[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.MiaÅ‚ na sobie ubranie,przypominajÄ…ce mundur sanitariusza, ale tak brudne, \e ostatecznie trudno byÅ‚o zgadnąć.Równie dobrze mógÅ‚ w nim uchodzić za ochroniarza.- Zrób to! - Kyle szarpnÄ…Å‚ przedramieniem zaciÅ›niÄ™tym na szyi Gard¬nera, miotajÄ…c nimjak lalkÄ….Nie mogÅ‚em siÄ™ zorientować, czy agent nadal oddycha.WiedziaÅ‚em jednak, \e nawet jeÅ›liprze\yje, po dÅ‚u\szym nacisku dozna uszkodzenia mózgu.PodniosÅ‚em kawaÅ‚ek stÅ‚uczonego lustra.DÅ‚ugi i wÄ…ski jak nó\.Ostre krawÄ™dzie wbiÅ‚y mi siÄ™w dÅ‚oÅ„, kiedy schwyciÅ‚em go mocno, modlÄ…c siÄ™, by chÅ‚opak nie zobaczyÅ‚, jak trzÄ™sÄ… mi siÄ™rÄ™ce.Kyle obserwowaÅ‚ mnie z niepokojem.- Co robisz?- Daj mu oddychać.PróbowaÅ‚ uÅ›miechnąć siÄ™ szyderczo, ale wyglÄ…daÅ‚o to równie nieprze¬konujÄ…co jak mojabroÅ„.- MyÅ›lisz, \e mnie tym zranisz?- Nie wiem - przyznaÅ‚em.- Chcesz siÄ™ przekonać?PrzesunÄ…Å‚ jÄ™zykiem po wargach.ByÅ‚ wielkim, tÄ™gim, ale solidnie zbu¬dowanym mÄ™\czyznÄ….ZupeÅ‚nie jak York.Gdyby puÅ›ciÅ‚ Gardnera i rzu¬ciÅ‚ siÄ™ na mnie, wÄ…tpiÄ™, \ebym miaÅ‚ jakÄ…Å›szansÄ™.Ale wciÄ…\ spoglÄ…daÅ‚ na szklany odÅ‚amek i widziaÅ‚em w jego oczach niepewność.OsÅ‚abiÅ‚ chwyt, pozwalajÄ…c Gardnerowi zaczerpnąć kilka Å›wiszczÄ…¬cych oddechów, a potemznowu zacisnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™.ZobaczyÅ‚em, jak zerka w stronÄ™ drzwi.- Puść go, a obiecujÄ™, \e nie bÄ™dÄ™ próbowaÅ‚ ciÄ™ zatrzymać.- Mnie? Dajesz mi swoje pozwolenie?- Wsparcie zjawi siÄ™ tu lada chwila.Je\eli teraz odejdziesz, bÄ™dziesz mógÅ‚.- A ty im powiesz, kim jestem? Uwa\asz mnie za durnia? Mo\na byÅ‚o powiedzieć o nim wiele rzeczy, ale nie to, \e jest gÅ‚upi.I co teraz? Nie miaÅ‚empojÄ™cia.PrzypuszczaÅ‚em jednak, \e on te\ nie wie.OddychaÅ‚ ciÄ™\ko, przygarbiony izaczerwieniony z wysiÅ‚ku, z jakim podtrzymywaÅ‚ bezwÅ‚adnego Gardnera.KÄ…tem okawidziaÅ‚em pistolet przy pasie.Najwidoczniej Kyle jeszcze o nim nie pomyÅ›laÅ‚.Je\eli sobieprzypomni.ZmuÅ› go do mówienia.WskazaÅ‚em zwÅ‚oki Yorka.- ByÅ‚o ci przyjemnie, kiedy go tak masakrowaÅ‚eÅ›?- Nie zostawiliÅ›cie mi wyboru.- A wiÄ™c tylko miaÅ‚ odwrócić uwagÄ™? OkaleczyÅ‚eÅ› go, \eby uciec? - StaraÅ‚em siÄ™, aby wmoim gÅ‚osie nie zabrzmiaÅ‚a pogarda.- I nawet to nie podziaÅ‚aÅ‚o, prawda? Wszystko na nic.- MyÅ›lisz, \e o tym nie wiem? - KrzyknÄ…Å‚ i skrzywiÅ‚ siÄ™, jak z bólu.Spoj¬rzaÅ‚ wÅ›cieklena ciaÅ‚o przedsiÄ™biorcy pogrzebowego.- Jezu Chryste, zdajesz sobie sprawÄ™, ile czasu mi tozajęło? Ile planowania? York byÅ‚ mojÄ… drogÄ… ucieczki, moim szczęśliwym pieprzonymzakoÅ„czeniem! MieliÅ›cie go zna¬lezć z \onÄ… Avery'ego.Ofiara losu, która wolaÅ‚a popeÅ‚nićsamobójstwo, za¬miast dać siÄ™ zÅ‚apać.Koniec historii! Potem wyjechaÅ‚bym z Knoxville,zaczÄ…Å‚ gdzieÅ› od nowa, a teraz popatrz! Cholera jasna, co za marnotrawstwo!- Nikt by w to nie uwierzyÅ‚.- Nie? - parsknÄ…Å‚.- Uwierzyli w fotografie, które zostawiÅ‚em w jego domu! Wierzyli wewszystko, w co chciaÅ‚em!Kiedy wspomniaÅ‚ o Sam, w skroniach zaczęło mi pulsować.- Dobra, i co dalej? ZamordowaÅ‚byÅ› wiÄ™cej ciÄ™\arnych kobiet?- Nie musiaÅ‚bym! Å›ona Avery'ego miaÅ‚a w sobie tyle \ycia! To byÅ‚a ona, czuÅ‚em to!- Tak jak czuÅ‚eÅ› przy wszystkich innych? Jak wtedy, kiedy zabijaÅ‚eÅ› Summer? -wrzasnÄ…Å‚em, zapominajÄ…c o ostro\noÅ›ci.- ByÅ‚a pupilkÄ… Liebermana!- LubiÅ‚a ciÄ™!- Ale bardziej Irvinga!WstrzÄ…s mnie uciszyÅ‚.Wszyscy uznaliÅ›my, \e Irving staÅ‚ siÄ™ ofiarÄ… z powodu wywiadu wtelewizji.A przecie\ Kyle byÅ‚ w prosektorium, kie¬dy psycholog flirtowaÅ‚ z Summer.NastÄ™pnego dnia profesor zniknÄ…Å‚.A teraz Summer te\ le\aÅ‚a w ciemnoÅ›ciach.Przecie\ tylko uÅ›miechnęła siÄ™ do Irvinga.Nic wiÄ™cej.Ale Kyle'owi wystarczyÅ‚o.ZrobiÅ‚o mi siÄ™ niedobrze.ZdoÅ‚aÅ‚em jednak odwrócić uwagÄ™ Kyle'a na tyle, \e rozluzniÅ‚ chwytna gardle Gardnera.ZobaczyÅ‚em, \e powie¬ki agenta zaczynajÄ… siÄ™ unosić, i powiedziaÅ‚empierwszÄ… rzecz, która mi przyszÅ‚a do gÅ‚owy.- A co miaÅ‚eÅ› przeciwko Tomowi? A\ tak bardzo ci zagra\aÅ‚?- ByÅ‚ oszustem! - Twarz Kyle'a wykrzywiÅ‚a siÄ™ w grymasie.- Wiel¬ki antropologsÄ…dowy, ekspert! PÅ‚awiÅ‚ siÄ™ w chwale, sÅ‚uchaÅ‚ jazzu przy pracy, zupeÅ‚nie jak w jakiejÅ›pizzerii! Hicks to zwykÅ‚y dupek, ale Lieber-man uwa\aÅ‚ siÄ™ za kogoÅ› szczególnego.MiaÅ‚przed samym nosem naj¬wiÄ™kszÄ… tajemnicÄ™ wszechÅ›wiata, a brakowaÅ‚o mu wyobrazni, bydostrzec coÅ› wiÄ™cej poza zgniliznÄ…!- Tom wiedziaÅ‚, \e nie warto tracić czasu na szukanie odpowiedzi, których nie mo\naznalezć.- SÅ‚yszaÅ‚em Å›wiszczÄ…cy oddech Gardnera, ale nie odwa\yÅ‚em siÄ™ spojrzeć w jegostronÄ™.- Nawet nie wiesz, czego szu¬kaÅ‚eÅ›, prawda? ZabijaÅ‚eÅ› ludzi, gromadziÅ‚eÅ› zwÅ‚oki.ipo co? Wszystko bez sensu.JesteÅ› jak dzieciak szturchajÄ…cy patykiem coÅ› martwego.- Zamknij siÄ™! - Zlina bryzgaÅ‚a mu z ust.- Czy w ogóle zdajesz sobie sprawÄ™, ile istnieÅ„ ludzkich zmarnowa¬Å‚eÅ›? - krzyknÄ…Å‚em [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl