[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Och, to wzruszenie było dla niej nie do zniesienia,bo żal wskrzeszał zmarłą, inną Faustinę, tę dawną Faustinę,Faustinę, która już nie istniała albo drzemała pod warstwamiokrutnych doświadczeń, poniżających, bolesnych.Czy należało jąbudzić?Zeszłej wiosny okrutny losUgodził złotowłosą robotnicę.Zachorowała i chłopak zobaczył%7łe jego matkę zabierają do szpitala.Faustina dygotała.Czy miała rację, stając się nieczuła?Obecna Faustina śmiałaby się w głos, gdyby odkryła tęmelodramatyczną historyjkę.Uznałaby ją za skończonekretyństwo, za dziecinadę.A jednak, ponieważ pod wpływem tejpiosenki odradzało się dziecko, którym kiedyś była, młoda kobietawyczuwała, że jej ironia stanowi strategię obronną, i dostrzegała udrękę ukrytą za obojętną pewnością siebie.A jeśli nie miała racji?Czy nie lepiej było pogodzić się z uczuciami?Potem czym prędzej pobiegł do szpitala%7łeby podarować matce kwiatyLecz widząc go, pielęgniarkaRzekła mu cichutko:  Nie masz już mamy.Faustina przyjrzała się matce uważnie.Czy rozumiała, cośpiewa? Słowa następowały po sobie, poprawne pod względemfonetycznym, jak czysta muzyka, ale czy nadal miały sens?Głos staruszki, teraz cienki jak nitka, nucił cicho.Jej oczy ozamglonej rogówce zaczerwieniły się.Tak, wiedziała, o czymopowiada.I urwis, klękając, powiedziałPrzy małym białym łóżku: Dziś jest niedziela, proszę, moja śliczna mamoOto białe róże, które tak bardzo lubiłaś.A gdy odejdziesz, hen do wielkiego ogrodu,Wszystkie te białe róże zabierzesz ze sobą.Staruszka skończyła śpiewać, patrząc córce prosto w oczy itrzymając jej rękę w swoich dłoniach.Faustina uśmiechała sięprzez łzy.Matka, z nieznanego miejsca, w którym zapodziała sięjej świadomość, wysyłała do niej komunikat:  Wiem, że jesteśmoim dzieckiem, że przynosisz mi białe róże.Twoje odwiedzinysą wszystkim, co mi pozostało.Dziękuję ci za te pięknewspomnienia o tobie, zabiorę je ze sobą, umierając.Pielęgniarka, która przyszła po odmienioną Faustinę,nieskończenie szczęśliwą, a zarazem nieskończenie nieszczęśliwą,rozczuliła się, widząc wzruszenie odwiedzającej: Jest pani dobrą córką! Ach, gdyby wszyscy byli tacy.Gdy Faustina wróciła do domu, Patrick czekał na nią zkalendarzem w ręku: chciał ustalić datę ślubu.Teraz to się zaczynało konkretyzować.Oboje zgodzili się na4 września.Zachwycona Faustina przemknęła przez pokójtanecznym krokiem.Patrick, choć pochlebiała mu radość narzeczonej, próbował ostudzić jej zapał: Za bardzo się nie ciesz.Organizowanie ślubu jestwyczerpujące. Skąd ty to wiesz, Sinobrody? Mówisz z własnegodoświadczenia?Machnęła ręką w stronę biurka, na którym komputer Patrickamigotał, atakowany pilnymi wiadomościami. Do roboty, panie redaktorze naczelny.Ja w tym czasiezawiadomię kilka koleżanek.Ponownie usiadł przy biurku, a ona poszła do swojegopokoju.Chociaż chciała się podzielić radosną wiadomością zprzyjaciółkami, powstrzymał ją SMS! Gratuluję, moja świntuszko, dowiedziałem się, że położyłaśłapę na grubej rybie (oczywiście mówię o sytuacji).Dany.Z płonącymi skrońmi, odpowiedziała uradowana: Dziękuję za gratulacje.Przyjmuję je.Kilka sekund pózniej przyszła następna wiadomość: Uwielbiam mężatki.Zwłaszcza gdy są trochę rozczarowane.A tak będzie w twoim wypadku.Wystukała w odpowiedzi: Zamierzam być wolna. Wolna od czego? Wolna, żeby robić, co mi się podoba. Na przykład bzykać się ze mną?Zagryzła wargi, rozejrzała się ukradkiem dokoła i odpisała: Czemu nie?.Z niepokojem czekała, aż na wyświetlaczu pojawi się nowawiadomość.Przyszła dopiero po długiej minucie: Tak jak ci mówiłem, uwielbiam mężatki.To najgorszezdziry. Nie wiem, nigdy nie zdradziłam męża. Spotkanie w Blue Moon za dwadzieścia minut.Wybuchnęła śmiechem.Co za tupet! Ten Dany naprawdę byłzuchwały.Właściwie czemu się pokłócili? OK! Szybko zmieniła bieliznę, wsunęła flakonik perfum dotorebki i weszła do salonu.Patrick pracował zwrócony twarzą do okna, przez którewidać było krzykliwe, podniecone papugi.Garbił się przedkomputerem, jak typowy poważny pracoholik. Długo ci jeszcze z tym zejdzie, kochanie?Nie podnosząc głowy, wymamrotał: Co najmniej dwie godziny.Minimum. Mógł chociaż na mnie popatrzeć, nie jestem pomocądomową.Szczerze mówiąc, gdyby podniósł głowę, być może bymnie poszła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl