[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Znajdę! odrzekła Anusia stukając pod suknią korkiem o korek zukontentowania, że ją zwą jej dostojnością i że nowiny są mniej po-myślne. Z początku wszystko nam szło dobrze mówił pan Bies. Starli-śmy po drodze kilka kup rebelizantów, rozbiliśmy pana Krzysztofa Sa-piehę i wycięliśmy dwie chorągwie jazdy oraz regiment piechoty do-brej; nikogo nie żywiąc.Za czym znieśliśmy pana Horotkiewicza, iżsam ledwie uszedł, a inni powiadają, że zabit.Za czym zajęliśmy ru-iny tykocińskie. To już wszystko wiemy, powiadaj prędko waćpan niepomyślnenowiny! przerwała nagle Anusia. Racz tylko pani wysłuchać ich spokojnie.Doszliśmy aż do Dro-hiczyna i tam naraz odwinęła się karta.Mieliśmy wieść, że pan Sapie-ha jeszcze daleko; tymczasem dwa nasze podjazdy jakoby w ziemięwpadły.Nie wrócił ni świadek klęski.Wtem pokazało się, że jakieśwojska idą w przodku przed nami.Wielka stąd powstała konfuzja.Książę pan począł myśleć, że wszystkie poprzednie relacje były fał-szywe i że pan Sapieha nie tylko nastąpił, ale i drogę przeciął.Poczęli-śmy się tedy cofać, bo w ten sposób można było przydybać nieprzyja-ciela i do walnej bitwy, której koniecznie chciał książę, go zmusić.Ale nieprzyjaciel nie dawał pola, jeno ciągle napadał i napadał.PoszłyNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG226znów podjazdy i wróciły poszarpane.Odtąd poczęło nam wszystko wręku topnieć, nie mieliśmy spokoju we dnie ni w nocy.Drogi nam psu-to, groble przecinano, przejmowano wiwendę.Poczęły chodzić słuchy,że sam pan Czarniecki nas gnębi; żołnierz nie jadł, nie spał, duchupadł; w samym obozie ginęli ludzie, jakoby ich ziemia pożerała.WBiałymstoku nieprzyjaciel zachwycił znów cały podjazd, kredensy ikaroce książęce, i działa.Nigdy nic podobnego nie widziałem.Nie wi-dziano też tego w poprzednich wojnach.Książę wpadł w alterację.Chciał jednej walnej bitwy, a musiał staczać co dzień po dziesięćmniejszych.i przegrywać.Aad rozprzęgał się.A cóż dopiero wyrazićzdoła naszą konfuzję i strach, gdyśmy się dowiedzieli, że sam pan Sa-pieha jeszcze nie nastąpił i że to tylko potężny podjazd przedostał sięprzed nas i tyle niewypowiedzianych klęsk nam zadał.W podjezdzietym były wojska tatarskie.Dalsze słowa oficera przerwał pisk Anusi, która rzuciwszy się na-gle Oleńce na szyję zakrzyknęła: Pan Babinicz!Oficer zdumiał, usłyszawszy nazwisko, ale sądził, że to przestrach inienawiść wyrwały dostojnej pannie z piersi ten okrzyk, więc dopieropo chwili tak mówić począł: Komu Bóg dał wielkość, dał mu i siłę do zniesienia ciężkich ter-minów, więc racz się, pani, uspokoić! Tak istotnie zowie się ten pie-kielnik, który los całej wyprawy podkopał i nieobliczonych jeszczeszkód stał się przyczyną.Nazwisko jego, które jej dostojność z takązdumiewającą bystrością odgadłaś, powtarzają teraz wszystkie usta zprzerażeniem i wściekłością w naszym obozie. Tego pana Babinicza widziałam w Zamościu odrzekła prędkoAnusia i gdybym była odgadła.Tu umilkła, i nikt nie dowiedział się, co by w takim razie zaszło.Oficer po chwili milczenia tak znowu mówić począł: Nastały odwilże i ciepła, wbrew, można rzec, przyrodzonemu na-tury porządkowi, bo mieliśmy wiadomość, iż na południu Rzeczypo-spolitej zima trzyma się jeszcze tęga, a my zasię brodziliśmy w rozto-pach wiosennych, które naszą ciężką jazdę do ziemi przykuły.On zaś,mając ludzi lekkich, tym bardziej dojeżdżał.Co krok roniliśmy wozy idziała, tak że w końcu komunikiem iść przyszło.Mieszkaniec okolicz-ny w ślepej zaciekłości swej jawnie sprzyjał napastnikom.Będzie, coBóg zdarzy, ale w desperackim stanie zostawiłem cały obóz i samegoksięcia pana, którego w dodatku febra złośliwa nie opuszcza i po ca-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG227łych dniach sił pozbawia.Bitwa jeneralna wszakże nastąpi wkrótce, alejak się to obróci, Bóg wie.i pokieruje.Cudów należy się spodzie-wać. Gdzieś waćpan zostawił księcia? Na dzień drogi od Sokółki; książę ma zamiar okopać się w Su-chowoli lub tamtejszym Janowie i bitwę przyjąć.Pan Sapieha jest odwa dni drogi.Gdym wyjeżdżał, mieliśmy trochę wolniejszego odde-chu, bo od schwytanego języka dowiedzieliśmy się, że sam Babiniczodjechał do głównego obozu, bez niego zaś Tatarowie nie śmieją taknastępować, kontentując się szarpaniem podjazdów.Książę, który jestwódz niezrównany, wszystkie nadzieje na walnej bitwie gruntuje, ale togdy zdrów, a gdy go febra chwyci, musi inaczej myśleć, czego najlep-szy dowód w tym, iż mnie wysłał do Prus. Po co tam waćpan jedziesz? Albo książę bitwę wygra, albo przegra.Jeżeli przegra, całe Prusyelektorskie pozostaną bez obrony i snadnie może się zdarzyć, że panSapieha przejdzie granicę, aby elektora do decyzji skłonić.Owóż(mówię to, gdy tajemnicy nie ma żadnej) jadę ostrzec, by jakowąśobronę tamtym prowincjom obmyślono, bo nieproszeni goście mogą wzbyt licznej kompanii nadciągnąć.Elektora to sprawa i Szwedów, zktórymi książę pan jest w przymierzu i od których również ma praworatunku wyglądać.Oficer skończył.Anusia zarzuciła go jeszcze mnóstwem pytań, z trudnością utrzy-mując należytą powagę, za to gdy wyszedł, dała sobie folgę zupełną,poczęła rękoma po jubce uderzać, na korkach się jak fryga okręcać,Oleńkę po oczach całować, pana miecznika za wyloty ciągnąć i wołać: A co? a co mówiłam? Kto zgnębił księcia Bogusława? może panSapieha?.figę pan Sapieha! Kto Szwedów tak samo gnębi? kto zdraj-ców wypleni? kto największy kawaler, największy rycerz? Pan An-drzej! Pan Andrzej! Jaki pan Andrzej?. spytała nagle, blednąc, Oleńka. To ci nie mówiłam, że jemu Andrzej na imię? Sam mi to powia-dał.Pan Babinicz! Pan Babinicz! Niech żyje pan Babinicz!.Już i panWołodyjowski lepiej by nie potrafił!.Co tobie, Oleńko?Billewiczówna otrząsnęła się, jakby pragnąc zrzucić z siebie brze-mię ciężkich myśli.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG228 Nic! Myślałam, że to imię sami zdrajcy noszą.Bo był ktoś, którykróla podejmował się żywego lub umarłego Szwedom albo księciu Bo-gusławowi sprzedać, i na imię miał także.Andrzej. Niech go Bóg potępi! huknął miecznik. Co tam zdrajców ponocy wspominać.Radujmy się lepiej, gdy jest czego! Niech tylko tu pan Babinicz nadciągnie! dodała Anusia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
. Znajdę! odrzekła Anusia stukając pod suknią korkiem o korek zukontentowania, że ją zwą jej dostojnością i że nowiny są mniej po-myślne. Z początku wszystko nam szło dobrze mówił pan Bies. Starli-śmy po drodze kilka kup rebelizantów, rozbiliśmy pana Krzysztofa Sa-piehę i wycięliśmy dwie chorągwie jazdy oraz regiment piechoty do-brej; nikogo nie żywiąc.Za czym znieśliśmy pana Horotkiewicza, iżsam ledwie uszedł, a inni powiadają, że zabit.Za czym zajęliśmy ru-iny tykocińskie. To już wszystko wiemy, powiadaj prędko waćpan niepomyślnenowiny! przerwała nagle Anusia. Racz tylko pani wysłuchać ich spokojnie.Doszliśmy aż do Dro-hiczyna i tam naraz odwinęła się karta.Mieliśmy wieść, że pan Sapie-ha jeszcze daleko; tymczasem dwa nasze podjazdy jakoby w ziemięwpadły.Nie wrócił ni świadek klęski.Wtem pokazało się, że jakieśwojska idą w przodku przed nami.Wielka stąd powstała konfuzja.Książę pan począł myśleć, że wszystkie poprzednie relacje były fał-szywe i że pan Sapieha nie tylko nastąpił, ale i drogę przeciął.Poczęli-śmy się tedy cofać, bo w ten sposób można było przydybać nieprzyja-ciela i do walnej bitwy, której koniecznie chciał książę, go zmusić.Ale nieprzyjaciel nie dawał pola, jeno ciągle napadał i napadał.PoszłyNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG226znów podjazdy i wróciły poszarpane.Odtąd poczęło nam wszystko wręku topnieć, nie mieliśmy spokoju we dnie ni w nocy.Drogi nam psu-to, groble przecinano, przejmowano wiwendę.Poczęły chodzić słuchy,że sam pan Czarniecki nas gnębi; żołnierz nie jadł, nie spał, duchupadł; w samym obozie ginęli ludzie, jakoby ich ziemia pożerała.WBiałymstoku nieprzyjaciel zachwycił znów cały podjazd, kredensy ikaroce książęce, i działa.Nigdy nic podobnego nie widziałem.Nie wi-dziano też tego w poprzednich wojnach.Książę wpadł w alterację.Chciał jednej walnej bitwy, a musiał staczać co dzień po dziesięćmniejszych.i przegrywać.Aad rozprzęgał się.A cóż dopiero wyrazićzdoła naszą konfuzję i strach, gdyśmy się dowiedzieli, że sam pan Sa-pieha jeszcze nie nastąpił i że to tylko potężny podjazd przedostał sięprzed nas i tyle niewypowiedzianych klęsk nam zadał.W podjezdzietym były wojska tatarskie.Dalsze słowa oficera przerwał pisk Anusi, która rzuciwszy się na-gle Oleńce na szyję zakrzyknęła: Pan Babinicz!Oficer zdumiał, usłyszawszy nazwisko, ale sądził, że to przestrach inienawiść wyrwały dostojnej pannie z piersi ten okrzyk, więc dopieropo chwili tak mówić począł: Komu Bóg dał wielkość, dał mu i siłę do zniesienia ciężkich ter-minów, więc racz się, pani, uspokoić! Tak istotnie zowie się ten pie-kielnik, który los całej wyprawy podkopał i nieobliczonych jeszczeszkód stał się przyczyną.Nazwisko jego, które jej dostojność z takązdumiewającą bystrością odgadłaś, powtarzają teraz wszystkie usta zprzerażeniem i wściekłością w naszym obozie. Tego pana Babinicza widziałam w Zamościu odrzekła prędkoAnusia i gdybym była odgadła.Tu umilkła, i nikt nie dowiedział się, co by w takim razie zaszło.Oficer po chwili milczenia tak znowu mówić począł: Nastały odwilże i ciepła, wbrew, można rzec, przyrodzonemu na-tury porządkowi, bo mieliśmy wiadomość, iż na południu Rzeczypo-spolitej zima trzyma się jeszcze tęga, a my zasię brodziliśmy w rozto-pach wiosennych, które naszą ciężką jazdę do ziemi przykuły.On zaś,mając ludzi lekkich, tym bardziej dojeżdżał.Co krok roniliśmy wozy idziała, tak że w końcu komunikiem iść przyszło.Mieszkaniec okolicz-ny w ślepej zaciekłości swej jawnie sprzyjał napastnikom.Będzie, coBóg zdarzy, ale w desperackim stanie zostawiłem cały obóz i samegoksięcia pana, którego w dodatku febra złośliwa nie opuszcza i po ca-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG227łych dniach sił pozbawia.Bitwa jeneralna wszakże nastąpi wkrótce, alejak się to obróci, Bóg wie.i pokieruje.Cudów należy się spodzie-wać. Gdzieś waćpan zostawił księcia? Na dzień drogi od Sokółki; książę ma zamiar okopać się w Su-chowoli lub tamtejszym Janowie i bitwę przyjąć.Pan Sapieha jest odwa dni drogi.Gdym wyjeżdżał, mieliśmy trochę wolniejszego odde-chu, bo od schwytanego języka dowiedzieliśmy się, że sam Babiniczodjechał do głównego obozu, bez niego zaś Tatarowie nie śmieją taknastępować, kontentując się szarpaniem podjazdów.Książę, który jestwódz niezrównany, wszystkie nadzieje na walnej bitwie gruntuje, ale togdy zdrów, a gdy go febra chwyci, musi inaczej myśleć, czego najlep-szy dowód w tym, iż mnie wysłał do Prus. Po co tam waćpan jedziesz? Albo książę bitwę wygra, albo przegra.Jeżeli przegra, całe Prusyelektorskie pozostaną bez obrony i snadnie może się zdarzyć, że panSapieha przejdzie granicę, aby elektora do decyzji skłonić.Owóż(mówię to, gdy tajemnicy nie ma żadnej) jadę ostrzec, by jakowąśobronę tamtym prowincjom obmyślono, bo nieproszeni goście mogą wzbyt licznej kompanii nadciągnąć.Elektora to sprawa i Szwedów, zktórymi książę pan jest w przymierzu i od których również ma praworatunku wyglądać.Oficer skończył.Anusia zarzuciła go jeszcze mnóstwem pytań, z trudnością utrzy-mując należytą powagę, za to gdy wyszedł, dała sobie folgę zupełną,poczęła rękoma po jubce uderzać, na korkach się jak fryga okręcać,Oleńkę po oczach całować, pana miecznika za wyloty ciągnąć i wołać: A co? a co mówiłam? Kto zgnębił księcia Bogusława? może panSapieha?.figę pan Sapieha! Kto Szwedów tak samo gnębi? kto zdraj-ców wypleni? kto największy kawaler, największy rycerz? Pan An-drzej! Pan Andrzej! Jaki pan Andrzej?. spytała nagle, blednąc, Oleńka. To ci nie mówiłam, że jemu Andrzej na imię? Sam mi to powia-dał.Pan Babinicz! Pan Babinicz! Niech żyje pan Babinicz!.Już i panWołodyjowski lepiej by nie potrafił!.Co tobie, Oleńko?Billewiczówna otrząsnęła się, jakby pragnąc zrzucić z siebie brze-mię ciężkich myśli.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG228 Nic! Myślałam, że to imię sami zdrajcy noszą.Bo był ktoś, którykróla podejmował się żywego lub umarłego Szwedom albo księciu Bo-gusławowi sprzedać, i na imię miał także.Andrzej. Niech go Bóg potępi! huknął miecznik. Co tam zdrajców ponocy wspominać.Radujmy się lepiej, gdy jest czego! Niech tylko tu pan Babinicz nadciągnie! dodała Anusia [ Pobierz całość w formacie PDF ]