[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Witaj Rose odrzekła głośno i pogodnie. To jest. O, mamo!Wciąż nie miała pojęcia, jak wabi się ten pies. To jest suczka, którąwyprowadzam!Dziewczynka skinęła, jakby wszystko to było jak najbardziejzrozumiałe, pociągnęła smycz Nifkina i podreptała na spacer po parku.Tymczasem podeszła do nich kobieta o białych włosach i w okularachsłonecznych. Petunia? zawołała. Czy to jest Petunia? Petunia , pomyślała Rose.Mops odwrócił głowę w jej stronę.Rosepomyślała, że dostrzega w jej spłaszczonych rysach cień zakłopotania. Witaj, Petunio kobieta pozdrowiła psa, a Petunia prychnęła iściepo królewsku. A więc Shirley wróciła już z Europy? Ehm. odkaszlnęła zakłopotana Rose.Nie liczyła się z tego typuspotkaniem. Sądziłam, że oddała ją do hotelu dla psów aż do przyszłegomiesiąca ciągnęła kobieta.Rose dostrzegła tę deskę ratunku i uchwyciła się jej z całej siły. Zgadza się odparła nieco nerwowo. Mamy nową usługę.Spacery.No, wie pani, trochę świeżego powietrza, wycieczka po znajomejokolicy, spotkanie ze znajomymi. Wspaniały pomysł! przyklasnęła kobieta, podczas gdy podeszłydo nich dwa inne psy: wielki, czekoladowy, z szerokim wężowatym ogonemi brykający czarny pudel z wywieszonym, czerwonym jęzorem. Więcpracuje pani w schronisku? Zasadniczo pracuję.na zlecenie brnęła dalej Rose.Przypomniała250RLTsobie bajkę o królewnie, na którą rzucono klątwę: ilekroć otworzyła usta,wyskakiwały jej z buzi żaby i ropuchy.Rose uznała, że została dotkniętapodobnym nieszczęściem.Gdy otwierała usta, wydostawały się z nich niepokryte brodawkami płazy, ale równie obrzydliwe kłamstwa.Wyprowadzam psy oddane do hotelu, ale pracuję również dla klientówindywidualnych, na telefon. Ma pani wizytówkę? zapytał starszy facet na końcu smyczypudla.Rose udała, że szuka po kieszeniach i nie znajduje rzeczonychwizytówek. Przepraszam.Musiałam zostawić w domu.Facet wyciągnął z kieszeni długopis i kartkę i Rose nagryzmoliła swójdomowy numer telefonu, a potem dodała Rose Feller, "Wyprowadzaniepsów pod spodem.A po chwili stała w samym środku plątaniny smyczy isierści różnej maści, oraz gromady gadatliwych właścicieli psów, co dojednego, jak się wydawało, szukających odpowiedzialnego opiekuna dlaswoich ulubieńców.Tak, poinformowała Rose, pilnuje też kotów.Nie, nie prowadzitresury, ale będzie uszczęśliwiona możliwością zaprowadzenia psów na takikurs. Opiekunka psów! zawołała kobieta w powyciąganym, zielonymswetrze.Jej pies zawieszony był tak nisko nad ziemią jak Petunia ale, naoko, dwa razy większy, w dodatku miał pomarszczoną mordę, a z potężnegopyska kapała mu ślina. Weekend przed Dniem Pamięci? spytała. Będę na miejscu zgodziła się Rose.Petunia i pomarszczony piesobwąchali się w bardzo poważny i uroczysty sposób, jakby należeli do tegosamego klubu i wymieniali potajemny uścisk dłoni. Ma pani pozwolenie? dociekała kobieta w rytmie szybkiego251RLTstaccato, jak były instruktor musztry w stopniu sierżanta. Pozwolenie?Licencję? Ubezpieczenie? Yhm. wyjąkała Rose.Widownia wstrzymała oddech. Kończęzałatwiać formalności.W przyszłym tygodniu będzie po wszystkim oznajmiła notując w pamięci, że musi się dowiedzieć, co zrobić, żeby zostaćzarejestrowanym i ubezpieczonym wyprowadzaczem psów. A stawki? Stawki , pomyślała. Yhm.dziesięć dolarów za spacer, dwadzieścia pięć za cały dzieńopieki. Ich miny pozwoliły jej się domyślić, że znalezli prawdziwąokazję. To moja specjalna oferta dla nowych klientów uzupełniłaprzezornie. Ale, oczywiście, jeśli wolicie zostawić psy w hotelu, mogęodbierać je stamtąd i codziennie zabierać na spacer do parku.Coś w rodzajudwóch pieczeni na jednym ogniu.Wystarczy zadzwonić! Kto to jest Shirley? zapytała mopsa, który nie odpowiedział.Naprawdę masz na imię Petunia? drążyła bezcelowo.Suczka dalej niezwracała na nią uwagi, idąc posłusznie w stronę Wytwornej Aapy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
. Witaj Rose odrzekła głośno i pogodnie. To jest. O, mamo!Wciąż nie miała pojęcia, jak wabi się ten pies. To jest suczka, którąwyprowadzam!Dziewczynka skinęła, jakby wszystko to było jak najbardziejzrozumiałe, pociągnęła smycz Nifkina i podreptała na spacer po parku.Tymczasem podeszła do nich kobieta o białych włosach i w okularachsłonecznych. Petunia? zawołała. Czy to jest Petunia? Petunia , pomyślała Rose.Mops odwrócił głowę w jej stronę.Rosepomyślała, że dostrzega w jej spłaszczonych rysach cień zakłopotania. Witaj, Petunio kobieta pozdrowiła psa, a Petunia prychnęła iściepo królewsku. A więc Shirley wróciła już z Europy? Ehm. odkaszlnęła zakłopotana Rose.Nie liczyła się z tego typuspotkaniem. Sądziłam, że oddała ją do hotelu dla psów aż do przyszłegomiesiąca ciągnęła kobieta.Rose dostrzegła tę deskę ratunku i uchwyciła się jej z całej siły. Zgadza się odparła nieco nerwowo. Mamy nową usługę.Spacery.No, wie pani, trochę świeżego powietrza, wycieczka po znajomejokolicy, spotkanie ze znajomymi. Wspaniały pomysł! przyklasnęła kobieta, podczas gdy podeszłydo nich dwa inne psy: wielki, czekoladowy, z szerokim wężowatym ogonemi brykający czarny pudel z wywieszonym, czerwonym jęzorem. Więcpracuje pani w schronisku? Zasadniczo pracuję.na zlecenie brnęła dalej Rose.Przypomniała250RLTsobie bajkę o królewnie, na którą rzucono klątwę: ilekroć otworzyła usta,wyskakiwały jej z buzi żaby i ropuchy.Rose uznała, że została dotkniętapodobnym nieszczęściem.Gdy otwierała usta, wydostawały się z nich niepokryte brodawkami płazy, ale równie obrzydliwe kłamstwa.Wyprowadzam psy oddane do hotelu, ale pracuję również dla klientówindywidualnych, na telefon. Ma pani wizytówkę? zapytał starszy facet na końcu smyczypudla.Rose udała, że szuka po kieszeniach i nie znajduje rzeczonychwizytówek. Przepraszam.Musiałam zostawić w domu.Facet wyciągnął z kieszeni długopis i kartkę i Rose nagryzmoliła swójdomowy numer telefonu, a potem dodała Rose Feller, "Wyprowadzaniepsów pod spodem.A po chwili stała w samym środku plątaniny smyczy isierści różnej maści, oraz gromady gadatliwych właścicieli psów, co dojednego, jak się wydawało, szukających odpowiedzialnego opiekuna dlaswoich ulubieńców.Tak, poinformowała Rose, pilnuje też kotów.Nie, nie prowadzitresury, ale będzie uszczęśliwiona możliwością zaprowadzenia psów na takikurs. Opiekunka psów! zawołała kobieta w powyciąganym, zielonymswetrze.Jej pies zawieszony był tak nisko nad ziemią jak Petunia ale, naoko, dwa razy większy, w dodatku miał pomarszczoną mordę, a z potężnegopyska kapała mu ślina. Weekend przed Dniem Pamięci? spytała. Będę na miejscu zgodziła się Rose.Petunia i pomarszczony piesobwąchali się w bardzo poważny i uroczysty sposób, jakby należeli do tegosamego klubu i wymieniali potajemny uścisk dłoni. Ma pani pozwolenie? dociekała kobieta w rytmie szybkiego251RLTstaccato, jak były instruktor musztry w stopniu sierżanta. Pozwolenie?Licencję? Ubezpieczenie? Yhm. wyjąkała Rose.Widownia wstrzymała oddech. Kończęzałatwiać formalności.W przyszłym tygodniu będzie po wszystkim oznajmiła notując w pamięci, że musi się dowiedzieć, co zrobić, żeby zostaćzarejestrowanym i ubezpieczonym wyprowadzaczem psów. A stawki? Stawki , pomyślała. Yhm.dziesięć dolarów za spacer, dwadzieścia pięć za cały dzieńopieki. Ich miny pozwoliły jej się domyślić, że znalezli prawdziwąokazję. To moja specjalna oferta dla nowych klientów uzupełniłaprzezornie. Ale, oczywiście, jeśli wolicie zostawić psy w hotelu, mogęodbierać je stamtąd i codziennie zabierać na spacer do parku.Coś w rodzajudwóch pieczeni na jednym ogniu.Wystarczy zadzwonić! Kto to jest Shirley? zapytała mopsa, który nie odpowiedział.Naprawdę masz na imię Petunia? drążyła bezcelowo.Suczka dalej niezwracała na nią uwagi, idąc posłusznie w stronę Wytwornej Aapy [ Pobierz całość w formacie PDF ]