[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sierżant przerwał mi ruchem ręki:- Tak.Mamy tę przyjemność, a raczej nieprzyjemność.Ale o tym potem.Pańskasprawa pierwsza! Proszę do pokoju.Weszliśmy.- A teraz słucham z niecierpliwością.- Tak więc.To był skrót! Mistrz zwięzłej prozy, Ernest Hemingway, byłby zachwycony mąopowieścią o perypetiach ze skarbem Hasan-beja!Sierżant tylko raz mi przerwał, gdy w opowieści pojawił się Jerzy Batura.Przeprosił,wyszedł z pokoju.- Nie mamy w kartotekach - oznajmił po powrocie.- Jest tylko Waldemar Batura,stare sprawy.Nieobecność Jerzego w policyjnych aktach nie zdziwiła mnie.- Waldemar to ojciec.Nie żyje od wiosny.- Bawmy się więc dalej z synem! - oczy sierżanta zabłysły radośnie.Magda skuliła sięw krześle widząc ten błysk.- Czyli jesteśmy dzisiaj, przed jakimiś dwiema godzinami, na bocznej drodze do Ukty.Co się stało, wiemy.Teraz ty, Magda, gadaj, jak tam trafiłaś! Jeden szczegół punkt dla ciebie.Jedno  zapomnienie - uważaj!. Dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę:- Siedzę sobie dzisiaj na skwerku.- Siedzisz sobie na parkingu przed  Gołębiewskim , bo dalej to cię za Chiny niewpuszczą.I tak cud, że tam dotarłaś.- machnął pobłażliwie ręką Ząbik i nagle ryknął: -Skłam mi jeszcze raz! To Marycha się dowie, kto ją podkablował! A jak będziesz miała u niejprzechlapane, to jeszcze tu przylecisz prosić, żebym cię przymknął!Dziewczyna pozieleniała:- To ja już wszystko, panie sierżancie, jak mamę kocham, jak na świętej spowiedzi!- No to nawijaj, święta. Dziewczyna jest więc z tych, co się kręcą przy obcokrajowcach i przy okazji ichokradają - pomyślałem.Tymczasem Magda, już z nieudawanym przejęciem, opowiadała, jak to zaczepił jąjeden gość i poprosił o przysługę:- Powiedział, że jego dzieci przynęciła taka sekta.Zgrywnie się nazwała  Strażnicyskarbu Husajna.czy jakoś tak!- Jak to się nazywał ten pański Tatar z XVII wieku? - Ząbik z uwagą przyglądał sięharcującym po parapecie wróblom.Niech szlag trafi Baturę z jego dowcipami!- No i że te bachory podpuszczone przez sektę - ciągnęła Magda - zwinęły dziś całyjego majątek.On wie, że będą jechać z tym fantem (to miała być taka skrzynka) jedną leśnądrogą, bo ci strażnicy to też się boją glin.o przepraszam, panie sierżancie!- Drobiazg, Suń dalej.- I ten facet ma pomysł, jak na nich naskoczyć i odebrać co swoje.Czyli majątek idzieciaki.Ryzyk żadny, bo, jak mówił, sekciarze prędzej do tego swojego Husajna ze skargąpójdą niż na gli.policję.Tylko pomocnik mu potrzebny, czyli ja.Przyglądał mi się długo(tak gadał) i inteligentnie mu wyglądam.No bo nie?Spojrzała na mnie z wyzwaniem.Gdzieżbym śmiał zaprzeczyć! Nawet sierżant wolał znów zająć się wróblami.- No a resztę panowie znają - pokręciła się nerwowo na krześle.- Jak bonie-dydy!Wszystko powiedziałam, żebym tak trupem padła!- Nie padaj, bo na razie jesteś nam żywa potrzebna.I możesz być potrzebna jeszczedłuuugo! - zaśmiał się złowrogo sierżant.Dziewczyna zamarła.Byłem przekonany, że już popędzimy na sygnale chwycić Baturę! - Ile ci dał? - spytał Ząbik od niechcenia turlając ołówek po biurku.- Dziesięć baniek.- Tak od razu?- Na tak głupiego to on mi, panie władzo, nie wyglądał! - pokręciła głową Magda.- Po robocie?- I ja też nie durna! - zachichotała.- Kiedy więc?- Jak wysiadałam z malucha, żeby zatrzymać wóz tego pana.- Gdzie forsa?- Nie mam, przysięgam.Pewno wypadła, jak się turlałam po drodze!- Magda!- O rany, zapomniałam z tych nerwów! Tu ją mam - sięgnęła za bluzkę i wyciągnęłazwitek banknotów - Wszystkie dziesięć, ech! - westchnęła z żalem.Teraz zatrzeszczało krzesło pode mną.- Zaraz przejdziemy do spraw zasadniczych - uśmiechnął się uspokajająco sierżant -tylko dwa pytanka techniczne! Jak poradziłeś sobie z gazem, którego pełen był jeep?- O, tu był problem największy! - ożywiła się Magda.- Miałam sztachnąć siępowietrzem na zewnątrz, skoczyć do wozu, łap za skrzynkę, co na kolanach dziewczyny, ichodu! Chwila, moment i po strachu! Skrzynkę, co na kolanach dziewczyny!! - pomyślałem.-  Jerzy widział, jakwsiadaliśmy czy taki z niego dobry psycholog?!- Fant zwinęłaś, a o dzieci to cię już głowa nie bolała? - sierżant stuknął ołówkiem okant biurka.Wzruszyła ramionami:- Gość miał mnie odwiezć do szosy i wrócić po nie.Co mi tam!- Jasne, że co ci.ech! - niebieskie oczy policjanta ściemniały ze złości.- A terazgadaj: poznasz tego, co nadał robotę?- Miałabym nie poznać? Toć go pamiętam jak tatuńcia z tego dnia, kiedy wróciłtrzezwy po wypłacie! Miałam wtedy.Zaśmiałem się, ale sierżant wciąż był poważny:- Nie bredz! Jak wyglądał?Sapnąłem z satysfakcja:  No, Jerzy, teraz z tobą koniec.- Wyglądał?.- podrapała się po nosie na znak wielkiego skupienia dziewczyna.- Najakaś pięćdziesiątkę. Myślałem, że się przesłyszałem!- Czarny.Wąsy to miał jak Wałęsa.Poderwałem się:- Przekupił cię! Gadaj, ile wzięłaś, żeby tu nam kit wciskać?!- Panie Pawle! - sierżant Ząbik położył mi opiekuńczo rękę na ramieniu.- Beznerwów.Mała mówi prawdę.Przecież nie ma żadnego powodu, by kryć tego, jak mu tam,Baturę.A za okazaną nam pomoc może okazać jej wdzięczność sąd.Szarpnąłem się:- Jeśli nie przekupiona, to się go boi!- Nie musi chyba.Jest z Wrocławia.On z Warszawy i to od niedawna, jak słyszałemod pana, w kraju.Dlaczego nie chce pan uwierzyć, że gość po prostu znakomicie sięucharakteryzował?Nie chciałem, bo byłby to jeszcze jeden przejaw uznania dla talentów Batury!Odetchnąłem głęboko:- Słuchaj, Magda, czy jak ci tam, a oczy? Widziałaś jego oczy?!- Co miałam nie widzieć? bawiło ją moje zdenerwowanie.- Czarne miał czy piwne.Jak normalnie ci z czarnymi włosami.- Szkła kontaktowe - syknąłem.- Barwione!- Aha! - poprawiła się w krześle Magda.- I jeszcze kulał na lewą nogę!- Ja ci pokuleję! - teraz wiedziałem, że zmyśla, żeby mnie bardziej rozzłościć.- No może tylko trochę utykał.- przestraszona moim wybuchem spuściła z tonu.- A może pamiętasz numer rejestracyjny malucha? - próbowałem już bez nadziei nasukces.Dziewczyna wyprostowała się i spojrzała na mnie z politowaniem:- Takie rzeczy nie tylko dobrze jest zapamiętać, ale i zapisać sobie.Fakt, że torebkaodjechała z tym bandytą, co mnie tak potraktował, w siną dal, ale przynajmniej część numerupamiętam: WAS 58.tyle!Ciekawe, że właśnie dziś skradziono w Mikołajkach malucha o numerach WAS 58-60- sierżant Ząbik był wcieleniem obojętności.- Nie unoś się, kiedy robią z ciebie balona! - szepnąłem cichutko i w ten sposób mojedobre stosunki z mikołajską policją nie uległy pogorszeniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl