[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O oszczędności nie mogło być mowy; to, co hetmana otaczało i co musłużyło, było, jak się wyrażał często, le strict necessaire.Nie miał teżobowiązków nie będąc dotąd żonatym i wedle wszelkiego podobieństwa, żenićsię już nie pragnąc.Niemal co rok gorliwie kuzynki i przyjaciółki tego kochanego hetmanausiłowały go wpędzić w jakieś nastawione sidła; nigdy się to jednak nieudawało.Hetman miał nadzwyczajnie trafne przeczucie niebezpieczeństwa,składał hołdy, przynosił bukiety, adorował lica i oczy, unosił się nad anielskimipostaciami, lecz jak tylko przychodziło do pogadanek matrymonialnych,zachorowywał i wyjeżdżał za granicę.Nawet zamężne panie, z którymi daleko był śmielszy, bezpieczniejszym sięczując, ilekroć rachowały nań w myśli rozwodu, a rozwody naówczas byłychlebem powszednim, zawsze się na nim zawiodły.Ten wstręt ku małżeństwuprzypisywano nieszczęśliwej jakiejś pasji dla księżny X, której chciał wiernympozostać do grobu, choć ona mu się wcale równym przywiązaniem niewywdzięczała, będąc jedną z najpłochszych kobiet swego czasu.Hetman kochałją prawdziwie bezprzykładną miłością.Mówiono też, że część serca wziął mu jego wychowaniec, którego kochał jaksyna, zajmował się nim, kształcił go, pieścił i lubował ślicznym chłopakiem,który dziwnym jakimś zrządzeniem z twarzy podobniuteńki był do hetmana,choć mówiono, że rodem był Francuz i że go sierotką wziął z Paryża przez litośćojciec przybrany.We dworze znano go pod nazwiskiem chevalier Georges,chociaż musiał mieć jeszcze jakieś inne.Zwykły tryb życia w rezydencji, z wyjątkiem dni uroczystych i nadzwyczajnychzjazdów gości, był następujący: hetman wstawał o ósmej godzinie, niekiedy włóżku przyjmował osoby swojego dworu i klientów, częściej już w szlafroku,pijąc czekoladę.Następnie z urzędowej kancelarii przynoszono mu papiery,które podpisując rad się ich był pozbyć jak najprędzej.Jeśli kto z oficerówprzybywał za interesami, proszony bywał na obiad.Około godziny dziesiątejbywała msza w kaplicy, którą odprawiał nie tytułowy kapelan, ale wikary zmiasteczka lub bernardyn z okolicy.Hetman, jeśli mu zajęcia dozwalały, bywałjej przytomny.Potem w piękny czas jezdził na spacer albo przechadzał się poparku, a w czasie tym oficjaliści przystęp niekiedy miewali.W ogóle jednak nielubił, ażeby mu głowę kłopotano interesami, i mawiał, że na to trzyma tychpanów, ażeby go wyręczali.Przed obiadem jeszcze parę godzin czasem z wielkąpilnością egzercytował się na flecie, sam lub w towarzystwie Ciprianiego; jeślizaś miał wieczorem grać publicznie ze swą kapelą, robiono próbę w tym czasie.Następował obiad, a kuchnia hetmańska była jedną z najprzedziwniejszych wkraju całym.Sławny Tremo, człek skromny i umiejący talent oceniać, samwyznawał, że z kuchmistrzem hetmana, niejakim Joli, paryżaninem, nierad siębył mierzyć w urządzaniu wielkich obiadów.Trzymano też osobnego pasztetnika, który był pochwycony niemal gwałtem zeStrasburga, i cukiernika.Kuchnia była czysto francuska, rozumowana, oparta napewnych zasadach, do niezmiernej rozmaitości łącząca klasyczność pomysłów igłębokie pojęcie całości.Każdy obiad hetmański był, można powiedzieć, poematem wielkiego stylu, wktórym prolog, wszystkie akta, aż do słodkiego epilogu, splatały się w całość takzajmującą, iż dopiero wstając od stołu czuł biesiadnik, jak nieznacznie nadmiarę i siły się przeładował.Następstwo potraw, prawo kontrastów i prawosympatii, środki obudzające, wypoczynki, wszystko to z umiejętną byłoobmyślane rachubą i nikt też panu Jolemu sławy wielkiego mistrza niezaprzeczał.W sosach celował.Jeżeli okoliczności przedsejmikowe wymagały, ażeby stół, zastosowany dobarbarzyńskich podniebień, wrócił do tradycyjnych mocnych przypraw, kapust,kiełbas, bigosów, flaków i barszczu, pan Joli nie zmazał rąk nigdy, zajmując sięnim, i otrząsając pył z nóg, wychodził ze sprofanowanej kuchni, oddając ją wzarząd niejakiemu Pampolińskiemu, który na to tylko był trzymany, aby dlaszlachty gotował.Zwykła kuchnia hetmana, do której on wielką przywiązywałwagę, słynęła wykończeniem swym i delikatnością.Sprowadzano niektóreniezbędne materiały zza granicy kurierami, jeśli przedmiot mógł ulec zepsuciu.Obiad trwał zwykle dwie a nawet więcej godzin, gdyż hetman pośpiechu niecierpiał i lubił czuć a wiedzieć, co je.Niekiedy zachodził spór między nim apanem Jolim, który przychodził się tłumaczyć; zawiązywała się dyskusjakulinarna i hetman z wielką pociechą swą uznawał zawsze Jolego zwycięzcą.C'est un homme rare powiadał o nim, Joli brał pięćdziesiąt dukatów miesięcznieoprócz prezentów, ale takiego artysty dość drogo nie można było opłacić.Po obiedzie, czarnej kawie, wypoczynku, ku wieczorowi, zawsze grywałamuzyka pod dyrekcją Ciprianiego.Niekiedy hetman wirtuozował na flecie iwzbudzał entuzjazm nadzwyczajny.Miał też solistę skrzypka, a niekiedy jedna zpań należących do teatru mniejszą jaką aryjkę odśpiewała.W inne dni koncertazastępował teatr, trwający do wieczerzy.Ta była lekka, ale złożona z potraw, które snu nie odbierając, przyjemnymimarzeniami kołysać mogły.Przy lub po wieczerzy czytywano coś po francusku,zawiązywały się rozprawy, dzienniki przynosiły wiadomości; towarzystwozabawiało się do pózna, a choćby hetman wcześniej zniknął, nie przeszkadzałoto gościom kończyć dzień przyjemnie.W ogóle swoboda panowała tu wielka i przybyli mogli dzień spędzać, jak im siępodobało, mając się i czym, i z kim zabawiać.Niektórzy z nich odwiedzalidworki, często marszałek dworu u siebie szlachtę przyjmował, młodzieżugaszczał chevalier Georges, a przyjęcia szły naturalnie na koszt pański.Wydatki też były ogromne; hetman nieraz na nie utyskiwał, a zmniejszyć i nazłamany szeląg nie było podobna, jak dowodził plenipotent, pan ZygmuntBorawski, człek bardzo zacny, powszechnie lubiony, nieposzlakowanejuczciwości, przywiązany bałwochwalczo do hetmana.Na jego to głowie ibarkach cała dóbr administracja, skomplikowane interesa pieniężne i prawnespoczywały.Borawski był człek co się zowie z głową; nie dość bowiem, że muczasu na olbrzymią tę pracę starczyło, zarządzał jeszcze znacznymi dobramiwłasnymi, które przed kilku laty zakupił, a na nich miał gospodarstwo wzorowe.Ubolewał on nad stanem często bardzo trudnych interesów pryncypała swojego,lecz cóż miał począć? Nie był winien, nie mogąc szafunku grosza powstrzymać.Czasem przedstawiał hetmanowi, że czasy są ciężkie, że wydatki ogromne, żepieniędzy nie ma; hetman go ściskał, całował i odpowiadał:- Borasiu, pożycz! A zresztą masz głowę i sumienie, spuszczam się na ciebie,nic i o niczym wiedzieć nie chcę.To rzekłszy, najczęściej wcale nie patrząc, podpisywał hetman i spał spokojny, aBorawski wzdychał, narzekał na niego, tył, majątki kupował i prorokował, że tosię zle skończy.Nie było dla takiego człowieka jak hetman, rozmiłowanego wsztukach, delikatnego smaku, wyższych zdolności umysłu, nic przykrzejszegonad stykanie się ze sprawami pieniężnymi, z rachunkami, papieramiurzędowymi i wszystkim, co realizmem grubym trąciło.Starał się to usuwać odsiebie, mając wyższe posłannictwo.%7łył sztuką i duchem, a rodzaj ten życiawymaga, aby mu nie przeszkadzano nieustannym powszednich, ordynaryjnychprzedmiotów narzucaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.O oszczędności nie mogło być mowy; to, co hetmana otaczało i co musłużyło, było, jak się wyrażał często, le strict necessaire.Nie miał teżobowiązków nie będąc dotąd żonatym i wedle wszelkiego podobieństwa, żenićsię już nie pragnąc.Niemal co rok gorliwie kuzynki i przyjaciółki tego kochanego hetmanausiłowały go wpędzić w jakieś nastawione sidła; nigdy się to jednak nieudawało.Hetman miał nadzwyczajnie trafne przeczucie niebezpieczeństwa,składał hołdy, przynosił bukiety, adorował lica i oczy, unosił się nad anielskimipostaciami, lecz jak tylko przychodziło do pogadanek matrymonialnych,zachorowywał i wyjeżdżał za granicę.Nawet zamężne panie, z którymi daleko był śmielszy, bezpieczniejszym sięczując, ilekroć rachowały nań w myśli rozwodu, a rozwody naówczas byłychlebem powszednim, zawsze się na nim zawiodły.Ten wstręt ku małżeństwuprzypisywano nieszczęśliwej jakiejś pasji dla księżny X, której chciał wiernympozostać do grobu, choć ona mu się wcale równym przywiązaniem niewywdzięczała, będąc jedną z najpłochszych kobiet swego czasu.Hetman kochałją prawdziwie bezprzykładną miłością.Mówiono też, że część serca wziął mu jego wychowaniec, którego kochał jaksyna, zajmował się nim, kształcił go, pieścił i lubował ślicznym chłopakiem,który dziwnym jakimś zrządzeniem z twarzy podobniuteńki był do hetmana,choć mówiono, że rodem był Francuz i że go sierotką wziął z Paryża przez litośćojciec przybrany.We dworze znano go pod nazwiskiem chevalier Georges,chociaż musiał mieć jeszcze jakieś inne.Zwykły tryb życia w rezydencji, z wyjątkiem dni uroczystych i nadzwyczajnychzjazdów gości, był następujący: hetman wstawał o ósmej godzinie, niekiedy włóżku przyjmował osoby swojego dworu i klientów, częściej już w szlafroku,pijąc czekoladę.Następnie z urzędowej kancelarii przynoszono mu papiery,które podpisując rad się ich był pozbyć jak najprędzej.Jeśli kto z oficerówprzybywał za interesami, proszony bywał na obiad.Około godziny dziesiątejbywała msza w kaplicy, którą odprawiał nie tytułowy kapelan, ale wikary zmiasteczka lub bernardyn z okolicy.Hetman, jeśli mu zajęcia dozwalały, bywałjej przytomny.Potem w piękny czas jezdził na spacer albo przechadzał się poparku, a w czasie tym oficjaliści przystęp niekiedy miewali.W ogóle jednak nielubił, ażeby mu głowę kłopotano interesami, i mawiał, że na to trzyma tychpanów, ażeby go wyręczali.Przed obiadem jeszcze parę godzin czasem z wielkąpilnością egzercytował się na flecie, sam lub w towarzystwie Ciprianiego; jeślizaś miał wieczorem grać publicznie ze swą kapelą, robiono próbę w tym czasie.Następował obiad, a kuchnia hetmańska była jedną z najprzedziwniejszych wkraju całym.Sławny Tremo, człek skromny i umiejący talent oceniać, samwyznawał, że z kuchmistrzem hetmana, niejakim Joli, paryżaninem, nierad siębył mierzyć w urządzaniu wielkich obiadów.Trzymano też osobnego pasztetnika, który był pochwycony niemal gwałtem zeStrasburga, i cukiernika.Kuchnia była czysto francuska, rozumowana, oparta napewnych zasadach, do niezmiernej rozmaitości łącząca klasyczność pomysłów igłębokie pojęcie całości.Każdy obiad hetmański był, można powiedzieć, poematem wielkiego stylu, wktórym prolog, wszystkie akta, aż do słodkiego epilogu, splatały się w całość takzajmującą, iż dopiero wstając od stołu czuł biesiadnik, jak nieznacznie nadmiarę i siły się przeładował.Następstwo potraw, prawo kontrastów i prawosympatii, środki obudzające, wypoczynki, wszystko to z umiejętną byłoobmyślane rachubą i nikt też panu Jolemu sławy wielkiego mistrza niezaprzeczał.W sosach celował.Jeżeli okoliczności przedsejmikowe wymagały, ażeby stół, zastosowany dobarbarzyńskich podniebień, wrócił do tradycyjnych mocnych przypraw, kapust,kiełbas, bigosów, flaków i barszczu, pan Joli nie zmazał rąk nigdy, zajmując sięnim, i otrząsając pył z nóg, wychodził ze sprofanowanej kuchni, oddając ją wzarząd niejakiemu Pampolińskiemu, który na to tylko był trzymany, aby dlaszlachty gotował.Zwykła kuchnia hetmana, do której on wielką przywiązywałwagę, słynęła wykończeniem swym i delikatnością.Sprowadzano niektóreniezbędne materiały zza granicy kurierami, jeśli przedmiot mógł ulec zepsuciu.Obiad trwał zwykle dwie a nawet więcej godzin, gdyż hetman pośpiechu niecierpiał i lubił czuć a wiedzieć, co je.Niekiedy zachodził spór między nim apanem Jolim, który przychodził się tłumaczyć; zawiązywała się dyskusjakulinarna i hetman z wielką pociechą swą uznawał zawsze Jolego zwycięzcą.C'est un homme rare powiadał o nim, Joli brał pięćdziesiąt dukatów miesięcznieoprócz prezentów, ale takiego artysty dość drogo nie można było opłacić.Po obiedzie, czarnej kawie, wypoczynku, ku wieczorowi, zawsze grywałamuzyka pod dyrekcją Ciprianiego.Niekiedy hetman wirtuozował na flecie iwzbudzał entuzjazm nadzwyczajny.Miał też solistę skrzypka, a niekiedy jedna zpań należących do teatru mniejszą jaką aryjkę odśpiewała.W inne dni koncertazastępował teatr, trwający do wieczerzy.Ta była lekka, ale złożona z potraw, które snu nie odbierając, przyjemnymimarzeniami kołysać mogły.Przy lub po wieczerzy czytywano coś po francusku,zawiązywały się rozprawy, dzienniki przynosiły wiadomości; towarzystwozabawiało się do pózna, a choćby hetman wcześniej zniknął, nie przeszkadzałoto gościom kończyć dzień przyjemnie.W ogóle swoboda panowała tu wielka i przybyli mogli dzień spędzać, jak im siępodobało, mając się i czym, i z kim zabawiać.Niektórzy z nich odwiedzalidworki, często marszałek dworu u siebie szlachtę przyjmował, młodzieżugaszczał chevalier Georges, a przyjęcia szły naturalnie na koszt pański.Wydatki też były ogromne; hetman nieraz na nie utyskiwał, a zmniejszyć i nazłamany szeląg nie było podobna, jak dowodził plenipotent, pan ZygmuntBorawski, człek bardzo zacny, powszechnie lubiony, nieposzlakowanejuczciwości, przywiązany bałwochwalczo do hetmana.Na jego to głowie ibarkach cała dóbr administracja, skomplikowane interesa pieniężne i prawnespoczywały.Borawski był człek co się zowie z głową; nie dość bowiem, że muczasu na olbrzymią tę pracę starczyło, zarządzał jeszcze znacznymi dobramiwłasnymi, które przed kilku laty zakupił, a na nich miał gospodarstwo wzorowe.Ubolewał on nad stanem często bardzo trudnych interesów pryncypała swojego,lecz cóż miał począć? Nie był winien, nie mogąc szafunku grosza powstrzymać.Czasem przedstawiał hetmanowi, że czasy są ciężkie, że wydatki ogromne, żepieniędzy nie ma; hetman go ściskał, całował i odpowiadał:- Borasiu, pożycz! A zresztą masz głowę i sumienie, spuszczam się na ciebie,nic i o niczym wiedzieć nie chcę.To rzekłszy, najczęściej wcale nie patrząc, podpisywał hetman i spał spokojny, aBorawski wzdychał, narzekał na niego, tył, majątki kupował i prorokował, że tosię zle skończy.Nie było dla takiego człowieka jak hetman, rozmiłowanego wsztukach, delikatnego smaku, wyższych zdolności umysłu, nic przykrzejszegonad stykanie się ze sprawami pieniężnymi, z rachunkami, papieramiurzędowymi i wszystkim, co realizmem grubym trąciło.Starał się to usuwać odsiebie, mając wyższe posłannictwo.%7łył sztuką i duchem, a rodzaj ten życiawymaga, aby mu nie przeszkadzano nieustannym powszednich, ordynaryjnychprzedmiotów narzucaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]