[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z buduaru zniknęła niska ława, ałe białe skórzane krzesłoz podnóżkiem pozostało.Koło łóżka stoją dwa fotele ustawioneprzodem do siebie.W jednym siedzi Dominic ale wstaje, gdywchodzę; ma pochyloną głowę i wzrok wbija w podłogę.- Dziękuję, że przyszłaś - mówi ponurym tonem.- Niezasługuję na to.I- Chciałam usłyszeć, co masz do powiedzenia - odzywampewnym głosem, ałe wcale nie czuję się silna. Byłam ciekawakiedy albo czy w ogóle znowu się do mnie odezwiesz.Podnosi pełne smutku oczy.Chcę podbiec do niego, przytulić go ipowiedzieć, że wszystko będzie dobrze.Ale udaje mi sięzapanować nad sobą.Rozpaczliwie pragnę usłyszeć to, co chce miprzekazać.- Chodz i usiądz, Beth.Chcę ci wszystko wyjaśnić.-Wskazuje gestem drugi fotel.- Od naszego ostatniego spotkaniaprzeżywam bardzo ciężki okres.To, co się stało między nami wsobotę, jest przerażające, wtrąciło mnie w wielki kryzys.Musiałem wyjechać na kilka dni, by porozmawiać z kimś, komumogłem się zwierzyć ze swojego czynu i poprosić o radę.- Z terapeutą? - pytam.- Nie, niezupełnie.To raczej jakby mentor.Ktoś, kto odczasu do czasu był moim przewodnikiem na tej ścieżce.Szanuję ipodziwiam jego mądrość i doświadczenie.Nie będę terazopowiadał o tej osobie, powiem tylko, że pomogła mi zrozumiećciężar mojego uczynku.- Głowa znów smutno mu opada.Składadłonie na kolanach w błagalnym geście.Serce mi się do niego wyrywa.Dominie wygląda tak cudownieprzyćmione światło wydobywa z mroku zarys jego sylwetki.Pragnę go dotknąć, przesunąć palcami po jego twarzy i szepnąć,że przebaczam. Ale czy na pewno?Nie, jeszcze nie przebaczyłam.Zanim to się stanie, muszę mupowiedzieć o kilku sprawach.Podnosi na mnie wzrok.Jego ciemne oczy w tym oświetleniuwyglądają jak płynny węgiel.- Beth, jak wiesz, tego rodzaju związkami rządzą pewnezasady Byłem bardzo butny.Kiedy ustalaliśmy podstawowereguły, powiedziałam, że cię poznałem, potrafię odczytywać twojesygnały i że będę wiedział, kiedy będziesz miała dość.Niepozwoliłem ci byś sama wyznaczyła granice, chociaż miałemświadomość, że nie podoba ci się loch.Teraz widzę, że odpoczątku zamierzałem cię tam zabrać, bez względu na twojeodczucia.Ja urywa twarz mu wykrzywia dziwny grymas.Powiedziano mi, że zachowałem się tak, jak w swoichpozbawionych miłości dawnych związkach.Dotychczas uległewobec mnie kobiety zjawiały się w moim życiu tylko po to, żebymi dawać seksualną przyjemność Ale tym razem, między nami,jest coś zupełnie innego.Wiem, że oddałaś się w moje ręce zmiłości, nie dla własnego za zaspokojenia.Wszystko się we mnieścina na myśl, jak wziąłem ten cenny dar i wykorzystałem takegoistycznie.- Nie byłeś kompletnym egoistą - mówię łagodnie.Wiele awłaściwie większość rzeczy, które mi robiłeś, była cudowna.Uwielbiałam to.Dałeś mi taką przyjemność, o jakiej istnicniudotąd nie miałam pojęcia.Ale coś potoczyło się bardzo zle.Potakuje.- Myślę, że wiem, co to było.Ale mów dalej, powiedz mi.Przygotowałam sobie to, co mam powiedzieć, przez kilka dniprzetrawiałam to w myślach.- Gdy stałeś się Dominikiem-panem, zatraciłeś wszelki śladpo poprzednim Dominicu.Ani razu nie pocałowałeś mnie zczułościąi prawie wcale nie pieściłeś.Mogłam to znieść, gdy odgrywaliśmysceny z fantazji, kiedy byłam uległa.Ale potem.To było bardzodziwne.Czułam się tak tobie bliska, a jednocześnie tak dotkniętatym, co mi właśnie zrobiłeś, zwłaszcza jeśli to było bicie.Iwłaśnie wtedy potrzebowałam twojej miłości, wsparcia i czułości,twoich pocałunków, objęć i pocieszenia, że będzie w porządku.-Azy napływają do oczu. A nade wszystko potrzebowałamzapewnienia że tak naprawdę nie jestem bezwartościowąniewolnicą, tylko drogą ci dziewczyną.- Nie mów już, Beth - przerywa mi ochrypłym głosem, mojesłowa sprawiały mu ból.- Wiem, że to było złe.Tak sięzapędziłem w pieprzeniu.Trudno mi się do tego przyznać,ponieważ nigdy dotąd podczas odgrywania fantazji nie straciłempanowania nad sobą, naprawdę nigdy.Myślałem, że jestem w tymdobry, doświadczony, prawdziwy mistrz w sztuce. Zmieje sięponuro.- Okazało się, że nie.Nie wiem, jak to się stało.Jedyne comi przychodzi do głowy, to że nie jestem przyzwyczajony do takdużego zaangażowania emocjonalnego.- Wstaje, podchodzi doszafki, otwiera ją i coś wyjmuje.Wraca i kładzie to coś na moichkolanach.- Dlatego chcę, żebyś posłużyła się tym.Wlepiam wzrok w bicz o dziewięciu rzemieniach - ten samktórym mnie wychłostano w lochu.Robi mi się niedobrze.- Dominic, nie, nie mogę.- Proszę, Beth.Chcę tego.Nie wybaczę sobie, dopóki niewycierpię choć odrobiny tego, co sprawiłem tobie.- Patrzy naintensywnym, błagalnym spojrzeniem.Mam ochotę rzucić tym przeklętym narzędziem przez pokój.- Dlaczego nie możemy być normalni? - krzyczę.-Czemu niemożesz po prostu przeprosić? Dlaczego wszystko musi się wiązaćz TYM?- Bo to moja pokuta - mówi cicho, jakby powtarzał coś.czego go się nauczył na pamięć. Muszę ponieść karę.Zdejmuje marynarkę, a potem koszulę.Jest nagi do pasa. Och, mój piękny Dominicu.Chcę cię kochać.Nie chcę bić.- Nie mówię prawie szeptem.Wstaje, podchodzi do mnie i klęka u moich stóp, skłaniając głowę.Przesuwam oczyma po jego opalonych plecach, po miękkichciemnych włosach na karku, po muskularnych barkach Chcę godotykać, poczuć pod palcami upajającą kompozycję twardychmięśni i miękkiej skóry, zmierzwić mu ręka włosy.- Chcę cię przeprosić Beth - mówi miękko - za tę okropną,niewybaczalną rzecz, którą ci zrobiłem.Najważniejszymelementem naszego związku było zaufanie, a ja tak strasznie gonadużyłem tak bardzo, bardzo mi przykro.- Wybaczam ci.Nie chcę cię karać.- Beth, proszę.- Błagalnie podnosi wzrok.- Potrzebuję tegoMuszę znieść cierpienie tak jak ty.To jedyny sposób.Znowu spoglądam na bicz leżący na moich kolanach Wygląda taknieszkodliwie, niemal niewinnie.Lecz napędzany ludzkimpożądaniem może się zmienić w narzędzie kazni.- Proszę.- Jedno słowo, a tak obciążone potrzebą.Jak mogłabym odmówić?.Wstaję, biorąc do ręki pejcz.Ważę w dłoni jego ciężar.Zastawiam się, czy to największa uległość, na jaką muszę sięzdobyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Z buduaru zniknęła niska ława, ałe białe skórzane krzesłoz podnóżkiem pozostało.Koło łóżka stoją dwa fotele ustawioneprzodem do siebie.W jednym siedzi Dominic ale wstaje, gdywchodzę; ma pochyloną głowę i wzrok wbija w podłogę.- Dziękuję, że przyszłaś - mówi ponurym tonem.- Niezasługuję na to.I- Chciałam usłyszeć, co masz do powiedzenia - odzywampewnym głosem, ałe wcale nie czuję się silna. Byłam ciekawakiedy albo czy w ogóle znowu się do mnie odezwiesz.Podnosi pełne smutku oczy.Chcę podbiec do niego, przytulić go ipowiedzieć, że wszystko będzie dobrze.Ale udaje mi sięzapanować nad sobą.Rozpaczliwie pragnę usłyszeć to, co chce miprzekazać.- Chodz i usiądz, Beth.Chcę ci wszystko wyjaśnić.-Wskazuje gestem drugi fotel.- Od naszego ostatniego spotkaniaprzeżywam bardzo ciężki okres.To, co się stało między nami wsobotę, jest przerażające, wtrąciło mnie w wielki kryzys.Musiałem wyjechać na kilka dni, by porozmawiać z kimś, komumogłem się zwierzyć ze swojego czynu i poprosić o radę.- Z terapeutą? - pytam.- Nie, niezupełnie.To raczej jakby mentor.Ktoś, kto odczasu do czasu był moim przewodnikiem na tej ścieżce.Szanuję ipodziwiam jego mądrość i doświadczenie.Nie będę terazopowiadał o tej osobie, powiem tylko, że pomogła mi zrozumiećciężar mojego uczynku.- Głowa znów smutno mu opada.Składadłonie na kolanach w błagalnym geście.Serce mi się do niego wyrywa.Dominie wygląda tak cudownieprzyćmione światło wydobywa z mroku zarys jego sylwetki.Pragnę go dotknąć, przesunąć palcami po jego twarzy i szepnąć,że przebaczam. Ale czy na pewno?Nie, jeszcze nie przebaczyłam.Zanim to się stanie, muszę mupowiedzieć o kilku sprawach.Podnosi na mnie wzrok.Jego ciemne oczy w tym oświetleniuwyglądają jak płynny węgiel.- Beth, jak wiesz, tego rodzaju związkami rządzą pewnezasady Byłem bardzo butny.Kiedy ustalaliśmy podstawowereguły, powiedziałam, że cię poznałem, potrafię odczytywać twojesygnały i że będę wiedział, kiedy będziesz miała dość.Niepozwoliłem ci byś sama wyznaczyła granice, chociaż miałemświadomość, że nie podoba ci się loch.Teraz widzę, że odpoczątku zamierzałem cię tam zabrać, bez względu na twojeodczucia.Ja urywa twarz mu wykrzywia dziwny grymas.Powiedziano mi, że zachowałem się tak, jak w swoichpozbawionych miłości dawnych związkach.Dotychczas uległewobec mnie kobiety zjawiały się w moim życiu tylko po to, żebymi dawać seksualną przyjemność Ale tym razem, między nami,jest coś zupełnie innego.Wiem, że oddałaś się w moje ręce zmiłości, nie dla własnego za zaspokojenia.Wszystko się we mnieścina na myśl, jak wziąłem ten cenny dar i wykorzystałem takegoistycznie.- Nie byłeś kompletnym egoistą - mówię łagodnie.Wiele awłaściwie większość rzeczy, które mi robiłeś, była cudowna.Uwielbiałam to.Dałeś mi taką przyjemność, o jakiej istnicniudotąd nie miałam pojęcia.Ale coś potoczyło się bardzo zle.Potakuje.- Myślę, że wiem, co to było.Ale mów dalej, powiedz mi.Przygotowałam sobie to, co mam powiedzieć, przez kilka dniprzetrawiałam to w myślach.- Gdy stałeś się Dominikiem-panem, zatraciłeś wszelki śladpo poprzednim Dominicu.Ani razu nie pocałowałeś mnie zczułościąi prawie wcale nie pieściłeś.Mogłam to znieść, gdy odgrywaliśmysceny z fantazji, kiedy byłam uległa.Ale potem.To było bardzodziwne.Czułam się tak tobie bliska, a jednocześnie tak dotkniętatym, co mi właśnie zrobiłeś, zwłaszcza jeśli to było bicie.Iwłaśnie wtedy potrzebowałam twojej miłości, wsparcia i czułości,twoich pocałunków, objęć i pocieszenia, że będzie w porządku.-Azy napływają do oczu. A nade wszystko potrzebowałamzapewnienia że tak naprawdę nie jestem bezwartościowąniewolnicą, tylko drogą ci dziewczyną.- Nie mów już, Beth - przerywa mi ochrypłym głosem, mojesłowa sprawiały mu ból.- Wiem, że to było złe.Tak sięzapędziłem w pieprzeniu.Trudno mi się do tego przyznać,ponieważ nigdy dotąd podczas odgrywania fantazji nie straciłempanowania nad sobą, naprawdę nigdy.Myślałem, że jestem w tymdobry, doświadczony, prawdziwy mistrz w sztuce. Zmieje sięponuro.- Okazało się, że nie.Nie wiem, jak to się stało.Jedyne comi przychodzi do głowy, to że nie jestem przyzwyczajony do takdużego zaangażowania emocjonalnego.- Wstaje, podchodzi doszafki, otwiera ją i coś wyjmuje.Wraca i kładzie to coś na moichkolanach.- Dlatego chcę, żebyś posłużyła się tym.Wlepiam wzrok w bicz o dziewięciu rzemieniach - ten samktórym mnie wychłostano w lochu.Robi mi się niedobrze.- Dominic, nie, nie mogę.- Proszę, Beth.Chcę tego.Nie wybaczę sobie, dopóki niewycierpię choć odrobiny tego, co sprawiłem tobie.- Patrzy naintensywnym, błagalnym spojrzeniem.Mam ochotę rzucić tym przeklętym narzędziem przez pokój.- Dlaczego nie możemy być normalni? - krzyczę.-Czemu niemożesz po prostu przeprosić? Dlaczego wszystko musi się wiązaćz TYM?- Bo to moja pokuta - mówi cicho, jakby powtarzał coś.czego go się nauczył na pamięć. Muszę ponieść karę.Zdejmuje marynarkę, a potem koszulę.Jest nagi do pasa. Och, mój piękny Dominicu.Chcę cię kochać.Nie chcę bić.- Nie mówię prawie szeptem.Wstaje, podchodzi do mnie i klęka u moich stóp, skłaniając głowę.Przesuwam oczyma po jego opalonych plecach, po miękkichciemnych włosach na karku, po muskularnych barkach Chcę godotykać, poczuć pod palcami upajającą kompozycję twardychmięśni i miękkiej skóry, zmierzwić mu ręka włosy.- Chcę cię przeprosić Beth - mówi miękko - za tę okropną,niewybaczalną rzecz, którą ci zrobiłem.Najważniejszymelementem naszego związku było zaufanie, a ja tak strasznie gonadużyłem tak bardzo, bardzo mi przykro.- Wybaczam ci.Nie chcę cię karać.- Beth, proszę.- Błagalnie podnosi wzrok.- Potrzebuję tegoMuszę znieść cierpienie tak jak ty.To jedyny sposób.Znowu spoglądam na bicz leżący na moich kolanach Wygląda taknieszkodliwie, niemal niewinnie.Lecz napędzany ludzkimpożądaniem może się zmienić w narzędzie kazni.- Proszę.- Jedno słowo, a tak obciążone potrzebą.Jak mogłabym odmówić?.Wstaję, biorąc do ręki pejcz.Ważę w dłoni jego ciężar.Zastawiam się, czy to największa uległość, na jaką muszę sięzdobyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]