[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja się nie znam, tyle wiem, co odniej słyszałam, chichotała tu, że od każdego pokazuje się lepsza.Powolutku inspektorowi klarował się obraz wiedzmy, znienawidzonej przez całeotoczenie.Obraz, całkowicie wbrew chęciom, uzupełniła Jantje Parker.Upierała się wprawdzie, że Neeltje była jednostką nieposzlakowaną, znakomitym fachowcem, kryształowo uczciwym, ale niechęć do ludzi wyłaziła z tej opinii wszystkimistronami.Jeśli tylko mogła komuś zaszkodzić, utrącić biznes, zmniejszyć zysk, czyniła to znajwiększą przyjemnością.Mściła się zapewne za brak powodzenia, bo do mężczyzn,zdaniem Jantje, szczęścia nie miała i jakoś od niej stronili.Oszukiwali ją, zdradzali, uciekaliw końcu.Nie wiadomo dlaczego, bo była przecież kobietą atrakcyjną, inteligentną, no, możemiała pewne skłonności despotyczne, ale zdarzają się gorsze wady.Nader pobłażliwie wypowiadał się o nieboszczce mecenas Meier van Veen.Pięknekobiety mają prawo do kaprysów, a ta była w dodatku wspaniałym człowiekiem interesu,pilnowanie praworządności zaś należało do jej obowiązków.Tak, oczywiście, mniej więcejzna jej sprawy, jakiś czas temu pojawił się kłopot, firma poniosła duże straty, pozostały różnenieścisłości, ale z pewnością Neeltje dałaby sobie z tym radę.Wrogów miała, któż ich nie ma,zapewne wszyscy, którym nie pozwoliła na oszustwo, udaremniła podstępne knowania.Ale też z niego wyszło.Mężczyzni w jej życiu.Istotnie, trwałe związki jakoś jej sięnie udawały.Może i rzeczywiście była trochę agresywna, ale dziś przecież większość kobietzachowuje się podobnie.Przez jeden dzień inspektor Rijkeveegeen zdążył przesłuchać siedem osób, nikogoprzesadnie nie dociskając.Do przeglądania papierów w domu ofiary, służbowych iprywatnych, zagonił swojego asystenta, młodzieńca po studiach ekonomicznych, całkiemniezle zorientowanego w rozmaitych machlojkach finansowych.Nieposzlakowany kryształnieposzlakowanym kryształem, a takie rzeczy zawsze warto sprawdzić.Poszła w ruchmachina policyjna, miejscami pracy Neeltje zajął się również fachowiec, wywiadowcyprzystąpili do działania, tyle że intymne rozmowy z gronem najbliższych przyjaciół iznajomych inspektor wolał przeprowadzać osobiście.Już po dwóch dniach wytypował kilku podejrzanych.* * *Robert Górski złożył mi wizytę.Powitałam go z podwójną, a nawet potrójną przyjemnością, bo nie tylko żywiłam doniego prywatną sympatię, nie tylko od razu zyskałam nadzieję na jakieś tajemnice śledcze, aleprzy okazji oderwał mnie od ciężkiej pracy, która wychodziła mi już nosem, uszami iczubkiem głowy.Musiałam zrobić porządek w szufladach z papierami, ponieważ zginęłagdzieś polisa ubezpieczeniowa, na której znajdował się numer telefonu, do czegoś tamniezbędny i już nawet zdążyłam zapomnieć do czego.Pretekst, żeby porzucić to okropnezajęcie, zachwycił mnie niezmiernie.Tajemnicę śledczą inspektor Górski zwierzył mi niezwłocznie. - Holendrzy mają kłopoty.Co prawda i sukces, wiedzą już, kim była denatka wbagażniku.Wcale nie Ewa Thompkins.- Tyle zgadłam sama - mruknęłam.- A zna pani może niejaką Neeltje van Wijk? Słyszała pani o niej?- W życiu.! Wnioskując z nazwiska, Holenderka? Nie znam kompletnie nikogo zHolandii, aż dziwne, mam znajomych we Francji, w Danii, w Szwecji, w Anglii, w Austrii,we Włoszech, w Niemczech, w Kanadzie, nawet w Australii, a w Holandii nic, zero.O tejNeeltje pierwsze słyszę.Kto to jest?- Właśnie ofiara.- Co pan powie? I co?- I zaczynają przesłuchania od początku pod nowym kątem widzenia.I tak sam sięporozumiewam z Rijkeveegeenem, więc wolałem bezpośredni kontakt z panią, a co mampanią włóczyć do komendy.Miło tu u pani i jestem pewien, że kawy dostanę.Chociaż nie!Wolałbym herbaty.U pani jest najlepsza herbata na świecie.- Byłaby lepsza, gdybym ją mieszała z namysłem i na spokojnie - wyznałam zwestchnieniem żalu.- To nie, zawsze w pośpiechu.Ale przynajmniej na dobrej wodzie.Usiedliśmy przy tej herbacie i Górski jawnie wyciągnął magnetofon, nie bawiąc się wżadne podchody.Rozumiałam go doskonale, w końcu musiał przekazać moje gadanieholenderskim glinom z możliwie największą dokładnością, w dodatku tłumacząc na obcyjęzyk.Gotowa byłam wprawdzie powtarzać wszystko po pięć razy, ale i tak przesadneobciążanie pamięci potrzebne mu było jak dziura w moście, mnie zaś magnetofon wnajmniejszym stopniu nie przeszkadzał.Chwila po chwili, kawałek po kawałku, przekazałam wszystkie wydarzenia z parkinguw Zwolle.W zamian dowiedziałam się, skąd pochodziło puste miejsce parkingowe, takcudownie ulokowane.Jakiś bucefał z nadwagą stanął okrakiem, potem odjechał i nikt już niezdążył tego zająć, miły facet, niech mu to sadło lekkie będzie.- Sam zresztą o to spytałem - wyznał Górski.- Korciło mnie, jakim cudem, wobecbraku miejsc w hotelach, może się przytrafić taki fart na parkingu? Wątpliwości należywyjaśniać, na szczęście już wiedzieli.- A kto mnie właściwie zakapował? Pusto wszędzie, głucho wszędzie.- Niech pani tylko nie zaczyna z poezją, bo od razu czuję w sobie brakihumanistyczne.Dziecko, jakiś chłopiec, jedyna istota ludzka, która wyglądała przez okno,deszcz padał, telewizja była nudna.- Dobry wzrok miał - pochwaliłam.- Grubego okrakiem też widział? - Nie, gruby pochodzi z innego zródła.Zaraz, całą polską stronę musimy załatwić,Rijkeveegeen tu przecież nie przyjedzie.A nawet gdyby, nic mu z tego nie przyjdzie, bo niezna języka.- W dzieciństwie miałam przedwojenny rocznik  Płomyka - wyrwało mi się wzadumie.- Na każdej stronie był apel:  Ucz się języka esperanto!.Nie chwyciło, ale  ucz sięjęzyków obcych ma swój sens.Polski należy do najtrudniejszych, przez gramatykę, ale za togramatyka daje mu szaloną elastyczność.Różne lenie śmierdzące, tumany i głąby usiłująsprawę pogorszyć.- Naprawdę chce pani rozmawiać o polityce? - zdziwił się zgryzliwie Górski.- Nie.Z dwojga złego wolałabym już rzucać kamieniami w okna, ale po pierwsze,celnie rzucać nie umiem, a po drugie, nie wiem, gdzie głąby mieszkają.- Może to i lepiej.Z Gąsowskimi też ktoś rozmawia, już wrócili do Warszawy, toznaczy do Aomianek.Ale.O ile wiem.Pani też.?Pokiwałam głową, bo Gąsowska żadnych tajemnic mi nie zwierzała, to raczej ja jej, adoskonale wiedziałam, jak społeczeństwo traktuje pogawędki z policją.Na wszelki wypadekkażdy usiłuje ukryć nawet fakt, że na śniadanie spożył jajecznicę, aczkolwiek spożywaniejajecznicy niczym mu absolutnie nie grozi.Ale policja.?- Naprawdę chce pan rozmawiać o polityce? - spytałam znacznie bardziej zgryzliwieniż on.Górski znał moje poglądy, odgadł potężny skrót myślowy, co ta policja może zrobić wobliczu stojącego na głowie wymiaru sprawiedliwości, roześmiał się, chociaż może raczejobydwoje powinniśmy byli się rozpłakać.Ale możliwe, że nasze rzewne łkania wystraszyłybykoty, gapiące się na nas z tarasu, nie należy denerwować niewinnych zwierzątek.- Powiem panu, a pan sobie porówna ich gadanie i moje.I nie ma siły, własne wnioskidołożę.Jadzia w Chelsea z całej siły stara się być lojalna, lubi panią Thompkins i nieprzepada za panem Thompkinsem, niespodziewane wydarzenia ją przeraziły, ale, jeśli makontakt z mamusią, wróciła już chyba do równowagi.Co ta Ewa wywinęła, pojęcia nie ma,poza tym, że z gachem wyskoczyła na krótkie pitigrili.Ludzka rzecz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl