[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niestety! wiesz, co mnie tu gwałtem zatrzymuje.Raz przekonany zu-pełnie o moim nieszczęściu, przy Tobie szukać będę ulgi i mocy dodalszego dzwigania tego życia, które jedynie cenię jeszcze dlatego, żeraczysz mówić, iż Tobie jest potrzebnym.W Warszawie, 27 lutego.Aatwo sobie wystawić można, jakie było zadziwienie Malwiny, gdyte słowa wyczytała.Domyśliła się, że ten brulion listu nie posłany za-pewne przez nieuwagę na ładunek został obróconym.Ale do kogo samNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG80list był pisanym? Kto była ta matka ukochana, której Ludomir posyłałwyrazy czułości i wylew zmartwień swoich z zupełną, ile miarkowaćmogła, ufnością? Jakie były te zmartwienia? Wszystko to do zrozumie-nia i pojęcia zdawało się niepodobnym.Szczegóły śmierci Taidy nadtowydawały się dowiedzionymi, ażeby o jej zgonie wątpić można było, aułożenie księcia Melsztyńskiego zbyt wesołe, by go zrozumieć skrytymtrapiącego się umartwieniem.Jednak, mimo tych oczywistości, serce iimaginacja Malwiny tak ją wkrótce zapędziły, iż po długim rozmyśla-niu wpadła na wniosek.że Taida pewnie jeszcze żyje, że pasmem cią-gnących się nieszczęść kryć się musi, że Ludomir tylko jeden o tymjest uwiadomionym i że ta okoliczność jest przyczyną tajemnicy, którąróżne postępki jego były okryte.Co do osobistych zmartwień, o któ-rych w liście do matki wspomniał, przeczucie jakieś upewniało Malwi-nę, że ona może poniekąd ich była przyczyną.Wesoły humor księciaMelsztyńskiego sprzeciwiał się wprawdzie tajemnicom tym i skrytymżalom, ale Malwina pamiętała Ludomira w Krzewinie ponurego raczejniż wesołego, i w Warszawie nawet wspomniała sobie, iż wśród zwy-czajnej jego wesołości nieraz cień smutku przezierał.Na wieczorzeksiężnej W*** przy pisaniu karteczek, gdy odpisywał na jej zapytanie,smutek bolesny postrzegła była na jego twarzy, smutną także tęsknosćtego samego wieczora podczas tańców, gdy chcąc poprawić we wło-sach zsunięte kwiaty w zwierciadle była ujrzała Ludomira.A w wilią,gdy podczas kwesty spotkała go u fary, wtedy najbardziej wyraz czułe-go rozrzewnienia w jego oczach, w jego głosie, w całej jego twarzy takgłęboko był wyryty, że Malwina to przypominając utwierdziła się wprzekonaniu, że wesołość zbyteczna i roztrzepanie Ludomira było tylkoudaniem, którym właściwy stan duszy pokrywał.Czyliż przeczucia Malwiny w tym wszystkim jej nie oszukiwały,czyli też żywa jej imaginacja łudziła ją może? O tym pózniej się do-wiemy.Zwistek owego listu schowała, obiecując sobie nic o nim Ludomi-rowi nie wspominać, któremu raptowny jego odjazd z Warszawy już wsercu swoim wybaczała, rozumiejąc z wielkim uprzedzeniem, że go cośnieprzewidzianego przynagliło udać się do matki nieszczęśliwej.Malwina rozmyślała o tym wszystkim, gdy służący wchodząc dopokoju przerwał jej dumanie mówiąc, że dziewczynka mała i bardzogadatliwa jest w sieni i chce się z nią samą widzieć.Jak weszła, Mal-wina poznała w niej Rózię, wnuczkę Dżęgi Cygana, który szczupaka zswego połowu w podarunku jej przysłał.Lubiąc dzieci bawiła sięNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG81szczebiotaniem ładnej Cyganeczki, która widząc się zachęconą różnejej rzeczy prawiła w dziecinnej swojej szczerości.Między inszymi po-wiadała Malwinie o biednym wariacie, co Rózi korale podarował. Dziś rano sługa jego przychodził mówiła szukając czegoś, alenie wiem dobrze czego, bo chociem się wszystkich pytała, nikt Rózinie słuchał i nie dowiedziałam się, czego oni szukali; ale pono jakiegośpapieru, bom słyszała, jak sługa mówił dziadulowi, że jego pan w nocyzachorował, że bardzo słaby i że się trapi, że jakiś list zgubił; i tak, mo-ja imość kochana, więcej się nie mogłam dowiedzieć, bo dziadulo kazałmi wziąść tego szczupaka w koszałkę i przynieść go imości i tak przy-szłam tu.Niewiele mogła Malwina dowiedzieć się z tych wszystkich wiado-mości Róziulki, ale mimowolnie zajmując się tym biednym jestestwem,o którym Róziulka w swoim dziecinnym sposobie rozprawiała, umyśli-ła ją odsyłając kazać się dopytać u Dżęgi, czy to prawda, że ten mnie-many wariat tak jest niebezpiecznie chorym.Pożegnała tedy Cyga-neczkę i służący, co z nią chodził, wróciwszy doniósł Malwinie, że po-dług jej rozkazów pytał się u Dżęgi i że ten biedny mniemany wariat wsamej istocie miał być mocno chorym, że nikogo widzieć nie chce, żecórka Dżęgi sama u niego była, ale go nie widziała, tylko od służącegodokładniej jeszcze o jego dowiedziała się słabości.Malwina tak byładobrą i litującą się nad każdym cierpiącym, iż nie można się dziwić,jeśli i tego żałowała.Jednak nie wiem, czy ten nieszczęśliwy nie więk-sze jeszcze jak inni wzbudzał w niej politowanie; z osobliwszym stara-niem przez długie dni jego choroby posyłała do Dżęgi dowiadywać sięo jego zdrowie i czyli żyje jeszcze, gdyż życie nawet jego przez czasdługi było w niebezpieczeństwie.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG82Rozdział XVIILIST ALFREDA DO MAJORA LISSOWSKIEGO Dawnom do Ciebie nie pisał, mój królu! To prawda; ale wiesz co,o to nie gniewaj się, bo widzisz, choćbyś się przez dziesięć lat gniewał,ja przecie nie więcej dlatego lubiłbym pisać.Ale dziś mnie jakaś ochota napadła, chcę Ci nagrodzić za wszystkiemiesiące mojego milczenia i odwdzięczyć wiejskimi komerażami zakomeraże warszawskie, coś mi wiernie przez całą zimę donosił.W jedynym położeniu znajduję się do zebrania rozmaitych paszte-tów, bo jestem w Jeziorowie, u pani chorążycowej Szeptalskiej, którasiostrzenicę wydaje za mąż.Na to wesele całe sąsiedztwo o dziesięćmil wkoło zaproszone zostało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Niestety! wiesz, co mnie tu gwałtem zatrzymuje.Raz przekonany zu-pełnie o moim nieszczęściu, przy Tobie szukać będę ulgi i mocy dodalszego dzwigania tego życia, które jedynie cenię jeszcze dlatego, żeraczysz mówić, iż Tobie jest potrzebnym.W Warszawie, 27 lutego.Aatwo sobie wystawić można, jakie było zadziwienie Malwiny, gdyte słowa wyczytała.Domyśliła się, że ten brulion listu nie posłany za-pewne przez nieuwagę na ładunek został obróconym.Ale do kogo samNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG80list był pisanym? Kto była ta matka ukochana, której Ludomir posyłałwyrazy czułości i wylew zmartwień swoich z zupełną, ile miarkowaćmogła, ufnością? Jakie były te zmartwienia? Wszystko to do zrozumie-nia i pojęcia zdawało się niepodobnym.Szczegóły śmierci Taidy nadtowydawały się dowiedzionymi, ażeby o jej zgonie wątpić można było, aułożenie księcia Melsztyńskiego zbyt wesołe, by go zrozumieć skrytymtrapiącego się umartwieniem.Jednak, mimo tych oczywistości, serce iimaginacja Malwiny tak ją wkrótce zapędziły, iż po długim rozmyśla-niu wpadła na wniosek.że Taida pewnie jeszcze żyje, że pasmem cią-gnących się nieszczęść kryć się musi, że Ludomir tylko jeden o tymjest uwiadomionym i że ta okoliczność jest przyczyną tajemnicy, którąróżne postępki jego były okryte.Co do osobistych zmartwień, o któ-rych w liście do matki wspomniał, przeczucie jakieś upewniało Malwi-nę, że ona może poniekąd ich była przyczyną.Wesoły humor księciaMelsztyńskiego sprzeciwiał się wprawdzie tajemnicom tym i skrytymżalom, ale Malwina pamiętała Ludomira w Krzewinie ponurego raczejniż wesołego, i w Warszawie nawet wspomniała sobie, iż wśród zwy-czajnej jego wesołości nieraz cień smutku przezierał.Na wieczorzeksiężnej W*** przy pisaniu karteczek, gdy odpisywał na jej zapytanie,smutek bolesny postrzegła była na jego twarzy, smutną także tęsknosćtego samego wieczora podczas tańców, gdy chcąc poprawić we wło-sach zsunięte kwiaty w zwierciadle była ujrzała Ludomira.A w wilią,gdy podczas kwesty spotkała go u fary, wtedy najbardziej wyraz czułe-go rozrzewnienia w jego oczach, w jego głosie, w całej jego twarzy takgłęboko był wyryty, że Malwina to przypominając utwierdziła się wprzekonaniu, że wesołość zbyteczna i roztrzepanie Ludomira było tylkoudaniem, którym właściwy stan duszy pokrywał.Czyliż przeczucia Malwiny w tym wszystkim jej nie oszukiwały,czyli też żywa jej imaginacja łudziła ją może? O tym pózniej się do-wiemy.Zwistek owego listu schowała, obiecując sobie nic o nim Ludomi-rowi nie wspominać, któremu raptowny jego odjazd z Warszawy już wsercu swoim wybaczała, rozumiejąc z wielkim uprzedzeniem, że go cośnieprzewidzianego przynagliło udać się do matki nieszczęśliwej.Malwina rozmyślała o tym wszystkim, gdy służący wchodząc dopokoju przerwał jej dumanie mówiąc, że dziewczynka mała i bardzogadatliwa jest w sieni i chce się z nią samą widzieć.Jak weszła, Mal-wina poznała w niej Rózię, wnuczkę Dżęgi Cygana, który szczupaka zswego połowu w podarunku jej przysłał.Lubiąc dzieci bawiła sięNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG81szczebiotaniem ładnej Cyganeczki, która widząc się zachęconą różnejej rzeczy prawiła w dziecinnej swojej szczerości.Między inszymi po-wiadała Malwinie o biednym wariacie, co Rózi korale podarował. Dziś rano sługa jego przychodził mówiła szukając czegoś, alenie wiem dobrze czego, bo chociem się wszystkich pytała, nikt Rózinie słuchał i nie dowiedziałam się, czego oni szukali; ale pono jakiegośpapieru, bom słyszała, jak sługa mówił dziadulowi, że jego pan w nocyzachorował, że bardzo słaby i że się trapi, że jakiś list zgubił; i tak, mo-ja imość kochana, więcej się nie mogłam dowiedzieć, bo dziadulo kazałmi wziąść tego szczupaka w koszałkę i przynieść go imości i tak przy-szłam tu.Niewiele mogła Malwina dowiedzieć się z tych wszystkich wiado-mości Róziulki, ale mimowolnie zajmując się tym biednym jestestwem,o którym Róziulka w swoim dziecinnym sposobie rozprawiała, umyśli-ła ją odsyłając kazać się dopytać u Dżęgi, czy to prawda, że ten mnie-many wariat tak jest niebezpiecznie chorym.Pożegnała tedy Cyga-neczkę i służący, co z nią chodził, wróciwszy doniósł Malwinie, że po-dług jej rozkazów pytał się u Dżęgi i że ten biedny mniemany wariat wsamej istocie miał być mocno chorym, że nikogo widzieć nie chce, żecórka Dżęgi sama u niego była, ale go nie widziała, tylko od służącegodokładniej jeszcze o jego dowiedziała się słabości.Malwina tak byładobrą i litującą się nad każdym cierpiącym, iż nie można się dziwić,jeśli i tego żałowała.Jednak nie wiem, czy ten nieszczęśliwy nie więk-sze jeszcze jak inni wzbudzał w niej politowanie; z osobliwszym stara-niem przez długie dni jego choroby posyłała do Dżęgi dowiadywać sięo jego zdrowie i czyli żyje jeszcze, gdyż życie nawet jego przez czasdługi było w niebezpieczeństwie.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG82Rozdział XVIILIST ALFREDA DO MAJORA LISSOWSKIEGO Dawnom do Ciebie nie pisał, mój królu! To prawda; ale wiesz co,o to nie gniewaj się, bo widzisz, choćbyś się przez dziesięć lat gniewał,ja przecie nie więcej dlatego lubiłbym pisać.Ale dziś mnie jakaś ochota napadła, chcę Ci nagrodzić za wszystkiemiesiące mojego milczenia i odwdzięczyć wiejskimi komerażami zakomeraże warszawskie, coś mi wiernie przez całą zimę donosił.W jedynym położeniu znajduję się do zebrania rozmaitych paszte-tów, bo jestem w Jeziorowie, u pani chorążycowej Szeptalskiej, którasiostrzenicę wydaje za mąż.Na to wesele całe sąsiedztwo o dziesięćmil wkoło zaproszone zostało [ Pobierz całość w formacie PDF ]