[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam tamy w uszach znowu się wzmogły. Komba tahima ute  szepnęły jego usta.I naraz wydało się Hardingowi, \e jestgdzieś tam, gdzie nie mógł przecie\ nigdy być, gdzieś przed wielu, wielu laty.Przymknął powieki, zawirowały obrazy: płomienie po\erające trzcinowe chaty,grzechot starodawnej broni& A potem otoczyły go niczym sepiowate pocztówki zzeszłego wieku własne wspomnienia z dzieciństwa.Pamiętna wizyta u stryjecznejbabki, która niczym bohaterka filmowych Korzeni wyrecytowała mu rodzinnąhistorię.Poczynając od Mussy, chłopcu przywiezionym z Afryki u schyłku XVIIwieku, którego potomkowie od nazwiska właściciela plantacji nazwani zostaliHardingami.Wedle tej sagi, powtarzanej przez pokolenia, patriarcha Mussa zginąłwraz ze swym właścicielem podczas zagłady Port Royal.Po nim był Anthony niewolnik, który całe \ycie spędził przy uprawie trzciny cukrowej, dalej nastałGeorge, przezwisko  Buntownik , powieszony w Gordon Town pod zarzutemzabójstwa swego pana za pomocą trucizny czy te\ czarnej magii.Prawnuk Mussy,Samuel doczekał zniesienia niewolnictwa, jednak nadal pracował na plantacji jakorobotnik kontraktowy.Ale ju\ jego syn Joshua został słu\ącym na dworze dyrektorapoczty królewskiej.Potem szła cała lista Hardingów pnących się z wolna po drabiniespołecznej, z których przedostatnim był sier\ant Lukę Harding, jego ojciec, poległy zakróla w II wojnie światowej.Nie skończyło się na wspomnieniach.Ze złotej łezkidobywała się dziwna, mroczna energia.Jakieś \ądanie, któremu nie umiał się oprzeć.Naraz złapał się na tym, \e porusza ustami, sam ze sobą prowadząc dialog. Kim jesteś? Tym, który przychodzi. Czego chcesz? Dać ci wielkość. A czego chcesz w zamian? Wszystkiego!Harding dr\ał cały, czuł, \e powinien chwycić złoty amulet i wyrzucić z powrotemw morze.Nie potrafił jednak tego uczynić. Nadchodzi czas  szeptały bez jego woli spierzchnięte usta. Nareszcienadchodzi czas& Jaki czas? Ostateczny.Daj mi ją! Kogo? Krew! Krew? Potrzebuję krwi!Naraz profesor stwierdził, \e przygląda się uniwersalnemu no\owi płetwonurka,który le\ał na środku stołu, tam, gdzie po odpięciu z nogi poło\yła go Pamela.  Krwi!Czuł, \e musi poło\yć temu kres, póki jeszcze panuje nad sobą. Nigdy!  odwarknął.Huk tam tamów stał się ogłuszający.Matthew chciał krzyczeć, ale \aden dzwięknie zdołał wydobyć się z jego ust.Muszę uciekać.Muszę  kołatało się rozpaczliwie w jego świadomości. Myśl racjonalnie  głos w jego czaszce zabrzmiał kusząco, przypominał dozłudzenia zmysłowy szept kobiety. To są świadkowie odkrycia, zabiorą ci mnie,zabiorą ci wszystko.A jam jest sława, potęga i wieczność.Krwi! Krwi!Powziął szaloną myśl przebicia się tym no\em.Wiedział ju\ bardzo du\o.Gdzieś zzakamarków pamięci genetycznej wracały teksty dawnych magicznych zaklęć.Nawettych najstraszliwszych.Czy było w nich to odsyłające zło poza krawędz świata? Tamtamy, obrazy, tam tamy, krew! Bo\e, wybacz mi!  uniósł nó\, kierując go ku własnym trzewiom.Tam tamyumilkły.Dobrze! Ale w tym momencie zobaczył szeroko otwarte oczy Pameli, jejręce wyciągające się ku niemu.Pchnął raz i drugi.Dlaczego to nic nie boli? pomyślał.Lekka bryza przechyliła statek, bryłka potoczyła się po stole, przeleciałaprzez metalowy rant, trafiając w środek krwawej plamy rozkwitłej na piersidziewczyny.Co ja zrobiłem  przeraził się profesor. Zwariowałem, zabiłem Pamelę! To dopiero początek&  zachichotał głos złośliwego potwora w jego czaszce. Krwi, trzeba du\o krwi!Był jak w amoku.Zabił wszystkich członków załogi.Poszło łatwiej, ni\ mógłprzypuszczać.Nikt się nie obudził.Potem kolejno wyrzucił ciała za burtę.Na efektnie czekał długo.Na ciemnej tafli wód pojawiły się charakterystyczne trójkątnepłetwy rekinów.Moi wspólnicy  pomyślał. Zacierają ślady! Nie zauwa\ył jasnej ręki, którachwyciła za linę pontonu towarzyszącego statkowi.Nadludzkim wysiłkiem kapitanCoulon wciągnął się do wnętrza.Uratowały go panujące ciemności.TymczasemHarding podniósł kotwicę i skierował statek ku brzegowi, a kiedy ten zaczął szorowaćkilem po dnie, ustawił go w dryf, a sam zeskoczył na płyciznę.Miał dziwną pewność,\e rekiny go zignorują.Złotą łezkę ukrył w kieszeni na piersi.Jak\e była terazcieplutka& Jak\e delikatnie i przyjemnie wibrowała.Stojąc wśród kolczastychzarośli, widział, jak prąd wynosi stateczek ku pełnemu morzu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl