[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz największa radość i hulatyka zaczęły się dopiero wówczas, gdy rodzice pojawili się na powrót w izbie.Stary bondar ściskał z radości kowalichę, parobcy przychodzili do bondarowej i podejmowali ją pod nogi, a niewiasty sławiły ją, że tak ustrzegła córeczki jako oka w głowie; jak hołubki i lilii, po czym puścił się z nią w tany pan Zagłoba.Poczęli więc dreptać naprzeciw siebie, a on w ręce klaskał i w prysiudach przysiadał, i tak podskakiwał, i tak podkowami bił w podłogę, że aż drzazgi z desek leciały i pot obfity spływał mu z czoła.Poszli ich śladem inni: kto mógł - w izbie, kto nie mógł - na podwórcu, mołodycie z mołojcami i z żołnierzami.Bondar coraz nowe beczki kazał wytaczać.Wreszcie wytoczyło się całe wesele z izby na majdan - zapalono stosy z suchych bodiaków i łuczywa, bo zapadła już noc głęboka, i hulatyka zmieniła się w pijatykę na umór; żołnierze palili z bandoletów i muszkietów jakby w czasie bitwy.Pan Zagłoba, czerwony, spocony, chwiejący się na nogach, zapomniał, co się z nim dzieje, gdzie jest; przez dymy, które mu biły z czupryny, widział twarze biesiadników, ale choćby go na pal wbijano, nie umiałby powiedzieć, kto są ci biesiadnicy.Pamiętał, że jest na weselu - ale na czyim? Ha? pewnie pana Skrzetuskiego z kniaziówną! Ta myśl wydała mu się najprawdopodobniejszą, utkwiła mu wreszcie jak gwóźdź w głowie i taką napełniła go radością, że począł wrzeszczeć jak opętany: „Niech żyją! Panowie bracia, kochajmy się! - i coraz nowe spełniał półgarncówki: - W twoje ręce, panie bracie! Zdrowie naszego księcia pana! Żeby się nam dobrze działo!.Bogdaj ten paroksyzm ojczyznę minął!” - Tu zalał się łzami i potknął się idąc do beczki - i potykał się coraz więcej, bo na ziemi jakby na pobojowisku leżało mnóstwo ciał nieruchomych.„Boże! - zawołał pan Zagłoba - nie masz już męstwa w tej Rzeczypospolitej.Jeden pan Łaszcz pić potrafi, drugi Zagłoba.A reszta! Boże! Boże!” I oczy żałośnie ku niebu podniosła wtem postrzegł, że ciała niebieskie nie tkwią już spokojnie na kształt złotych gwoździ w firmamencie, ale jedne trzęsą się, jakoby chciały z oprawy wyskoczyć, drugie zataczają koła, trzecie tańczą naprzeciw siebie kozaka - więc zdumiał się okrutnie pan Zagłoba i rzekł do swej duszy zdumionej.- Zali ja jeden tylko nie pijany in universo?Ale nagle ziemia, tak samo jak gwiazdy, zatrzęsła się szalonym wirem i pan Zagłoba runął jak długi na ziemię.Wkrótce opadły go sny straszne.Zdało mu się, że jakieś zmory usiadły mu na piersiach, że go gniotą i przytłaczają do ziemi, że wiążą mu ręce i nogi.Jednocześnie o uszy odbijały mu się wrzaski i jak gdyby huk wystrzałów; jakieś jaskrawe światło przechodziło przez jego zamknięte powieki i raziło mu oczy blaskiem nieznośnym.Chciał się zbudzić, otworzyć oczy i nie mógł.Czuł, iż dzieje się z nim coś niezwykłego, że głowa zwiesza mu się w tył, jak gdyby go niesiono za ręce i nogi.Potem zdjął go jakiś strach; było mu źle, bardzo źle, bardzo ciężko.Wracała mu przez pół przytomność - ale dziwna - bo w towarzystwie takiej niemocy, jakiej nigdy w życiu nie doznawał.jeszcze raz próbował się poruszyć, ale gdy mu się nie udało, rozbudził się lepiej - i odemknął powieki.Wówczas wzrok jego napotkał parę oczów, które wpijały się w niego chciwie, a były to czarne źrenice jak węgiel i tak złowrogie, że rozbudzony już zupełnie pan Zagłoba pomyślał w pierwszej chwili, że to diabeł na niego patrzy - i znów przymknął powieki, i znów je prędko otworzył.Owe oczy patrzyły wciąż uporczywie - twarz wydała się znajomą; nagle pan Zagłoba zadygotał do szpiku kości, oblał go zimny pot, a po krzyżach przeszło mu aż do nóg tysiące mrówek.Poznał twarz Bohuna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl