[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może tak byłoby najlepiej? Inaczej po-myśli, że odwróciłam się od niego.Nie zniosłabym teraz jego dotyku.Tylko Joel liczy się w moim życiu.Ktoś zapukał do drzwi.Przyszła Phillida, radosna i jak zawsze pełnażycia.- Jak sobie radzisz? - spytała.- Całkiem niezle.- Jesteś rozczarowana? - zapytała.- Nie, nie jest tak zle.Tylko to pustkowie dookoła.- Masz poczucie izolacji? Posłuchaj, jest nas troje.Będzie nam ra-zem dobrze.My z Rolandem już trochę przywykliśmy.Naprawdę nicinnego nie było, pomyśleliśmy, że jakiś czas.wytrzymamy.- Wszystko wyda się jaśniejsze, kiedy poprawi się pogoda.282- Od jutra zaczynamy na serio rozglądać się za domem dla nas.Uwielbiam oglądać domy, a już szczególnie, kiedy chodzi o kupno.Zawsze uważałam, że domy mają szczególny rodzaj magnetyzmu.Oj,trochę tu chłodno, nie sądzisz?- Może trochę.- Okno jest otwarte.Zamkniemy je?- Tak - odpowiedziałam i podeszłam do okna.Nagle zamarłam zprzerażenia.Na dole, wpatrzona w moje okno, stała postać w peleryniei cylindrze.Krzyknęłam cicho.- Jest chłodno - mówiła Phillida.- Przydałyby się kominki w sypial-niach.Nie słuchałam, co mówi.Stałam jak wmurowana, wpatrując się wpodwórko.Wtedy on" uchylił cylindra.Wyraznie widziałam ciemnytrójkąt włosów.- Lucie, co tam robisz? - dotarł do mnie głos Phillidy.Phillida stanę-ła obok mnie.Obróciłam się do niejniemal z satysfakcją, bo on" nie znikał.Phillida beznamiętniepatrzyła przez okno.- Co jest? - spytała.- W co się tak wpatrujesz?- Patrz.Zobacz, on" tam jest!- Co? Gdzie?- Tam, na dole! - Obróciłam się do niej.- Nie mogłaś go nie zauwa-żyć!Phillida przypatrywała się mi ze zdumieniem i trwogą.- O mój Boże.- wyszeptała i opadła na łóżko.Stanęłam nad nią.- Phillido, sama widziałaś.Nikt nie może mi teraz wmawiać, żemam halucynacje.Phillida podniosła na mnie pełen współczucia wzrok.- Och, Boże, Lucie! - westchnęła.- Nie wiem, co powiedzieć.Pociągnęłam ją z powrotem do okna.Nikogo pod nim nie było.- Widziałaś.możesz potwierdzić.Phillida kręciła głową, unikając mojego spojrzenia.- Lucie, przykro mi, ale niczego nie widziałam.283- Kłamiesz!- Lucie, chciałabym, żeby tak było.Byłam zdumiona i rozżalona.- Widziałaś! - krzyknęłam.- Na pewno widziałaś!- Lucie, kochanie, czasami musi upłynąć wiele czasu, zanim czło-wiek otrząśnie się po trudnych przeżyciach.- Nie mówisz prawdy! Dlaczego kłamiesz?!- Jak bardzo chciałabym móc przyznać, że też go widziałam!Wszystko bym dała, żeby tak było.Ale nie widziałam! Naprawdę, ni-kogo tam nie było!Ukryłam twarz w dłoniach.Phillida kłamie, myślałam gorączkowo.Jaki ma w tym cel? Do sypialni wszedł Roland.- Co się dzieje? - zapytał.- Och, Rolandzie, to okropne.- zaczęła Phillida.- Co takiego?- Lucie widziała, a właściwie zdawało jej się, że widzi.- Widziałam, naprawdę widziałam! - krzyknęłam.- To znowu ten duch - wyjaśniła Phillida.- Gdzie?- Na dole, pod oknem.- Lucie, moja najdroższa - uspokajał mnie Roland.- Byłam tu przez cały czas, Rolandzie - mówiła Phillida.- Nikogona dole nie widziałam.- Widziała go - upierałam się.- Musiała go widzieć.Phillida kłamie!Dlaczego ona to robi?!- Lucie, powinnaś się położyć.Phillido.- Roland rozkazał jejwzrokiem, by wyszła.Czuł, że obecnośćPhillidy działa mi na nerwy.- Lucie, opowiedz, co widziałaś - za-chęcił mnie.- Czy to.było tak jak zawsze? Phillida zatrzymała się wdrzwiach.- Przyniosę jej coś do picia - powiedziała.- Powinno pomóc.Roland usiadł obok mnie.- Opowiedz wszystko po kolei - poprosił łagodnie.284- Podeszłam do okna i wtedy go zobaczyłam.Zawołałam Phillidę.Stanęła obok mnie.Stwierdziła, że nic nie widzi.To nieprawda! Był tu!Pod naszym oknem!Roland gładził mnie po głowie.- Lucie, połóż się.Musisz być zmęczona.- Proszę cię, nie traktuj mnie jak wariatkę - powiedziałam z gnie-wem.- To ostatnia rzecz, jaka przyszłaby mi do głowy.Podróż musiałacię zmęczyć.- Nie podoba mi się tutaj.- Tak mi przykro.- Wiem, co zaraz powiesz! %7łe nie będziemy tu długo! Nie mamochoty spędzić w tym domu jednej nocy, a co dopiero mówić o całymmiesiącu!- Posłuchaj, Lucie.Nie jesteś sama.Czuwam nad tobą.Wszystko sięułoży.Znajdziemy taki dom, jaki będzie ci odpowiadał.Ledwo się opanowałam, aby mu nie wykrzyczeć, że nie chcę żadne-go domu, że pragnę wrócić do Joela.- A może byś się rozebrała i położyła spać? Rano wszystko wyda cisię zupełnie inne.- Dlaczego Phillida mówi, że niczego nie widziała? -zastanawiałamsię na głos.- To mogła być gra świateł.- Bzdura! Był tam.Widziałam cylinder i te okropne włosy.- Phillida jednak mówi, że nikogo nie zauważyła.Może światło, któ-re.Dalsza rozmowa z Rolandem nie miała sensu.Rozebrałam się i wsu-nęłam pod kołdrę.Jak bardzo pragnęłam odciąć się od tego wszystkie-go.Przenieść się z powrotem do czasów sprzed śmierci ojca.Ogarnęłamnie przemożna ochota, by jak najprędzej uciec z tego domu.Jutrowrócę do Celeste.Spotkam się z Joelem nad Okrągłym Stawem i cośuradzimy.Powiem mu, że chcę z nim być i że nie wyobrażam sobieinnego życia.285Usłyszałam pukanie do drzwi.To Phillida wniosła na tacy dwa kubkiz parującymi ziołami.- Po jednym dla każdego - powiedziała, stawiając tacę.- Mieliścieciężki dzień.Zpijcie dobrze! - dodała i wyszła, zostawiając nas samych.Rzeczywiście spałam mocno.Kiedy się obudziłam, byłam w pokojusama.Spojrzałam na zegar.Była dziewiąta.Zdziwiło mnie to.Normal-nie budzę się o siódmej.Wstałam z łóżka i podeszłam do okna.Spojrzałam w dół przezoprawione w ołów szybki.Zobaczyłam jedynie ciągnące się bez końcawrzosowiska.Teren był nieco pofałdowany.Gdzieniegdzie spod ziemiwyłaniały się nagie skały, pocięte wąskimi strumyczkami, migoczącymisrebrzyście w promieniach słońca.Musiałam przyznać, że ten dzikikrajobraz był na swój sposób piękny.Kitty wsunęła głowę do sypialni, pytając, czy chcę gorącej wody.Kiedy ją przyniosła, umyłam się i ubrałam.Byłam wyspana, czułamsię lepiej niż poprzedniego dnia.Nie mogłam jednak przestać myśleć owczorajszym zajściu.Próbowałam analizować je bez emocji.Byłam przekonana, że widziałam tego człowieka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Może tak byłoby najlepiej? Inaczej po-myśli, że odwróciłam się od niego.Nie zniosłabym teraz jego dotyku.Tylko Joel liczy się w moim życiu.Ktoś zapukał do drzwi.Przyszła Phillida, radosna i jak zawsze pełnażycia.- Jak sobie radzisz? - spytała.- Całkiem niezle.- Jesteś rozczarowana? - zapytała.- Nie, nie jest tak zle.Tylko to pustkowie dookoła.- Masz poczucie izolacji? Posłuchaj, jest nas troje.Będzie nam ra-zem dobrze.My z Rolandem już trochę przywykliśmy.Naprawdę nicinnego nie było, pomyśleliśmy, że jakiś czas.wytrzymamy.- Wszystko wyda się jaśniejsze, kiedy poprawi się pogoda.282- Od jutra zaczynamy na serio rozglądać się za domem dla nas.Uwielbiam oglądać domy, a już szczególnie, kiedy chodzi o kupno.Zawsze uważałam, że domy mają szczególny rodzaj magnetyzmu.Oj,trochę tu chłodno, nie sądzisz?- Może trochę.- Okno jest otwarte.Zamkniemy je?- Tak - odpowiedziałam i podeszłam do okna.Nagle zamarłam zprzerażenia.Na dole, wpatrzona w moje okno, stała postać w peleryniei cylindrze.Krzyknęłam cicho.- Jest chłodno - mówiła Phillida.- Przydałyby się kominki w sypial-niach.Nie słuchałam, co mówi.Stałam jak wmurowana, wpatrując się wpodwórko.Wtedy on" uchylił cylindra.Wyraznie widziałam ciemnytrójkąt włosów.- Lucie, co tam robisz? - dotarł do mnie głos Phillidy.Phillida stanę-ła obok mnie.Obróciłam się do niejniemal z satysfakcją, bo on" nie znikał.Phillida beznamiętniepatrzyła przez okno.- Co jest? - spytała.- W co się tak wpatrujesz?- Patrz.Zobacz, on" tam jest!- Co? Gdzie?- Tam, na dole! - Obróciłam się do niej.- Nie mogłaś go nie zauwa-żyć!Phillida przypatrywała się mi ze zdumieniem i trwogą.- O mój Boże.- wyszeptała i opadła na łóżko.Stanęłam nad nią.- Phillido, sama widziałaś.Nikt nie może mi teraz wmawiać, żemam halucynacje.Phillida podniosła na mnie pełen współczucia wzrok.- Och, Boże, Lucie! - westchnęła.- Nie wiem, co powiedzieć.Pociągnęłam ją z powrotem do okna.Nikogo pod nim nie było.- Widziałaś.możesz potwierdzić.Phillida kręciła głową, unikając mojego spojrzenia.- Lucie, przykro mi, ale niczego nie widziałam.283- Kłamiesz!- Lucie, chciałabym, żeby tak było.Byłam zdumiona i rozżalona.- Widziałaś! - krzyknęłam.- Na pewno widziałaś!- Lucie, kochanie, czasami musi upłynąć wiele czasu, zanim czło-wiek otrząśnie się po trudnych przeżyciach.- Nie mówisz prawdy! Dlaczego kłamiesz?!- Jak bardzo chciałabym móc przyznać, że też go widziałam!Wszystko bym dała, żeby tak było.Ale nie widziałam! Naprawdę, ni-kogo tam nie było!Ukryłam twarz w dłoniach.Phillida kłamie, myślałam gorączkowo.Jaki ma w tym cel? Do sypialni wszedł Roland.- Co się dzieje? - zapytał.- Och, Rolandzie, to okropne.- zaczęła Phillida.- Co takiego?- Lucie widziała, a właściwie zdawało jej się, że widzi.- Widziałam, naprawdę widziałam! - krzyknęłam.- To znowu ten duch - wyjaśniła Phillida.- Gdzie?- Na dole, pod oknem.- Lucie, moja najdroższa - uspokajał mnie Roland.- Byłam tu przez cały czas, Rolandzie - mówiła Phillida.- Nikogona dole nie widziałam.- Widziała go - upierałam się.- Musiała go widzieć.Phillida kłamie!Dlaczego ona to robi?!- Lucie, powinnaś się położyć.Phillido.- Roland rozkazał jejwzrokiem, by wyszła.Czuł, że obecnośćPhillidy działa mi na nerwy.- Lucie, opowiedz, co widziałaś - za-chęcił mnie.- Czy to.było tak jak zawsze? Phillida zatrzymała się wdrzwiach.- Przyniosę jej coś do picia - powiedziała.- Powinno pomóc.Roland usiadł obok mnie.- Opowiedz wszystko po kolei - poprosił łagodnie.284- Podeszłam do okna i wtedy go zobaczyłam.Zawołałam Phillidę.Stanęła obok mnie.Stwierdziła, że nic nie widzi.To nieprawda! Był tu!Pod naszym oknem!Roland gładził mnie po głowie.- Lucie, połóż się.Musisz być zmęczona.- Proszę cię, nie traktuj mnie jak wariatkę - powiedziałam z gnie-wem.- To ostatnia rzecz, jaka przyszłaby mi do głowy.Podróż musiałacię zmęczyć.- Nie podoba mi się tutaj.- Tak mi przykro.- Wiem, co zaraz powiesz! %7łe nie będziemy tu długo! Nie mamochoty spędzić w tym domu jednej nocy, a co dopiero mówić o całymmiesiącu!- Posłuchaj, Lucie.Nie jesteś sama.Czuwam nad tobą.Wszystko sięułoży.Znajdziemy taki dom, jaki będzie ci odpowiadał.Ledwo się opanowałam, aby mu nie wykrzyczeć, że nie chcę żadne-go domu, że pragnę wrócić do Joela.- A może byś się rozebrała i położyła spać? Rano wszystko wyda cisię zupełnie inne.- Dlaczego Phillida mówi, że niczego nie widziała? -zastanawiałamsię na głos.- To mogła być gra świateł.- Bzdura! Był tam.Widziałam cylinder i te okropne włosy.- Phillida jednak mówi, że nikogo nie zauważyła.Może światło, któ-re.Dalsza rozmowa z Rolandem nie miała sensu.Rozebrałam się i wsu-nęłam pod kołdrę.Jak bardzo pragnęłam odciąć się od tego wszystkie-go.Przenieść się z powrotem do czasów sprzed śmierci ojca.Ogarnęłamnie przemożna ochota, by jak najprędzej uciec z tego domu.Jutrowrócę do Celeste.Spotkam się z Joelem nad Okrągłym Stawem i cośuradzimy.Powiem mu, że chcę z nim być i że nie wyobrażam sobieinnego życia.285Usłyszałam pukanie do drzwi.To Phillida wniosła na tacy dwa kubkiz parującymi ziołami.- Po jednym dla każdego - powiedziała, stawiając tacę.- Mieliścieciężki dzień.Zpijcie dobrze! - dodała i wyszła, zostawiając nas samych.Rzeczywiście spałam mocno.Kiedy się obudziłam, byłam w pokojusama.Spojrzałam na zegar.Była dziewiąta.Zdziwiło mnie to.Normal-nie budzę się o siódmej.Wstałam z łóżka i podeszłam do okna.Spojrzałam w dół przezoprawione w ołów szybki.Zobaczyłam jedynie ciągnące się bez końcawrzosowiska.Teren był nieco pofałdowany.Gdzieniegdzie spod ziemiwyłaniały się nagie skały, pocięte wąskimi strumyczkami, migoczącymisrebrzyście w promieniach słońca.Musiałam przyznać, że ten dzikikrajobraz był na swój sposób piękny.Kitty wsunęła głowę do sypialni, pytając, czy chcę gorącej wody.Kiedy ją przyniosła, umyłam się i ubrałam.Byłam wyspana, czułamsię lepiej niż poprzedniego dnia.Nie mogłam jednak przestać myśleć owczorajszym zajściu.Próbowałam analizować je bez emocji.Byłam przekonana, że widziałam tego człowieka [ Pobierz całość w formacie PDF ]