[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Piszę, bo chcęCi powiedzieć, że jeszcze nie zwariowałem." Mogła tozle zrozumieć, pomyśleć, że nie jest tego pewny.Odsamego początku wiedziała, że Henry się zaciągnie, odostatniej klasy szkoły, ale kiedy przyszło co do czego,powiedziała, że albo ona, albo wojsko, ale na pewno niejedno i drugie.Nie zamierzała na niego czekać. Możeszwrócić.- nie mogła znalezć słowa -.inny".Myślała, żemoże ojciec go przekona.Wiedziała, co sądził o całymtym wojsku.Po prostu nie mogła tego wszystkiego zrozu-mieć.Ale Blackburn wciąż ją kochał, wciąż miał nadzieję,że zmieni zdanie.Odliczał dni do pierwszego września, kiedy mieli wró-cić do domu, wykreślał kratki w kalendarzu, który naryso-wał z tyłu swojego notesu.W zeszłym tygodniu przestałto robić.Dom wcale się nie przybliżał.Zaskrzeczało radio Blacka: porucznik Cole.- Szajbus 1-3, tu Szajbus główny.Słuchajcie.Straci-liśmy kontakt z drużyną Jacksona w kwadracie osiemzero, dziesięć klików na zachód.Tylko was mogę posłać.Ostatnia znana pozycja to targ mięsny Spinza.Cholernieniedobra część miasta.Idzcie ich poszukać, zrozumiano?- 1-3, potwierdzam. Z Jacksonem nie było kontaktu.To mogło oznaczaćwyłącznie coś złego.Black popatrzył na załogę.Wszyscy słyszeli rozkaz wswoich słuchawkach.Przez kilka chwil nikt się nie od-zywał, jakby oszczędzali każdy gram siły.- To jak, ktoś jeszcze nie kuma, co my tu robimy? -Montes znów wystartował ze swoim licealnym klubemdyskusyjnym.Blackburn pragnął, żeby wreszcie się zamknął i zajął swoją robotą.Był zmęczony, a przez jegogadanie czuł się zmęczony jeszcze bardziej.- Skończ już, kurwa, z tym udawaniem hipisa, Montes.Chaffin obrał gumę do żucia z papierka i włożył ją sobie do ust.Montes poluzował uchwyt na broni.- Ja tylko mówię, że jesteśmy tutaj po to, żeby uspokoićsytuację, a nie rozpoczynać jebaną wojnę z Iranem.- LWRO to nie Iran.- Stary, gadaliśmy już o tym setki razy.Chaffin ukrył twarz w dłoniach.- Ale oni są w Iranie - ciągnął Black - bo stamtąd po-chodzą.A Iran.- skinął głową w lewo -.jest o, tam.- Dotarło, Montes, ty pieprzony lewaku? Jak będziemychcieli poznać twoje zdanie, to ci je przedstawimy.Jasne?Blackburn miał nadzieję, że między Chaffinem iMon-tesem nie dojdzie do osobistej awantury na całego.Rozważanie, co jest lepsze: dwie cheerleaderki czy sam nasam z nową brytyjską księżniczką było przyjemnym spo-sobem na zabicie czasu.Kwestionowanie sensu obecnościw tym piekle mogło doprowadzić do poważnego problemuz dyscypliną.Służyli w jednym plutonie od osiemnastu miesięcy.Byli dla siebie jak rodzina.Ale zasady walki się zmieniły. Trafili tu przekonani, że są ostatnim amerykańskim kon-tyngentem w tym rejonie i nie jednemu Chaffinowi za-czynało brakować cierpliwości.Wszystko zaczynał z po-wrotem ogarniać chaos.Za obiekt do wyładowania swojejfrustracji Chaffin obrał sobie Montesa i Blackburn gorozumiał.Osobiście uważał, że Montes ma trochę racji.Zastanawiał się, co taki człowiek w ogóle tu robił, kiedypowinien rozdawać ulotki o upadku kapitalizmu na jakimśpełnym zieleni kampusie.Ale nie miał czasu robić zaczyjegokolwiek psychoanalityka.Stryker Jacksona zamilkł inie było innego wyjścia, jak tylko jechać go poszukać.Tak się po prostu robiło.Działało się, zamiast siedzieć wczterdziestu stopniach w puszce na sardynki i debatowaćjak banda liberałów w telewizji publicznej.Blackodrobinę podniósł głos.- Popatrzcie na mnie.Montes? To jest nasza robota.- Tak, stary, wiem.Black podniósł rękę.- A żeby zrobić, co do nas należy, musimy się rozprawićz LWRO.A żeby się z nimi rozprawić, prędzej czy pózniejbędziemy musieli przekroczyć granicę.Chaffin chciał coś powiedzieć, ale Blackburn uciszyłgo spojrzeniem.Wysiedli ze strykera i rozproszyli się.Targ mięsnySpinza mieścił się w starym budynku z krużgankami igalerią na piętrze.Jeszcze tydzień temu tętni! życiem.Dziś był opuszczony: zły znak.Campo postukałBlack-burna w ramię.- Popatrz tam.Zwieżo namalowana na murze podobizna Al-Baszira,przywódcy LWRO. Całkiem podobny, pomyślał Blackburn, ktoś się na-prawdę przyłożył.- Robią tu z niego świętego.To ich wybraniec.-Mon-tes stał obok nich.Malarz namalował byłegogenerała irańskich sił powietrznych emanującego groznąpewnością siebie.- Wygląda, jakby nie było z nim żartów.- Palant; To tylko malunek.Przecież on musi być staryjak twoja babka.Nie domalowali mu wózka.- Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego w tej części światabez przerwy coś się pierdoli?- Hej, ja tu tylko sprzątam, Montes.Od myślenia sąinni.Montes nie odpuszczał.- Kiedy wjedziemy do Iranu?Blackburn machnął ręką, dając znak do wymarszu.- O tym decydują głowy większe od mojej.Chodzmyposzukać tego patrolu.Starzec siedział przykucnięty w drzwiach.Montes kucałobok niego, coś mówił, karabin zarzucił na ramię.Męż-czyzna pokazał dziesięć palców, zwinął dłonie w pięści,potem znów dziesięć i jeszcze raz, a na koniec wykonałgest strzelania z karabinu maszynowego.Trzeba przyznać,że się starał.- Mówi, że było trzydziestu, wszyscy uzbrojeni.Bylitu pół godziny temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl