[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Rozumiem.Oczywiście.— Brunetti zawahał się.— Czy cennik też tu znajdę?Nawet jeśli pytanie wydało jej się nietaktowne lub zbyt bezpośrednie, nie dała tego po sobie poznać; potwierdziła lekkim skinieniem.— Czy mógłbym się rozejrzeć, dottoressa?\Na twarzy kobiety odmalowało się zdumienie.— To mi pozwoli się zorientować, czy nasza mama będzie tu szczęśliwa.Skierował wzrok na półkę z książkami.Wolał, aby wicedyrektorka nie wyczytała z jego oczu kłamstwa, i to podwójnego: po pierwsze, nie zamierzał matki przenosić, po drugie, dobrze wiedział, że nigdy i nigdzie nie będzie już szczęśliwa.— Naturalnie, signor Brunetti.Poproszę jedną z sióstr, żeby pokazała panu dom, a przynajmniej część pomieszczeń.— To miło z pani strony, dołtoressa.— Wstał, uśmiechając się przyjaźnie.Wicedyrektorka nacisnęła przycisk na biurku.Po chwili do gabinetu weszła bez pukania ta sama młoda zakonnica, która wprowadziła gościa.— Siostro Klaro, proszę pokazać panu Brunettiemu świetlicę, kuchnię i któryś z pokoi prywatnych.— Jeszcze jedno! — zawołał komisarz, jakby nagle sobie o czymś przypomniał.— Tak?— Mama jest osobą głęboko wierzącą.Bardzo pobożną.Jeśli to możliwe, chciałbym zamienić parę słów z matką przełożoną.— Widząc po minie rozmówczyni, że zamierza odmówić, dodał szybko: — Nie chodzi o to, żebym miał jakiekolwiek wątpliwości, czy mamę tu umieścić; słyszałem same pochwały na temat tego domu.Po prostu obiecałem jej, że porozmawiam z matką przełożoną.A przecież nie mogę staruszki okłamać.Przybrawszy swój najbardziej chłopięcy uśmiech, spojrzał prosząco na wicedyrektorkę.— Nie jest to przyjęte.— Przeniosła wzrok na zakonnicę.— Myśli siostra, że byłoby to możliwe?Siostra Klara skinęła głową.— Tak.Właśnie widziałam matkę przełożoną, jak wychodziła z kaplicy.— A zatem może pan z nią chwilę porozmawiać — oświadczyła wicedyrektorka, zwracając się do Brunettiego.— Siostro, proszę najpierw pokazać naszemu gościowi pokój pani Viotti, a potem zaprowadzić go do matki przełożonej.Zakonnica ponownie skinęła głową i skierowała się do drzwi.Brunetti natomiast podszedłdo biurka i wyciągnął rękę.— Okazała mi pani niezwykłą wyrozumiałość, dołto- ressa.Serdecznie dziękuję.Wicedyrektorka też wstała i podała mu dłoń.— Naprawdę nie ma za co, signore.Gdyby miał pan jeszcze jakiekolwiek pytania, proszę śmiało dzwonić.— Wzięła z biurka cienką teczkę i wręczyła ją Brunettiemu.— Ach, oczywiście — rzekł i uśmiechnął się z wdzięcznością.Przy drzwiach odwrócił się, żeby jeszcze raz podziękować, po czym ruszył za siostrą Klarą.Na dziedzińcu skręcili w lewo i po chwili znów weszli do budynku.Szerokim korytarzem dotarli do dużej sali, w której siedziała garstka osób w podeszłym wieku.Dwie czy trzy prowadziły trudną do śledzenia rozmowę, powtarzając w nieskończoność te same kwestie.Kilka tkwiło bez ruchu, pogrążonych we wspomnieniach lub w żalu za minionymi latami.— To świetlica — wyjaśniła, całkiem niepotrzebnie, siostra Klara.Podeszła do jednej z pensjonariuszek i podniosła z podłogi pismo, które wypadło staruszce z ręki.Brunetti dosłyszał serdeczne słowa wypowiadane w dialekcie weneckim.— Dom, w którym przebywa moja matka, też prowadzą siostry z zakonu Świętego Krzyża— powiedział w tym samym dialekcie, kiedy zakonnica do niego wróciła.— Naprawdę? — spytała nie tyle z prawdziwym zainteresowaniem, ile raczej z zawodową uprzejmością.— Który to dom?Brunetti miał wrażenie, że po latach kontaktów z pensjonariuszami taki sposób prowadzenia rozmowy po prostu wszedł jej w nawyk.— Casa Marina w Dolo.— A tak, nasze siostry od dawna tam pracują.Dlaczego chce pan umieścić mamę tutaj?— Byłaby bliżej mnie i mojego brata.I nasze żony częściej by ją odwiedzały.Skinęła głową, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak niechętnie ludzie odwiedzają osoby w podeszłym wieku, zwłaszcza jeśli nie są to ich rodzice.Wyszli na korytarz i znów na dziedziniec.— Przez kilka lat pracowała tam siostra, która została przeniesiona chyba właśnie tutaj —powiedział obojętnym tonem Brunetti.— Tak? Jak się nazywa?— SuorTmmacolata — odparł, przypatrując się bacznie zakonnicy, żeby zobaczyć jej reakcję.Z wrażenia aż się potknęła, ale może chodnik był w tym miejscu nierówny.— Zna ją siostra?Widział po jej minie, że ma ochotę skłamać.— Tak — powiedziała i zaraz umilkła.Brunetti udał, że nie dostrzega, jak bardzo się zmieszała.— Była niezwykle dobra dla mojej matki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.— Rozumiem.Oczywiście.— Brunetti zawahał się.— Czy cennik też tu znajdę?Nawet jeśli pytanie wydało jej się nietaktowne lub zbyt bezpośrednie, nie dała tego po sobie poznać; potwierdziła lekkim skinieniem.— Czy mógłbym się rozejrzeć, dottoressa?\Na twarzy kobiety odmalowało się zdumienie.— To mi pozwoli się zorientować, czy nasza mama będzie tu szczęśliwa.Skierował wzrok na półkę z książkami.Wolał, aby wicedyrektorka nie wyczytała z jego oczu kłamstwa, i to podwójnego: po pierwsze, nie zamierzał matki przenosić, po drugie, dobrze wiedział, że nigdy i nigdzie nie będzie już szczęśliwa.— Naturalnie, signor Brunetti.Poproszę jedną z sióstr, żeby pokazała panu dom, a przynajmniej część pomieszczeń.— To miło z pani strony, dołtoressa.— Wstał, uśmiechając się przyjaźnie.Wicedyrektorka nacisnęła przycisk na biurku.Po chwili do gabinetu weszła bez pukania ta sama młoda zakonnica, która wprowadziła gościa.— Siostro Klaro, proszę pokazać panu Brunettiemu świetlicę, kuchnię i któryś z pokoi prywatnych.— Jeszcze jedno! — zawołał komisarz, jakby nagle sobie o czymś przypomniał.— Tak?— Mama jest osobą głęboko wierzącą.Bardzo pobożną.Jeśli to możliwe, chciałbym zamienić parę słów z matką przełożoną.— Widząc po minie rozmówczyni, że zamierza odmówić, dodał szybko: — Nie chodzi o to, żebym miał jakiekolwiek wątpliwości, czy mamę tu umieścić; słyszałem same pochwały na temat tego domu.Po prostu obiecałem jej, że porozmawiam z matką przełożoną.A przecież nie mogę staruszki okłamać.Przybrawszy swój najbardziej chłopięcy uśmiech, spojrzał prosząco na wicedyrektorkę.— Nie jest to przyjęte.— Przeniosła wzrok na zakonnicę.— Myśli siostra, że byłoby to możliwe?Siostra Klara skinęła głową.— Tak.Właśnie widziałam matkę przełożoną, jak wychodziła z kaplicy.— A zatem może pan z nią chwilę porozmawiać — oświadczyła wicedyrektorka, zwracając się do Brunettiego.— Siostro, proszę najpierw pokazać naszemu gościowi pokój pani Viotti, a potem zaprowadzić go do matki przełożonej.Zakonnica ponownie skinęła głową i skierowała się do drzwi.Brunetti natomiast podszedłdo biurka i wyciągnął rękę.— Okazała mi pani niezwykłą wyrozumiałość, dołto- ressa.Serdecznie dziękuję.Wicedyrektorka też wstała i podała mu dłoń.— Naprawdę nie ma za co, signore.Gdyby miał pan jeszcze jakiekolwiek pytania, proszę śmiało dzwonić.— Wzięła z biurka cienką teczkę i wręczyła ją Brunettiemu.— Ach, oczywiście — rzekł i uśmiechnął się z wdzięcznością.Przy drzwiach odwrócił się, żeby jeszcze raz podziękować, po czym ruszył za siostrą Klarą.Na dziedzińcu skręcili w lewo i po chwili znów weszli do budynku.Szerokim korytarzem dotarli do dużej sali, w której siedziała garstka osób w podeszłym wieku.Dwie czy trzy prowadziły trudną do śledzenia rozmowę, powtarzając w nieskończoność te same kwestie.Kilka tkwiło bez ruchu, pogrążonych we wspomnieniach lub w żalu za minionymi latami.— To świetlica — wyjaśniła, całkiem niepotrzebnie, siostra Klara.Podeszła do jednej z pensjonariuszek i podniosła z podłogi pismo, które wypadło staruszce z ręki.Brunetti dosłyszał serdeczne słowa wypowiadane w dialekcie weneckim.— Dom, w którym przebywa moja matka, też prowadzą siostry z zakonu Świętego Krzyża— powiedział w tym samym dialekcie, kiedy zakonnica do niego wróciła.— Naprawdę? — spytała nie tyle z prawdziwym zainteresowaniem, ile raczej z zawodową uprzejmością.— Który to dom?Brunetti miał wrażenie, że po latach kontaktów z pensjonariuszami taki sposób prowadzenia rozmowy po prostu wszedł jej w nawyk.— Casa Marina w Dolo.— A tak, nasze siostry od dawna tam pracują.Dlaczego chce pan umieścić mamę tutaj?— Byłaby bliżej mnie i mojego brata.I nasze żony częściej by ją odwiedzały.Skinęła głową, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak niechętnie ludzie odwiedzają osoby w podeszłym wieku, zwłaszcza jeśli nie są to ich rodzice.Wyszli na korytarz i znów na dziedziniec.— Przez kilka lat pracowała tam siostra, która została przeniesiona chyba właśnie tutaj —powiedział obojętnym tonem Brunetti.— Tak? Jak się nazywa?— SuorTmmacolata — odparł, przypatrując się bacznie zakonnicy, żeby zobaczyć jej reakcję.Z wrażenia aż się potknęła, ale może chodnik był w tym miejscu nierówny.— Zna ją siostra?Widział po jej minie, że ma ochotę skłamać.— Tak — powiedziała i zaraz umilkła.Brunetti udał, że nie dostrzega, jak bardzo się zmieszała.— Była niezwykle dobra dla mojej matki [ Pobierz całość w formacie PDF ]