[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wchodzę - oznajmił poważnie.- Idę z tobą - rzuciłem.- Kobiety i dzieci czekają na zewnątrz - westchnęła Simone.Wszyscy troje przekroczyliśmy niski żywopłot z pięciornika, przeszliśmy przeztrawnik, na którym stały cztery krzesła i biały, plastikowy stół.Odłamki szkła pokrywały schody i parapet.Na wykładzinie w pokoju Benjamina,wśród szklanych odprysków, leżał wielki kamień.Weszliśmy głębiej, pomyślałem, żekoniecznie muszę opowiedzieć Kennetowi o dyscyplinie, którą znalezliśmy niedawno poddrzwiami.Simone weszła za nami i zapaliła lampkę z bajkowym.Karlssonem na dachu.Miała rozpaloną twarz, rudoblond loki okrywały jej ramiona.Kennet wyszedł na korytarz, zajrzał do sypialni na prawo i do łazienki.Lampka doczytania w salonie była włączona.Chodziliśmy od pokoju do pokoju, ale na pierwszy rzut okaniczego nie brakowało, nic nie zostało skradzione.Ktoś był w toalecie na parterze, papier byłrozwinięty i leżał na podłodze.Kennet spojrzał na mnie z dziwną miną.- Masz z kimś nie załatwione porachunki? - zapytał.Pokręciłem głową.- O ile wiem, to nie - odpowiedziałem.- To jasne, że spotykam mnóstwoniezrównoważonych osób.tak jak i ty.Skinął głową.- Nic nie zabrali - stwierdziłem.- Tato, czy to się często zdarza? - spytała Simone.Kennet pokręcił głową.- Nie, nie często.Nie, jeśli ktoś rozbija szybę.Włamywacz chciał, żebyśmy wiedzieli,że był w środku.Simone stanęła w drzwiach do pokoju Benjamina.- Mam wrażenie, że ktoś leżał w jego łóżku - powiedziała cicho.- Jak nazywała się tabajka? O Złotowłosej, prawda?Pobiegliśmy do naszej sypialni i zobaczyliśmy, że i w naszym łóżku ktoś leżał.Zciągnął narzutę i wymiął pościel.- To cholernie dziwna sprawa - odezwał się Kennet.Na chwilę zaległo milczenie.- Narzędzie! - krzyknęła Simone.- Właśnie! %7łe też wypadło mi to z głowy.- Poszedłem do holu i zdjąłem dyscyplinę zpółki na kapelusze.- Co to jest, do licha? - zdziwił się Kennet.- Leżało wczoraj pod naszymi drzwiami - wyjaśniła Simone.- Mogę zobaczyć? - poprosił jej ojciec.- To dyscyplina, tak mi się wydaje - powiedziałem.- Biło się nią dzieci w dawnychczasach.- Dobre, żeby wyćwiczyć posłuszeństwo.- Kennet uśmiechnął się, oglądającdokładnie przedmiot.- Zupełnie mi się to nie podoba, to obrzydliwe - stwierdziła Simone.- Czy byliście narażeni na grozby lub coś, co można uznać za grozbę?- Nie - odpowiedziała.- Ale może trzeba na to patrzeć inaczej - odezwałem się.- Ktoś uważa, że należy nasukarać.Potraktowałem to jako kiepski żart, że tak się cackamy z Benjaminem.Komuś, kto nie wie o jego chorobie, możemy się wydać nieco dziwni.Simone poszła prosto do telefonu i zadzwoniła do przedszkola, żeby zapytać, czy zBenjaminem wszystko w porządku.*Wieczorem wcześnie położyliśmy Benjamina, jak zwykle leżałem obok niego iopowiadałem treść całego Kirikou, afrykańskiego filmu dla dzieci.Benjamin oglądał go setkirazy i prawie zawsze prosił mnie, żebym mu go opowiadał przed snem.Jeśli zapomniałbymjakiegoś szczegółu, to przypominał mi, a jeśli nadal nie spał, kiedy dochodziłem do końca,zmieniała mnie Simon e i śpiewała mu kołysanki.Kiedy już zasnął, zaparzyliśmy sobie czajnik herbaty i obejrzeliśmy film na video.Siedzieliśmy na kanapie i rozmawialiśmy o włamaniu, o tym, że niczego nie skradziono, żektoś tylko rozwinął rolkę papieru toaletowego i leżał w naszych łóżkach.- Może to tylko jakieś nastolatki, które nie miały gdzie się pieprzyć - podsunęłaSimone.- Nie, narobiliby więcej bałaganu.- Czy to nie dziwne, że sąsiedzi niczego nie zauważyli?Adolfsson rzadko cokolwiek przegapia.- Może to on? - rzuciłem.- Pieprzył się w naszym łóżku?Roześmiałem się, przyciągnąłem ją do siebie i poczułem, jak ładnie pachnie ciężkimiperfumami, bez przymilnej słodyczy.Naparła na mnie i poczułem na sobie jej szczupłe,dziewczęce ciało.Moje dłonie wślizgnęły się na jedwabistą skórę pod jej luzną koszulą.Poczułem ciepłe, twarde piersi.Jęknęła, gdy pocałowałem ją w szyję.Gorący podmuchoddechu wtargnął mi do ucha.Rozebraliśmy się w poświacie telewizora, pomagając sobie wzajemnie szybkimiruchami dłoni, zaplątywaliśmy się w nasze rzeczy, śmialiśmy do siebie i znowu całowaliśmy.Pociągnęła mnie do sypialni i pchnęła na łóżko z żartobliwą surowością.- Czy to pora na dyscyplinę? - zapytałem.Skinęła głową i zbliżyła się do mnie, pochyliła się i przeciągnęła włosami po moichnogach, uśmiechała się, nie podnosząc wzroku, przesuwając się jednocześnie do góry.Loki opadały z przodu na jej szczupłe, piegowate ramiona.Mięśnie rąk miała napięte, kiedy siadała okrakiem na moich biodrach.Kiedy w niąwszedłem, jej policzki zapłonęły rumieńcem.Przez parę chwil w moich myślach migały wspomnienia kilku fotografii.Robiłemkiedyś zdjęcia na plaży, na greckiej wyspie.Było to kilka lat przed urodzeniem sięBenjamina.Jechaliśmy autobusem wzdłuż wybrzeża i wysiedliśmy tam, gdzie naszymzdaniem było najpiękniej.Kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że plaża była zupełnie pusta, machnęliśmy ręką nakostiumy kąpielowe.Jedliśmy w słońcu ciepłego arbuza, a potem leżeliśmy nago w płytkiej,przejrzystej wodzie, pieściliśmy się i całowaliśmy.Kochaliśmy się ze cztery razy tego dnia,coraz bardziej ospali i rozgrzani [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Wchodzę - oznajmił poważnie.- Idę z tobą - rzuciłem.- Kobiety i dzieci czekają na zewnątrz - westchnęła Simone.Wszyscy troje przekroczyliśmy niski żywopłot z pięciornika, przeszliśmy przeztrawnik, na którym stały cztery krzesła i biały, plastikowy stół.Odłamki szkła pokrywały schody i parapet.Na wykładzinie w pokoju Benjamina,wśród szklanych odprysków, leżał wielki kamień.Weszliśmy głębiej, pomyślałem, żekoniecznie muszę opowiedzieć Kennetowi o dyscyplinie, którą znalezliśmy niedawno poddrzwiami.Simone weszła za nami i zapaliła lampkę z bajkowym.Karlssonem na dachu.Miała rozpaloną twarz, rudoblond loki okrywały jej ramiona.Kennet wyszedł na korytarz, zajrzał do sypialni na prawo i do łazienki.Lampka doczytania w salonie była włączona.Chodziliśmy od pokoju do pokoju, ale na pierwszy rzut okaniczego nie brakowało, nic nie zostało skradzione.Ktoś był w toalecie na parterze, papier byłrozwinięty i leżał na podłodze.Kennet spojrzał na mnie z dziwną miną.- Masz z kimś nie załatwione porachunki? - zapytał.Pokręciłem głową.- O ile wiem, to nie - odpowiedziałem.- To jasne, że spotykam mnóstwoniezrównoważonych osób.tak jak i ty.Skinął głową.- Nic nie zabrali - stwierdziłem.- Tato, czy to się często zdarza? - spytała Simone.Kennet pokręcił głową.- Nie, nie często.Nie, jeśli ktoś rozbija szybę.Włamywacz chciał, żebyśmy wiedzieli,że był w środku.Simone stanęła w drzwiach do pokoju Benjamina.- Mam wrażenie, że ktoś leżał w jego łóżku - powiedziała cicho.- Jak nazywała się tabajka? O Złotowłosej, prawda?Pobiegliśmy do naszej sypialni i zobaczyliśmy, że i w naszym łóżku ktoś leżał.Zciągnął narzutę i wymiął pościel.- To cholernie dziwna sprawa - odezwał się Kennet.Na chwilę zaległo milczenie.- Narzędzie! - krzyknęła Simone.- Właśnie! %7łe też wypadło mi to z głowy.- Poszedłem do holu i zdjąłem dyscyplinę zpółki na kapelusze.- Co to jest, do licha? - zdziwił się Kennet.- Leżało wczoraj pod naszymi drzwiami - wyjaśniła Simone.- Mogę zobaczyć? - poprosił jej ojciec.- To dyscyplina, tak mi się wydaje - powiedziałem.- Biło się nią dzieci w dawnychczasach.- Dobre, żeby wyćwiczyć posłuszeństwo.- Kennet uśmiechnął się, oglądającdokładnie przedmiot.- Zupełnie mi się to nie podoba, to obrzydliwe - stwierdziła Simone.- Czy byliście narażeni na grozby lub coś, co można uznać za grozbę?- Nie - odpowiedziała.- Ale może trzeba na to patrzeć inaczej - odezwałem się.- Ktoś uważa, że należy nasukarać.Potraktowałem to jako kiepski żart, że tak się cackamy z Benjaminem.Komuś, kto nie wie o jego chorobie, możemy się wydać nieco dziwni.Simone poszła prosto do telefonu i zadzwoniła do przedszkola, żeby zapytać, czy zBenjaminem wszystko w porządku.*Wieczorem wcześnie położyliśmy Benjamina, jak zwykle leżałem obok niego iopowiadałem treść całego Kirikou, afrykańskiego filmu dla dzieci.Benjamin oglądał go setkirazy i prawie zawsze prosił mnie, żebym mu go opowiadał przed snem.Jeśli zapomniałbymjakiegoś szczegółu, to przypominał mi, a jeśli nadal nie spał, kiedy dochodziłem do końca,zmieniała mnie Simon e i śpiewała mu kołysanki.Kiedy już zasnął, zaparzyliśmy sobie czajnik herbaty i obejrzeliśmy film na video.Siedzieliśmy na kanapie i rozmawialiśmy o włamaniu, o tym, że niczego nie skradziono, żektoś tylko rozwinął rolkę papieru toaletowego i leżał w naszych łóżkach.- Może to tylko jakieś nastolatki, które nie miały gdzie się pieprzyć - podsunęłaSimone.- Nie, narobiliby więcej bałaganu.- Czy to nie dziwne, że sąsiedzi niczego nie zauważyli?Adolfsson rzadko cokolwiek przegapia.- Może to on? - rzuciłem.- Pieprzył się w naszym łóżku?Roześmiałem się, przyciągnąłem ją do siebie i poczułem, jak ładnie pachnie ciężkimiperfumami, bez przymilnej słodyczy.Naparła na mnie i poczułem na sobie jej szczupłe,dziewczęce ciało.Moje dłonie wślizgnęły się na jedwabistą skórę pod jej luzną koszulą.Poczułem ciepłe, twarde piersi.Jęknęła, gdy pocałowałem ją w szyję.Gorący podmuchoddechu wtargnął mi do ucha.Rozebraliśmy się w poświacie telewizora, pomagając sobie wzajemnie szybkimiruchami dłoni, zaplątywaliśmy się w nasze rzeczy, śmialiśmy do siebie i znowu całowaliśmy.Pociągnęła mnie do sypialni i pchnęła na łóżko z żartobliwą surowością.- Czy to pora na dyscyplinę? - zapytałem.Skinęła głową i zbliżyła się do mnie, pochyliła się i przeciągnęła włosami po moichnogach, uśmiechała się, nie podnosząc wzroku, przesuwając się jednocześnie do góry.Loki opadały z przodu na jej szczupłe, piegowate ramiona.Mięśnie rąk miała napięte, kiedy siadała okrakiem na moich biodrach.Kiedy w niąwszedłem, jej policzki zapłonęły rumieńcem.Przez parę chwil w moich myślach migały wspomnienia kilku fotografii.Robiłemkiedyś zdjęcia na plaży, na greckiej wyspie.Było to kilka lat przed urodzeniem sięBenjamina.Jechaliśmy autobusem wzdłuż wybrzeża i wysiedliśmy tam, gdzie naszymzdaniem było najpiękniej.Kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że plaża była zupełnie pusta, machnęliśmy ręką nakostiumy kąpielowe.Jedliśmy w słońcu ciepłego arbuza, a potem leżeliśmy nago w płytkiej,przejrzystej wodzie, pieściliśmy się i całowaliśmy.Kochaliśmy się ze cztery razy tego dnia,coraz bardziej ospali i rozgrzani [ Pobierz całość w formacie PDF ]