[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapewnili również, że Chmielnicki jeszcze jest w Korsuniu.Tuhaj-bej zaś z jasyrem, z łu-pami i z oboma hetmanami udał się do Czehryna, skąd do Krymu miał jechać.Słyszeli także,że Chmielnicki prosił go bardzo, aby wojsk zaporoskich nie opuszczal i przeciw księciu szedł,wszelako murza nie chciał się na to zgodzić mówiąc, iż po zniesieniu wojsk i hetmanów samiKozacy mogą już sobie poradzić, on zaś nie będzie dłużej czekał, bo jasyr by mu wymarł.Badani o siły Chmielnickiego podawali je na dwieście tysięcy, ale dość lada jakich, a dobrychtylko pięćdziesiąt, to jest Zaporożców i Kozaków pańskich albo grodowych, którzy się dobuntu przyłączyli.Po otrzymaniu tych wiadomości pokrzepił się na duchu książę, spodziewał się bowiemtakże za Dnieprem znacznie w potęgę urosnąć przez szlachtę, zbiegów wojska koronnego ipoczty pańskie.Za czym nazajutrz rano udał się w dalsządrogę.Za Perejasławiem weszły wojska w olbrzymie, głuche lasy ciągnące się wzdłuż biegu Tru-bieży aż do Kozielca i dalej pod sam Czernihów.Był to schyłek maja  upały straszliwe.Wlasach miasto chłodu było tak duszno, iż ludziom i koniom powietrza brakło do oddechu.By-dło prowadzone za taborem padało co krok lub zwietrzywszy wodę biegło ku niej jak szalone,przewracając wozy i powodując zamieszanie.Zaczęły też i konie padać, zwłaszcza w ciężkiejjezdzie.Noce szczególniej były nieznośne dla niezmiernej ilości robactwa i zbyt silnego zapa-chu żywicy, którą z powodu upałów drzewa roniły obficiej niż zwykle.Wleczono się tak cztery dni, na koniec piątego upał stał się nadnaturalny.Gdy przyszłanoc, konie zaczęły chrapać, a bydło ryczeć żałośnie, jakby przewidując jakieś niebezpieczeń-stwo, którego ludzie nie mogli się jeszcze domyślić. Krew wietrzą!  mówiono z taboru między tłumami uciekających rodzin szlacheckich Kozacy gonią nas! bitwa będzie!Na te słowa niewiasty podniosły lament  wieść doszła do czeladzi, wszczął się popłoch izamieszanie  wozy jęły się prześcigać wzajemnie albo zjeżdżać z traktu na oślep w las, wktórym więzły między drzewami.Ale ludzie przysłani przez księcia przywrócili szybko porządek.Rozesłano na wszystkiestrony podjazdy, by się przekonać, czy rzeczywiście jakie niebezpieczeństwo nie groziło.Pan Skrzetuski, który na ochotnika z Wołoszą poszedł, wrócił pierwszy nad ranem, a wró-ciwszy udał się natychmiast do księcia. Co tam?  spytał Jeremi. Mości książę, lasy się palą. Podpalone? Tak jest.Schwytałem kilku ludzi, którzy wyznali, iż Chmielnicki wysłał ochotnika, któryby za waszą książęcą mością szedł a ogień, jeśli wiatr będzie pomyślny, podkładał.186  %7ływcem by nas chciał upiec, bitwy nie staczając.Dawać tu tych ludzi!Za chwilę przyprowadzono trzech czabanów, dzikich, głupich, przestraszonych, którzynatychmiast przyznali się, iż istotnie kazano im lasy podpalić.Wyznali także, że i wojska były już za księciem wyprawione, ale te szły ku Czernihowuinną drogą, bliżej Dniepru.Tymczasem przybyły i inne podjazdy, a każdy przywiózł tęż samą wieść: Lasy się palą.Ale książę nie zdawał się tym bynajmniej trwożyć. Pogański to sposób  rzekł  ale nic po tym! Ogień nie przejdzie za rzeki idące do Tru-bieży.Jakoż istotnie do Trubieży, wzdłuż której posuwał się ku północy tabor, wpadało tyle rze-czek tworzących tu i owdzie szerokie bagna, iż nie było obawy, aby ogień mógł się przez nieprzedostać.Potrzeba było chyba za każdą z nich na nowo bór podpalać.Podjazdy sprawdziły wkrótce, iż tak i czyniono.Codziennie też sprowadzały podpalaczów,którymi ubierano sosny przydrożne.Ogień szerzył się gwałtownie, ale wzdłuż rzeczek ku wschodowi i zachodowi, nie ku pół-nocy.Nocami niebo czerwieniło się, jak okiem dojrzał.Niewiasty śpiewały od wieczora doświtania pieśni pobożne.Przerażony dziki zwierz z płonących borów chronił się na trakt iciągnął za taborem mieszając się ze stadami domowego bydła.Wiatr naniósł dymów, któreprzysłoniły cały widnokrąg.Wojska i wozy posuwały się jak we mgle gęstej, przez którąwzrok nie sięgał.Piersi nie miały czym oddychać, dym gryzł oczy, a wiatr napędzał go corazwięcej.Zwiatło słoneczne nie mogło się przebić przez te tumany i nocami było widniej niż wdzień, bo świeciły łuny.Bór zdawał się nie mieć końca.Wśród takich to płonących lasów i dymów prowadził Jeremi swoje wojska.Przy tym nade-szły wieści, że nieprzyjaciel idzie drugą stroną Trubieży, ale nie wiedziano, jak wielką byłajego potęga  wszelako Tatarzy Wierszułła sprawdzili, że był jeszcze bardzo daleko.Tymczasem pewnej nocy przyjechał z taboru pan Suchodolski z Bodenek z tamtej stronyDesny.Był to dawny dworzanin, rękodajny księcia, który przed kilkoma laty na wieś się prze-niósł.Uciekał i on przed chłopstwem, ale przywiózł wieść, o której nie wiedziano jeszcze wwojsku.Wielka też zrobiła się konsternacja, gdy zapytany przez księcia o nowiny, odpowiedział: Złe, mości książę! O pogromie hetmańskim już wiecie, zarównie jak i o śmierci królew-skiej?Książę, który siedział na małym taboreciku podróżnym przed namiotem, zerwał się narówne nogi: Jak to? król umarł? Miłościwy pan oddał ducha w Mereczu jeszcze na tydzień przed pogromem korsuńskim rzekł Suchodolski. Bóg w miłosierdziu swoim nie dał mu dożyć takiej chwili!  odpowiedział książę, poczym za głowę się wziąwszy mówił dalej:  Straszne to czasy nadchodzą na tę Rzeczpospoli-tą.Konwokacje i elekcje  interregnum, niezgody i machinacje zagraniczne teraz, gdy potrze-ba by, aby cały naród w jeden miecz w jednym ręku się zmienił.Bóg chyba odwrócił od nasoblicze swoje i w gniewie swym za grzechy chłostać nas zamierza.Toż tę pożogę sam tylkokról Władysław mógł ugasić, gdyż dziwną on miał miłość między kozactwem, a prócz tegowojenny był pan.W tej chwili kilkunastu oficerów, między nimi Zaćwilichowski, Skrzetuski, Baranowski,Wurcel, Machnicki i Polanowski, zbliżyło się do księcia, który rzekł: Mości panowie, król umarł!187 Głowy odkryły się jak na komendę.twarze spoważniały.Wieść tak niespodziana mowęwszystkim odjęła.Po chwili dopiero wybuchnął żal powszechny. Wieczne odpocznienie racz mu dać Panie!  rzekł książę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl