[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W rzeczywistości tego człowieka zabił Scovile, abył to jeszcze jeden angielski szpieg.Lidia poczuła, jak ogarnia ją wielka ulga.Mateusz nie zabiłniewinnego człowieka.Spojrzała na swojego oprawcę, wciąż próbujączrozumieć, skąd u niego tyle nienawiści.- Gdy Marianna umarła, nie potrafił pan zapomnieć o swym gniewie?- Ja nie czuję gniewu, panno Peartree.Moje uczucia są znaczniegłębsze niż gniew.A po śmierci Marianny jeszcze zostało dziecko.Tobyło bardzo mądre ze strony twojego kapitana, że zabrał dziecko.Jużwtedy planowałem, żeby szczeniak miał jakiś wypadek.- To jest straszne! - Lidia zerwała się na nogi.- Nieważne, ktospłodził Jeana-Louisa, przecież to był tylko malutki chłopczyk.i jedynytwój spadkobierca.Spiorunował ją wzrokiem i zatoczył krąg ręką.- Myśli pani, że zostawiłbym to wszystko bękartowi po Matteim?Lepiej niech idzie na skarb państwa.Ale teraz cieszę się, że Matteiprzeżył, bo wpasował się zgrabnie w moje plany.Co za rozpacz go czeka,gdy chłopiec umrze.Lidia poczuła mdłości, widząc szatańską radość hrabiego.Zatoczyłasię i zakryła twarz dłońmi.Ten człowiek zaiste był potworem.Bałaby sięprzebywać z nim w jednym mieście, a co dopiero w jednej małej celi.- Mam nadzieję, że nie zamierzasz mdleć - zamruczał.- Jest pan całkiem wypaczony przez nienawiść - załkała.- Nawet nieumiem sobie wyobrazić, jak to może być.Czy nie ma żadnego sposobu,aby do pana dotrzeć, uświadomić, jak bardzo jest ta zemsta obrzydliwa?284RS Jego twarz przypominała granitową maskę, choć gdzieś za tą fasadąz pewnością krył się człowiek, umęczony i cierpiący mężczyzna.Musidotrzeć do niego.Lidia wyprostowała się i otarła łzy.Przypomniała sobieraz jeszcze słowa Mateusza, wypowiedziane w zatoce Evionne, że umarlimogą wpłynąć na żyjących.- Popatrz na mnie, panie - powiedziała łagodnie, kładąc dłoń sobie napiersi.- Nie poznajesz mnie? To ja, Marianna.Jestem młodą damąpochodzącą z dobrej rodziny, zaręczoną z innym i zakochaną wniewłaściwym mężczyznie.Jestem we władzy swoich uczuć i nie potrafięsię odwrócić od tego, którego kocham, mimo że go zdradziłam.Znowu nasrozdzieliłeś, hrabio.Moja dusza odeszła z mojego ciała.błąka się pociemnych uliczkach Paryża, szukając tej drugiej.Twarz hrabiego stała się szara jak popiół.W półmroku celi Lidia, zjej lśniącymi rudymi włosami i twarzą, od której biła dziwna jasność,rzeczywiście przypominała jego zmarłą żonę.W tej twarzy było tyleniewinności-i cała jego nadzieja na zbawienie.Marianno, jęknął w duchu.Jego oddech rwał się coraz bardziej, podczas gdy ona kontynuowała:- Może pan z tym skończyć teraz, hrabio, i będzie to wymagaćzaledwie odrobiny ludzkiej życzliwości.Pogodzić się z Marianną, tymrazem pozwolić jej na miłość.Ona umarłaby za niego z radością, gdybymogła uratować mu życie.Lecz nie po to, by mu zaszkodzić.Ani stać sięnarzędziem zemsty.Chabrier nachylił się do przodu, wpijając się w nią wzrokiem.- Błagam, aby pan nie niszczył Jeana-Louisa.On jest wszystkim, copozostało po Mariannie na tej ziemi.Wierzę, że pana intrygi i oszustwabędą zapomniane, jeśli tylko pan mnie usłucha.Błagam, niechże udręka285RS się skończy, dla Marianny, dla dziecka i przede wszystkim dla pana,hrabio.Pozwól się uleczyć, zanim ból doprowadzi cię do szaleństwa.Wyciągnęła do niego dłoń.On uczynił to samo.Jego twarz zmieniłasię, złagodniała.Otworzył usta, jakby chciał powiedzieć jakieśpieszczotliwe słowa.I nagle zadygotał i cofnął się, unosząc ramię, jakby odganiał tęrudowłosą zjawę.- Nie! - krzyknął chrapliwie.- Ty nie jesteś Marianną.Ona żyje tylko w moich snach.Nie potrzebuję wybaczenia.Nieteraz, gdy tak blisko jestem zemsty.- Oderwał się od niej i zatrzasnął zasobą drzwi od celi.- W innym stuleciu zapewne spalono by panią na stosiejak czarownicę, panno Peartree.Teraz mogę tylko zaoferować uściski Ma-dame la Guillotine.- Mówiąc to, od niechcenia potarł podrapaną powiekę.-- A więc umrę - powiedziała Lidia spokojnie.- Lecz pan, hrabio,odwróciwszy się plecami do wszystkiego, co dobre i zdrowe, pan zdążawprost ku utracie zmysłów.Nie wiem, kogo czeka gorszy los.Popatrzył na nią przez kratę w drzwiach celi, ścisnąwszy pręty takmocno, że ścięgna wystąpiły mu jak pręgi.-Ja już straciłem zmysły, panno Peartree.Paryż jest miastem pełnymszaleńców.Dochodził już do drzwi zewnętrznych, gdy zobaczyła, jak zachwiałsię, i usłyszała jęk:- Marianno.Lidia chodziła po celi, zbyt poruszona, aby usiąść.Wywarła na hrabim wrażenie, wiedziała o tym.Pokazała mu lustro iprzez chwilę szakal przeraził się tego, co zobaczył.Przez chwilę jego286RS twarz przypominała kogoś młodszego, bardziej szlachetnego.Lecz to, żeujrzał odbicie ciemnej strony swojej natury, bynajmniej nie zmieniło jegopostępowania.Teraz mogła już tylko czekać, czekać w celi, aż przyjdą ponią straże.Do jej oczu napłynęły łzy.Czyżby miała umrzeć sama pośródnieprzyjaciół i z rąk potwora? Nagle poczuła lęk.%7łołądek ścisnął się jej zprzerażenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl