[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam, w czterech ścianach, co mnie zamykały,Z myślami mymi w świat smętkiem sczerniały,Z dłonią na oczach, przed pustą sztalugąZadumałem się głęboko i długo.Bo już mnie chwytał ten duch.co po ziemiMogił przelata skrzydłami mrocznemiI krzywdy ludów, i stare cierpieniaW piorun przekuwa i w burzę zamienia,71 Maria KonopnickaA czarę pomsty na wody wylewa.Już byłem harfą, co drży i co śpiewa,I miałem serce, jak kamień spękany.Co me ma krwi ni łez, ale ma rany.A kiedym dumał tak, uczułem nagleGorący oddech, co mi podniósł włosy.Jak łódz.tchem morza chwycona pod żagle,Chwieje się, pręży i puszcza na losy,Tak ja powstałem, już pełen płomieniaI wnętrznych głosów, i żaru, i drżenia,I pędu w sobie.Przede mną, u proga,Postać się jakaś przejrzysta bieliła.Ledwom ją uczuł, już była mi droga,Już mi szły od niej moc jakaś i siła,Już serce drżące z piersi mi się rwałoZa tą dziewiczą, milczącą i białą.Ponad jej czołem, jak tchnienie wilgotne,Gdy na zwierciadło rzuca pary mętne,Takie się światło paliło ulotne,Bez złotych blasków, przyćmione i smętne.Wielem zapomniał od onej godziny;Lecz dotąd widzę ten u jej warkoczyMiesięczny płomyk, srebrzysty i siny,A także głos jej pomnę - i jej oczy.72 Wybór wierszyOczy to były, jak gwiazdy, zgaszoneWe łzach i były dziwnie zadumane;Mogły przed Bogiem brać świat ten w obronęI wzejść bławatkiem nad pola orane,I duszy sięgnąć tajemną swą władzą.Już czułem, że mnie te oczy prowadzą,Choć jeszcze usta, jak pąki zamknięte,Nie odsłoniły słów - ciche i święte.Czy znasz anioły, które w polu głuchemNad mogiłami po rozstajach płaczą,Jakoby brzozy szeptały tam z duchemAlbo wiatr trącał o lirę śpiewaczą?Czy znasz anioły, które w pustych chatachU wygaszonych ognisk siedzą ciche,A głowy mają w piorunowych kwiatachI usypiają dzieciąteczka lichePieśnią, co będzie im się kiedyś śniłaAż po wiek życia?.Ona taką była.Więc patrząc na nią strwożyłem się w sobieI rzekłem: - Oto jest z tych bożych jedna,Co w ciemnym lampy zapalają grobieI zapomniane prochy biorą ze dnaNa siew przyszłości.- I wstrzęsło się mojeSerce nadzieją wielką - i omdlało.Aż ona, widząc, że tak przed nią stoję,Dłoń, jak mgła, lekką podniosła i białą,A obróciwszy się na zmierzchy sine:- Idz za mną - rzekła - pójdziem w łez dolinę.73 Maria KonopnickaII.Kometa.74 Wybór wierszyII.Jeszcze ta ręka przejrzysta i białaW cichym powietrzu przede mną gorzała,Jak srebrna chmurka, gdy słońcem wskroś świeci,Kiedy mnie przestrzeń szeroka obleciI chłód wieczorny, niesiony w powiewachPo drżących wodach i po sennych drzewach.Ziemia, już w rosach, pod nocną szła zorzęI gwiazdy nagle tryskały w przestworze,A dnia różaność, wsiąknięta w powietrze,W przejrzyste tony szła, i w coraz bledsze.Naraz psy wyciem obniosły się głuchem,Z łąk się porwały żurawie łańcuchemI, bijąc w skrzydła, leciały jęczącePod niewidzialne, zgaszone miesiące.- O jasna! - rzekłem, bo takie jej mianoDawało serce - o jasna, co pędziZ gwiazd starodawnych tę chmurę zerwaną,Czerniącą niebios różane krawędzi?Gdzie lecą owi powietrzni tułacze,Rzucając ziemi jęk taki i płacze?.;Jeszczem to mówił, gdy nagle nade mną75 Maria KonopnickaDziwnie się cicho zrobiło i ciemno,A ucisk taki w powietrzu był całem,%7łe mi głos omdlał, zgasł, a idąc, drżałem.Więc rzekła smętna moja przewodnica:- Oto nie możesz wytrzymać bez lękuCzerwonych cieniów martwego księżycaI bicia skrzydeł, i jednego jękuPtaków lecących.A mówiąc tak, stała,Zwrócona ku mnie litośnie, i w twarzyCiszę uśpionych harf słowiczych miała,I była jak kwiat, gdy się w rosach waży,I dość mu tylko powiewu, co wzdycha,By łez perłami posypać z kielicha.A już my wtenczas byli wśród zieleniLip rozkwieconych, z których pachty miody,Już idąc śladem smętnej mojej ksieni,W domostwo ciche wszedłem i w ogrody,Gdzie spokój rozwiał swe pióra anielskieNa serca czyste i na rzeczy sielskie.Pod lipą niewiast gromadka zebranaGwarzyła, brzęcząc, by rój pszczelny w ulu.Naraz - głos jeden pękł, jak struna szklana,A w głosie taka była ostrość bólu,%7łe oczy moje pobiegły jak strzałyZa krzykiem w górę - i w górze zostały.Tam, na północy, jak złota głowicaWyrzuconego w błękity sztyleta76 Wybór wierszyI jako żagiew, co śmierć ją podsyca,Trupią jasnością gorzała - kometa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl