[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.aż rozchyliła je, otwarła dlaniego i zaprosiła go, by wszedł.Pragnął gwałtownie, głęboko zanurzyć się w oszałamiającychrozkoszach, jakie mu oferowała, ale ściągnął sobie wodze, uciekłsię do wszystkich swych umiejętności i gładko, uwodzicielskozłączył się z nią, sunął, gładził, kusił.Miarowo, krok po kroku, wprowadzał ją w ten taniec,subtelny pojedynek języków, sugestywną rozkosz zawłaszczaniajej ust oraz zaskakującą przyjemność jej badawczej reakcji.Pokazał jej, jak radość się zwiększa, kiedy smakują siebienawzajem.Wszelką myśl o tym, że jej ten pocałunek nie sprawiaprzyjemności, że nie angażuje się w niego równie dokumentnie jakon, zmiótł jej pierwszy zdecydowany najazd na jego usta.Pózniejsię poruszyła i James poczuł na policzku delikatną pieszczotę jejpalców, a jego świadomość się rozpękła.Henrietta to wyczuła; brakowało jej wiedzy, by nazwać owonagłe załamanie się jego samokontroli, ostrożnego przewodnictwa,lecz doświadczyła nieznanej jej dotąd radości, poczuciazwycięstwa.Kobiecego triumfu.Tak to jest słuszne.Całowanie się z Jamesem odbierała jako niewypowiedzianiesłuszne, to przekonanie przenikało ją do szpiku kości.Chciałapośpieszyć dalej, dowiedzieć się więcej o wiele więcej poznaćwszystko, czego mógł ją nauczyć, a jednocześnie pragnęłaprzedłużyć tę chwilę, napawać się nią i rozkoszować, opanowaćsposoby na to, by wydobyć z niej każdą cząstkę przyjemności.Pokazywał jej.Nie wyrywał się naprzód, lecz wraz z niąprzedłużał doznanie, napawał się nim.Dzielili nawet to, otwarcie i całkowicie.Nie była w stanie myśleć, nie zachowała ani krztyświadomości na rozsądne rozumowanie, a cóż dopiero bezstronnąobserwację.Podążała tam, gdzie ją prowadził; przystawał raz poraz, by mogła przyswoić wszystko, czego dało się doświadczyć dotego etapu, a kiedy to zrobiła, napierała na niego, on zaś reagował iwiódł ją dalej.Tak kompletnie zanurzyli się w pocałunku, że żadne niezareagowało na ostrzegawczy świst.Jednakże eksplozja pierwszej rakiety gwałtownie przywróciłaoboje do rzeczywistości na sofę w pomarańczarni.Zamrugali,wytężając wzrok w ciemnym pomieszczeniu; przez szklane drzwiHenrietta zobaczyła, że na tarasie zebrał się tłum. Ach. Z pomocą Jamesa usiadła prosto, gdyż wcześniejopierała się o niego.Jego wargi wydawały się miększe niż zwykle,włosy miał w nieładzie.czy to jej dzieło?Popatrzył na zgromadzenie, skrzywił się i spojrzał naHenriettę. Właśnie sobie przypomniałem: lady Hamilton postanowiłapokazem fajerwerków ożywić odliczanie do momentu zdjęciamasek.Dwunasta rakieta zostanie odpalona równo o północy.Henrietta westchnęła, bynajmniej nie żałośnie, lecz jak osobausatysfakcjonowana. Lepiej wyjdzmy na zewnątrz. Niestety, powinniśmy. James poprawił swoją maskę,wstał i podał Henrietcie rękę.Również wyrównała maskę na twarzy, a pózniej z jegopomocą się podniosła.Zajrzał jej w oczy, uniósł jej dłoń do warg i złożył pocałunekna knykciach. Porozmawiamy jutro rano powiedział. Przyjdę doparku. Ale wcześniej niż zwykle.Dwa razy w tygodniu jeżdżękonno, około ósmej. Wobec tego o ósmej na Rotten Row odparł z uśmiechem.Skinęła głową, podeszli do ciągu szklanych drzwi, Jamesotworzył dla niej jedne i wprowadził ją w tłum na tarasie.Musiałazastanowić się nad tym, co właśnie zrobili, co to oznaczało, czegosię dowiedziała, jakie oboje mieli zamiary.Potem czekała ichrozmowa, tak, ponieważ jednak chwilowo Henrietta nie potrafiłazmusić umysłu do jakiejkolwiek pracy, jutrzejszy ranek wydawałsię doskonałym terminem.Jako że wszyscy wpatrywali się w niebo, westchnieniamizachwytu kwitując pirotechniczny pokaz, pojawienie się ichdwojga przeszło niezauważone.Nadal z nieostrożnym uśmiechemrozkoszy na ustach Henrietta przystanęła na skraju tłumu, zJamesem u boku, i również zadarła głowę.Druga rakieta wzbiła się w górę i wybuchła deszczemczerwonych i złotych iskier.Przerwy między kolejnymi rakietami wypełniały innesztuczne ognie; odliczanie postępowało miarowo, goście chóralniewykrzykiwali następujące po sobie liczby.Wreszcie, pośród wiwatów i braw, pomknęła w niebodwunasta rakieta, eksplodując nad ogrodami srebrem i złotem.Roześmiani goście odrzucali kaptury i odwiązywali maski.Rozglądano się wesoło, polując w tłumie na znajomych. Nam nikt więcej nie jest potrzebny. James uśmiechnął siędo Henrietty, kiedy odwróciła się ku niemu, ukazując w pełni swedelikatne rysy.Odwzajemniła uśmiech, ale westchnęła. Wkrótce muszę jechać.Rodzice będą mnie oczekiwać. Wobec tego wyjdę z tobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.aż rozchyliła je, otwarła dlaniego i zaprosiła go, by wszedł.Pragnął gwałtownie, głęboko zanurzyć się w oszałamiającychrozkoszach, jakie mu oferowała, ale ściągnął sobie wodze, uciekłsię do wszystkich swych umiejętności i gładko, uwodzicielskozłączył się z nią, sunął, gładził, kusił.Miarowo, krok po kroku, wprowadzał ją w ten taniec,subtelny pojedynek języków, sugestywną rozkosz zawłaszczaniajej ust oraz zaskakującą przyjemność jej badawczej reakcji.Pokazał jej, jak radość się zwiększa, kiedy smakują siebienawzajem.Wszelką myśl o tym, że jej ten pocałunek nie sprawiaprzyjemności, że nie angażuje się w niego równie dokumentnie jakon, zmiótł jej pierwszy zdecydowany najazd na jego usta.Pózniejsię poruszyła i James poczuł na policzku delikatną pieszczotę jejpalców, a jego świadomość się rozpękła.Henrietta to wyczuła; brakowało jej wiedzy, by nazwać owonagłe załamanie się jego samokontroli, ostrożnego przewodnictwa,lecz doświadczyła nieznanej jej dotąd radości, poczuciazwycięstwa.Kobiecego triumfu.Tak to jest słuszne.Całowanie się z Jamesem odbierała jako niewypowiedzianiesłuszne, to przekonanie przenikało ją do szpiku kości.Chciałapośpieszyć dalej, dowiedzieć się więcej o wiele więcej poznaćwszystko, czego mógł ją nauczyć, a jednocześnie pragnęłaprzedłużyć tę chwilę, napawać się nią i rozkoszować, opanowaćsposoby na to, by wydobyć z niej każdą cząstkę przyjemności.Pokazywał jej.Nie wyrywał się naprzód, lecz wraz z niąprzedłużał doznanie, napawał się nim.Dzielili nawet to, otwarcie i całkowicie.Nie była w stanie myśleć, nie zachowała ani krztyświadomości na rozsądne rozumowanie, a cóż dopiero bezstronnąobserwację.Podążała tam, gdzie ją prowadził; przystawał raz poraz, by mogła przyswoić wszystko, czego dało się doświadczyć dotego etapu, a kiedy to zrobiła, napierała na niego, on zaś reagował iwiódł ją dalej.Tak kompletnie zanurzyli się w pocałunku, że żadne niezareagowało na ostrzegawczy świst.Jednakże eksplozja pierwszej rakiety gwałtownie przywróciłaoboje do rzeczywistości na sofę w pomarańczarni.Zamrugali,wytężając wzrok w ciemnym pomieszczeniu; przez szklane drzwiHenrietta zobaczyła, że na tarasie zebrał się tłum. Ach. Z pomocą Jamesa usiadła prosto, gdyż wcześniejopierała się o niego.Jego wargi wydawały się miększe niż zwykle,włosy miał w nieładzie.czy to jej dzieło?Popatrzył na zgromadzenie, skrzywił się i spojrzał naHenriettę. Właśnie sobie przypomniałem: lady Hamilton postanowiłapokazem fajerwerków ożywić odliczanie do momentu zdjęciamasek.Dwunasta rakieta zostanie odpalona równo o północy.Henrietta westchnęła, bynajmniej nie żałośnie, lecz jak osobausatysfakcjonowana. Lepiej wyjdzmy na zewnątrz. Niestety, powinniśmy. James poprawił swoją maskę,wstał i podał Henrietcie rękę.Również wyrównała maskę na twarzy, a pózniej z jegopomocą się podniosła.Zajrzał jej w oczy, uniósł jej dłoń do warg i złożył pocałunekna knykciach. Porozmawiamy jutro rano powiedział. Przyjdę doparku. Ale wcześniej niż zwykle.Dwa razy w tygodniu jeżdżękonno, około ósmej. Wobec tego o ósmej na Rotten Row odparł z uśmiechem.Skinęła głową, podeszli do ciągu szklanych drzwi, Jamesotworzył dla niej jedne i wprowadził ją w tłum na tarasie.Musiałazastanowić się nad tym, co właśnie zrobili, co to oznaczało, czegosię dowiedziała, jakie oboje mieli zamiary.Potem czekała ichrozmowa, tak, ponieważ jednak chwilowo Henrietta nie potrafiłazmusić umysłu do jakiejkolwiek pracy, jutrzejszy ranek wydawałsię doskonałym terminem.Jako że wszyscy wpatrywali się w niebo, westchnieniamizachwytu kwitując pirotechniczny pokaz, pojawienie się ichdwojga przeszło niezauważone.Nadal z nieostrożnym uśmiechemrozkoszy na ustach Henrietta przystanęła na skraju tłumu, zJamesem u boku, i również zadarła głowę.Druga rakieta wzbiła się w górę i wybuchła deszczemczerwonych i złotych iskier.Przerwy między kolejnymi rakietami wypełniały innesztuczne ognie; odliczanie postępowało miarowo, goście chóralniewykrzykiwali następujące po sobie liczby.Wreszcie, pośród wiwatów i braw, pomknęła w niebodwunasta rakieta, eksplodując nad ogrodami srebrem i złotem.Roześmiani goście odrzucali kaptury i odwiązywali maski.Rozglądano się wesoło, polując w tłumie na znajomych. Nam nikt więcej nie jest potrzebny. James uśmiechnął siędo Henrietty, kiedy odwróciła się ku niemu, ukazując w pełni swedelikatne rysy.Odwzajemniła uśmiech, ale westchnęła. Wkrótce muszę jechać.Rodzice będą mnie oczekiwać. Wobec tego wyjdę z tobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]