[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PrÄ™dzej by możnaposÄ…dzić takich lokatorów o zbytecznÄ… oszczÄ™dnośćniż o niedostatek.1dziÄ™ki Bogu.4 Domek przy ulicy GÅ‚Ä™bokiej49  Jakże, Pawle, zostaniesz z nami? Czyż można robić panu PawÅ‚owi tak niedorzecz­nÄ… propozycjÄ™ i psuć mu zabawÄ™ w przyzwoitym to­warzystwie?PaweÅ‚ zaczÄ…Å‚ siÄ™ namyÅ›lać nad odpowiedziÄ…, bo wy­glÄ…daÅ‚, jakby siÄ™ zawsze nad najkrótszym pojedyn­czym wyrazem zastanawiaÅ‚; tymczasem do drzwizapukano  Marcelek wybiegÅ‚ i wprowadziÅ‚ dwieosoby, bardziej widać niespodziewane dla niego niż dlamatki; przebiegÅ‚ jej po twarzy leciuchny, nie dojrzanyprzez nikogo uÅ›mieszek zadowolenia.Niespodzianymtym goÅ›ciem byÅ‚ gospodarz domu, majster kowalskiSzczepan Szczepaniak, wymyty, wyczesany, w dÅ‚ugiej,granatowej kapocie, biaÅ‚ej chusteczce i kamizelce,z córkÄ…, pannÄ… MarcjannÄ…, caÅ‚Ä… w bieli.DzwigaÅ‚a natacy opÅ‚atki, wódeczkÄ™, Å›ledzie i różne postne prze­kÄ…ski. Wielmożna pani Kontrolerowa, a dyć to, mospanie, tak mi radoÅ›nie, że pani nami nie pogardziÅ‚a, jak­by mi kto serce miodem posmarowaÅ‚  zawoÅ‚aÅ‚ Szcze­paniak chwytajÄ…c jej rÄ™kÄ™ i wyciskajÄ…c rozgÅ‚oÅ›niedwa caÅ‚usy.Przyjęła je z lukrecjowo-litoÅ›nym uÅ›mie­chem.Cokolwiek milej, ale zawsze litoÅ›nie, spojrzaÅ‚ana MarcysiÄ™, co dotknęła różanymi usteczkami su­chych i pożółkÅ‚ych palców. Gwiazdeczka niedÅ‚ugo zaÅ›wieci.Kiedy wielmoż­na pani pozwoli, poÅ‚amiemy siÄ™ opÅ‚atkiem do siegoroku  " dodaÅ‚ Szczepaniak oglÄ…dajÄ…c siÄ™ po schludnymmieszkaniu z gospodarskim zadowoleniem. A za maÅ‚Ä… godzinÄ™ prosimy do n a s z na dół,przyjdziemy po kochanÄ… paniÄ…  odezwaÅ‚a siÄ™ Mar-cysia. " Ja to dzisiaj trocha niedyspozyt, moja pannoSzczepaÅ„ska  zaczęła jejmość cedzić przez zÄ™by.50 Marcelek nie pozwoliÅ‚ jej dokoÅ„czyć i szepnÄ…wszy kil­ka słów, wymógÅ‚, że daÅ‚a siÄ™ udobruchać. Marcel! mon eniant!1 PamiÄ™taj, filucie, żem tyl­ko dla ciebie to zrobiÅ‚a.Przy Å‚amaniu opÅ‚atkami Marceli poznaÅ‚ PawÅ‚az uczennicÄ… i Szczepaniakiem, Marcysia znowu po-szepnęła kilka słów ojcu. A ma siÄ™ wie  odparÅ‚ stary zwracajÄ…c siÄ™ doPawÅ‚a. Kochane panisko może nami także nie po­gardzi z Å‚aski swojej.Starczy dla nas wszystkich, star­czy.To już tam kÅ‚opot Jakubowej i Marcysi. ByÅ‚oby to dl a na s z prawdziwÄ… Å‚askÄ…  wtrÄ…­ciÅ‚a córka. Siostrzeniec mój proszony jest na wiliÄ™ do panabudowniczego, gdzieby także byÅ‚ i mój syn, gdybypaÅ„stwu pierwej nie przyrzekÅ‚. Jeżeli naprawdÄ™ nie zrobiÄ™ paÅ„stwu przykroÅ›ci,przyjmujÄ™ zaprosiny  odparÅ‚ PaweÅ‚ patrzÄ…c prawieze wzruszeniem na szerokÄ…, ogorzaÅ‚Ä… twarz kowalaz potężnym nosem, nieco zadartym, o nozdrzach sze­rokich, z czoÅ‚em niskim, pobrużdżonym od pracyi znoju, pod którym bÅ‚yskaÅ‚y siwe, maleÅ„kie, ale żyweoczy, Å›miaÅ‚o i otwarcie.WÄ…sy podgalaÅ‚, jak to mówiÄ…,z szewcka; sterczÄ…cy, krótki wÅ‚os szpakowaty pokry­waÅ‚ pudÅ‚owatÄ… Å‚epetynÄ™, osadzonÄ… na krótkiej rozro­sÅ‚ej szyi i atletycznych barkach.SkÅ‚adny buziaczekMarcysi, promieniejÄ…cy zdrowiem i szczęściem, zadzi­wiÅ‚ go przyjemnie i zastanowiÅ‚.A tak mu szczerzedziÄ™kowali, że wedÅ‚ug zwyczaju nic na to od razu nieodpowiedziaÅ‚, tylko szepnÄ…Å‚ do Marcelka: Twoja uczennica wcale, wcale Å‚adna! PoczciwyÅ›, Pawle!  zawoÅ‚aÅ‚ uradowany Marce­lek po odejÅ›ciu kowala z córkÄ….i moje dziecko!51  Grzeczny kawaler z pana PawÅ‚a, że nam dotrzy­muje towarzystwa  wtrÄ…ciÅ‚a GulmaÅ„cewiczowa dzi­wiÄ…c siÄ™ i poniekÄ…d cieszÄ…c w duszy, że poÅ›wiÄ™ciÅ‚ wiliÄ™u budowniczego z takim lekceważeniem.ByÅ‚a pewna,że jej Marcelek by tego nie zrobiÅ‚.Usposobienie tej kobiety i przejÅ›cia, które jej loszgotowaÅ‚, nauczyÅ‚y jÄ… aż nadto najzwiÄ™zlejszego trak­tatu z nauki życia praktycznego; zimnej rachuby, któ­rÄ… czÄ™sto tak mylnie zwyczajni ludzie biorÄ… za jednoz doÅ›wiadczeniem.Dotychczas jednak zdawaÅ‚o siÄ™ jej,że traktat ów nieomylny.Nieboszczykowi suszyÅ‚a gÅ‚o­wÄ™ za życia tak czÄ™sto, że jÄ… choćby tylko dlategobardzo chÄ™tnie odwilżaÅ‚.KapryÅ›na, jakby jaka piÄ™k­ność lub posażna panna, chociaż mężowi nic nie przy­niosÅ‚a w posagu, byÅ‚a poniekÄ…d wyjÄ…tkiem w tej mie­rze; bo z nauczycielek, guwernantek, a nawet bon,bywajÄ… najczęściej najlepsze żony, wyrozumiaÅ‚e to­warzyszki doli i niedoli, pobÅ‚ażajÄ…ce, ulegÅ‚e i rzadkokapryÅ›ne.W trudnym zawodzie aż nadto wczeÅ›nieprzekonywajÄ… siÄ™, jakÄ… to mozolnÄ… pracÄ… dochodzi siÄ™do jakiego bÄ…dz zarobku, z ilu zawsze przykroÅ›ciamizÅ‚Ä…czona zależność, choćby jÄ… nawet najmniej uczu-wać dawano.Nie podobna wiÄ™c, żeby nie miaÅ‚y cenićniezależnoÅ›ci, którÄ… im praca lub majÄ…tek męża za­pewni.CeniÄ… jÄ… też najczęściej, a pojmujÄ… już poÅ‚oże­nie swoje i powoÅ‚anie, kiedy potrafiÄ… wnieść w uboż­sze towarzystwa pod wzglÄ™dem ducha albo pieniÄ™dzy:popÄ™d do wyższych, umysÅ‚owych rozrywek, przy któ­rych znoÅ›niej i nudom, wreszcie smak lepszy, okrze­sanie, wdziÄ™k ów codzienny, tak zachÄ™cajÄ…cy do pracy,tak osÅ‚adzajÄ…cy troski i kÅ‚opoty.Na nieszczęście, paniBarbara z Kalbfleischów GulmaÅ„cewicz, wyszedÅ‚szyza mąż dojrzaÅ‚Ä…, czerstwÄ… już dziewicÄ…, zachowaÅ‚az dawnego zawodu najwiÄ™cej wspomnieÅ„ pedagogicz­nej godnoÅ›ci i nawyknieÅ„ przewagi nieodwoÅ‚alnej.52 Męża i syna kochaÅ‚a bez zaprzeczenia, ale też wyma­gaÅ‚a za to jak od dzieci, których niegdyÅ› uczyÅ‚a koniu­gacji, posÅ‚uszeÅ„stwa bez granic i bezwarunkowegouznania jej wÅ‚adzy.Bardzo wielu spomiÄ™dzy nas lubilub też z tradycyjnego lenistwa nawyknie do panto­felkowego rzÄ…du w domu, zwÅ‚aszcza kiedy pantofelkitak zgrabne i eleganckie, że nawet obcasiki wysÅ‚anesÄ… puszkiem.Jest nas wielu takich znowu, co mnie­majÄ…c, że sami rzÄ…dzimy, dozwalamy pieszczotliwymkoteczkom przywiÄ…zywać sznurek pajÄ™czy do naszejpróżnoÅ›ci, upodobaÅ„, nawyknieÅ„, i nie widzimy, jakpowoli, ubrawszy nas w krynolinki, oprowadzajÄ… pożyciu niby Cyganie niedzwiedziów po jarmarkach [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl