[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobrze, że przyjechałeś, Davidzie - powiedział.- Mam na-dzieję, że Clara nie czuje się zbyt zmęczona.Wasserman wzruszył ramionami i uśmiechnął się.- Znasz Clarę.Interesy nigdy jej nie męczą.Zostawiłem ją whotelu śpiącą jak dziecko.- Panowie - odezwał się Arthur - Julius będzie tu lada chwila.Proponuję zająć miejsca.Podszedł do końca stołu.Przed nim także stała butelka wodymineralnej.Obserwował pozostałych członków zarządu.Kruger iWasserman jako najstarsi usiedli po jego prawej i lewej ręce.RayAndrews siedział obok inżyniera Johnsona, dyrektora do sprawsprzedaży w Europie, bliżej drugiego końca stołu siedział Ha-stings.Dwa puste miejsca czekały na przybycie prezesa Heyder-mana.Na widok wchodzącego Juliusa zebrani podnieśli się zmiejsc.Ten niewymuszony gest miał w ich opinii być niczym wię-cej jak zwykłym przywitaniem prezesa zarządu.Heyderman jed-nak szedł nie zatrzymując się.Podążający za nim Reece przysunąłmu krzesło i sam usiadł po jego lewej ręce.Wszelkie wątpliwościna temat pozycji Reece'a zostały tym samym rozwiane.- Dzień dobry, panowie.Julius Heyderman rozejrzał się po pokoju.Wyglądał na jeszczebardziej opalonego i w lepszej kondycji niż podczas ostatniegospotkania.Przystojny, błękitnooki olbrzym o sylwetce młodego36mężczyzny.Zawsze ubierał się na niebiesko; był to niemal jegoznak rozpoznawczy.Jasnobłękitna koszula i ciemnoniebieskigarnitur stanowiły część jego image'u, współtworzyły legendę owszechstronnym sportowcu, kapitalnym strzelcu, championienart wodnych, niezrównanym graczu w golfa.W tej legendziebyło sporo prawdy.Julius wszystko co robił, robił lepiej od in-nych, wkładając w to całą swoją niespożytą energię.Pracował ztaką samą pasją, z jaką oddawał się sportom.W porównaniu znim wszyscy inni w pokoju zdawali się kurczyć i maleć.James Hastings wpatrywał się w prezesa z uwagą.Tak, JuliusHeyderman był niewątpliwie uosobieniem potęgi, był niczym bóg- przystojny, co rzadko zdarza się wśród milionerów, cieszący siędoskonałym zdrowiem i promieniujący wewnętrzną siłą.Jamesczuł w sobie dziwne napięcie.Pomyślał, że podobnie mogli czućsię oficerowie pod wodzą Napoleona czy Wellingtona, kiedy za-siadali do odprawy przed decydującą bitwą.Heyderman popatrzył na przeciwległy kraniec stołu, na sie-dzącego tam Arthura.- Najlepiej przystąpmy od razu do rzeczy - powiedział.- Zga-dzasz się, Arthurze? Sprawami bieżącymi możemy zająć się póz-niej.- Oczywiście - powiedział Arthur łagodnie.- Dobrze.A więc, panowie, przebyłem ten cholerny kawał dro-gi naprawdę w wielkim pośpiechu.Ci z was, którzy mnie lepiejznają, z pewnością wiedzą, że nie zrobiłbym tego, gdyby nie byłotakiej potrzeby.Dwa tygodnie temu otrzymałem wiadomość, żekopalnie koło Archangielska pracują pełną parą.Ray Andrews zerknął na Arthura Harrisa.Miał rację.Sparta-czona sprawa powróciła jak bumerang.- Te złoża są bardzo bogate, panowie.Nie potrzebuję wamprzypominać, że powinny być nasze.- Spojrzenie błękitnych oczuJuliusa powędrowały w stronę szwagra.- Nie uważam, aby to było takie ważne - powiedział Arthurzimno, choć w środku trząsł się za złości.Ten bękart śmie upo-minać go publicznie.- Nigdy nie dążyliśmy do przejęcia każdej37kopalni.Kontrolujemy rynek zbytu.Tak zrobimy i w tym przy-padku, jeśli Rosjanie będą chcieli sprzedawać diamenty na ryn-kach światowych.Julius zignorował tę wypowiedz.- Złoża zapowiadają się na bardzo zasobne i nie należy przy-puszczać, by wydobycie miało się niebawem zmniejszyć.Ale tojeszcze nie wszystko.- Powiódł badawczym spojrzeniem po twa-rzach zebranych.Nawet David Wasserman poczuł się niepewnie.Heyderman odchrząknął.- Jak powiedziałem, ta kopalnia to bo-nanza.A to jeszcze nie koniec.Znajdują się tam nie tylko wyso-kiej klasy diamenty, lecz także fantazje.Popatrzyli po sobie.Fantazje.To słowo było tradycyjnymokreśleniem barwnych diamentów.Julius kontynuował:- Złoża zawierają ogromne, najczystszej wody brązowe kamie-nie, kanarkowe, a nawet niebieskie.Ale co więcej, znalezli też to!Sięgnął do kieszonki na piersiach.Powoli otwierał zaciśniętąpięść.W dłoni trzymał kawałek papieru.Na białej powierzchnikamień zalśnił niczym wielka kropla krwi.Zamigotał blaskiem,gdy Heyderman uniósł go do góry.- Mój Boże.mój Boże.- Davidowi niemal odebrało głos.Wyciągnął rękę.Heyderman podał mu diament.- Nigdy.- po-trząsnął głową -.nigdy w swoim życiu.- Pięć karatów - ogłosił Heyderman.- Bez skazy.Nigdy jeszczenie było takiego kamienia.- Podniósł głos.- W dodatku wcale niejest największy.Jest przeciętny.Pobudzi apetyty największychkolekcjonerów na świecie.Wszyscy pomyśleli o Abdullahu Bin Saladynie, ministrze i bra-cie króla Arabii Saudyjskiej, którego kolekcja rzadkich kamienibyła bezcenna, wręcz unikalna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Dobrze, że przyjechałeś, Davidzie - powiedział.- Mam na-dzieję, że Clara nie czuje się zbyt zmęczona.Wasserman wzruszył ramionami i uśmiechnął się.- Znasz Clarę.Interesy nigdy jej nie męczą.Zostawiłem ją whotelu śpiącą jak dziecko.- Panowie - odezwał się Arthur - Julius będzie tu lada chwila.Proponuję zająć miejsca.Podszedł do końca stołu.Przed nim także stała butelka wodymineralnej.Obserwował pozostałych członków zarządu.Kruger iWasserman jako najstarsi usiedli po jego prawej i lewej ręce.RayAndrews siedział obok inżyniera Johnsona, dyrektora do sprawsprzedaży w Europie, bliżej drugiego końca stołu siedział Ha-stings.Dwa puste miejsca czekały na przybycie prezesa Heyder-mana.Na widok wchodzącego Juliusa zebrani podnieśli się zmiejsc.Ten niewymuszony gest miał w ich opinii być niczym wię-cej jak zwykłym przywitaniem prezesa zarządu.Heyderman jed-nak szedł nie zatrzymując się.Podążający za nim Reece przysunąłmu krzesło i sam usiadł po jego lewej ręce.Wszelkie wątpliwościna temat pozycji Reece'a zostały tym samym rozwiane.- Dzień dobry, panowie.Julius Heyderman rozejrzał się po pokoju.Wyglądał na jeszczebardziej opalonego i w lepszej kondycji niż podczas ostatniegospotkania.Przystojny, błękitnooki olbrzym o sylwetce młodego36mężczyzny.Zawsze ubierał się na niebiesko; był to niemal jegoznak rozpoznawczy.Jasnobłękitna koszula i ciemnoniebieskigarnitur stanowiły część jego image'u, współtworzyły legendę owszechstronnym sportowcu, kapitalnym strzelcu, championienart wodnych, niezrównanym graczu w golfa.W tej legendziebyło sporo prawdy.Julius wszystko co robił, robił lepiej od in-nych, wkładając w to całą swoją niespożytą energię.Pracował ztaką samą pasją, z jaką oddawał się sportom.W porównaniu znim wszyscy inni w pokoju zdawali się kurczyć i maleć.James Hastings wpatrywał się w prezesa z uwagą.Tak, JuliusHeyderman był niewątpliwie uosobieniem potęgi, był niczym bóg- przystojny, co rzadko zdarza się wśród milionerów, cieszący siędoskonałym zdrowiem i promieniujący wewnętrzną siłą.Jamesczuł w sobie dziwne napięcie.Pomyślał, że podobnie mogli czućsię oficerowie pod wodzą Napoleona czy Wellingtona, kiedy za-siadali do odprawy przed decydującą bitwą.Heyderman popatrzył na przeciwległy kraniec stołu, na sie-dzącego tam Arthura.- Najlepiej przystąpmy od razu do rzeczy - powiedział.- Zga-dzasz się, Arthurze? Sprawami bieżącymi możemy zająć się póz-niej.- Oczywiście - powiedział Arthur łagodnie.- Dobrze.A więc, panowie, przebyłem ten cholerny kawał dro-gi naprawdę w wielkim pośpiechu.Ci z was, którzy mnie lepiejznają, z pewnością wiedzą, że nie zrobiłbym tego, gdyby nie byłotakiej potrzeby.Dwa tygodnie temu otrzymałem wiadomość, żekopalnie koło Archangielska pracują pełną parą.Ray Andrews zerknął na Arthura Harrisa.Miał rację.Sparta-czona sprawa powróciła jak bumerang.- Te złoża są bardzo bogate, panowie.Nie potrzebuję wamprzypominać, że powinny być nasze.- Spojrzenie błękitnych oczuJuliusa powędrowały w stronę szwagra.- Nie uważam, aby to było takie ważne - powiedział Arthurzimno, choć w środku trząsł się za złości.Ten bękart śmie upo-minać go publicznie.- Nigdy nie dążyliśmy do przejęcia każdej37kopalni.Kontrolujemy rynek zbytu.Tak zrobimy i w tym przy-padku, jeśli Rosjanie będą chcieli sprzedawać diamenty na ryn-kach światowych.Julius zignorował tę wypowiedz.- Złoża zapowiadają się na bardzo zasobne i nie należy przy-puszczać, by wydobycie miało się niebawem zmniejszyć.Ale tojeszcze nie wszystko.- Powiódł badawczym spojrzeniem po twa-rzach zebranych.Nawet David Wasserman poczuł się niepewnie.Heyderman odchrząknął.- Jak powiedziałem, ta kopalnia to bo-nanza.A to jeszcze nie koniec.Znajdują się tam nie tylko wyso-kiej klasy diamenty, lecz także fantazje.Popatrzyli po sobie.Fantazje.To słowo było tradycyjnymokreśleniem barwnych diamentów.Julius kontynuował:- Złoża zawierają ogromne, najczystszej wody brązowe kamie-nie, kanarkowe, a nawet niebieskie.Ale co więcej, znalezli też to!Sięgnął do kieszonki na piersiach.Powoli otwierał zaciśniętąpięść.W dłoni trzymał kawałek papieru.Na białej powierzchnikamień zalśnił niczym wielka kropla krwi.Zamigotał blaskiem,gdy Heyderman uniósł go do góry.- Mój Boże.mój Boże.- Davidowi niemal odebrało głos.Wyciągnął rękę.Heyderman podał mu diament.- Nigdy.- po-trząsnął głową -.nigdy w swoim życiu.- Pięć karatów - ogłosił Heyderman.- Bez skazy.Nigdy jeszczenie było takiego kamienia.- Podniósł głos.- W dodatku wcale niejest największy.Jest przeciętny.Pobudzi apetyty największychkolekcjonerów na świecie.Wszyscy pomyśleli o Abdullahu Bin Saladynie, ministrze i bra-cie króla Arabii Saudyjskiej, którego kolekcja rzadkich kamienibyła bezcenna, wręcz unikalna [ Pobierz całość w formacie PDF ]