[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem Kawabata przestał wodzić pędzelkiem po papierze, podmuchał nań ipokazał Serdiukowi.Na arkuszu widniała namalowana czarnym tuszem wielkachryzantema.- Co to? - spytał Serdiuk.- To chryzantema - odparł Kawabata.- Widzi pan, kiedy nasz ród powiększa się onowego członka, to taka radość dla całego klanu Taira, że niestosowne byłoby powierzyćją znaczkom na papierze.W takich przypadkach, żeby posłać kierownictwuzawiadomienie, zwykle rysujemy na papierze kwiatek.To poza tym ten sam kwiat, októrym dopiero co mówiliśmy.Symbolizuje pańskie życie, które należy teraz do klanuTaira, a jednocześnie jakby poświadcza, że uświadomił pan sobie jego szybko umykającąefemeryczność.- Rozumiem - powiedział Serdiuk.Kawabata raz jeszcze podmuchał na papier i włożył go w szczelinę faksu, po czymzaczął wykręcać jakiś niezwykle długi numer.Udało mu się dopiero za trzecim razem.Faks zabrzęczał, w jego rogu zamigotałazielona lampka i papier wpełzł z wolna w czarną szczelinę.Kawabata, wpatrzony ze skupieniem w aparat, siedział nieruchomo, nie zmieniającpozy.Minęło kilka męcząco długich minut, wreszcie faks zabrzęczał i skądś, spod jegoczarnego dna, zaczął wypełzać drugi arkusz papieru.Serdiuk od razu zrozumiał, że toodpowiedz.Odczekawszy, aż arkusz wyjdzie cały, Kawabata oderwał go z maszyny, rzucił nańokiem i powoli podniósł wzrok na Serdiuka.- Winszuję - powiedział - szczerze winszuję! Odpowiedz jest jak najbardziejpomyślna.Podał papier Serdiukowi.Ten wziął go do ręki i zobaczył inny rysunek - tym razembyła to długa zgięta pałka z jakimiś zdobieniami i sterczącymi przy jednym końcuwystępami.- Co to takiego? - zapytał.- To miecz - uroczyście oznajmił Kawabata.- Symbol pańskiego nowego statusu.Aponieważ nie miałem żadnych wątpliwości, że wynik naszych rozmów będzie właśnietaki, pozwoli pan, że wręczę mu pańską, rzec można, legitymację.Z tymi słowami Kawabata podał Serdiukowi ten sam krótki miecz, który kupił wblaszanym pawilonie.Czy to za sprawą nieruchomego, badawczego spojrzenia Kawabaty, czy w wynikujakiejś reakcji chemicznej w przesyconym alkoholem organizmie, Serdiuk odczuł naglecałą wagę i uroczysty charakter chwili.Chciał już przyklęknąć, ale w porę przypomniał sobie, że tak zachowywali się nie Japończycy, lecz średniowieczni rycerze europejscy, a ito, jeśli się zastanowić, nie oni sami, lecz aktorzy ze studia w Odessie, grający ich role wjakimś nieznośnie sowieckim filmie.Dlatego po prostu wyciągnął ręce i ostrożnie wziąłw nie chłodne, śmiercionośne narzędzie.Na pochwie widniał rysunek, którego wcześniejnie zauważył.Były to trzy lecące żurawie - złoty drut, wtłoczony w czarną lakę pochwy,tworzył lekki, dynamiczny kontur niezwykłej urody.- W tej pochwie jest pańska dusza - powiedział Kawabata, wciąż patrząc Serdiukowiprosto w oczy.- Jakiż piękny rysunek - zachwycił się Serdiuk.- Przypomniał mi nawet pewną pieśńo żurawiach.Jak to tam było. W tym kluczu puste miejsce z jednej strony - Jakbyczekało, bym znalazł się w nim ja!"- Tak, tak - podchwycił Kawabata.- Czyż człowiekowi trzeba więcej miejsca? O,Panie Sakyamuni, cały ten świat ze wszystkimi jego problemami łatwo zmieści sięmiędzy dwoma żurawiami, mało tego - zagubi się między piórami na skrzydle każdego znich.Jakiż to poetyczny wieczór! Może byśmy jeszcze wypili? Za to miejsce w kluczużurawi, które pan wreszcie odnalazł?Od tych słów powiało czymś posępnym, ale Serdiuk nie przypisał temu znaczenia, niesądząc, by Japończyk mógł wiedzieć, że to pieśń o duszach poległych żołnierzy.- Z przyjemnością - powiedział Serdiuk - tylko trochę pózniej.Ja.Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi.Kawabata odwrócił się i krzyknął coś pojapońsku, boazeria odjechała na bok, a spoza niej wyjrzała męska twarz teżprzypominająca południowca.Twarz powiedziała coś i Kawabata kiwnął głową.- Będę musiał zostawić pana na kilka minut - zwrócił się do Serdiuka.- Zdaje się, żenadeszły ważne wiadomości.Jeśli ma pan ochotę, proszę przejrzeć tymczasem któryś ztych albumów - wskazał ruchem głowy na regały - albo po prostu zadowolić się własnymtowarzystwem.Serdiuk skinął głową.Kawabata wyszedł pośpiesznie i zasunął za sobą boazerię.Serdiuk podszedł do półek i popatrzył na długi rząd różnokolorowych grzbietów, poczym odszedł w kąt i usiadł na macie, opierając głowę o ścianę.Stracił zupełniezainteresowanie dla tych wszystkich sztychów.W budynku panowała cisza.Słychać było, że gdzieś na górze kują ścianę - zapewnewstawiano tam stalowe drzwi.Za rozsuwaną boazerią kłóciły się i wyzywały dziewczyny- znajdowały się tuż obok, ale niemal nic nie można było zrozumieć z ich wymyślań,przytłumione dzwięki kilku głosów nakładały się na siebie, zlewając się w cichy,uspokajający szmer, jakby za ścianą rósł sad i szumiały na wietrze liście kwitnącychwiśni.Serdiuka obudziło ciche mruczenie.Nie wiedział, jak długo spał, ale wszystkowskazywało na to, że minęło sporo czasu - Kawabata, który siedział pośrodku pokoju, zdążył przebrać się i ogolić.Miał teraz na sobie białą koszulę, rozczochrane niedawnowłosy były starannie zaczesane do tyłu.Jego pomrukiwanie obudziło Serdiuka - była tojakaś smutna melodia, podobna raczej do przeciągłego jęku.Trzymał w ręku długi miecz,który przecierał białą szmatką.Serdiuk zauważył, żekoszula Kawabaty jest rozpięta i widnieje spod niej bezwłosa pierś i brzuch.Spostrzegłszy, że Serdiuk się obudził, Kawabata zwrócił ku niemu twarz i uśmiechnąłsię szeroko.- Jak się spało? - spytał.- Nie tyle spałem - odparł Serdiuk - co tak.- Zdrzemnął się pan - powiedział - oczywiście.Wszyscy w tym życiu drzemiemy.Abudzimy się dopiero wraz z jego końcem.Pamięta pan, kiedy wracaliśmy do ofisu,przeprawialiśmy się przez strumyk?- Tak, pamiętam, to z rury płynęła rzeczka.- Z rury czy nie z rury, nieważne.No więc, czy pamięta pan bańki na tej wodzie?- Pamiętam.Wielkie były te bańki.- Zaprawdę - rzekł Kawabata, podnosząc klingę na wysokość oczu i przypatrując sięjej uważnie.- Zaprawdę ten świat przypomina bańki na wodzie.Czyż nie tak?Serdiuk pomyślał, że Japończyk ma rację, i zapragnął powiedzieć mu coś takiego,żeby tamten odczuł, jak bardzo rozumie i podziela jego uczucia.- Gdzież tam - odezwał się, unosząc się na łokciu.- Jest podobny.teraz.jestpodobny do fotografii tych baniek, która wpadła za komodę i szczury ją zjadły.Kawabata znów się uśmiechnął.- Jest pan prawdziwym poetą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl