[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Straciłyście okazję, moje panie - rzekł z głęboką satysfakcją i spałaszował kanapkę.Smakowała świetnie.Konfucjusz mówi:  Ten, kto śmierdzi jak świnia, jada jak wilk - pomyślałi uśmiechnął się.Spłukał kanapkę kilkoma głębokimi łykami mleka wprost z kartonu - kolejnyzwyczaj surowo tępiony przez Rachel - i poszedł na górę.Nie rozebrał się.Nawet nie umyłzębów.Wszystkie dręczące go bóle stopiły się w jedno słabe pulsowanie, wszechogarniające iniemal przyjemne.Zegarek leżał tam, gdzie go zostawił.Spojrzał na niego.Dziesięć po dziewiątej.Niewiarygodne.Cały incydent wydawał mu się już odległy niczym sen - kolejny atak lunatyzmu.Louis zgasił światło, przekręcił się na bok i zasnął.Obudził się po trzeciej rano i powłócząc nogami, poczłapał do łazienki.Stał tam, sikając imrugając w jaskrawym świetle niczym zaspana sowa, gdy nagle dostrzegł ową rozbieżność wopowieściach Juda.Zupełnie jakby dwa kawałki układanki, które powinny idealnie pasować siędo siebie, zamiast tego zderzyły się i odskoczyły.Dziś wieczór Jud powiedział mu, że jego pies zdechł, gdy on sam skończył dziesięć lat -umarł z powodu zakażenia po skaleczeniu kawałkiem zardzewiałego drutu kolczastego.Lecz tamtego dnia póznego lata, gdy wszyscy wybrali się na Cmętarz Zwieżąt, Jud mówił, że jego pieszdechł ze starości i został tam pogrzebany - pokazał nawet nagrobek, choć upływ lat kompletniezatarł widoczny na nim napis.Louis spuścił wodę, zgasił światło i wrócił do łóżka.Dręczyło go coś jeszcze - i po chwilizrozumiał co.Jud urodził się wraz z nastaniem wieku, a tamtego dnia na cmentarzu zwierzątpowiedział mu, że jego pies zdechł w pierwszym roku Wielkiej Wojny.To znaczyło, że Jud miałwtedy czternaście lat, jeśli chodziło mu o prawdziwy początek wojny w Europie, bądzsiedemnaście, jeżeli miał na myśli przyłączenie się do niej Ameryki.Lecz dziś mówił, że Spot umarł, gdy on, Jud, miał zaledwie dziesięć lat.To stary człowiek, a starzy ludzie plączą się w swych wspomnieniach.Sam mówił, żedostrzega oznaki starości.Nie może przypomnieć sobie nazwisk i adresów, które kiedyśdoskonale pamiętał.Czasami wstaje rano i nie wie, co zaplanował sobie wczoraj na dany dzień.Jak na człowieka w tym wieku i tak jest w świetnym stanie.Skleroza to za mocne słowo, jeślichodzi o Juda.Po prostu zapomina, i tyle.Nic dziwnego, że zapomniał, ile lat miał pies, któryzdechł siedemdziesiąt lat temu, i nie pamięta okoliczności, w jakich zdechł.Zapomnij o tym,Louis.Lecz wciąż nie mógł zasnąć.Długi czas leżał w łóżku, boleśnie świadom pustki panującejw domu i obecności wiatru zawodzącego wokół narożników.W pewnym momencie zasnął, nie zdając sobie sprawy, że przekroczył granicę.Musiałotak być, bo nagle wydało mu się, że słyszy odgłos bosych stóp wspinających się powoli poschodach i pomyślał: Zostaw mnie, Pascow.Daj mi spokój! Stało się to, co się stało.To, co nieżyje, nie żyje - i kroki ucichły.I choć przed końcem roku zdarzyło się mnóstwo innych niewyjaśnionych rzeczy, Louisanigdy już nie nawiedzało widmo Victora Pascowa, czy to na jawie, czy we śnie. 23.Następnego ranka obudził się o dziewiątej.Przez wschodnie okna sypialni do środkawlewały się strumienie jaskrawego światła.Dzwonił telefon.Louis wyciągnął rękę i podniósłsłuchawkę.- Halo?- Cześć - rzuciła Rachel.- Obudziłam cię? Taką mam nadzieję.- Owszem obudziłaś, ty suko - odparł z uśmiechem.- O, cóż to za język, stary niedzwiedziu! - rzekła.- Próbowałam dodzwonić się do ciebiewczoraj wieczorem.Byłeś u Juda?Jego wahanie trwało zaledwie ułamek sekundy.- Tak - odrzekł.- Wypiliśmy parę piw.Norma pojechała gdzieś na świąteczny obiad.Chciałem nawet zadzwonić, ale.sama wiesz.- Tak - powiedziała.- Wiem.Gawędzili przez chwilę.Rachel przekazała mu najświeższe rodzinne nowiny, któreniespecjalnie go interesowały, choć z pewną złośliwą satysfakcją przyjął wieść, że łysina jej ojcapowiększa się coraz szybciej.- Chcesz pomówić z Gage'em? - spytała.Louis uśmiechnął się szeroko.- Chyba tak - odparł.- Nie pozwól mu tylko znów odwiesić słuchawki.Rozległy się głośne szelesty po drugiej stronie.Z daleka dobiegał głos Rachelnamawiający małego, by przywitał się z tatusiem.W końcu Gage powiedział:- Cześć, tata.- Cześć, Gage - odparł radośnie Louis.- Co u ciebie? Jak życie? Czy znów wywaliłeśstojak z fajkami dziadka? Taką mam nadzieję.Może tym razem zdołasz też zniszczyć jegokolekcję znaczków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl