[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedną ręką wykręcała włosy, a głową leoparda trzymaną w drugiejdłoni naciskała dzwonek.Nasłuchiwała, lecz nie usłyszała szczęk-nięcia zamka ani odgłosu kroków ze środka.Czy przyszła za pózno?Czy przerwa już się rozpoczęła? W takim razie gdzie się schroni?Hotel znajdował się daleko, a deszcz nie zamierzał przestać padać.Lucy znów spróbowała nacisnąć dzwonek, tym razem trzymała goprzez długą chwilę; słyszała rozlegające się wewnątrz głośne dzwo-nienie. Proszę, bądz tam powiedziała.Jakby w odpowiedzi na tęprośbę szczęknął mechanizm automatu, a drzwi poruszyły się nieco.Pchnęła je i weszła do środka, przystając, by strząsnąć wodę z szala iotrzepać nogi. Vengo subito zawołała Catherine z zaplecza za łukiem.Jed-nak nie podeszła od razu, jak mówiła.Zamiast tego kontynuowałarozmowę, którą najwyrazniej zamierzała dokończyć, zanim podejdziedo potencjalnego klienta.Lucy słyszała jej głęboki głos, jej doskonaływłoski i przypomniała sobie, że Antonio Cini niechętnie podziwiał jejświetny akcent.Nasłuchiwała uważnie, usiłując zrozumieć pojedyn-cze słowa, i uśmiechnęła się, słysząc kończący rozmowę okrzyk: Ma che imbroglio!Rozmówca Catherine odpowiedział; uśmiech Lucy zniknął.Mężczyzna mówił szybko, z podnieceniem, jakby bał się, że muprzerwą.Chociaż Lucy nie zrozumiała potoku słów, zrozumiała jedno i to olśnienie przeszyło jej umysł jak błyskawica światła.Nierozumiała treści, lecz rozpoznała głos.To był Massimo.W następnej chwili mogła obejrzeć to samo zaskoczenie i niepokójna przystojnej twarzy swego kochanka.Pojawił się w łukowo skle-pionym przejściu, idąc za Catherine, wciąż zwracając się do niej zbeztroskim ożywieniem, jakie Lucy rzadko u niego widziała, gdyżpłynęło ono z łatwości posługiwania się ojczystym językiem.Skoń-czył zdanie, najwyrazniej pełen podziwu dla samego siebie, gdyż jegospojrzenie, które padło na Lucy, było wesołe i beztroskie.Jego dobryhumor natychmiast znikł, oczy się powiększyły, a szczęki zacisnęły.Catherine przenosiła wzrok z jednego gościa na drugiego z wyrazemszczerego rozbawienia.Jak zawsze w jej obecności Lucy czuła sięmała, nieciekawa i brzydka.Była boleśnie świadoma swych mokrychwłosów, śliskości mokrej skóry pod wilgotną tkaniną bluzy, małoatrakcyjnego zapachu owcy wydzielanego przez przemoczony szal.Przez długą chwilę cała trójka stała, obserwując się nawzajem, aszarpiące nimi emocje malowały się wyraznie na ich twarzach.PotemMassimo odzyskał panowanie nad sobą, a więc także nad kobietami,pomieszczeniem i światem, westchnął z rozpaczą i podszedł do Lucy. Lucy, jesteś kompletnie przemoczona.Nie powinnaś wycho-dzić w taką pogodę, przeziębisz się.Musisz wrócić do hotelu i poło-żyć się do łóżka.Nie doszłaś jeszcze do siebie wygłaszając tepolecenia i mroczne przepowiednie, położył ręce na jej ramionach itrzymał ją tak na odległość, uważając, jak zauważyła Lucy, by niezamoczyć marynarki. Nic mi nie będzie powiedziała. Zachowujesz się śmiesznie.Spojrzał na Catherine, biorąc ją na świadka szaleństwa Lucy. Nawet przez materiał czuję, jak jest przemarznięta! zawołał,po czym, zwracając się do Lucy, zganił ją: Co cię napadło, bywychodzić w taką pogodę? Myślałam, że dzisiaj miałeś pracować odparła sucho.Wzruszyła ramionami, usiłując uwolnić się z jego uścisku, lecztrzymał ją mocno, spoglądając na nią z maską głębokiej troski dobrzeprzyklejoną do twarzy.Nie dał się zbić z tropu.Taką zastosowałtaktykę: ona była niegrzeczna, lecz on pośpieszył jej na ratunek.Zapanowała niezręczna cisza, podczas której Lucy dosłowniewywijała się z uścisku kochanka.W tym momencie wtrąciła sięCatherine, wybawiając ich wszystkich z kłopotu. Niech Lucy pójdzie ze mną na górę powiedziała. Dam jejręcznik.Massimo wypuścił Lucy. Oczywiście przytaknął. Musi jak najszybciej wyschnąć.Kiedy Lucy posłusznie szła za Catherine, Massimo dreptał ner-wowo za nią, łagodząc ostrzeżenia usprawiedliwieniami: nie możezostać dłużej; naprawdę miał już wychodzić, wstąpił jedynie podrodze z baru, gdzie przekąsił panino, ale oczywiście zaczeka na Lucyi odprowadzi ją do taksówki. To doprawdy zbyteczne odparła.Catherine odwróciła się na schodach. Lucy przyszła mnie odwiedzić.Powinna wypić przynajmniejfiliżankę herbaty, zanim wyjdzie, potem zadzwonię po taksówkę.Zwracając się do Lucy, dodała: Przyjedzie dosłownie w dwieminuty.Taksówki to jedyna sprawnie działająca rzecz w Rzymie. Masz rację odparł Massimo. To nawet lepszy pomysł.Wracam do pracy, a panie spędzą mile czas.Lucy, przyjadę do ciebiedo hotelu o wpół do ósmej.Rzuciła mu ciężkie, sceptyczne spojrzenie, na które odpowiedziałuniesieniem brwi i rozłożeniem dłoni w przesadnym geście prośby,tak całkowicie spontanicznym i niestosownym, że mogła się tylkouśmiechnąć. Do zobaczenia odparła.Pożegnał Catherine, która wesoło odkrzyknęła z półpiętra: Ciao, Massimo.Lucy patrzyła za nim stał plecami do niej kiedy brał swójelegancki płaszcz i parasol z krzesła stojącego obok zagraconegobiurka Catherine.Nie wychodził z domu, jeśli nie był przygotowanyna każdą ewentualność.Przeciągnął dłonią po włosach niepotrzeb-nie, gdyż jak zawsze leżały doskonale, włożył płaszcz i nie oglądającsię, wyszedł pod łukiem.Lucy poszła na górę, do pracowni Catherine.Zanim tam dotarła, Catherine powiesiła ręcznik na wieszaku i posta-wiła czajnik na kuchni. Jak długo tu był? zapytała Lucy, delikatnie wycierając twarz iwłosy.Miękki ręcznik pachniał lawendą. Około godziny odparła Catherine zza kuchennego parawanu. Jadłaś coś? Kanapkę. Lucy oparła laskę Antonia o stół i opadła na naj-bliższe krzesło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Jedną ręką wykręcała włosy, a głową leoparda trzymaną w drugiejdłoni naciskała dzwonek.Nasłuchiwała, lecz nie usłyszała szczęk-nięcia zamka ani odgłosu kroków ze środka.Czy przyszła za pózno?Czy przerwa już się rozpoczęła? W takim razie gdzie się schroni?Hotel znajdował się daleko, a deszcz nie zamierzał przestać padać.Lucy znów spróbowała nacisnąć dzwonek, tym razem trzymała goprzez długą chwilę; słyszała rozlegające się wewnątrz głośne dzwo-nienie. Proszę, bądz tam powiedziała.Jakby w odpowiedzi na tęprośbę szczęknął mechanizm automatu, a drzwi poruszyły się nieco.Pchnęła je i weszła do środka, przystając, by strząsnąć wodę z szala iotrzepać nogi. Vengo subito zawołała Catherine z zaplecza za łukiem.Jed-nak nie podeszła od razu, jak mówiła.Zamiast tego kontynuowałarozmowę, którą najwyrazniej zamierzała dokończyć, zanim podejdziedo potencjalnego klienta.Lucy słyszała jej głęboki głos, jej doskonaływłoski i przypomniała sobie, że Antonio Cini niechętnie podziwiał jejświetny akcent.Nasłuchiwała uważnie, usiłując zrozumieć pojedyn-cze słowa, i uśmiechnęła się, słysząc kończący rozmowę okrzyk: Ma che imbroglio!Rozmówca Catherine odpowiedział; uśmiech Lucy zniknął.Mężczyzna mówił szybko, z podnieceniem, jakby bał się, że muprzerwą.Chociaż Lucy nie zrozumiała potoku słów, zrozumiała jedno i to olśnienie przeszyło jej umysł jak błyskawica światła.Nierozumiała treści, lecz rozpoznała głos.To był Massimo.W następnej chwili mogła obejrzeć to samo zaskoczenie i niepokójna przystojnej twarzy swego kochanka.Pojawił się w łukowo skle-pionym przejściu, idąc za Catherine, wciąż zwracając się do niej zbeztroskim ożywieniem, jakie Lucy rzadko u niego widziała, gdyżpłynęło ono z łatwości posługiwania się ojczystym językiem.Skoń-czył zdanie, najwyrazniej pełen podziwu dla samego siebie, gdyż jegospojrzenie, które padło na Lucy, było wesołe i beztroskie.Jego dobryhumor natychmiast znikł, oczy się powiększyły, a szczęki zacisnęły.Catherine przenosiła wzrok z jednego gościa na drugiego z wyrazemszczerego rozbawienia.Jak zawsze w jej obecności Lucy czuła sięmała, nieciekawa i brzydka.Była boleśnie świadoma swych mokrychwłosów, śliskości mokrej skóry pod wilgotną tkaniną bluzy, małoatrakcyjnego zapachu owcy wydzielanego przez przemoczony szal.Przez długą chwilę cała trójka stała, obserwując się nawzajem, aszarpiące nimi emocje malowały się wyraznie na ich twarzach.PotemMassimo odzyskał panowanie nad sobą, a więc także nad kobietami,pomieszczeniem i światem, westchnął z rozpaczą i podszedł do Lucy. Lucy, jesteś kompletnie przemoczona.Nie powinnaś wycho-dzić w taką pogodę, przeziębisz się.Musisz wrócić do hotelu i poło-żyć się do łóżka.Nie doszłaś jeszcze do siebie wygłaszając tepolecenia i mroczne przepowiednie, położył ręce na jej ramionach itrzymał ją tak na odległość, uważając, jak zauważyła Lucy, by niezamoczyć marynarki. Nic mi nie będzie powiedziała. Zachowujesz się śmiesznie.Spojrzał na Catherine, biorąc ją na świadka szaleństwa Lucy. Nawet przez materiał czuję, jak jest przemarznięta! zawołał,po czym, zwracając się do Lucy, zganił ją: Co cię napadło, bywychodzić w taką pogodę? Myślałam, że dzisiaj miałeś pracować odparła sucho.Wzruszyła ramionami, usiłując uwolnić się z jego uścisku, lecztrzymał ją mocno, spoglądając na nią z maską głębokiej troski dobrzeprzyklejoną do twarzy.Nie dał się zbić z tropu.Taką zastosowałtaktykę: ona była niegrzeczna, lecz on pośpieszył jej na ratunek.Zapanowała niezręczna cisza, podczas której Lucy dosłowniewywijała się z uścisku kochanka.W tym momencie wtrąciła sięCatherine, wybawiając ich wszystkich z kłopotu. Niech Lucy pójdzie ze mną na górę powiedziała. Dam jejręcznik.Massimo wypuścił Lucy. Oczywiście przytaknął. Musi jak najszybciej wyschnąć.Kiedy Lucy posłusznie szła za Catherine, Massimo dreptał ner-wowo za nią, łagodząc ostrzeżenia usprawiedliwieniami: nie możezostać dłużej; naprawdę miał już wychodzić, wstąpił jedynie podrodze z baru, gdzie przekąsił panino, ale oczywiście zaczeka na Lucyi odprowadzi ją do taksówki. To doprawdy zbyteczne odparła.Catherine odwróciła się na schodach. Lucy przyszła mnie odwiedzić.Powinna wypić przynajmniejfiliżankę herbaty, zanim wyjdzie, potem zadzwonię po taksówkę.Zwracając się do Lucy, dodała: Przyjedzie dosłownie w dwieminuty.Taksówki to jedyna sprawnie działająca rzecz w Rzymie. Masz rację odparł Massimo. To nawet lepszy pomysł.Wracam do pracy, a panie spędzą mile czas.Lucy, przyjadę do ciebiedo hotelu o wpół do ósmej.Rzuciła mu ciężkie, sceptyczne spojrzenie, na które odpowiedziałuniesieniem brwi i rozłożeniem dłoni w przesadnym geście prośby,tak całkowicie spontanicznym i niestosownym, że mogła się tylkouśmiechnąć. Do zobaczenia odparła.Pożegnał Catherine, która wesoło odkrzyknęła z półpiętra: Ciao, Massimo.Lucy patrzyła za nim stał plecami do niej kiedy brał swójelegancki płaszcz i parasol z krzesła stojącego obok zagraconegobiurka Catherine.Nie wychodził z domu, jeśli nie był przygotowanyna każdą ewentualność.Przeciągnął dłonią po włosach niepotrzeb-nie, gdyż jak zawsze leżały doskonale, włożył płaszcz i nie oglądającsię, wyszedł pod łukiem.Lucy poszła na górę, do pracowni Catherine.Zanim tam dotarła, Catherine powiesiła ręcznik na wieszaku i posta-wiła czajnik na kuchni. Jak długo tu był? zapytała Lucy, delikatnie wycierając twarz iwłosy.Miękki ręcznik pachniał lawendą. Około godziny odparła Catherine zza kuchennego parawanu. Jadłaś coś? Kanapkę. Lucy oparła laskę Antonia o stół i opadła na naj-bliższe krzesło [ Pobierz całość w formacie PDF ]