[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będą z ciebie ludzie, trzymaj się mnie.36 Szarpnąłem się do tyłu i spojrzałem na niego z przestrachem.Zobaczyłem go teraz winnym świetle - ten chłopak był niebezpieczny w swoim szaleństwie, prawie widziałem to wjego oczach, w twarzy, w dziwnym wyrazie ust.Leon znowu roześmiał się złośliwie i toniepokojące wrażenie nagle znikło.- Pomyśl o tym w ten sposób - powiedział swobodnie.- Doznałeś metafizycznegowstrząsu, wszedłeś w świat moich fantasmagorii, które na chwilę stały się twoimi.- Raczej w krainę koszmarów sennych - odparłem cicho, przypomniawszy sobieprosektorium.- Nazywaj to, jak chcesz, ale powinieneś być mi wdzięczny, że odkryłem przed tobąwnętrze mej niegodziwej duszy - ponownie parsknął śmiechem przypominającymszczeknięcie psa.- Gdybyś tylko był bardziej odważny, moglibyśmy razem niejedno zdziałać,wprowadzić w życie największe szaleństwo.Popatrz - wskazał ręką na Irenę Nowakowską,którą gorliwe koleżanki odnalazły gdzieś na szkolnym korytarzu i przyprowadziły na salę.-Nie próbowałeś sobie nigdy wyobrazić, jak Irena wygląda nago? Biała skóra, pulchne ciało, teurocze piegi na szyi i dekolcie.Pomyśl sobie, jak pięknie prezentowałaby się na stolesekcyjnym, przygotowana do iniekcji płynu konserwującego.Popatrzyłem na niego z urazą.- Masz nie po kolei w głowie!- Oczywiście - potwierdził Leon.- To nie ulega najmniejszej wątpliwości.Lecz kto znas ma po kolei? Moja matka zwariowała, a cała rodzina usiłuje udawać, że wszystko z nią wporządku.Spójrz na naszego szacownego dyrektora, czy on jest zupełnie normalny?Popatrzyłem w stronę sceny.Wraz z powrotem zapłakanej Ireny na nowo rozpoczęłosię zamieszanie.Nowakowska, której gniew obrócił się teraz przeciwko Iwonie, doskoczyłado niej z wymówkami, że zabrała jej rolę i że jest podłą żmiją.Iwona, która była z naturypopędliwa i nerwowa, odepchnęła Irenę z całej siły, aż ta gwałtownie się przewróciła i usiadłana deskach.Koleżanki Ireny zaczęły krzyczeć, a dyrektor przez chwilę patrzył na topandemonium zaskoczony, a potem wybuchnął wielkim gniewem i zaczął się miotać powidowni.Krzyczał, że zrywa próby, że to jest nie do wytrzymania, że to obłęd,  parodiasztuki i  ordynarne barbarzyństwo.My, jego uczniowie, byliśmy przyzwyczajeni do takichwybuchów, w trakcie których tracił głos i w końcu tylko groził palcem, a grdyka pulsowałamu nerwowo i głowa trzęsła się jak u staruszka.Dziewczyny z Nałkowskiej natomiastzaniemówiły.Irena szlochała spazmatycznie, jej przyjaciółki także uderzyły w płacz, i tylkoIwona Horn zaczęła się mściwie śmiać.Zmieniła się nie do poznania, w bladej twarzyświeciły się zimne, czarne oczy, a usta przybrały złośliwy wyraz.Patrząc na nią,37 przypomniałem sobie ilustrację z podręcznika historii starożytnej przedstawiającą głowęGorgony, której włosy także wiły się jak węże, a wzrok obracał wszystko w kamień.Miałemwrażenie, że Iwona triumfuje.Obraz zniszczenia i katastrofy, do którego się przyczyniła, zpewnością ją satysfakcjonował.Wydawała się ucieszona, że właśnie wali się całeprzedstawienie, a jej nielubiana koleżanka doznaje serii upokorzeń.Nie znałem Iwony od tejstrony i w tej chwili wydawała mi się raczej mściwą królową z bajki niż słodką księżniczką.Właściwie powinienem się tego spodziewać, bo w tej dziewczynie było cośdrapieżnego, co wymykało się mojemu rozumieniu.Patrzyłem więc na nią zafascynowany,podziwiając jednocześnie ruinę naszego przedsięwzięcia.Leon stał koło mnie i chichotałzłośliwie, przyglądając się całej scenie.Miałem wrażenie, że żadna sztuka nie bawiłaby gotak jak ta sytuacja.Zdałem sobie nagle sprawę, że oboje z Iwoną są jak symbole destrukcji.Zniszczenie ich cieszy, a w wywoływaniu katastrof znajdują przyjemność.Było w nich wielezła.Kiedy sobie to uświadomiłem, spojrzałem innymi oczami i na uwielbianą dziewczynę, ina nielubianego kolegę.Iwona i Leon byli jak dwie strony tej samej monety, tylko ona lepiejsię maskowała. Nie zdziwiłbym się - pomyślałem - gdyby nas wszystkich oszukiwała.Onanie jest tą osobą, za jaką chce się podawać.Próba została przerwana, dziewczyny z Nałkowskiej odprowadzone do gabinetudyrektora, który najszybciej jak to tylko możliwe chciał porozmawiać z profesor Ostrowską, amy we trzech daliśmy nogę ze szkoły.- Cudny dzień! - zachwycał się Leon, podczas gdy Adama dręczyły wyrzuty sumienia,czy nie powinien wrócić do budynku i czekać na Iwonę.Nie sądziłem, by dziewczynapotrzebowała pocieszenia; nie po tym, co zobaczyłem w jej twarzy.- Tak, tak, wracaj - szydził Leon.- Czekaj na swą panią jak wierny pies.Jakież towzruszające, ach, ach, cudne, wzniosłe.Mówił to takim błazeńskim tonem i tak wywracając oczami, że nie mogliśmy się nieroześmiać.I śmialiśmy się obaj z Adamem, a jemu zrobiło się głupio, zawstydził się i niewrócił do szkoły.Rozstaliśmy się z Leonem przy ulicy Manifestu.Odprowadziliśmy gokawałek, ale teraz każdy z nas chciał wracać do domu.Ja miałem już dosyć przeżyć jak na jeden wieczór, poza tym martwiłem się dalszymilosami przedstawienia.Odkrycie prawdziwej twarzy Iwony też było dla mnie bolesne.Alejaka by nie była zła i okrutna, mściwa czy zdradliwa, i tak mi się podobała, na czym polegałamoja największa tragedia.Zerwanie prób znowu mnie od niej oddalało.Jeśli nie mógłbymwidywać jej w szkole, musiałbym znowu wynajdywać niezliczone preteksty, by się z nią38 spotkać; być może trzeba byłoby wrócić do podciągania Joli z matematyki.Na samą myśl otym aż się wzdrygnąłem.Gdy jednak zostaliśmy sami, Adam powiedział niespodziewanie:- Pokłóciłem się z Iwoną.Spojrzałem na niego i tysiąc pytań zaczęło mi się kłębić w głowie, lecz nie zadałemżadnego.Czekałem.Adam urwał niewielką suchą gałązkę z żywopłotu i zaczął ją łamać w palcach; robił tonieuważnie, myśląc zupełnie o czymś innym.- Pewnie się dziwisz? - zapytał, a ja pokręciłem głową.- Nie podoba mi się jej zachowanie - powiedział cichym głosem, patrząc na mnie zukosa.Nic nie odpowiedziałem.- Ona jest jakaś dziwna - dodał.- Tak, wiem, mówiłeś to już kiedyś.Adam wyrzucił patyczek i dla odmiany zajął się kopaniem niewielkiego kamyka, któryznalazł przy krawężniku.- Widziałeś, co zrobiła na próbie - dodał.- Szarpała się z tą Ireną.W życiu nie nazwałabym tego, co zrobiła Iwona, szarpaniem.Irena została po prostuzaatakowana i przewróciła się, a Adam mówił o całym zajściu w taki sposób, jakby w nimuczestniczyła.- Hm - powiedziałem więc.- Iwona napadła na Irkę, tak to przynajmniej wyglądało.Została sprowokowana, ale popchnęła Irenę.- Sam widzisz! - przerwał mi.- Ją tak łatwo można sprowokować.Nie masz pojęcia,jakie ma zmienne nasi roje.Raz jest cudowna, delikatna i wrażliwa, a innym znów razemjakiś diabeł w nią wstępuje.Sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.- O co się pokłóciliście? - odważyłem się wreszcie zapytać, ale Adam nie spieszył się zodpowiedzią.W końcu po dłuższym milczeniu rzekł:- Mam wrażenie, że ona nie jest w stosunku do mnie szczera.Wczoraj znowu zniknęłana całe popołudnie.Gdy pytałem, gdzie była, odburknęła, że to nie moja sprawa.Czasamimam jej tak dosyć.Uderzył mnie ton jego głosu, gdy wypowiadał te słowa.Nie było w nim złości, alejakieś dziwne udręczenie.Zastanawiałem się, czy zdołam się kiedykolwiek dowiedziećprawdy o tej dziewczynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl