[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednaz nich podeszła do Rafę'a.Przyjrzał się jej z pewnym zainteresowa-niem.Zastanawiał się, co powstrzymywało szalenie wydekoltowanąsuknię przed zupełnym zsunięciem się z ramion.Wieczór na szczęściebył ciepły, bo inaczej kobiecie groziłoby powa\ne zapalenie płuc.Francuzka wystarczająco długo uprawiała swój zawód, by natych-miast odgadnąć zarówno narodowość mę\czyzny jak i stan jegoportfela.- Czy angielski milord jest tu dla przyjemności? - spytała Izachrypniętym głosem z prowincjonalnym akcentem.Gruba warstwapudru nie mogła ukryć zmarszczek na jej twarzy.Rafę nie okazał jej niechęci.Owszem, była prostackim, nieatrak-cyjnym stworzeniem, a ka\dy mę\czyzna, który zakosztowałby jejwdzięków, mógłby przypłacić to chorobą.Ale nie była ani lepsza, anigorsza od połowy kobiet wałęsających się pod arkadami, ba, niewieleró\niła się od dam z towarzystwa.Poza ceną, pomyślał, która byłai ni\sza, i bardziej uczciwa.- Czuję, \e dzisiejszego wieczoru dopisze mi szczęście - powie-dział uprzejmie.- A o ile wiem, najlepiej się gra w Cafe Mazarin.- To tam.- Odrzucając kokieteryjnie głowę dodała: - Mo\epózniej zechce pan mieć towarzystwo do świętowania albo do płaczu.- Mo\e - powiedział z uśmiechem.Torując sobie przejście wśród tłumu oficerów, wkrótce zauwa\yłszyld Cafe Mazarin.Na parterze znajdował się sklep z bi\uterią,otwarty mimo póznej pory.Właściciel miał widać nadzieję, \e jakiśszczęśliwy hazardzista zechce kupić błyskotkę damie swego serca.Obok sklepu nieoświetlone schody wiodły na górę do restauracji.Za kontuarem siedziała strojnie ubrana kobieta; jej ciemne przenikliweoczy szacowały ka\dego nowego klienta.Tym razem była wyraznieusatysfakcjonowana i wyszła zza kontuaru, by osobiście powitaćRafę'a.PAATKI NA WIETRZE 109- Dobry wieczór, milordzie.Przyszedł pan, \eby coś zjeść, zagrać,a mo\e od razu udać się na górę? Góra" oznaczała damy lepsze od tych, które spacerowały poulicy.Przy odrobinie szczęścia oka\ą się zdrowe i nie ukradnąklientowi portfela.- Powiedziano mi, \e mogę tutaj pograć.Mo\e pózniej zjem tak\ekolację.Kobieta kiwnęła głową, po czym poprowadziła go przez restauracjędo salonu gry.Wnętrze niczym się nie ró\niło od innych znanych mukasyn.W jednym rogu stał stół do gry w rouge-et-noir, a w drugim- ruletka.Przy rozstawionych po całej sali stolikach grano w karty,jak zauwa\ył, głównie w faraona i wista.Gościli tu wszyscy, od młodych niewinnych naiwniaków podoświadczonych, w rodzaju kapitana Sharpsa, który na nich \erował.W cię\kim od dymu cygar powietrzu wyczuwało się napięcie, zjakim grali prawdziwi hazardziści.Cichy szmer głosów przeplatałsię ze stukotem kości oraz szelestem kart rzucanych na zielonesukno.W sumie, typowe siedlisko grzechu - ocenił Rafę, któregonigdy nie pociągały takie miejsca.Ale przyszedł tu, \eby zdobyć informacje, a nie dla przyjemności,więc przez następne dwie godziny grał przy ró\nych stolikach.Zrezygnował z wista w obawie, i\ za bardzo go wciągnie.Wist byłjedyną grą, którą lubił, poniewa\ więcej zale\ało w niej od umiejęt-ności ni\ od szczęścia.Grał w kości, karty i ruletkę, wymieniał nicnie znaczące uwagi z innymi graczami, częściej słuchał, ni\ mówił.Większość rozmów dotyczyła polityki, jednak powtarzano tylkoto, o czym mówiło się w całym Pary\u.Jeśli byli tu jacyś ekstremiści,to trzymali buzie zamknięte na kłódkę.Godzinę po północy Rafę był gotów zakończyć grę i wrócić do hotelu,kiedy jego uwagę przyciągnął ciemnowłosy mę\czyzna siedzący przystole do rouge-et-noir.Wcześniej wygrywał, lecz teraz szczęście się odniego odwróciło i stracił wszystkie pieniądze.Szeroka blizna na policzkuposiniała, gdy sięgał do wewnętrznej kieszeni po resztkę gotówki.Wyzywającym gestem rzucił garść banknotów na czerwony romb.W zatłoczonej sali zapadła cisza, wydawało się, \e wszyscywpatrują się w stół [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Jednaz nich podeszła do Rafę'a.Przyjrzał się jej z pewnym zainteresowa-niem.Zastanawiał się, co powstrzymywało szalenie wydekoltowanąsuknię przed zupełnym zsunięciem się z ramion.Wieczór na szczęściebył ciepły, bo inaczej kobiecie groziłoby powa\ne zapalenie płuc.Francuzka wystarczająco długo uprawiała swój zawód, by natych-miast odgadnąć zarówno narodowość mę\czyzny jak i stan jegoportfela.- Czy angielski milord jest tu dla przyjemności? - spytała Izachrypniętym głosem z prowincjonalnym akcentem.Gruba warstwapudru nie mogła ukryć zmarszczek na jej twarzy.Rafę nie okazał jej niechęci.Owszem, była prostackim, nieatrak-cyjnym stworzeniem, a ka\dy mę\czyzna, który zakosztowałby jejwdzięków, mógłby przypłacić to chorobą.Ale nie była ani lepsza, anigorsza od połowy kobiet wałęsających się pod arkadami, ba, niewieleró\niła się od dam z towarzystwa.Poza ceną, pomyślał, która byłai ni\sza, i bardziej uczciwa.- Czuję, \e dzisiejszego wieczoru dopisze mi szczęście - powie-dział uprzejmie.- A o ile wiem, najlepiej się gra w Cafe Mazarin.- To tam.- Odrzucając kokieteryjnie głowę dodała: - Mo\epózniej zechce pan mieć towarzystwo do świętowania albo do płaczu.- Mo\e - powiedział z uśmiechem.Torując sobie przejście wśród tłumu oficerów, wkrótce zauwa\yłszyld Cafe Mazarin.Na parterze znajdował się sklep z bi\uterią,otwarty mimo póznej pory.Właściciel miał widać nadzieję, \e jakiśszczęśliwy hazardzista zechce kupić błyskotkę damie swego serca.Obok sklepu nieoświetlone schody wiodły na górę do restauracji.Za kontuarem siedziała strojnie ubrana kobieta; jej ciemne przenikliweoczy szacowały ka\dego nowego klienta.Tym razem była wyraznieusatysfakcjonowana i wyszła zza kontuaru, by osobiście powitaćRafę'a.PAATKI NA WIETRZE 109- Dobry wieczór, milordzie.Przyszedł pan, \eby coś zjeść, zagrać,a mo\e od razu udać się na górę? Góra" oznaczała damy lepsze od tych, które spacerowały poulicy.Przy odrobinie szczęścia oka\ą się zdrowe i nie ukradnąklientowi portfela.- Powiedziano mi, \e mogę tutaj pograć.Mo\e pózniej zjem tak\ekolację.Kobieta kiwnęła głową, po czym poprowadziła go przez restauracjędo salonu gry.Wnętrze niczym się nie ró\niło od innych znanych mukasyn.W jednym rogu stał stół do gry w rouge-et-noir, a w drugim- ruletka.Przy rozstawionych po całej sali stolikach grano w karty,jak zauwa\ył, głównie w faraona i wista.Gościli tu wszyscy, od młodych niewinnych naiwniaków podoświadczonych, w rodzaju kapitana Sharpsa, który na nich \erował.W cię\kim od dymu cygar powietrzu wyczuwało się napięcie, zjakim grali prawdziwi hazardziści.Cichy szmer głosów przeplatałsię ze stukotem kości oraz szelestem kart rzucanych na zielonesukno.W sumie, typowe siedlisko grzechu - ocenił Rafę, któregonigdy nie pociągały takie miejsca.Ale przyszedł tu, \eby zdobyć informacje, a nie dla przyjemności,więc przez następne dwie godziny grał przy ró\nych stolikach.Zrezygnował z wista w obawie, i\ za bardzo go wciągnie.Wist byłjedyną grą, którą lubił, poniewa\ więcej zale\ało w niej od umiejęt-ności ni\ od szczęścia.Grał w kości, karty i ruletkę, wymieniał nicnie znaczące uwagi z innymi graczami, częściej słuchał, ni\ mówił.Większość rozmów dotyczyła polityki, jednak powtarzano tylkoto, o czym mówiło się w całym Pary\u.Jeśli byli tu jacyś ekstremiści,to trzymali buzie zamknięte na kłódkę.Godzinę po północy Rafę był gotów zakończyć grę i wrócić do hotelu,kiedy jego uwagę przyciągnął ciemnowłosy mę\czyzna siedzący przystole do rouge-et-noir.Wcześniej wygrywał, lecz teraz szczęście się odniego odwróciło i stracił wszystkie pieniądze.Szeroka blizna na policzkuposiniała, gdy sięgał do wewnętrznej kieszeni po resztkę gotówki.Wyzywającym gestem rzucił garść banknotów na czerwony romb.W zatłoczonej sali zapadła cisza, wydawało się, \e wszyscywpatrują się w stół [ Pobierz całość w formacie PDF ]