[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zniewolony umysł, myślał nieraz.Klatka miła, fakt, alemimo wszystko klatka.Były chwile, że chciał zostać anarchistą tak jak kumpel z czasówstudenckich, który mieszkał na skłocie", pojawiał się na każdej demonstracji, aby ciskaćtortami we wszystkich polityków, jacy przyjeżdżali do Poznania.Oczywiście to były tylko rojenia, których nie miał zamiaru realizować.Jednak wypaleniezawodowe bezlitośnie dawało o sobie znać.- Wypalenie - rzekł, patrząc na zatrzaśnięte drzwi sypialni, zza których wciąż dobiegałszloch.Westchnął.- Powinienem zwolnić.Był na siebie wściekły.Rozumiał, że jego umysłowe aberracje mogą zaszkodzić temu, coz mozołem próbował budować.Niełatwo w tych czasach o szczęśliwe małżeństwa.Adamuznał z bólem, że jego związek nie należał do chlubnych wyjątków.Pocieszyciel (a może raczej kusiciel) zjawił się w mgnieniu oka.Wykwitł jak kwiatcienia, jak eksplozja czerni, jak chmura cygarowego dymu i oparów chivas regal.W sposóbdla siebie charakterystyczny krył się na skraju pola widzenia.Niemniej podsuwał pomysły.Siał wątpliwości.Adam doszedł do wniosku, że to musi być szatan.Zamknęła się, myślał za Adama cień w kapeluszu, ukryła przed tobą.Płacze? A możewcale nie? Może to tylko przedstawienie, sprytna gra, która pozwoli na usunięcie wszystkichśladów małżeńskiej zdrady? Krząta się teraz, w pośpiechu zmieniając pościel.Ciekawe, cozrobi z prezerwatywą?- Odejdz - jęknął Adam.Siewca wątpliwości zarechotał, a Adamowe myśli pognały dalej, brudnymi koleinamiwytyczonymi przez złowrogą plamę, którą mógł dostrzec tylko widzeniem obwodowym.- To niesprawiedliwe - szepnął w stronę cienia.- Jesteś cholernym, niesprawiedliwymgłupcem.Długą część nocy spędził pod drzwiami sypialni Renaty.Co jakiś czas słyszałdobiegający stamtąd szloch.Wreszcie, gdy było już dobrze po północy, zasiadł w fotelu.Nalałpół szklanki whisky, włączył energooszczędną żarówkę i sięgnął z półki po Alicję w KrainieCzarów.Zanurzył się w spokojny dziecięcy świat, świat dziwów, pięknych, staroświeckichilustracji i niesamowitych krajobrazów, jakie rysowała jego imaginacja.Gdyby tak można było uciec.Tak jak ona.Zasnął, gdy Alicja zbliżała się do domostwa Marcowego Zająca.4Rankiem, mówi się, umysł bywa jaśniejszy, lepiej funkcjonuje.Rankiem ostrośćwidzenia jest lepsza.Tak dobra, że można dostrzec prawdę.Te oklepane stwierdzenia miały,jak pojął Adam, swoje uzasadnienie.Ledwie wszedł do biura, a - rozejrzawszy się po tychnielicznych, którzy pojawili się przed nim - dostrzegł prawdę.Ta zaś - jak zwykle - była niewesoła.Sukces - to inny z komunałów - ma wielu ojców.W wypadku transakcji pomiędzyMarche a BGM Group reguła ta bynajmniej się nie sprawdzała.Adam szybko i doszedł downiosku, że jego sukces był sierotą.Miał za to wielu ginekologów.Każdy z nich chciałdokonać aborcji.Kiedy po wstukaniu kodu Niezgoda pchnął szklane drzwi, wydało mu się, że sekretarkapatrzy na niego jakoś dziwnie.To jednak nie był jeszcze powód do wielkich zmartwień.Adam, wypoczęty po nocy, podczas której, co zaskakujące, nie męczyły go koszmary,maszerował korytarzem.Raz dwa, raz dwa, oto krok dobrego żołnierza kapitalizmu.Nierozumiał fenomenu, który pozwolił mu odnieść sukces, nie przeszkadzało mu to jednak czućrozpierającej go dumy.Czuł się diablo dumny.Miał do tego prawo!Szedł więc przez biuro, a dookoła niego rozlegały się szmery.Widział, jak Kasia zksięgowości na jego widok przystaje, robi krok do tyłu, nachyla się do koleżanki, jak unoszągłowy, jak zwężają im się oczy.Kątem oka dostrzegał złe spojrzenie podarowane mu przezMarcina z kontrolingu, który tylko z powierzchowności nie przypominał bazyliszka.Mateusz,stojąc przy kserze, demonstracyjnie pokazał Niezgodzie plecy i nową koszulę od Pierre aCardina, ale Adam tylko się uśmiechnął.Zazdroszczą, pomyślał.Spojrzenie Zbyszka.Spojrzenie Zbyszka było tak sympatyczne, że musiało być fałszywe.Zbyszek był biurową inkarnacją Mrożkowskiego Edka.O ile każdy inny, nawetnajbardziej zanurzony w korporacyjnej rzeczywistości pracownik, brał swoje funkcjonowaniew firmie w nawias, patrzył na swą pracę poprzez pryzmat tego, kim był w życiu prywatnym,to Zbyszek wczuwał się w rolę do imentu.Zresztą nie, on nie wczuwał się w rolę, on z owąrolą społeczną zespalał się i zrastał tak, że zza pozy samego Zbyszka nie było widać.Nieodstawał na milimetr.Idealny pracownik biurowy.Horror.Najłatwiej opisać go jako człowieka bez wątpliwości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Zniewolony umysł, myślał nieraz.Klatka miła, fakt, alemimo wszystko klatka.Były chwile, że chciał zostać anarchistą tak jak kumpel z czasówstudenckich, który mieszkał na skłocie", pojawiał się na każdej demonstracji, aby ciskaćtortami we wszystkich polityków, jacy przyjeżdżali do Poznania.Oczywiście to były tylko rojenia, których nie miał zamiaru realizować.Jednak wypaleniezawodowe bezlitośnie dawało o sobie znać.- Wypalenie - rzekł, patrząc na zatrzaśnięte drzwi sypialni, zza których wciąż dobiegałszloch.Westchnął.- Powinienem zwolnić.Był na siebie wściekły.Rozumiał, że jego umysłowe aberracje mogą zaszkodzić temu, coz mozołem próbował budować.Niełatwo w tych czasach o szczęśliwe małżeństwa.Adamuznał z bólem, że jego związek nie należał do chlubnych wyjątków.Pocieszyciel (a może raczej kusiciel) zjawił się w mgnieniu oka.Wykwitł jak kwiatcienia, jak eksplozja czerni, jak chmura cygarowego dymu i oparów chivas regal.W sposóbdla siebie charakterystyczny krył się na skraju pola widzenia.Niemniej podsuwał pomysły.Siał wątpliwości.Adam doszedł do wniosku, że to musi być szatan.Zamknęła się, myślał za Adama cień w kapeluszu, ukryła przed tobą.Płacze? A możewcale nie? Może to tylko przedstawienie, sprytna gra, która pozwoli na usunięcie wszystkichśladów małżeńskiej zdrady? Krząta się teraz, w pośpiechu zmieniając pościel.Ciekawe, cozrobi z prezerwatywą?- Odejdz - jęknął Adam.Siewca wątpliwości zarechotał, a Adamowe myśli pognały dalej, brudnymi koleinamiwytyczonymi przez złowrogą plamę, którą mógł dostrzec tylko widzeniem obwodowym.- To niesprawiedliwe - szepnął w stronę cienia.- Jesteś cholernym, niesprawiedliwymgłupcem.Długą część nocy spędził pod drzwiami sypialni Renaty.Co jakiś czas słyszałdobiegający stamtąd szloch.Wreszcie, gdy było już dobrze po północy, zasiadł w fotelu.Nalałpół szklanki whisky, włączył energooszczędną żarówkę i sięgnął z półki po Alicję w KrainieCzarów.Zanurzył się w spokojny dziecięcy świat, świat dziwów, pięknych, staroświeckichilustracji i niesamowitych krajobrazów, jakie rysowała jego imaginacja.Gdyby tak można było uciec.Tak jak ona.Zasnął, gdy Alicja zbliżała się do domostwa Marcowego Zająca.4Rankiem, mówi się, umysł bywa jaśniejszy, lepiej funkcjonuje.Rankiem ostrośćwidzenia jest lepsza.Tak dobra, że można dostrzec prawdę.Te oklepane stwierdzenia miały,jak pojął Adam, swoje uzasadnienie.Ledwie wszedł do biura, a - rozejrzawszy się po tychnielicznych, którzy pojawili się przed nim - dostrzegł prawdę.Ta zaś - jak zwykle - była niewesoła.Sukces - to inny z komunałów - ma wielu ojców.W wypadku transakcji pomiędzyMarche a BGM Group reguła ta bynajmniej się nie sprawdzała.Adam szybko i doszedł downiosku, że jego sukces był sierotą.Miał za to wielu ginekologów.Każdy z nich chciałdokonać aborcji.Kiedy po wstukaniu kodu Niezgoda pchnął szklane drzwi, wydało mu się, że sekretarkapatrzy na niego jakoś dziwnie.To jednak nie był jeszcze powód do wielkich zmartwień.Adam, wypoczęty po nocy, podczas której, co zaskakujące, nie męczyły go koszmary,maszerował korytarzem.Raz dwa, raz dwa, oto krok dobrego żołnierza kapitalizmu.Nierozumiał fenomenu, który pozwolił mu odnieść sukces, nie przeszkadzało mu to jednak czućrozpierającej go dumy.Czuł się diablo dumny.Miał do tego prawo!Szedł więc przez biuro, a dookoła niego rozlegały się szmery.Widział, jak Kasia zksięgowości na jego widok przystaje, robi krok do tyłu, nachyla się do koleżanki, jak unoszągłowy, jak zwężają im się oczy.Kątem oka dostrzegał złe spojrzenie podarowane mu przezMarcina z kontrolingu, który tylko z powierzchowności nie przypominał bazyliszka.Mateusz,stojąc przy kserze, demonstracyjnie pokazał Niezgodzie plecy i nową koszulę od Pierre aCardina, ale Adam tylko się uśmiechnął.Zazdroszczą, pomyślał.Spojrzenie Zbyszka.Spojrzenie Zbyszka było tak sympatyczne, że musiało być fałszywe.Zbyszek był biurową inkarnacją Mrożkowskiego Edka.O ile każdy inny, nawetnajbardziej zanurzony w korporacyjnej rzeczywistości pracownik, brał swoje funkcjonowaniew firmie w nawias, patrzył na swą pracę poprzez pryzmat tego, kim był w życiu prywatnym,to Zbyszek wczuwał się w rolę do imentu.Zresztą nie, on nie wczuwał się w rolę, on z owąrolą społeczną zespalał się i zrastał tak, że zza pozy samego Zbyszka nie było widać.Nieodstawał na milimetr.Idealny pracownik biurowy.Horror.Najłatwiej opisać go jako człowieka bez wątpliwości [ Pobierz całość w formacie PDF ]