[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cody wyjął zapałki i zapalił papierosa.- Barlow jest grubo po sześćdziesiątce, ale jego miliony mogą ci to osłodzić.Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę.W sandałkach na wysokich obcasachdorównywała mu wzrostem.- Nie bardzo cię rozumiem.Wiesz co, odejdz i wróć za chwilę.Może wtedy pojmę, oco ci chodzi.- Chyba wyrażam się dość jasno.Barlow to bardzo bogaty facet, a przy tym wdowiecod ponad dziesięciu łat.Poza tym zawsze lubił towarzystwo młodych, ładnych kobiet.Omal nie Wybuchnęła śmiechem.Powstrzymała ją malująca się w jego oczachpogarda.Wtedy uświadomiła sobie, że mówił serio.- Jedno można na pewno powiedzieć: to mężczyzna który wie, jak należy traktowaćkobiety.Wybacz, ale wracam do gości.Zanim zdążyła go wyminąć, chwycił ją za rękę.- Niczego ci nie wybaczę, Ruda, ale to nie znaczy, że przestałem cię pragnąć.-Odwrócił ją ku sobie.- Nie powiem, żeby mnie to cieszyło, ale skoro tak jest, muszę się z tympogodzić.Pragnę cię i będę cię miał, bez względu na to, co teraz knujesz w tej twojejwyrachowanej główce.- Idz do diabła, Johnson! - Próbowała się wyrwać.- Nie obchodzi mnie, czego chceszani co o mnie myślisz.Polubiłam pana Barlowa i nie życzę sobie, żebyś uważał go zastetryczałego głupca.Dlatego powiem ci coś.Dzisiejszego wieczoru rozmawialiśmy poprostu jak cywilizowani ludzie na przyjęciu.Bez ukrytych intencji.- A te bzdury, które usłyszałem, kiedy do was podchodziłem?- Co? - zawahała się, a potem się roześmiała, ale z jej oczu wyzierał chłód.- To byłcytat z filmu.Ze starego filmu ze Spencerem Trącym i Katharine Hepburn.Dogadaliśmy się zpanem Barlowem, że oboje go uwielbiamy.I powiem ci jeszcze jedno.- Odepchnęła go zgniewem.- Nawet gdyby się do mnie zalecał, to nie twój zakichany interes.Jeżeli podoba misię z nim flirtować, to moja sprawa.Jeżeli będę miała ochotę na romans - z nim albo zkimkolwiek - nie będę pytać cię o zgodę.- Znowu go popchnęła.- A poza tym może wolęjego szarmanckie zachowanie od twoich grubiańskich manier?- Uspokój się! - Nie, to ty się uspokój! - Jej oczy, zielone w świetle kolorowych lampionów, miotałybłyskawice.- Nie mam zamiaru tolerować takiego chamstwa! Nikt nie będzie mnie taktraktował.Ciebie to też dotyczy.Trzymaj się ode mnie z daleka, Johnson!Odmaszerowała, a Cody długo stał w miejscu.W końcu cisnął niedopałek na ziemię izgniótł go obcasem.- Dostałeś za swoje, Johnson - mruknął, drapiąc się po karku.Najchętniej zapadłby siępod ziemię.Niestety, w tej sytuacji, w jaką sam się wpakował, pozostawało mu tylko jednowyjście. ROZDZIAA PITYPoczątkowo myślał o kwiatach, doszedł jednak do wniosku, że Abra nie należy dokobiet, które miękną na widok kilku róż.Rozważał też proste przeprosiny w rodzaju Bardzomi przykro.Jak przyjaciel przeprasza przyjaciela.Jednak Abra nie uważała go chyba zaprzyjaciela.Zresztą, na cokolwiek by się zdecydował, chłodem, z jakim go traktowała,zmroziłaby każde słowo, zanim zdążyłoby pokonać drogę od jego ust do jej uszu.Postanowiłwobec tego dać jej jedyną rzecz, jaka mogła ją chwilowo zadowolić, czyli trochę swobody.Przez następne dwa tygodnie pracowali razem, często ramię w ramię, utrzymując przytym większy dystans niż odległość między Słońcem a Księżycem.Jeżeli potrzebne były jakieśkonsultacje, Abra załatwiała to w taki sposób, żeby nigdy nie zostali sam na sam.Z godnąpodziwu zręcznością potrafiła tak manewrować Charliem Grayem, że zawsze spełniał rolębuforu.Mimo iż nie było to łatwe, udało jej się unikać Cody'ego, kiedy tylko było tomożliwe.A on nie robił nic, żeby zmienić istniejący stan rzecz.Rozumiał, że Abra potrzebujeczasu, żeby ochłonąć.Dwukrotnie wyjechał na krótki okres - raz do siedziby firmy w FortLauderdale, a raz do San Diego, gdzie miał swój udział w budowie centrum medycznego.Po każdym powrocie sprawdzał, jaki Abra ma humor, ale ona wciąż była zimna inieugięta.Teraz, w kasku na głowie i ciemnych okularach, patrzył, jak szklana kopuła ląduje naszczycie budowli.- Piękna rzecz.Z klasą.- Barlow spojrzał z uśmiechem w górę.Zwiatło słoneczneczerwono - złotymi wiązkami przenikało przez grube szkło.- William.- Cody odetchnął, kiedy kopuła wylądowała na budynku jak kapsel nabutelce - nie wiedziałem, że wróciłeś.- Musiałem skontrolować parę rzeczy.- Barlow otarł chusteczką spoconą twarz.- Coza piekielny upał! Mam nadzieję, że klimatyzacja będzie działać sprawnie.- Zgodnie z planem powinna ruszyć dzisiaj.- To dobrze.- Barlow obrócił się wokół własnej osi, żeby ogarnąć wzrokiem całyobiekt.To, co zobaczył, wyraznie mu się spodobało.Budynek przypominał zamek, wytwornyi niedostępny, a zarazem niebywale nowoczesny.Podszedł bliżej, żeby się przyjrzećszklanemu stropowi, dzięki któremu stroma góra stawała się niemal częścią wnętrza.Osiągnięty w ten sposób dramatyczny efekt na pewno spodoba się gościom, którzy właśnie wtym miejscu będą zgłaszać się do recepcji.Najważniejsze jest pierwsze i ostatnie wrażenie, pomyślał.Johnson postarał się, żeby wrażenia te były trwałe.Potem specjaliści od krajobrazuposadzą pustynne krzewy i kaktusy, a reszty dokona sama natura.Za półkolistymi oknami odzachodu rozpościerała się pustynia.Wzdłuż ściany robotnicy układali rury, którymi miałapopłynąć woda do basenu i wodospadu.- Dobra robota, chłopcze.- Barlow rzadko szafował komplementami.- Muszęprzyznać, że miałem pewne wątpliwości, gdy oglądałem projekt wstępny, ale mój syn sięuparł.Posłuchałem go i teraz widzę, że miał rację.Dokonałeś wielkiego działa, Cody.Niekażdy, patrząc wstecz na swoje życie, może coś takiego powiedzieć.- Miło mi to słyszeć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl