[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co jeszcze? Za dużo do zapamiętania, za dużo do przestrzegania iznikąd pomocy.Poprzedniego wieczoru słyszał ptaki.Z całą pewnością.Kusiło go, żebyprzejść trawersem przez zbocze i poszukać ptasich jam, ale wiedział, żepowinien zaczekać, że to nieważne.Najpierw znak.Potem powrót do namiotu,żeby przydzielić163dzienne racje jedzenia i wody.Potem dziura, żeby przedestylować ich mocz ilatryna powinni się uporać z kopaniem, zanim zrobi się największy upał.Pózniej, jak już wszystko załatwi, może znalezć ptaki, poszukać ich jajek,zastawić sidła.Najważniejsze, żeby się nie miotać, nie tracić energii.Wszystko po kolei, tylko tak przetrwają.Ruszył w dół szlakiem.Majowie czekali na niego na dole, czworo, trzech mężczyzn i kobieta.Siedzieli w kucki wokół dymiących jeszcze resztek ogniska.Patrzyli, jaknadchodzi.Mężczyzni wstali, kiedy się zbliżył, sięgnęli po broń.Jeffrozpoznał tego, który po raz pierwszy próbował ich zatrzymać, łysegoczłowieka z pistoletem w kaburze.Teraz trzymał broń w ręku, zwieszonąniedbale przy boku.Gotową do strzału.Dwaj jego towarzysze mieli łuki, zestrzałami luzno zaczepionymi na cięciwach.Przy odległej granicy dżungliJeff zobaczył jeszcze kilku Majów, owiniętych w koce, z twarzamizakrytymi przez słomkowe kapelusze, śpiących.Jeden się poruszył, jakbywyczuł bliskość Jeffa.Szturchnął mężczyznę leżącego obok, obaj usiedli ipatrzyli.Jeff przystanął u wylotu ścieżki, położył swój bagaż na ziemi.Przykucnął tyłem do Majów.Poczuł trzepotliwe dotknięcie paniki wyobrażał sobie wzniesione łuki, napięte cięciwy ale pomyślał, że wtakiej pozycji wygląda mniej groznie.Wyrwał czystą kartkę z tyłu notesu,zdjął skuwkę z długopisu i zaczął rysować swój pierwszy znak, czaszkę iskrzyżowane piszczele, toporne i surowe, stosownie złowieszcze.Mazał imazał długopisem, żeby rysunek był wyrazny, widoczny z daleka.Wyrwał następną kartkę, napisał na niej: ,,SOS".Potem trzecia kartka: POMOCY".I czwarta: NIEBEZPIECZECSTWO".Wyważył z ziemi kamień wielkości piłki, wbił nim w ziemię aluminiowykijek, tuż na skraju polany, blokując szlak.Potem taśmą klejącąprzymocował kartki do kija, jedną przy drugiej-164Wreszcie odwrócił się, jakby chciał sprawdzić reakcję Majów Dwaj poddrzewami znowu się położyli i zasłonili twarze kapeluszami, a kobieta przyognisku teraz siedziała do niego plecami.Lewą ręką przegarniała żar, prawąustawiała garnuszek na żelaznym trójnogu, śniadanie, domyślał się Jeff.Pozostali trzej nadal go obserwowali, ale znacznie bardziej rozluznieni.Prawie się uśmiechali dobrodusznie, pomyślał.I może z odrobinąszyderstwa? Jeff odwrócił się, walnął jeszcze kilka razy w słupekkamieniem.Pózniej w ciągu dnia ktoś powinien tu przyjść i usiąść obok, narazie jednak to powinno wystarczyć.Na wszelki wypadek, gdyby Grecyjakimś sposobem pojawili się wcześniej.Na przykład gdyby przyjechaliautostopem.Albo wynajęli samochód.Jeff podniósł długopis, notes oraz rolkę taśmy i chciał już ruszyć zpowrotem pod górę, ale zmienił zdanie.Znowu odłożył wszystko i bardzo powoli, bardzo ostrożnie wyszedł na polaną z podniesionymirękami.Majowie wycelowali broń.Jeff wskazał na prawo, żeby im pokazać,że chciał tylko obejść wzgórze dookoła, trzymając się skraju polany, niezamierzał uciekać.Majowie dalej patrzyli na niego, z napiętymi łukami, zpistoletem celującym w jego pierś, ale nic nie mówili i nie próbowali gopowstrzymać, więc potraktował to jako pozwolenie.Powoli ruszył wzdłużpodstawy wzgórza.Majowie poszli za nim, zostawiwszy szlak chwilowo bez nadzoru.Pokilku metrach człowiek z pistoletem krzyknął coś do kobiety przy ognisku, aona wstała i kopnęła jednego z mężczyzn śpiących pod drzewami.Dzwignąłsię i usiadł.przecierając oczy.Przez długą chwilę odprowadzał wzrokiemJeffa, po czym zbudził jednego z towarzyszy.Sięgnęli po łuki, wstali isennie poczłapali do ogniska.Jeff dalej wędrował po obrzeżu polany, a Majowie do-trzymywali mukroku z bronią w gotowości.Jego myśli znowu skakały latryna, dziurado destylacji moczu, Amy kradnąca wodę.Zastanawiał się, czy Grecyzwrócą uwagę na165jego kartki, czy po prostu je miną.Spojrzał w niebo - teraz bladoniebieskie,idealnie czyste i próbował odgadnąć czy po południu się ściemni, czyjak zwykle spadnie deszcz, krótki, ale gwałtowny, którego wczoraj wniewytłumaczalny sposób zabrakło.Rozmyślał, jak mają zbieraćdeszczówkę, jeśli deszcz spadnie mogli wykorzystać resztki niebieskiegonamiotu, zrobić olbrzymi nylonowy lejek, ale dokąd prowadzący? Nie masensu zbierać wody, jeśli nie mogą jej przechować, potrzebowalipojemników, butelek, kanistrów.Pochłonięty tym problemem, dostrzegłpierwszy, wysoki do pasa wzgórek winorośli i dopiero wtedy zrozumiał,dlaczego wyruszył na obchód polany, czego tu szukał i co nieprzyznając się przed sobą spodziewał się znalezć.Kopiec wysuwał się na trzy metry w głąb polany, mała wysepka zielenina ciemnej, nagiej ziemi.Jeff zatrzymał się kilka kroków wcześniej, trochęprzestraszony, o mało nie zawrócił.Ale nie, chociaż wiedział, co to jest na pewno musiał sprawdzić.Podszedł bliżej, przykucnął, zaczął roz-rywać winorośle, zapominając o żrącym soku, dopóki dłonie go niezapiekły.Wtedy jednak odsłonił już to do połowy: mógł przerwać iwytrzeć ręce o ziemię.Następne ciało.Jeff wstał i stopą rozchylił resztę winorośli.To była kobieta.może nawetta, którą Henrich poznał na plaży, której uroda zwabiła go tutaj, sprowadziław objęcia śmierci.Miała ciemnoblond włosy do ramion, ale poza tymniewiele dało się o niej powiedzieć, gdyż ciało zostało prawie całkowiciewyjedzone.Zamiast twarzy obnażona czaszka, puste oczodoły.Ubranieteż znikło, został tylko szkielet i włosy, trochę zmumifikowanych paskówmięsa, zmatowiała srebrna bransoletka wciąż otaczająca kościsty nadgarstek,klamra od paska.zamek błyskawiczny i miedziany guzik spoczywające wpustej miednicy.Oczywiście to nie mogła być ukochana Henricha, zbytdawno umarła.Taki stopień rozkładu mogła osiągnąć dopiero po kilkumiesiącach, nawet w tym klimacie.A może166nie, pomyślał Jeff i schylił się, żeby odgarnąć więcej winorośli.Tym razemostrożnie, delikatnie.Może to zrobiła roślina, wyżarła ciało, wchłonęłasubstancje odżywcze.Majowie stali dwadzieścia stóp dalej iobserwowali go.Jeff odgarnął jeszcze trochę winorośli i uwolnił leweramię szkieletu, które wysunęło się ze stawu i z grzechotem upadło naziemię.Winorośl nie wyrastała z gleby, zauważył, czepiała się samychkości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Co jeszcze? Za dużo do zapamiętania, za dużo do przestrzegania iznikąd pomocy.Poprzedniego wieczoru słyszał ptaki.Z całą pewnością.Kusiło go, żebyprzejść trawersem przez zbocze i poszukać ptasich jam, ale wiedział, żepowinien zaczekać, że to nieważne.Najpierw znak.Potem powrót do namiotu,żeby przydzielić163dzienne racje jedzenia i wody.Potem dziura, żeby przedestylować ich mocz ilatryna powinni się uporać z kopaniem, zanim zrobi się największy upał.Pózniej, jak już wszystko załatwi, może znalezć ptaki, poszukać ich jajek,zastawić sidła.Najważniejsze, żeby się nie miotać, nie tracić energii.Wszystko po kolei, tylko tak przetrwają.Ruszył w dół szlakiem.Majowie czekali na niego na dole, czworo, trzech mężczyzn i kobieta.Siedzieli w kucki wokół dymiących jeszcze resztek ogniska.Patrzyli, jaknadchodzi.Mężczyzni wstali, kiedy się zbliżył, sięgnęli po broń.Jeffrozpoznał tego, który po raz pierwszy próbował ich zatrzymać, łysegoczłowieka z pistoletem w kaburze.Teraz trzymał broń w ręku, zwieszonąniedbale przy boku.Gotową do strzału.Dwaj jego towarzysze mieli łuki, zestrzałami luzno zaczepionymi na cięciwach.Przy odległej granicy dżungliJeff zobaczył jeszcze kilku Majów, owiniętych w koce, z twarzamizakrytymi przez słomkowe kapelusze, śpiących.Jeden się poruszył, jakbywyczuł bliskość Jeffa.Szturchnął mężczyznę leżącego obok, obaj usiedli ipatrzyli.Jeff przystanął u wylotu ścieżki, położył swój bagaż na ziemi.Przykucnął tyłem do Majów.Poczuł trzepotliwe dotknięcie paniki wyobrażał sobie wzniesione łuki, napięte cięciwy ale pomyślał, że wtakiej pozycji wygląda mniej groznie.Wyrwał czystą kartkę z tyłu notesu,zdjął skuwkę z długopisu i zaczął rysować swój pierwszy znak, czaszkę iskrzyżowane piszczele, toporne i surowe, stosownie złowieszcze.Mazał imazał długopisem, żeby rysunek był wyrazny, widoczny z daleka.Wyrwał następną kartkę, napisał na niej: ,,SOS".Potem trzecia kartka: POMOCY".I czwarta: NIEBEZPIECZECSTWO".Wyważył z ziemi kamień wielkości piłki, wbił nim w ziemię aluminiowykijek, tuż na skraju polany, blokując szlak.Potem taśmą klejącąprzymocował kartki do kija, jedną przy drugiej-164Wreszcie odwrócił się, jakby chciał sprawdzić reakcję Majów Dwaj poddrzewami znowu się położyli i zasłonili twarze kapeluszami, a kobieta przyognisku teraz siedziała do niego plecami.Lewą ręką przegarniała żar, prawąustawiała garnuszek na żelaznym trójnogu, śniadanie, domyślał się Jeff.Pozostali trzej nadal go obserwowali, ale znacznie bardziej rozluznieni.Prawie się uśmiechali dobrodusznie, pomyślał.I może z odrobinąszyderstwa? Jeff odwrócił się, walnął jeszcze kilka razy w słupekkamieniem.Pózniej w ciągu dnia ktoś powinien tu przyjść i usiąść obok, narazie jednak to powinno wystarczyć.Na wszelki wypadek, gdyby Grecyjakimś sposobem pojawili się wcześniej.Na przykład gdyby przyjechaliautostopem.Albo wynajęli samochód.Jeff podniósł długopis, notes oraz rolkę taśmy i chciał już ruszyć zpowrotem pod górę, ale zmienił zdanie.Znowu odłożył wszystko i bardzo powoli, bardzo ostrożnie wyszedł na polaną z podniesionymirękami.Majowie wycelowali broń.Jeff wskazał na prawo, żeby im pokazać,że chciał tylko obejść wzgórze dookoła, trzymając się skraju polany, niezamierzał uciekać.Majowie dalej patrzyli na niego, z napiętymi łukami, zpistoletem celującym w jego pierś, ale nic nie mówili i nie próbowali gopowstrzymać, więc potraktował to jako pozwolenie.Powoli ruszył wzdłużpodstawy wzgórza.Majowie poszli za nim, zostawiwszy szlak chwilowo bez nadzoru.Pokilku metrach człowiek z pistoletem krzyknął coś do kobiety przy ognisku, aona wstała i kopnęła jednego z mężczyzn śpiących pod drzewami.Dzwignąłsię i usiadł.przecierając oczy.Przez długą chwilę odprowadzał wzrokiemJeffa, po czym zbudził jednego z towarzyszy.Sięgnęli po łuki, wstali isennie poczłapali do ogniska.Jeff dalej wędrował po obrzeżu polany, a Majowie do-trzymywali mukroku z bronią w gotowości.Jego myśli znowu skakały latryna, dziurado destylacji moczu, Amy kradnąca wodę.Zastanawiał się, czy Grecyzwrócą uwagę na165jego kartki, czy po prostu je miną.Spojrzał w niebo - teraz bladoniebieskie,idealnie czyste i próbował odgadnąć czy po południu się ściemni, czyjak zwykle spadnie deszcz, krótki, ale gwałtowny, którego wczoraj wniewytłumaczalny sposób zabrakło.Rozmyślał, jak mają zbieraćdeszczówkę, jeśli deszcz spadnie mogli wykorzystać resztki niebieskiegonamiotu, zrobić olbrzymi nylonowy lejek, ale dokąd prowadzący? Nie masensu zbierać wody, jeśli nie mogą jej przechować, potrzebowalipojemników, butelek, kanistrów.Pochłonięty tym problemem, dostrzegłpierwszy, wysoki do pasa wzgórek winorośli i dopiero wtedy zrozumiał,dlaczego wyruszył na obchód polany, czego tu szukał i co nieprzyznając się przed sobą spodziewał się znalezć.Kopiec wysuwał się na trzy metry w głąb polany, mała wysepka zielenina ciemnej, nagiej ziemi.Jeff zatrzymał się kilka kroków wcześniej, trochęprzestraszony, o mało nie zawrócił.Ale nie, chociaż wiedział, co to jest na pewno musiał sprawdzić.Podszedł bliżej, przykucnął, zaczął roz-rywać winorośle, zapominając o żrącym soku, dopóki dłonie go niezapiekły.Wtedy jednak odsłonił już to do połowy: mógł przerwać iwytrzeć ręce o ziemię.Następne ciało.Jeff wstał i stopą rozchylił resztę winorośli.To była kobieta.może nawetta, którą Henrich poznał na plaży, której uroda zwabiła go tutaj, sprowadziław objęcia śmierci.Miała ciemnoblond włosy do ramion, ale poza tymniewiele dało się o niej powiedzieć, gdyż ciało zostało prawie całkowiciewyjedzone.Zamiast twarzy obnażona czaszka, puste oczodoły.Ubranieteż znikło, został tylko szkielet i włosy, trochę zmumifikowanych paskówmięsa, zmatowiała srebrna bransoletka wciąż otaczająca kościsty nadgarstek,klamra od paska.zamek błyskawiczny i miedziany guzik spoczywające wpustej miednicy.Oczywiście to nie mogła być ukochana Henricha, zbytdawno umarła.Taki stopień rozkładu mogła osiągnąć dopiero po kilkumiesiącach, nawet w tym klimacie.A może166nie, pomyślał Jeff i schylił się, żeby odgarnąć więcej winorośli.Tym razemostrożnie, delikatnie.Może to zrobiła roślina, wyżarła ciało, wchłonęłasubstancje odżywcze.Majowie stali dwadzieścia stóp dalej iobserwowali go.Jeff odgarnął jeszcze trochę winorośli i uwolnił leweramię szkieletu, które wysunęło się ze stawu i z grzechotem upadło naziemię.Winorośl nie wyrastała z gleby, zauważył, czepiała się samychkości [ Pobierz całość w formacie PDF ]