[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przyśniły ci się? - Nie mogłam zasnąć, coś mnie drapało, poza tym na zewnątrz coś łaziło.- To Skórka - wyjaśniłem.- Czasami zostawiam ją na dworze na noc, kiedy jestciepło.- Nie wiem, co to było.- Może duchy albo inne dranie?- Dowcipniś z ciebie.Znił mi się Przeciętniak.- To jednak spałaś.- Kilka razy zdrzemnęłam się na chwilę.biedak pewnie nie potrafi zrobić jajecznicy ikto wie, może nawet denerwuje się moim zniknięciem.- Pewnie tak.- A ty umiesz sam przyrządzić jajecznicę?- Jestem w samotnym przyrządzaniu posiłków specjalistą.- Och, ty mój samotniku - próbowała pogłaskać mnie pieszczotliwie po głowie, alecofnąłem się do tyłu.- No już dobrze, dobrze.To zrób w takim razie swojej pani jajecznicę.Jestem głodna jak diabli.- Myślałam, że to  moja pani chciała przyrządzić śniadanie.Tak się troszczyłaś oPrzeciętniaka, więc pomyślałem, że może uwielbiasz przyrządzać śniadania swoimmężczyznom.- %7łe niby ja?- W końcu mamy równouprawnienie i kobiety mogą wszystko, chyba że wolisz nosićwiadrami wodę ze studni?- Nie, nie - zezłościła się.- Zrobię tę jajecznicę i już, a ty mi opowiesz, jakie mamyplany na dzisiaj.Wspominałeś o jakimś przechytrzeniu Muszkieterów.Robiła jajecznicę, a ja wtajemniczyłem ją w mój plan.Jako że Danka miała odegrać wtej inscenizacji główną rolę, nieco ryzykowną i odważną, więc z początku obawiałem się, żepotraktuje moją propozycję jako zbyt śmiałą.Myliłem się.- Wspaniale! - wykrzyknęła radośnie.- To mi się podoba! Będzie przy tym zabawa nacałego! Pokażę ci, jaki mam talent aktorski!Po śniadaniu wykąpaliśmy się w jeziorze i zrobiliśmy krótką toaletę.Potemsprawdziłem zakupiony na jesieni nieduży ponton z małym silniczkiem, który trzymałem oddłuższego czasu w szopie.Wydawał się cały czas sprawny, wystarczyło go tylko wypełnićpowietrzem, więc w tym celu zabrałem ze sobą na pokład pompkę elektryczną.Wszystkie terzeczy ukryłem razem z kotwicą w niedużym forpiku.Niebawem wypłynęliśmy jeziorem w kierunku Pisza, zostawiwszy w zagrodzie Skórkę, ponieważ misja mogła okazać się niebezpieczna.Zabrałem tylko lornetkę, gdyżnależało wypatrzyć na jeziorze naszych przeciwników, zachowując przy tym bezpiecznąodległość.Na przystani kempingu w Piszu nie było już  D Artagnana , co odebraliśmy jakodobrą wróżbę.Założyłem wcześniej, że Muszkieterzy w końcu opuszczą przystań i zacznąużywać uroków mazurskich jezior.Nie byli też pewni, czy nie naślę na nich policji, więcpewnie zmienili przezornie miejsce postoju i przenieśli się na Zniardwy.Tego byłem pewny.Jako że nie spotkaliśmy ich na Rosiu, bez namysłu popłynęliśmy do ujścia kanału i nim napółnoc przez śluzę dostaliśmy się na Seksty.Zaraz jednak zrobiłem zwrot przez burtę i dzióbłodzi skierowałem na Karwik.- Ty zostaniesz na łodzi i będziesz wypatrywać  D Artagnana na jeziorze - rzekłem.-Ja polecę na wieś i coś sprawdzę.- Tego Alojzego Chrzana, jak się domyślam?- Otóż to!Wieś leżała na wschodnim brzegu przy ujściu kanału - półtora kilometra na zachód odniego.Nieduża, cicha i malowniczo położona, choć pozbawiona naturalnej ochrony, jakązapewniają drzewa.Bardzo płytką przystań znalezliśmy w małej i pełnej wodorostówzatoczce, ale przecież  Wehikuł czasu miał małe zanurzenie i praktycznie mogłem nimdotrzeć wszędzie, wyciągnąwszy miecz.Na wszelki wypadek popłynąłem kawałek dalej nazachód, pięćset metrów za wsią ku solidnemu pomostowi leśniczówki Orle w maleńkimprzysiółku Kierzek, za którą szumiał sosnowy las dochodzącej w tym miejscu do jezioraPuszczy Piskiej.Za pasem szuwarów, kilometr dalej za niewielkim cyplem jaśniała na brzegupolana bindugi Młyńskiej.Tak, było tutaj pięknie, spokojnie i wnet zapominało się o ciemnejstronie życia.Czerwony dach leśniczówki i maszty jachtów cumujących przy pomoście, tak dobrzewidoczne z daleka, były dobrym punktem orientacyjnym w tej enklawie spokoju i piękna.Beztrudu zacumowaliśmy w dogodnym miejscu i wręczywszy Danucie lornetkę, kazałem jejpilnie obserwować jezioro.Poszedłem najpierw do leśniczówki.Niestety, nikt tutaj nie znał Chrzana.Zaproponowano mi wycieczkę na wieś i tam popytanie miejscowych chłopów.Kiedy jednakudałem się tam pieszo przez las, spotkał mnie srogi zawód.Nikt tutaj nie znał żadnegoChrzana.Wysłano mnie zatem do samego sołtysa - tam na dobre upewniłem się, że żadenChrzan nigdy nie mieszkał w tej wsi.- Nie słyszałem, panie, o żadnym Chrzanie - powiedział na pożegnanie czerstwo wyglądający sołtys.- Stało się coś?- Próbuję to ustalić - odpowiedziałem trochę wymijająco.- Mogę się mylić, panie, ale chyba w Trzonkach kiedyś słyszałem o jakimś Chrzanie.Tak, to chyba było we wsi Trzonki.Wie pan, gdzie to jest? Po wschodniej stronie szosy doOrzysza, nad Rosiem, wioska niniejsza niż Karwik.Dojedziesz pan asfaltem.- Jestem jachtem.- A to problem, bo dojście do Trzonków wodą ma pan tylko z Rosia.- Wiem, pływałem tam niedawno - podałem mu rękę.- Dziękuję za informację.Patrzył za mną długo, gdy zawróciłem z powrotem w kierunku leśniczówki Orle.Wracałem zamyślony, próbując odgadnąć, gdzie tak naprawdę mieszkał Alojzy Chrzan? Bonie ulegało wątpliwości, że w bibliotece podał fałszywe dane o miejscu swojegozamieszkania.Musiał mieć nielichy powód, skoro dopuścił się sfałszowania danych.Jeśli toon wyrwał kartki ze starej księgi, to mieliśmy do czynienia z kimś, kto próbował zdobyćistotne informacje za wszelką cenę i nie zamierzał dzielić się z nikim wiedzą.Trzonki?Należało sprawdzić ten trop.Po półgodzinie znalazłem się już na pokładzie łajby.- Nie ma żadnego Chrzana - oświadczyłem posępnie, mrużąc oczy przed słońcemstojącym ponad wierzchołkiem sosen.- Podobno w Trzonkach mieszkał jakiś Chrzan, aleteraz tam nie dopłyniemy.Skończmy sprawę z Muszkieterami.- U mnie też nic - skrzywiła się Danka.- A do Przeciętniaka dzwoniłaś?- Próbowałam, ale ma wyłączony telefon.Pewnie jest u jakiejś cizi.No to się doigrał,frajer jeden! W takim razie zostanę z tobą dłużej.- Doprawdy? - uśmiechnąłem się zdawkowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl