[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zobaczył zbliżające się światła reflektorów, ale się tym nie przejmował.Włosi, zwłaszcza ci,którzy mieszkali w centrum, byli wyjątkowo cierpliwi.Parkowanie było dla nich codzienną udręką.Kiedy znowu wyjechał na środek jezdni, przez chwilę miał ochotę, by pojechać dalej.Luka była bardzo ciasna iwjechanie do niej będzie wymagało trochę czasu i wysiłku.Spróbuje jeszcze raz.Zmieniał biegi, kręcił kierownicą i przezcały czas starał się nie zwracać uwagi na zbliżające się reflektory.I nagle nie wiadomo jak stopa ześliznęła mu się zesprzęgła.Samochód podskoczył i zgasł.Kierowca drugiego samochodu wcisnął bardzo głośny klakson, przenikliwiewyjący pod maską lśniącego ciemnoczerwonego bmw.Samochód twardziela.Człowieka, któremu się spieszy.Drania,który nie boi się kryć za zamkniętymi drzwiami i trąbić na kogoś, kto zmaga się z przeciwnościami.Rick zamarł i przezułamek sekundy znowu pomyślał o odjechaniu na inną ulicę.Ale coś nagle w nim pękło.Otworzył szarpnięciem drzwi,pokazał środkowy palec kierowcy bmw i ruszył w jego stronę.Klakson ryczał dalej.Rick podszedł do okna od stronykierowcy, krzycząc coś o wysiadaniu.Klakson wył.Za kierownicą siedział czterdziestoletni dupek w czarnym garniturze,czarnym płaszczu i czarnych skórzanych rękawiczkach.Nawet nie spojrzał na Ricka, tylko wciąż przyciskał klakson,patrząc prosto przed siebie.- Wysiadaj! - wrzasnął Rick.Klakson wył.Za bmw ustawiło się już kolejne auto i zbliżało się następne.Nie można było ominąć fiata, a jegokierowca nie miał ochoty jechać dalej.Klakson ryczał.- Wysiadaj z samochodu! - wrzasnął znowu Rick.Pomyślał o sędzim Franco.Niech go Bóg błogosławi.Samochód za bmw również zaczął trąbić, Rick pokazał palec również w tym kierunku.Jak to się skończy?Siedząca za kierownicą drugiego samochodu kobieta opuściła okno i krzyknęła coś nieprzyjemnego.Rick odkrzyknął.Jeszcze więcej klaksonów, krzyków, coraz więcej aut na cichej przed chwilą ulicy.Rick usłyszał trzaśniecie drzwi, odwrócił się i zobaczył, jak młoda kobieta uruchamia jego fiata, szybko wrzucawsteczny i idealnie wjeżdża na wolne miejsce.Za jednym zamachem, bez stuknięć, zadrapań, drugich i trzecich prób.Wydawało się to fizycznie niemożliwe.Fiat zatrzymał się w odległości trzydziestu centymetrów od wozu przed nim i zanim.Bmw przejechało z warkotem, za nim następne samochody.Kiedy już ich minęły, drzwi fiata otworzyły się i młodakobieta - czółenka z odsłoniętymi palcami, naprawdę zgrabne nogi - ruszyła w swoją stronę.Rick patrzył za nią przez chwilę.Serce wciąż biło mu szybciej, puls łomotał, pięści miał zaciśnięte.- Hej ! - zawołał.Nawet nie drgnęła, nie zawahała się.- Hej! Dziękuję! Szła dalej, znikając w ciemności.Rick patrzył za nią bez ruchu, zahipnotyzowany cudem, który mu się przydarzył.Byłocoś znajomego w jej postaci, uczesaniu i nagle wszystko sobie skojarzył.- Gabriella! - zawołał.Co miał do stracenia? Jeżeli to nie ona, przecież się nie zatrzyma?Ale się zatrzymała.Podszedł do niej, spotkali się pod latarnią.Nie wiedział, co powiedzieć, zaczął więc mówić coś głupiego, w rodzaju:Grazie.Ale to ona zapytała:- Kim pan jest? Angielski.Aadny angielski.- Mam na imię Rick.Jestem Amerykaninem.Dziękuję za to.-Niezgrabnie machnął ręką w kierunku swojegosamochodu.Oczy miała wielkie, łagodne i nadal smutne.- Skąd pan zna moje imię?- Wczoraj wieczorem widziałem panią na scenie.Była pani cudowna.Chwila zaskoczenia i uśmiech.Uśmiech, który rozwiązywał wszystko, idealne zęby, dołeczki i błyszczące oczy.- Dziękuję.Ale miał wrażenie, że nie uśmiechała się często.- Po prostu chciałem powiedzieć: dobry wieczór.- Dobry wieczór.- Mieszka pani gdzieś tutaj? - zagadnął.- Niedaleko.- Ma pani czas na drinka? Kolejny uśmiech.- Oczywiście.PUB NALE%7łAA DO FACETA Z WALII, odwiedzali go Angole, którzy zapuścili się aż do Parmy.Na szczęście był poniedziałek iw lokalu było spokojnie.Znalezli stolik niedaleko okna.Rick zamówił piwo, Gabriella campari z lodem, coś, o czym wogóle nigdy nie słyszał.- Pięknie mówi pani po angielsku - zauważył.W tym momencie wszystko w niej było piękne.- Po skończeniu akademii mieszkałam w Londynie sześć lat -wyjaśniła.Przypuszczał, że ma około dwudziestu pięciu lat, ale być może była raczej pod trzydziestkę.- Co pani robiła w Londynie?- Studiowałam w London College of Music, a potem pracowałam w Operze Królewskiej.- Pochodzi pani z Parmy?- Nie, z Florencji.A pan, panie.- Dockery.To irlandzkie nazwisko.- Jest pan z Parmy?Oboje roześmiali się, co trochę zmniejszyło napięcie.- Nie.Dorastałem w Iowa, na środkowym zachodzie.Była pani w Stanach?- Dwa razy, na tournee.Widziałam większość głównych miast.- Tak jak ja.To też takie moje małe tournee.Rick umyślnie wybrał mały, okrągły stolik.Siedzieli blisko siebie, napoje stały przed nimi, kolana prawie się stykały ioboje bardzo starali się sprawiać wrażenie swobodnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl