[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawo ciążenia jakby przestało istnieć.Nadludzkim wysiłkiem doczołgała się dokuchni.Lekko trąciła coś ramieniem, a wtedy jakiś olbrzymi przedmiot zaczął walić się na niącałym ciężarem.Lodówka.Anna uskoczyła w bok w ostatniej chwili, unikając ciężkiegowypadku.Krzyknęła rozpaczliwie, zastanawiając się, czy przypadkiem nie postradałazmysłów.Po omacku znalazła klamkę drzwi prowadzących do piwnicy, otworzyła je i szukającręką poręczy zrobiła krok naprzód.Jej nogi zawisły w powietrzu.Schodów nie było.Cudemnie upadła, obejmując mocno ramionami ocalałą poręcz.Instynktownie zaczęła szukaćnogami jakiegoś oparcia i oparłszy je o ścianę zdołała uczepić się ramy schodów.Ostrożniezsunęła się tak daleko, jak to było możliwe i skoczyła na cementową podłogę.W samą porę.Czuła się kompletnie wyczerpana, a mięśnie były już na granicy wytrzymałości.Poturbowana i o krok od histerii mała przerażona Anna doczołgała się jakoś do drzwi,które jednak okazały się zaklinowane.Znalazłszy drewniany klin próbowała go wyciągnąć,siedział jednak bardzo mocno.Była pewna, że znalazła się w nieznanym, dziwnym, nierealnym świecie.Wszystko wtym domu było nastawione przeciwko niej, przerażało ją do granic wytrzymałości.Ale to niemiało sensu: może znalazła się w domu dla obłąkanych albo grała rolę w jakimś sennymkoszmarze.Leżała na podłodze ciężko dysząc, osłabiona strachem.Usłyszała jakiś dzwięk.Czyjeś kroki ponad sobą! Instynkt samozachowawczy kazałjej rozejrzeć się uważnie po wnętrzu.Niektóre ciemne przedmioty wydawały się znajome.Tak, była w warsztacie Olivera, lecz wszystko wyglądało tak, jakby przeszedł tędy huragan.Zaczęła szukać jakiegoś narzędzia, którym dałoby się usunąć tkwiący w drzwiach klin.Wpobliskim rogu znalazła duży kowalski młot.Wstała i spróbowała go unieść.Strach dodał jejsił.Niespodziewanie wykrzesała z siebie dość energii, żeby podnieść narzędzie nad głowę iuderzyć nim mocno w drzwi.Wstrząs obluzował klin i drzwi stanęły otworem.Wybiegła doogrodu.Otwierając furtkę zreflektowała się.Mimo przerażenia musiała tam wrócić.Ujrzała go przez rozbite okno cieplarni.Wyglądał jak zjawa.Był straszliwiewymizerowany, nieogolony, podkrążone oczy patrzyły tępo przed siebie.Nie wiedziała, czysię go bać, czy mu współczuć.I to miał być Oliver jej marzeń? Ten Oliver, którego obdarzyłamiłością?Nie czekała, żeby się o tym przekonać.ROZDZIAA 27Barbara włożyła dziesięć świec do srebrnego rokokowego świecznika.Nigdy dotądtego nie robiła.Oświetlony blaskiem ogników stół w jadalni wyglądał prześlicznie.Płomienietańczyły i migotały odbijając się w polerowanym blacie z mahoniu.Po obu końcach stołuBarbara położyła srebrne nakrycia oraz takież puchary i talerze.Na talerzu Oliveraznajdowała się już godziwa porcja pate i kilka grzanek.Zdecydowała się zorganizować to spotkanie, w jadalni, która leżała na jej terytorium.Doprowadziła się do porządku jak mogła najlepiej i teraz czekała na niego zajmująchonorowe miejsce przy stole.Sięgnęła do torby, która leżała przy jej prawej nodze i dotknęłachłodnego ostrza tasaka.Poczuła się odważniej sza, silniejsza, pewna siebie. Najważniejszesą podstawowe środki obrony , powiedziała sobie.Z początku obawiała się, że Oliver nie przyjdzie.Może jej zaproszenie za bardzoprzypominało wezwanie? Mimo to przygotowała się do spotkania.Zegar w hallu wybiłdziewiątą i Barbara wytężyła słuch, spodziewając się odgłosu kroków męża.Zobaczyła Olivera niemal w tej samej chwili, w której go usłyszała.Miał na sobieszlafrok, który kupiła mu na piętnastą rocznicę ślubu, a może na szesnastą.Z przyjemnościąstwierdziła, że nie pamięta.Ich wspólne życie coraz bardziej zacierało się w jej pamięci.Przeszłość traciła znaczenie.Oliver niósł naręcze butelek wina i duży łom.Ustawił butelkirzędem przed swoim nakryciem, otworzył dwie z nich i posunął jedną w jej stronę.Obojerównocześnie nalali wino do pucharów, po czym Oliver uniósł swój kielich.- Twoje zdrowie, kochanie - powiedział naśladując głos Noela Cowarda.Przyjęła toasti ostrożnie pociągnęła łyczek wina, podczas gdy on opróżniwszy swój puchar napełnił goponownie.Barbara cały czas trzymała dłoń na rączce tasaka.- Ostatnia butelka z rocznika 1959 - odezwał się Oliver [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Prawo ciążenia jakby przestało istnieć.Nadludzkim wysiłkiem doczołgała się dokuchni.Lekko trąciła coś ramieniem, a wtedy jakiś olbrzymi przedmiot zaczął walić się na niącałym ciężarem.Lodówka.Anna uskoczyła w bok w ostatniej chwili, unikając ciężkiegowypadku.Krzyknęła rozpaczliwie, zastanawiając się, czy przypadkiem nie postradałazmysłów.Po omacku znalazła klamkę drzwi prowadzących do piwnicy, otworzyła je i szukającręką poręczy zrobiła krok naprzód.Jej nogi zawisły w powietrzu.Schodów nie było.Cudemnie upadła, obejmując mocno ramionami ocalałą poręcz.Instynktownie zaczęła szukaćnogami jakiegoś oparcia i oparłszy je o ścianę zdołała uczepić się ramy schodów.Ostrożniezsunęła się tak daleko, jak to było możliwe i skoczyła na cementową podłogę.W samą porę.Czuła się kompletnie wyczerpana, a mięśnie były już na granicy wytrzymałości.Poturbowana i o krok od histerii mała przerażona Anna doczołgała się jakoś do drzwi,które jednak okazały się zaklinowane.Znalazłszy drewniany klin próbowała go wyciągnąć,siedział jednak bardzo mocno.Była pewna, że znalazła się w nieznanym, dziwnym, nierealnym świecie.Wszystko wtym domu było nastawione przeciwko niej, przerażało ją do granic wytrzymałości.Ale to niemiało sensu: może znalazła się w domu dla obłąkanych albo grała rolę w jakimś sennymkoszmarze.Leżała na podłodze ciężko dysząc, osłabiona strachem.Usłyszała jakiś dzwięk.Czyjeś kroki ponad sobą! Instynkt samozachowawczy kazałjej rozejrzeć się uważnie po wnętrzu.Niektóre ciemne przedmioty wydawały się znajome.Tak, była w warsztacie Olivera, lecz wszystko wyglądało tak, jakby przeszedł tędy huragan.Zaczęła szukać jakiegoś narzędzia, którym dałoby się usunąć tkwiący w drzwiach klin.Wpobliskim rogu znalazła duży kowalski młot.Wstała i spróbowała go unieść.Strach dodał jejsił.Niespodziewanie wykrzesała z siebie dość energii, żeby podnieść narzędzie nad głowę iuderzyć nim mocno w drzwi.Wstrząs obluzował klin i drzwi stanęły otworem.Wybiegła doogrodu.Otwierając furtkę zreflektowała się.Mimo przerażenia musiała tam wrócić.Ujrzała go przez rozbite okno cieplarni.Wyglądał jak zjawa.Był straszliwiewymizerowany, nieogolony, podkrążone oczy patrzyły tępo przed siebie.Nie wiedziała, czysię go bać, czy mu współczuć.I to miał być Oliver jej marzeń? Ten Oliver, którego obdarzyłamiłością?Nie czekała, żeby się o tym przekonać.ROZDZIAA 27Barbara włożyła dziesięć świec do srebrnego rokokowego świecznika.Nigdy dotądtego nie robiła.Oświetlony blaskiem ogników stół w jadalni wyglądał prześlicznie.Płomienietańczyły i migotały odbijając się w polerowanym blacie z mahoniu.Po obu końcach stołuBarbara położyła srebrne nakrycia oraz takież puchary i talerze.Na talerzu Oliveraznajdowała się już godziwa porcja pate i kilka grzanek.Zdecydowała się zorganizować to spotkanie, w jadalni, która leżała na jej terytorium.Doprowadziła się do porządku jak mogła najlepiej i teraz czekała na niego zajmująchonorowe miejsce przy stole.Sięgnęła do torby, która leżała przy jej prawej nodze i dotknęłachłodnego ostrza tasaka.Poczuła się odważniej sza, silniejsza, pewna siebie. Najważniejszesą podstawowe środki obrony , powiedziała sobie.Z początku obawiała się, że Oliver nie przyjdzie.Może jej zaproszenie za bardzoprzypominało wezwanie? Mimo to przygotowała się do spotkania.Zegar w hallu wybiłdziewiątą i Barbara wytężyła słuch, spodziewając się odgłosu kroków męża.Zobaczyła Olivera niemal w tej samej chwili, w której go usłyszała.Miał na sobieszlafrok, który kupiła mu na piętnastą rocznicę ślubu, a może na szesnastą.Z przyjemnościąstwierdziła, że nie pamięta.Ich wspólne życie coraz bardziej zacierało się w jej pamięci.Przeszłość traciła znaczenie.Oliver niósł naręcze butelek wina i duży łom.Ustawił butelkirzędem przed swoim nakryciem, otworzył dwie z nich i posunął jedną w jej stronę.Obojerównocześnie nalali wino do pucharów, po czym Oliver uniósł swój kielich.- Twoje zdrowie, kochanie - powiedział naśladując głos Noela Cowarda.Przyjęła toasti ostrożnie pociągnęła łyczek wina, podczas gdy on opróżniwszy swój puchar napełnił goponownie.Barbara cały czas trzymała dłoń na rączce tasaka.- Ostatnia butelka z rocznika 1959 - odezwał się Oliver [ Pobierz całość w formacie PDF ]