[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie czekając na jego pozwolenie obróciła się na pięcie. Pani! ryknął Jerzy II. Zanim wyjdziesz, dowiedz się, że zostaniesz wykreślona zkrólewskich rejestrów.Zabronię odtąd wymieniania i zapisywania twojego imienia, będziesz nazawsze zapomniana w tym kraju!.W galerii Pol przystanęła przy oknie i wsparła się o parapet, aby przyjść do siebie. Nie mogęmówić o tym Ronaldowi, jeszcze by mi powiedział, że to zaszczyt, jak we Francji.A jeśli sięposkarżę, gotów pomyśleć, że zdaję się na niego.Sama się obronię, nie potrzebuję jego pomocy,żeby się zemścić."Wczesnym rankiem następnego dnia wysłała markizowi Pelshorough wiadomość, że prosi goo jak najszybsze przybycie do pałacu Curzon.Wkrótce potem Madge zapowiedziała, że markiz jużczeka w buduarze.Kiedy Pol otworzyła drzwi, markiz poderwał się na nogi. Pol, przybyłem tak szybko, jak mogłem. Musiałam się z tobą zobaczyć. Ronalda nie ma? przerwał jej. Nie, nie! Musisz mi pomóc mówiła dalej. Co mogę zrobić? Potrzebuję kilku twoich ludzi.Milczał przez chwilę, wreszcie zapytał: Co to ma być za zadanie? Chcę.zabić króla!Na twarzy markiza odmalowała się raczej niechęć niż zaskoczenie. Aj! jeśli książęHalweirstadt dowie się rzekł sobie że to moi ludzie zabili króla, którego on posadził natronie.Ale jak by to zrobić?.Na dodatek nikomu by to nie było w tej chwili na rękę.Nie mogędopuścić do tego zamachu!" Po chwili zastanowienia odparł: Nie mogę ci pomóc.Wigowie na pewno by się dowiedzieli, że przygotowywałem tenspisek, bardzo bym chciał. mówił myśląc równocześnie: Klika, do której należy książę,natychmiast by podjęła stosowne działania i w jakim znalazłbym się położeniu?" Kto mi w takim razie może pomóc, jeśli najlepszy przyjaciel mojego ojca odmawia? zaczepnie spytała Pol. Pol, wierz mi, naprawdę bardzo bym chciał.Zaraz, zaraz, znam człowieka, który by ci sięnadał. Mów, kto to? Albertrope odparł, mówiąc sobie w duchu: Ostatecznie to człowiek księcia, więc niebędzie w tym mojej winy." Gdzie go mogę znalezć? Ma karczmę w Dover. Ale jakże mam się przedstawić temu człowiekowi? I kto mi zaręczy, że mogę mu zaufać? Powiesz, że przysyła cię książę Halweirstadt.Ten karczmarz jest mu absolutnie oddany.Markiz śmiał się w duchu na myśl o takiej rekomendacji. Gdyby ona wiedziała, że książę tojej mąż!." No dobrze, ale co będzie, jeśli książę się dowie? Nie zna mnie przecież. Zna cię.I niczemu nie zaprzeczy, jeśli Albertrope będzie chciał się upewnić. Jakże ja pojadę sama do Dover? Poślę mu w twoim imieniu wiadomość i wyznaczę spotkanie w Londynie. Och, serdeczne dzięki.W tej chwili otworzyły się drzwi i wszedł Ronald.Kiedy witał się z przyjacielem, stojąca zanim Pol dawała znaki markizowi, aby nic mu nie mówił, potem zaś rzekła: Zostawię was i pójdę sprawdzić, czy mogą już podawać obiad. I co słychać? spytał Ronald, gdy zostali sami. Jakie wieści? Niedobre! Co się stało? Pol przygotowuje zamach na króla. To nic nowego, wraca do starego pomysłu. Ale poprosiła mnie o pomoc.Diuk popatrzył nań uważnie. Poprosiła cię o pomoc, no, no! I cóż? Hmmm.udzieliłem jej. Przykre to, bo twoi ludzie skutecznie działają. Nie, nie, podsunąłem jej Albertrope'a. A! lżej mi się zrobiło.To mój człowiek, więc łatwiej mi będzie wszystkiego dopilnować. Ale co ja mam robić? spytał niespokojnie markiz. To, co ustaliliście.Ja się włączę, jeśli będzie trzeba.Markiz skinął potakująco głową. Do wszystkich diabłów! myślał Ronald. Chyba nigdy nie dojdziemy do ładu.Znowupolityka zaczyna ją pochłaniać, a powodem jest oczywiście Robert Darwin.A potem? Co potemjeszcze zaćmi nasze szczęście?"Spotkanie zostało wyznaczone na następny wtorek, 13 kwietnia, w londyńskiej tawernie Pod Czerwonym Lwem".Eskortowana przez Annę lady Pol weszła na schody prowadzące dogabinetu na pięterku. Milady!. ceremonialnie powitał ją Albertrope, zamiatając kapeluszem podłogę. Dziękuję, żeście zgodzili się na to spotkanie rzekła Pol. Przejdzmy od razu dorzeczy. No właśnie, przejdzmy do rzeczy.Usiądzże sobie, moja pani zwrócił się do Anny.Nie kazała sobie tego powtarzać i zajęła miejsce obok niego, odwracając głowę w drugąstronę, by się nie udusić, taki smród szedł od starego korsarza. Tu macie sakiewkę.Albertrope chwycił ją i zważył na dłoni, po czym splunął. Dostaniecie jeszcze jedną jak ta ciągnęła Pol nie zważając na swoją piastunkę, którawyraznie była bliska omdlenia. Chcę, żebyście zgładzili króla. Za dwie takie jak ta oświadczył korsarz. Będzie nas kilku.Pol zastanowiła sięszybko. Zgoda. Jaki masz plan, milady? Król ma wyjechać z Whitehall trzeciego maja w krótką podróż do Bath.Będzie przejeżdżałprzez Marborough i Chippenham. Tak jest, pojmuję. Trzeciego maja! powtórzyła z naciskiem. Staremu Tropiemu nie trzeba dwa razy mówić! %7łegnajcie zatem i powodzenia. Możesz na mnie liczyć, wielmożna pani.Z ulgą opuściły tawernę szybkim krokiem i wsiadły do karety, która ruszyła w drogępowrotną do pałacu Curzon. Robercie, król nie może jechać trzeciego maja do Bath. A to dlaczego? zdumiał się premier. Moja żona opłaciła Albertrope'a, żeby go zgładził. O do licha! Musisz więc zmienić jego rozkład dnia. Rozumie się! Zmienię porządek dnia parlamentu.Zwołam posiedzenie gabinetu, żeby królmusiał przesunąć wyjazd. Tak byłoby lepiej. No pewnie.no pewnie. Sytuacj a gospodarcza poprawia się ostatnio ciągnął diuk a żałoba narodowa pozamachu tylko by wprawiła kraj w grozne wzburzenie. Nie, nie! w żadnym razie nie możemy wystawiać na niebezpieczeństwo życia króla.Diuk Richmond-Watson rozstał się z sir Robertem Walpole'em, zaprosiwszy go na kolację doStudfield.57Trzeciego maja Pol była w Studfield.Nie mogła się na niczym skupić, bez ustankurozmyślając, czy zamach się udał.Dowiedzieć się tego miała dopiero nazajutrz od markizaPelshorough zaproszonego na obiad.Następnego dnia wcześnie się zerwała i około dziesiątej wyjechała markizowi naprzeciw. Może przyjechać tylko tą drogą, nie ma innej z Londynu" mówiła sobie.Wspięła się nawzgórze i tam czekała.Godzinę pózniej ujrzała w dali jezdzca. To on!.Dalej, Fabious! Jazda! Wyciągniętym cwałem ruszyła przez dolinę. I co? wy dyszała, zatrzymując konia. Król nie wyjechał z Londynu, jego podróż została przełożona.Aż jej pociemniało w oczach, tak wielki spotkał ją zawód.Odczuła niemal fizyczny ból,zeskoczyła z konia i usiadła na niewielkim wzgórku przygarbiona, patrząca nieprzytomnie. Ruszajmy do zamku, Pol. Nie, jedz sam, zaraz cię dogonię.Mam ochotę pobyć chwilę sama.Bez specjalnego zapałumarkiz pojechał naprzód.Tego wieczoru sir Robert Walpole zaproszony był na kolację.Przez cały wieczór Pol starałasię ukryć zdenerwowanie. Czyżby i ciebie wojna tak bardzo trapiła, moja droga? spytał wreszcie premier, któregouwagi nie uszedł jej nastrój. Tak, tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Nie czekając na jego pozwolenie obróciła się na pięcie. Pani! ryknął Jerzy II. Zanim wyjdziesz, dowiedz się, że zostaniesz wykreślona zkrólewskich rejestrów.Zabronię odtąd wymieniania i zapisywania twojego imienia, będziesz nazawsze zapomniana w tym kraju!.W galerii Pol przystanęła przy oknie i wsparła się o parapet, aby przyjść do siebie. Nie mogęmówić o tym Ronaldowi, jeszcze by mi powiedział, że to zaszczyt, jak we Francji.A jeśli sięposkarżę, gotów pomyśleć, że zdaję się na niego.Sama się obronię, nie potrzebuję jego pomocy,żeby się zemścić."Wczesnym rankiem następnego dnia wysłała markizowi Pelshorough wiadomość, że prosi goo jak najszybsze przybycie do pałacu Curzon.Wkrótce potem Madge zapowiedziała, że markiz jużczeka w buduarze.Kiedy Pol otworzyła drzwi, markiz poderwał się na nogi. Pol, przybyłem tak szybko, jak mogłem. Musiałam się z tobą zobaczyć. Ronalda nie ma? przerwał jej. Nie, nie! Musisz mi pomóc mówiła dalej. Co mogę zrobić? Potrzebuję kilku twoich ludzi.Milczał przez chwilę, wreszcie zapytał: Co to ma być za zadanie? Chcę.zabić króla!Na twarzy markiza odmalowała się raczej niechęć niż zaskoczenie. Aj! jeśli książęHalweirstadt dowie się rzekł sobie że to moi ludzie zabili króla, którego on posadził natronie.Ale jak by to zrobić?.Na dodatek nikomu by to nie było w tej chwili na rękę.Nie mogędopuścić do tego zamachu!" Po chwili zastanowienia odparł: Nie mogę ci pomóc.Wigowie na pewno by się dowiedzieli, że przygotowywałem tenspisek, bardzo bym chciał. mówił myśląc równocześnie: Klika, do której należy książę,natychmiast by podjęła stosowne działania i w jakim znalazłbym się położeniu?" Kto mi w takim razie może pomóc, jeśli najlepszy przyjaciel mojego ojca odmawia? zaczepnie spytała Pol. Pol, wierz mi, naprawdę bardzo bym chciał.Zaraz, zaraz, znam człowieka, który by ci sięnadał. Mów, kto to? Albertrope odparł, mówiąc sobie w duchu: Ostatecznie to człowiek księcia, więc niebędzie w tym mojej winy." Gdzie go mogę znalezć? Ma karczmę w Dover. Ale jakże mam się przedstawić temu człowiekowi? I kto mi zaręczy, że mogę mu zaufać? Powiesz, że przysyła cię książę Halweirstadt.Ten karczmarz jest mu absolutnie oddany.Markiz śmiał się w duchu na myśl o takiej rekomendacji. Gdyby ona wiedziała, że książę tojej mąż!." No dobrze, ale co będzie, jeśli książę się dowie? Nie zna mnie przecież. Zna cię.I niczemu nie zaprzeczy, jeśli Albertrope będzie chciał się upewnić. Jakże ja pojadę sama do Dover? Poślę mu w twoim imieniu wiadomość i wyznaczę spotkanie w Londynie. Och, serdeczne dzięki.W tej chwili otworzyły się drzwi i wszedł Ronald.Kiedy witał się z przyjacielem, stojąca zanim Pol dawała znaki markizowi, aby nic mu nie mówił, potem zaś rzekła: Zostawię was i pójdę sprawdzić, czy mogą już podawać obiad. I co słychać? spytał Ronald, gdy zostali sami. Jakie wieści? Niedobre! Co się stało? Pol przygotowuje zamach na króla. To nic nowego, wraca do starego pomysłu. Ale poprosiła mnie o pomoc.Diuk popatrzył nań uważnie. Poprosiła cię o pomoc, no, no! I cóż? Hmmm.udzieliłem jej. Przykre to, bo twoi ludzie skutecznie działają. Nie, nie, podsunąłem jej Albertrope'a. A! lżej mi się zrobiło.To mój człowiek, więc łatwiej mi będzie wszystkiego dopilnować. Ale co ja mam robić? spytał niespokojnie markiz. To, co ustaliliście.Ja się włączę, jeśli będzie trzeba.Markiz skinął potakująco głową. Do wszystkich diabłów! myślał Ronald. Chyba nigdy nie dojdziemy do ładu.Znowupolityka zaczyna ją pochłaniać, a powodem jest oczywiście Robert Darwin.A potem? Co potemjeszcze zaćmi nasze szczęście?"Spotkanie zostało wyznaczone na następny wtorek, 13 kwietnia, w londyńskiej tawernie Pod Czerwonym Lwem".Eskortowana przez Annę lady Pol weszła na schody prowadzące dogabinetu na pięterku. Milady!. ceremonialnie powitał ją Albertrope, zamiatając kapeluszem podłogę. Dziękuję, żeście zgodzili się na to spotkanie rzekła Pol. Przejdzmy od razu dorzeczy. No właśnie, przejdzmy do rzeczy.Usiądzże sobie, moja pani zwrócił się do Anny.Nie kazała sobie tego powtarzać i zajęła miejsce obok niego, odwracając głowę w drugąstronę, by się nie udusić, taki smród szedł od starego korsarza. Tu macie sakiewkę.Albertrope chwycił ją i zważył na dłoni, po czym splunął. Dostaniecie jeszcze jedną jak ta ciągnęła Pol nie zważając na swoją piastunkę, którawyraznie była bliska omdlenia. Chcę, żebyście zgładzili króla. Za dwie takie jak ta oświadczył korsarz. Będzie nas kilku.Pol zastanowiła sięszybko. Zgoda. Jaki masz plan, milady? Król ma wyjechać z Whitehall trzeciego maja w krótką podróż do Bath.Będzie przejeżdżałprzez Marborough i Chippenham. Tak jest, pojmuję. Trzeciego maja! powtórzyła z naciskiem. Staremu Tropiemu nie trzeba dwa razy mówić! %7łegnajcie zatem i powodzenia. Możesz na mnie liczyć, wielmożna pani.Z ulgą opuściły tawernę szybkim krokiem i wsiadły do karety, która ruszyła w drogępowrotną do pałacu Curzon. Robercie, król nie może jechać trzeciego maja do Bath. A to dlaczego? zdumiał się premier. Moja żona opłaciła Albertrope'a, żeby go zgładził. O do licha! Musisz więc zmienić jego rozkład dnia. Rozumie się! Zmienię porządek dnia parlamentu.Zwołam posiedzenie gabinetu, żeby królmusiał przesunąć wyjazd. Tak byłoby lepiej. No pewnie.no pewnie. Sytuacj a gospodarcza poprawia się ostatnio ciągnął diuk a żałoba narodowa pozamachu tylko by wprawiła kraj w grozne wzburzenie. Nie, nie! w żadnym razie nie możemy wystawiać na niebezpieczeństwo życia króla.Diuk Richmond-Watson rozstał się z sir Robertem Walpole'em, zaprosiwszy go na kolację doStudfield.57Trzeciego maja Pol była w Studfield.Nie mogła się na niczym skupić, bez ustankurozmyślając, czy zamach się udał.Dowiedzieć się tego miała dopiero nazajutrz od markizaPelshorough zaproszonego na obiad.Następnego dnia wcześnie się zerwała i około dziesiątej wyjechała markizowi naprzeciw. Może przyjechać tylko tą drogą, nie ma innej z Londynu" mówiła sobie.Wspięła się nawzgórze i tam czekała.Godzinę pózniej ujrzała w dali jezdzca. To on!.Dalej, Fabious! Jazda! Wyciągniętym cwałem ruszyła przez dolinę. I co? wy dyszała, zatrzymując konia. Król nie wyjechał z Londynu, jego podróż została przełożona.Aż jej pociemniało w oczach, tak wielki spotkał ją zawód.Odczuła niemal fizyczny ból,zeskoczyła z konia i usiadła na niewielkim wzgórku przygarbiona, patrząca nieprzytomnie. Ruszajmy do zamku, Pol. Nie, jedz sam, zaraz cię dogonię.Mam ochotę pobyć chwilę sama.Bez specjalnego zapałumarkiz pojechał naprzód.Tego wieczoru sir Robert Walpole zaproszony był na kolację.Przez cały wieczór Pol starałasię ukryć zdenerwowanie. Czyżby i ciebie wojna tak bardzo trapiła, moja droga? spytał wreszcie premier, któregouwagi nie uszedł jej nastrój. Tak, tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]