczających się za każdym krzaczkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Przy tych słowach wszyscy zachichotali.- To zapraszam.- rzekł pan Franciszek nim odpłynął.Zbliżaliśmy się do kanału Kula i zatoki jeziora Jagodne, którą żeglarze nazywają taksamo.Przed kanałem, po ciężkiej, męczącej przeprawie przez jezioro zatrzymaliśmy się przypolu namiotowym.Zbliżało się południe, pora drugiego śniadania.Męskiej części harcerzyzaproponowałem wyprawę na niemieckie fortyfikacje z pierwszej wojny światowej.Zabraliśmy kanapki, wodę w manierkach i przeszliśmy na drugą, zachodnią stronę kanału.Tam, zaraz po lewej stronie zauważyliśmy okopy z ostatniej wojny.Podopieczni Kobry iKijanki pobiegli wzdłuż linii w złudnej nadziei odnalezienia jakiegoś porzuconego karabinu,chociażby hełmu lub puszki od maski przeciwgazowej.- Zapowiadał pan fortyfikacje z pierwszej wojny, a tu wybitnie druga wojna - dziwiłsię Kobra.- Na przełomie 1914 i 1915 roku niemieckie władze wojsko we postanowiłyufortyfikować linię Wielkich Jezior Mazurskich - tłumaczyłem chłopcom.- Wiecie, że napółnoc od nas na przesmykach jezior była giżycka Twierdza Boyen.Tu na kanale zostawionookopy i schron, w Mikołajkach przy mostach zobaczycie blokhauzy, podobnie w Rucianem.Jeszcze przed drugą wojną światową, gdy powstawały plany rozbudowy umocnień wokółjezior, wysunięto linię obrony o 2-3 kilometry przed fortyfikacje pierwszowojenne, tworząc znich doskonałe zaplecze, kolejną redutę obrony.- Gdzie ten bunkier? - pytali harcerze zdyszani po buszowaniu w nadbrzeżnym lesie.- Powinien być sto metrów od kanału - odparłem.- To pan go nigdy nie widział? - dziwił się Kijanka.- Nie.- To skąd pan wie, gdzie powinien być?- Po pierwsze, Niemcy kierowali się pewnymi kanonami fortyfikacji.Biorąc poduwagę analogie z fortyfikacji leśnych w Puszczy Piskiej, linia zapór i okopów powinnaznajdować się sto metrów od blokhauzu.Schrony bierne piechoty również budowano w takiejodległości.Po drugie, studiowałem mapę i zauważyłem, że około stu metrów od kanału jestnajwęższe miejsce cypla.Harcerze krokami odmierzali sto metrów idąc po asfaltowej drodze prowadzącej doBogaczewa.- Sto pięćdziesiąt! - zawołali po zrobieniu tyluż kroków, które w przybliżeniuodpowiadały stu metrom.- Teraz w las - rozkazał Kijanka.Chłopcy wbiegli w krzaki i zaraz usłyszałem ich okrzyki radości.Najpierwnatknęliśmy się na wysokie wały, pomiędzy którymi były drogi komunikacyjne.Na wałach,po stronie zachodniej były półki, na których mieli zapewne stawać obrońcy w momencieoddawania strzału.W jednym z wałów odkryliśmy kompletnie zniszczony betonowy obiekt.Nie byłem w stanie ocenić, jak wyglądał, bo jedyny cały fragment obiektu zachowany do dziśto zasypana ceglana studzienka z trzema metalowymi stopniami wmurowanymi w ścianę.Chłopcy jeszcze węszyli po krzakach.Obok nas przebiegła także sarna spłoszonanagłym pojawieniem się ludzi.Zadowoleni wróciliśmy do łodzi, gdzie pozostawiona sama sobie damska część załogiwzbudzała sensację wśród żeglarzy, którzy chyba gotowi byli opuścić swe dotychczasowetowarzystwo dla jednego tylko uśmiechu Marpezji.Gdy wsiadaliśmy na pokład, słyszałemzłośliwe docinki zazdrośników.Teraz mogliśmy już niespiesznie płynąć do Rydzewa.Tam zatrzymaliśmy się w Gospodzie pod Czarnym Aabędziem , gdzie czekała na nas załoga Izegpsusa III.Piotrprzygotował nasz kajak do drogi.Szybko zjedliśmy obiad i popłynęliśmy dokoła, do Pieklic.Reszta miała zabrać tylko plecaki z wodą i prowiant.Bagaże przewiózł wynajęty w Rydzewietraktor z przyczepą.Aodzie zostały w porcie koło gospody.Po drodze opowiadałem Piotrowi o naszych przygodach.Przyjaciel żałował, że niebyło go z nami, bo wódz Galindów narzucił ostre tempo wiosłowania i galernicy , jak samisiebie nazwali, nie mieli czasu na podziwianie okolic.Leniwie, mając czas do wieczora,płynęliśmy do Pieklic.Najpierw ominęliśmy Marcinową Wolę, potem cypel i wpłynęliśmy dozatoki, do której z bagien wpadała Piekliczka.Zaraz na prawym brzegu zauważyliśmygospodarstwo, a dwieście metrów od niego nowoczesny pensjonat, gdzie właśnie ukończonobudowę obozowiska harcerzy i papużek.Dołączyliśmy do wszystkich, stawiając naszenamioty obok pozostałych.Galindowie zamieszkali w klimatyzowanych, wyposażonych wtelewizory, przestronnych apartamentach.Izegpsus III zaprosił nas wszystkich na kolację,czyli prosię z rożna rozpalonego niedaleko obozowiska.Postanowiliśmy z Piotrem ten ostatni raz skorzystać z nadmiernej naszym zdaniemgościnności Galinda.Przedtem poszliśmy do pensjonatu, by umyć ręce.Ledwieprzekroczyliśmy próg okazałego domostwa pokrytego czerwonym klinkierem imitującymcegły, uderzyłem w plecy przyjaciela, który gwałtownie zatrzymał się.Wyjrzałem zza niego.Podłogę w holu myła piękna dziewczyna o kruczoczarnych włosach.Miała wspaniałybrzoskwiniowy odcień skóry, efekt częstego przebywania na słońcu i wietrze znadmazurskich jezior.Spod długiej, czarnej, na czas pracy podwiniętej sukienki wyglądałyzgrabne nogi.Była ubrana w białą koszulę, rozpiętą pod szyją, i biel wspaniale kontrastowałaz kolorem skóry dziewczyny.Gdy podniosła na nas wzrok, uśmiechnęła się widząc naszespojrzenia.Jej oczy rzeczywiście były jak dwa węgle, a jej spojrzenie potrafiłobyzelektryzować każdego mężczyznę.- Aazienka jest tam - wskazała nam drogę, domyślając się celu naszego najścia.Chwilę potem, gdy schodziliśmy nad jezioro, Piotr głęboko westchnął.- I nasz Franz nie chce takiej synowej? - dziwił się.- Szkoda takiej dziewczyny - przyznałem.- Ty się w rajby nie baw - ostrzegał mnie przyjaciel.Wróciliśmy do towarzystwa.Tam właśnie rozgorzał spór o to, czyMazury powinny pozostać wielką strefą ciszy.- Hałas może zabić wszystko co najcenniejsze na Mazurach - argumentowała Kakadu.- Cisi żeglarze i kajakarze nie dadzą takich pieniędzy z turystyki jak masowy turysta, aten lubi potańczyć i popływać szybką motorówką - spokojnie tłumaczył Arek.- Proszę pani,ekolodzy nie mają pieniędzy.Zauważyłem, że Izegpsus i Marpezja w skupieniu przysłuchiwali się wymianie zdań.Z jednej strony papużki wspierane idealistycznymi poglądami harcerzywystępowały za pozostawieniem jezior jako kolebki turystyki kwalifikowanej.Z drugiejyuppies tłumaczyli, że tak się nie da zarobić pieniędzy, a bez nich nie będzie chociażbyoczyszczalni ścieków, ekologicznie czystych przystani, sanitariatów w miejsce nieczystościczających się za każdym krzaczkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]