[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niecierpliwiły ją opowieści ozmiennych dziewczyńskich sojuszach i przyjazniach.Przypuszczam, że wszystkie te historiepoznawane za moim pośrednictwem, z drugiej ręki, brzmiały tak samo.Czasem przychodziły jąodwiedzić dzieci z sąsiedztwa, pękające od nowin o przyjęciach, pierwszych komuniach i najlepszychkoleżankach.Frida słuchała przez jakiś czas, nie ukrywając znudzenia, po czym odwracała się,chwytała za nogę i, skrzywiona, zaczynała jęczeć.45Nie wątpię, że istotnie cierpiała.Ale czasem wydawało mi się, że chętnie przyjmuje ból jako cośegzotycznego, odmiennego od jazgotu przyjaciółek.Być może niechętnie akceptowała fakt, żeszkolne życie bez niej toczy się normalnie.Przez dziewięć miesięcy Frida pozostawała przykuta do łóżka.Dziewięć miesięcy! To caławieczność w życiu sześciolatki! Po dziewięciu miesiącach sześć lat zamienia się w siedem, a pyzatabuzia przeobraża się w ukształtowany, wyrazisty profil.Pamiętam, kiedy moja Isolda była w tymwieku.A gdy sześciolatka jest chora na polio, transformacja przybiera jeszcze bardziej dramatycznycharakter.Dziecinna pulchność Fridy znikła całkowicie, a zamiast niej pojawiła się chuda,wymizerowana maska; promienne, figlarnie błyskające oczy zostały zastąpione matowymi,wyblakłymi zrenicami.Ale, co najgorsze, jej dotychczasowa, czupurna pewność siebie ustąpiłamiejsca bolesnej nieśmiałości siedmiolatki, która wie, że jest inna niż wszyscy.Dziewięć miesięcy.okres, przez który dziecko rośnie w łonie matki, aby wynurzyć się na światłosłońca.Okres, w ciągu którego Frida stała się inwalidką.W końcu nadszedł dzień, gdy znowu mogła stanąć na nogach, ale.Proszę spojrzeć na tę rodzinnąfotografię, doktorze.Została zrobiona w 1914 roku.Ta wyrośnięta dziewczynka, kryjąca się zakrzakami, nie jest tym samym dzieckiem, które rok wcześniej stawiło czoło klasowej jędzy.Niech panspojrzy! Zmieniła się.Teraz jest słaba i ponura.Nie chce chodzić po ogrodzie ani pływać, ani jezdzićna nowym, czerwonym rowerze, który kupił dla niej Papa.Pragnie tylko wtopić się w cień.Odkoleżanek woli swoją księżniczkę Fridę Zorafdę.Snuje się smętnie, zamiast podjąć ogromną pracę,dzięki której mogłaby odzyskać siły.Ale Papa nie zamierzał pozwolić, aby jego ukochane dziecko zmarniało i umarło.- Nie jestem Hiobem - powiedział do Mami.- Nie dam Bogu wszystkiego sobie zabrać.46- Myślałam, że nie wierzysz w Boga - odparła Mami cierpko.- Bo nie wierzę - rzekł Papa.- Właśnie dlatego nie pozwolę, by uszło mu to na sucho.- Chodz - zwrócił się do Fridy - idziemy na spacer.Ale Frida nie chciała.- Zalecenie lekarza.Frida dąsała się i marudziła, lecz ojciec był nieugięty.- Tym rrrazem nie uda ci się postafić na sfoim - zaskrzeczał.Gdy był podenerwowany, jegoniemiecki akcent rozlewał się niczym galareta.- Iciemy! Sarrras!Frida nie śmiała się często, ale słysząc chropawe rrr" Papy, musiała zachichotać.Mówił, jakbypłukał gardło.- Tak jest, Herr Kahlo.- Nie mów do mnie Herr Kahlo!- Dobrrra, dobrrra, Herr Kahlo! Jusz idę, Herr Kahlo! Oboje wybuchnęli śmiechem.Na ogół Papinie lubił, gdy kpiono z jego wymowy, ale to był dobry znak - Frida najwyrazniej odzyskiwałaanimusz.Z początku nie chcieli zabierać mnie ze sobą, ale Papi rychło zdał sobie sprawę, że Fridaczuje się lepiej, mając kogoś, z kim może się bawić, albo raczej - przed kim może się popisywać.Najpierw po prostu przechadzaliśmy się po ogrodzie, gdzie Frida mogła co chwila odpoczywaćpod wielkim cedrem, lecz już wkrótce kuśtykała za piłką, którą jej rzucałam.Pewnego dnia oznajmiła:- Wejdę na ten cedr!- Ależ lieber Frida, chyba nie jesteś jeszcze na to gotowa - zdumiał się Papi.- Niech pan posłucha, Herr Kahlo - rzekła Frida z udawanym sprzeciwem.- Jeśli zechcę wejść nato drzewo, to wejdę.- Nie fejdziesz! - zakpił Papa, podjudzając ją do czynu.- Alesz tak, Herr Kahlo, srobię, co będę chciała!- No to zobaczymy.47Frida skoczyła na cedr, obejmując pień nogami i ściskając go mocno kolanami.Następniecentymetr po centymetrze zaczęła podciągać się do góry.- Brawo! - zawołał Papa.- Sam pan jest brrafo, Herr Kahlo! - odkrzyknęła Frida.- Mówi pan tak, jakby się pan dusił!Papa zabierał nas do parku Chapultepec, gdzie Frida wiosłowała po jeziorze.Nauczyła się walkiwręcz oraz boksu; kiedyś, gdy odwiedzili nas krewni, spuściła jednemu z kuzynów takie lanie, żeuciekł do domu z płaczem, trzymając się za zakrwawiony nos.Doktor Costa jednak nie uważał zapasów za dobry pomysł.- Gra w klasy! - powtórzyła drwiąco Frida, gdy zasugerował, że to bardziej odpowiednia zabawadla małej dziewczynki.- Gra f klasy! - zawtórował córce Papa i uszczypnął ją w łokieć.- Strrrasznie staromodny,uprzedzony szlofiek - szepnął.- Gra f klasy, dopre sobie!Papa nie miał pieniędzy na nowy sprzęt do swojej pracowni, ale jakoś znajdował gotówkę, żebyobsypywać Fridę chłopięcymi zabawkami.Kupował jej łyżwy, piłki, podarował jej też klakson donowego jaskrawoczerwonego roweru, na którym w końcu nauczyła się jezdzić.Nigdy nieproponowała mi, że pobawi się ze mną którąś z tych rzeczy, ale, prawdę mówiąc, niespecjalnie mnieto obchodziło - wolałam lalki.Czasem w pachnące, ciepłe popołudnia chodziliśmy do parku, gdzie Frida wskakiwała na rower ipędziła przed siebie niczym demon, spychając z alejek zakochane pary, strasząc mniejsze dzieci,przewracając kosze piknikowe i zmuszając psy do ucieczki.Zaczęła też niezle pływać i nawet ścigałasię z chłopakami.Grała w piłkę nożną, z kim się dało - z kuzynami, sąsiadami, wręcz z ulicznikami,którzy wałęsali się przy puląuenach.A jak jezdziła na łyżwach! Kiedy się rozpędziła, jej spódnicawzdymała się niczym latawiec zrywający się do lotu.Ależ to był widok!Frida robiła postępy, ale nie wszystko przychodziło jej łatwo.Po chorobie została z jedną nogąkrótszą.Kalectwo stanowiło nie lada48brzemię dla jej siedmioletniego umysłu, więc Papa pokazał jej, jak wkładać skarpetki jedna nadrugą, aby wypełnić łydkę, oraz dopilnował, by lekarz wykonał specjalny bucik z podwyższonymobcasem.Wsparta łokciem na silnej dłoni ojca, Frida nauczyła się chodzić, z początku pewnie, potemrówno, a w końcu wdzięcznie.Czasem jezdziła z nim na wyprawy fotograficzne; wędrowali całymikilometrami, po czym Frida wracała objuczona znalezionymi na wsi kamykami i kawałkami kory.Pokolacji siadywała z Papą na patio, ciesząc się pięknem świetlików czy zabawnym zachowaniem żab.Papa, zazwyczaj powściągliwy, zdawał się otwierać w towarzystwie Fridy, sądzę nawet, że powierzałjej swe najskrytsze myśli.Niekiedy podczas wspólnych wycieczek padał ofiarą ataku epilepsji; wtedyFrida odpędzała gapiów i pilnowała ekwipunku, dopóki kryzys nie minął, dzięki czemu stali się sobiejeszcze bliżsi.Papę i Fridę łączyła głęboka przyjazń.Czy byłam zazdrosna? Nie wiem.Chyba poprostu zaakceptowałam ten stan rzeczy.Papa nigdy nie miał syna.To znaczy, owszem, miał - Mami urodziła chłopca, który jednak zarazumarł, sądzę więc, że ojciec dostrzegał we Fridzie wszystko, co mógłby dać mu syn - wszystko, czymon sam mógłby być, gdyby jego życie ułożyło się inaczej.Toteż kiedy Frida się rozchorowała, cóż, poprostu nie chciał zrezygnować z marzenia.Jako student na uniwersytecie w Norymberdze Papa miał wypadek.Upadł tak nieszczęśliwie, żezranił się w głowę, co spowodowało owe ataki epilepsji, które nękały go przez resztę życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Niecierpliwiły ją opowieści ozmiennych dziewczyńskich sojuszach i przyjazniach.Przypuszczam, że wszystkie te historiepoznawane za moim pośrednictwem, z drugiej ręki, brzmiały tak samo.Czasem przychodziły jąodwiedzić dzieci z sąsiedztwa, pękające od nowin o przyjęciach, pierwszych komuniach i najlepszychkoleżankach.Frida słuchała przez jakiś czas, nie ukrywając znudzenia, po czym odwracała się,chwytała za nogę i, skrzywiona, zaczynała jęczeć.45Nie wątpię, że istotnie cierpiała.Ale czasem wydawało mi się, że chętnie przyjmuje ból jako cośegzotycznego, odmiennego od jazgotu przyjaciółek.Być może niechętnie akceptowała fakt, żeszkolne życie bez niej toczy się normalnie.Przez dziewięć miesięcy Frida pozostawała przykuta do łóżka.Dziewięć miesięcy! To caławieczność w życiu sześciolatki! Po dziewięciu miesiącach sześć lat zamienia się w siedem, a pyzatabuzia przeobraża się w ukształtowany, wyrazisty profil.Pamiętam, kiedy moja Isolda była w tymwieku.A gdy sześciolatka jest chora na polio, transformacja przybiera jeszcze bardziej dramatycznycharakter.Dziecinna pulchność Fridy znikła całkowicie, a zamiast niej pojawiła się chuda,wymizerowana maska; promienne, figlarnie błyskające oczy zostały zastąpione matowymi,wyblakłymi zrenicami.Ale, co najgorsze, jej dotychczasowa, czupurna pewność siebie ustąpiłamiejsca bolesnej nieśmiałości siedmiolatki, która wie, że jest inna niż wszyscy.Dziewięć miesięcy.okres, przez który dziecko rośnie w łonie matki, aby wynurzyć się na światłosłońca.Okres, w ciągu którego Frida stała się inwalidką.W końcu nadszedł dzień, gdy znowu mogła stanąć na nogach, ale.Proszę spojrzeć na tę rodzinnąfotografię, doktorze.Została zrobiona w 1914 roku.Ta wyrośnięta dziewczynka, kryjąca się zakrzakami, nie jest tym samym dzieckiem, które rok wcześniej stawiło czoło klasowej jędzy.Niech panspojrzy! Zmieniła się.Teraz jest słaba i ponura.Nie chce chodzić po ogrodzie ani pływać, ani jezdzićna nowym, czerwonym rowerze, który kupił dla niej Papa.Pragnie tylko wtopić się w cień.Odkoleżanek woli swoją księżniczkę Fridę Zorafdę.Snuje się smętnie, zamiast podjąć ogromną pracę,dzięki której mogłaby odzyskać siły.Ale Papa nie zamierzał pozwolić, aby jego ukochane dziecko zmarniało i umarło.- Nie jestem Hiobem - powiedział do Mami.- Nie dam Bogu wszystkiego sobie zabrać.46- Myślałam, że nie wierzysz w Boga - odparła Mami cierpko.- Bo nie wierzę - rzekł Papa.- Właśnie dlatego nie pozwolę, by uszło mu to na sucho.- Chodz - zwrócił się do Fridy - idziemy na spacer.Ale Frida nie chciała.- Zalecenie lekarza.Frida dąsała się i marudziła, lecz ojciec był nieugięty.- Tym rrrazem nie uda ci się postafić na sfoim - zaskrzeczał.Gdy był podenerwowany, jegoniemiecki akcent rozlewał się niczym galareta.- Iciemy! Sarrras!Frida nie śmiała się często, ale słysząc chropawe rrr" Papy, musiała zachichotać.Mówił, jakbypłukał gardło.- Tak jest, Herr Kahlo.- Nie mów do mnie Herr Kahlo!- Dobrrra, dobrrra, Herr Kahlo! Jusz idę, Herr Kahlo! Oboje wybuchnęli śmiechem.Na ogół Papinie lubił, gdy kpiono z jego wymowy, ale to był dobry znak - Frida najwyrazniej odzyskiwałaanimusz.Z początku nie chcieli zabierać mnie ze sobą, ale Papi rychło zdał sobie sprawę, że Fridaczuje się lepiej, mając kogoś, z kim może się bawić, albo raczej - przed kim może się popisywać.Najpierw po prostu przechadzaliśmy się po ogrodzie, gdzie Frida mogła co chwila odpoczywaćpod wielkim cedrem, lecz już wkrótce kuśtykała za piłką, którą jej rzucałam.Pewnego dnia oznajmiła:- Wejdę na ten cedr!- Ależ lieber Frida, chyba nie jesteś jeszcze na to gotowa - zdumiał się Papi.- Niech pan posłucha, Herr Kahlo - rzekła Frida z udawanym sprzeciwem.- Jeśli zechcę wejść nato drzewo, to wejdę.- Nie fejdziesz! - zakpił Papa, podjudzając ją do czynu.- Alesz tak, Herr Kahlo, srobię, co będę chciała!- No to zobaczymy.47Frida skoczyła na cedr, obejmując pień nogami i ściskając go mocno kolanami.Następniecentymetr po centymetrze zaczęła podciągać się do góry.- Brawo! - zawołał Papa.- Sam pan jest brrafo, Herr Kahlo! - odkrzyknęła Frida.- Mówi pan tak, jakby się pan dusił!Papa zabierał nas do parku Chapultepec, gdzie Frida wiosłowała po jeziorze.Nauczyła się walkiwręcz oraz boksu; kiedyś, gdy odwiedzili nas krewni, spuściła jednemu z kuzynów takie lanie, żeuciekł do domu z płaczem, trzymając się za zakrwawiony nos.Doktor Costa jednak nie uważał zapasów za dobry pomysł.- Gra w klasy! - powtórzyła drwiąco Frida, gdy zasugerował, że to bardziej odpowiednia zabawadla małej dziewczynki.- Gra f klasy! - zawtórował córce Papa i uszczypnął ją w łokieć.- Strrrasznie staromodny,uprzedzony szlofiek - szepnął.- Gra f klasy, dopre sobie!Papa nie miał pieniędzy na nowy sprzęt do swojej pracowni, ale jakoś znajdował gotówkę, żebyobsypywać Fridę chłopięcymi zabawkami.Kupował jej łyżwy, piłki, podarował jej też klakson donowego jaskrawoczerwonego roweru, na którym w końcu nauczyła się jezdzić.Nigdy nieproponowała mi, że pobawi się ze mną którąś z tych rzeczy, ale, prawdę mówiąc, niespecjalnie mnieto obchodziło - wolałam lalki.Czasem w pachnące, ciepłe popołudnia chodziliśmy do parku, gdzie Frida wskakiwała na rower ipędziła przed siebie niczym demon, spychając z alejek zakochane pary, strasząc mniejsze dzieci,przewracając kosze piknikowe i zmuszając psy do ucieczki.Zaczęła też niezle pływać i nawet ścigałasię z chłopakami.Grała w piłkę nożną, z kim się dało - z kuzynami, sąsiadami, wręcz z ulicznikami,którzy wałęsali się przy puląuenach.A jak jezdziła na łyżwach! Kiedy się rozpędziła, jej spódnicawzdymała się niczym latawiec zrywający się do lotu.Ależ to był widok!Frida robiła postępy, ale nie wszystko przychodziło jej łatwo.Po chorobie została z jedną nogąkrótszą.Kalectwo stanowiło nie lada48brzemię dla jej siedmioletniego umysłu, więc Papa pokazał jej, jak wkładać skarpetki jedna nadrugą, aby wypełnić łydkę, oraz dopilnował, by lekarz wykonał specjalny bucik z podwyższonymobcasem.Wsparta łokciem na silnej dłoni ojca, Frida nauczyła się chodzić, z początku pewnie, potemrówno, a w końcu wdzięcznie.Czasem jezdziła z nim na wyprawy fotograficzne; wędrowali całymikilometrami, po czym Frida wracała objuczona znalezionymi na wsi kamykami i kawałkami kory.Pokolacji siadywała z Papą na patio, ciesząc się pięknem świetlików czy zabawnym zachowaniem żab.Papa, zazwyczaj powściągliwy, zdawał się otwierać w towarzystwie Fridy, sądzę nawet, że powierzałjej swe najskrytsze myśli.Niekiedy podczas wspólnych wycieczek padał ofiarą ataku epilepsji; wtedyFrida odpędzała gapiów i pilnowała ekwipunku, dopóki kryzys nie minął, dzięki czemu stali się sobiejeszcze bliżsi.Papę i Fridę łączyła głęboka przyjazń.Czy byłam zazdrosna? Nie wiem.Chyba poprostu zaakceptowałam ten stan rzeczy.Papa nigdy nie miał syna.To znaczy, owszem, miał - Mami urodziła chłopca, który jednak zarazumarł, sądzę więc, że ojciec dostrzegał we Fridzie wszystko, co mógłby dać mu syn - wszystko, czymon sam mógłby być, gdyby jego życie ułożyło się inaczej.Toteż kiedy Frida się rozchorowała, cóż, poprostu nie chciał zrezygnować z marzenia.Jako student na uniwersytecie w Norymberdze Papa miał wypadek.Upadł tak nieszczęśliwie, żezranił się w głowę, co spowodowało owe ataki epilepsji, które nękały go przez resztę życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]