[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabrała go ze sobą piechota, która biegłaza nimi.Nastąpiło chwilowe przerwanie frontu i podpułkownikJamontt, gdy cała konna grupa osadziła konie przed jego ziemiankąi zameldowała się, zarządził kontratak wzdłuż tej rzeczki.Naszewojska wbiły się klinem aż do tamtego lasku.A Niemcy uciekali wpopłochu, a nasi walili po nich, czyniąc prawdziwą rzez.Zniszczono ten punkt naprawczy i samochód pancerny.Gdy polscyżołnierze chcieli się tam okopać, podpułkownik Jamontt nakazałodwrót, bowiem dowództwo przewidywało linię obrony tam, skądwyszli.%7łołnierze szemrali i przeklinali, że oddają kawałekPolski, który odebrali.Za kilka godzin Niemcy wrócili i zwściekłością ostrzeliwali pozycje podpułkownika Jamontta, nakierowali na niego artylerię, przeleciał samolot i rzucił trzybomby.Potem nastąpiło coś strasznego, co miało zgubny wpływ napani męża i mojego, i nasunęło im myśl o śmierci.Niemcy przedokopami rozstrzelali na oczach polskich żołnierzy rodzinęMarkiewiczów, a z nimi chłopca, który doprowadził pani męża imojego do sadu tych Markiewiczów.Taka jest prawda i ja się jejwyuczyłam na pamięć, bo ten kolega męża nie mógł przyjść do pani.Już go nie ma w Warszawie.Przebija się ku Lasom Zwiętokrzyskim.Dzięki temu będę to pamiętała na całe życie.No idę.Jeślibyśmymiały się nigdy nie zobaczyć, bo nie wiadomo, co teraz będzie siędziało, niech Bóg ma panią i jej synka w swojej opiece.- Boże drogi.Co czuł mój mąż, gdy rozstrzeliwali tamtego chłopca- powiedziała i zrobiła znak krzyża nad głową %7łelaskowej.Matka, gdy zawróciła z pierwszego przedpokoju, spojrzała na Jaona:- Widzisz, ofiara twojego ojca nie poszła na darmo.Nie słuchajnikogo, kto by tak twierdził, a w szczególności twojego stryja,który chce po śmierci twojego ojca wbić klin między nas i poróżnićnas z nieżyjącym.Twój stryj uważa, że nie będzie musiał nampomagać, jeśli przerzuci winę na twojego ojca.A teraz skoroudajesz, że nie zauważyłeś, że jest za pózno do szkoły, spróbujemypożyć dawnym życiem i chodzmy na spacer.Jesteś taki mizerny.Matka wyjęła butelkę Cinzano i dwa kieliszki.Nalała po odrobinie:- Nie mów stryjowi, wujowi ani nikomu, że daję ci wino.W Polsceuważane to jest za grzech.We Francji dzieci Lapointe'ów dostająwino? Drżę, żebyś nie dostał anemii.Gdy wyszli, była inna pogoda, drzewa pobielały od szronu.- Dziurzyna powiedziałaby, że idzie straszna zima - odezwała sięmatka.Gdzieś, z wielkich wysokości przebijało słońce.- Synku, stań pod murem i wystaw buzię.Słońce tobłogosławieństwo.Stryj tak ci się przyglądał.Zauważył, że jesteśzabiedzony.Po pogrzebie wyglądałeś lepiej, dziś znów zle.Stał długo w słońcu, aż przesłonił je lodowaty tuman.Z dalekawidać było jakieś zmiany w Aazienkach.- Mamo, co się stało z drzewami! - wykrzyknął Jaon.Były powalone, potrzaskane, powyrywane z korzeniami, jak pohuraganie.- Pamiętasz, co zdążył nam powiedzieć ojciec? Stała tu artyleriaprzeciwlotnicza.Szli wzdłuż żelaznego ogrodzenia i patrzyli na spustoszenia.Drzewa, które kazał sadzić król Stanisław August! Brama byłazamknięta, okręcona grubym łańcuchem.Patrzyli na ukochany park,gdy w jego głębi, gdzie spacerowali z prałatem Juścińskim igenerałową Ihnatowiczową, ukazał się samotny jezdziec nawspaniałymarabie.Leżąc na grzbiecie końskim pędził przez trawniki.Dojechawszy do powalonych drzew, zmusił wierzchowca do skoku:jeden, drugi i trzeci raz.Szalał przejeżdżając w dzikim galopie,tam i z powrotem, sam jeden w całym parku.Spod kopyt wylatywała wgórę ziemia i kępki trawy.Jezdziec był w niemieckim mundurze z czerwonymi wyłogami.Jaon skądś wiedział, że takie kołnierze mająniemieccy generałowie.Zapatrzeni, pełni podziwu i grozy usłyszeliza sobą głos:- Weiter, weiter, schnell - był to niemiecki wartownik w płaszczu,hełmie i z karabinem.Odeszli szybko posłuszni niemieckiemurozkazowi i zawstydzeni, że przychwycono ich, gdy patrzyli naniemieckiego jezdzca.- Więc synu, nie mamy też parku - odezwała się matka.- Tymbardziej musimy żyć jak gdyby nigdy nic.Podejmiesz lekcjefrancuskiego, ale nie u pani Bohusz.- To dobrze, dobrze, że nie u pani Bohusz.- Pani Bohusz została wywieziona wraz z synem w nieznanym kierunku- matka patrzyła na Jaona śledząc jego reakcję.- No, synku, jeślimasz być mężczyzną w naszym domu, to chcę ci zawierzyć swojezmartwienie.Od pewnego czasu Frania wychodzi po zakupy i bardzodługo jej nie ma.Zakupy, które przynosi wyglądają dziwnie: wworku zmieszane ziemniaki, marchew, buraki, cebula, głowy kapustybiałej, czerwonej.Tłumaczy, że obchodzi całe miasto, zagaduje, aja podejrzewam, że Frania chodzi kraść.Dręczy mnie jeszcze jedno.Kolega ojca z POW wyprowadził mnie z równowagi.Nie mogę sobietego darować.Nie wiem, jak go szukać, bo doprowadziłam dozerwania kontaktu.Nie tylko boli mnie sposób w jaki odmówiłamjego prośbom - w tamtej chwili wydawało mi się jakby on chciałciebie skrzywdzić.Ale jest przedmiot, którego mogłam się pozbyćdzięki niemu, a który naprawdę ci zagraża i to z mojej winy, żepod wpływem impulsu przyjęłam z powrotem pistolet ojca.Synu, jago chyba wyrzucę, tylko dosłownie nie wiem, gdzie i jak.Nie mogęprzez to spać.Niemcy wzięli panią Bohusz i jej syna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl