[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Teraz nasza kolej! - powiedział wesoło Commynes.-Założę się, że nasz królbędzie szczerze zachwycony ujrzawszy cię, madonna.Za wysoką gotycką bramą,na której frontonie klęczące anioły o ogromnych skrzydłach zdawały się osłaniaćherb Francji, podróżni odkryli rozległą przestrzeń porośniętą świeżo przystrzy-żoną trawą, tworzącą wesoły dywan przed zabudowaniami opactwa i cudownym,strzelistym kościołem z białego kamienia.Nieskalanie białe były również wielkiecharty w skórzanych, nabijanych złotymi gwozdziami obrożach, baraszkujące natrawniku wokół mężczyzny, który w pojęciu Fiory musiał być psiarczykiem.Chudy, średniego wzrostu, ubrany w krótką tunikę z cienkiego, szarego płótna,ściągniętą w talii skórzanym pasem, oraz pludry wsunięte w wysokie miękkie bu-ty z szarego zamszu.Na głowie miał czerwoną, przykrywającą uszy czapeczkę, ana niej czarny, filcowy kapelusz, którego tył był uniesiony, a do podszewki przy-czepiono medaliony.- Aadne zwierzaki! - zawołała Fiora.- Robią wrażenie, jakby wyszły żywcemz jakiejś legendy.Zdają się tak kochać zajmującego się nimi człowieka!- Istotnie, bardzo go kochają - zapewnił Commynes mrugając porozumiewaw-czo na Estebana.- Czy chciałabyś, pani, zobaczyć je z bliska?Zsiadł z konia i podał rękę młodej kobiecie, aby zrobiła to samo.Fiora zawa-hała się:RLT- Czy to rozsądnie dla chwili przyjemności kazać czekać królowi? Mówią, żenie jest zbyt cierpliwy.- Chodz jednak, pani.Obiecuję ci, że potraktuje cię pobłażliwie.Ociągając sięnieco Fiora pozwoliła się poprowadzić.Esteban pozostał w miejscu trzymającwodze wszystkich trzech koni.Czując nadejście obcych charty zastygły nieru-chomo zwróciwszy delikatne głowy w stronę nowo przybyłych.Widząd to psiar-czyk odwrócił się.Fiora ze zdumieniem ujrzała, że Commynes przyklęka:- Sire, oto wróciłem wypełniwszy obie misje, które raczyłeś mi powierzyć! - Idodał przez zęby: ukłoń się, pani, do diabła!- Dobrze, dobrze! - powiedział król.- Jeszcze raz doskonale wypełniłeś mojerozkazy, panie Filipie.Dziękuję ci za to.Czy zechciałbyś teraz zostawić nas sa-mych z tą młodą damą, która, mam nadzieję, uczyni nam łaskę i podniesie we-lon? Ale nie oddalaj się zbytnio, porozmawiamy pózniej!Nie zmieniając niewygodnej pozycji, klęcząc, Fiora odrzuciła muślinowy we-lon na przytrzymujący go podwójny, jedwabny krążek i odsłoniła twarz.Nieochłonąwszy jeszcze całkiem z zaskoczenia przyglądała się temu niepozornemuczłowiekowi, będącemu jednak królem Francji.Nie był szczególnie urodziwy animłody - na świętego Anatola skończył pięćdziesiąt dwa lata - ale pod wpływemwładczego spojrzenia jego brązowych, głęboko osadzonych oczu młoda kobietapoczuła, że się czerwieni i spuściła głowę.Zdążyła jedynie zauważyć długi nosoraz wykrzywione i ruchliwe, wąskie usta, ale wiedziała już, że choćby miała żyćtysiąc lat, nigdy nie zapomni tej twarzy.Mówiono jej, że ten człowiek ma nie-zwykle subtelny i głęboki umysł i nabrała o tym przekonania od pierwszego spoj-rzenia.Tymczasem Commynes oddalił się.Nagle zobaczyła przed sobą chudą rękęwyciągającą się do niej, aby pomóc jej wstać.Usłyszała miły głos:- Witaj, pani hrabino de Selongey.RLTZdumienie niemal ścięło Fiorę z nóg.Zachwiała się jak pod nagłym uderze-niem wiatru i zbladła tak mocno, że władca pomyślał, że zemdleje.- No i cóż? - powiedział niezadowolonym tonem - Czy to nie twoje nazwisko,pani? Czyżby nas oszukano?Zrozumiawszy, że ma przed sobą groznego przeciwnika, Fiora za cenę ogrom-nego wysiłku zdołała się opanować.- Niech Wasza Wysokość wybaczy mi wzruszenie, którego nie umiałam opa-nować - powiedziała cicho.- Po raz pierwszy ktoś tak mnie nazywa, a nie jestempewna, czy mam prawo do tego tytułu i do tego nazwiska.Pan de Commynesprzybył, by mi powiedzieć, że król chce zobaczyć Fiorę Beltrami.To ona i żadnainna ma zaszczyt być tu teraz na rozkazy Waszej Wysokości.Ponowny ukłon był samą doskonałością: istny cud wdzięku i elegancji.Twar-de, taksujące spojrzenie władcy złagodziła odrobina wesołości:- Cha, cha! Zdaje mi się, że jest tu jakaś tajemnica? Czy zechcesz, hrabino,przejść się ze mną trochę, by to wyjaśnić? Spokojnie, pieski! Chodzcie za nami iżebym was nie słyszał.W ciszy szli po trawie, wilgotnej jeszcze po spadłym niedawno, odświeżają-cym deszczyku.Fiora rozpaczliwie zastanawiała się, w jaki sposób Ludwik XImógł dowiedzieć się o jej dziwnym małżeństwie, gubiła się w domysłach.Byłorzeczą niemożliwą, nie do pomyślenia, by Demetrios nierozważnie się wygadał.A więc kto? Jak? Dlaczego? Pytania te musiały zostać bez odpowiedzi, gdyż niemogła przecież zadać ich królowi.Ten zresztą położył kres jej daremnym docie-kaniom, odzywając się całkiem innym tonem:- Znaliśmy niegdyś pana Beltramiego, twego ojca, pani, i mieliśmy go w po-ważaniu, gdyż był to człowiek prawy, uczciwy i szlachetny, toteż z bólem przy-jęliśmy wiadomość o jego tragicznym końcu i przykrych wydarzeniach, które po-tem nastąpiły.Wiedzieliśmy, że pan Lorenzo Medyceusz ma wielki talent po-RLTetycki, ale nie przypuszczaliśmy, że jego pióro może osiągnąć ten stopień lirycz-nej elokwencji, na jaki zdobył się opisując nieszczęścia, które na ciebie spadły,donno Fioro - dodał z nikłym uśmiechem.- Naprawdę, nawet wielki Homer niezrobiłby tego lepiej!- Przecież pan Lorenzo obiecał mi, że nie będzie pisać na mój temat - zaprote-stowała Fiora zrozumiawszy, skąd Ludwik XI czerpał oszałamiającą znajomośćjej tajemnic.- Zapewne zmienił zdanie.Może po to, by cię chronić wbrew twej woli, pani?W każdym razie zna nas zbyt dobrze, by nie wiedzieć, że zawsze chcemy znaćcałą prawdę o tych, których wzywamy przed nasze oblicze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Teraz nasza kolej! - powiedział wesoło Commynes.-Założę się, że nasz królbędzie szczerze zachwycony ujrzawszy cię, madonna.Za wysoką gotycką bramą,na której frontonie klęczące anioły o ogromnych skrzydłach zdawały się osłaniaćherb Francji, podróżni odkryli rozległą przestrzeń porośniętą świeżo przystrzy-żoną trawą, tworzącą wesoły dywan przed zabudowaniami opactwa i cudownym,strzelistym kościołem z białego kamienia.Nieskalanie białe były również wielkiecharty w skórzanych, nabijanych złotymi gwozdziami obrożach, baraszkujące natrawniku wokół mężczyzny, który w pojęciu Fiory musiał być psiarczykiem.Chudy, średniego wzrostu, ubrany w krótką tunikę z cienkiego, szarego płótna,ściągniętą w talii skórzanym pasem, oraz pludry wsunięte w wysokie miękkie bu-ty z szarego zamszu.Na głowie miał czerwoną, przykrywającą uszy czapeczkę, ana niej czarny, filcowy kapelusz, którego tył był uniesiony, a do podszewki przy-czepiono medaliony.- Aadne zwierzaki! - zawołała Fiora.- Robią wrażenie, jakby wyszły żywcemz jakiejś legendy.Zdają się tak kochać zajmującego się nimi człowieka!- Istotnie, bardzo go kochają - zapewnił Commynes mrugając porozumiewaw-czo na Estebana.- Czy chciałabyś, pani, zobaczyć je z bliska?Zsiadł z konia i podał rękę młodej kobiecie, aby zrobiła to samo.Fiora zawa-hała się:RLT- Czy to rozsądnie dla chwili przyjemności kazać czekać królowi? Mówią, żenie jest zbyt cierpliwy.- Chodz jednak, pani.Obiecuję ci, że potraktuje cię pobłażliwie.Ociągając sięnieco Fiora pozwoliła się poprowadzić.Esteban pozostał w miejscu trzymającwodze wszystkich trzech koni.Czując nadejście obcych charty zastygły nieru-chomo zwróciwszy delikatne głowy w stronę nowo przybyłych.Widząd to psiar-czyk odwrócił się.Fiora ze zdumieniem ujrzała, że Commynes przyklęka:- Sire, oto wróciłem wypełniwszy obie misje, które raczyłeś mi powierzyć! - Idodał przez zęby: ukłoń się, pani, do diabła!- Dobrze, dobrze! - powiedział król.- Jeszcze raz doskonale wypełniłeś mojerozkazy, panie Filipie.Dziękuję ci za to.Czy zechciałbyś teraz zostawić nas sa-mych z tą młodą damą, która, mam nadzieję, uczyni nam łaskę i podniesie we-lon? Ale nie oddalaj się zbytnio, porozmawiamy pózniej!Nie zmieniając niewygodnej pozycji, klęcząc, Fiora odrzuciła muślinowy we-lon na przytrzymujący go podwójny, jedwabny krążek i odsłoniła twarz.Nieochłonąwszy jeszcze całkiem z zaskoczenia przyglądała się temu niepozornemuczłowiekowi, będącemu jednak królem Francji.Nie był szczególnie urodziwy animłody - na świętego Anatola skończył pięćdziesiąt dwa lata - ale pod wpływemwładczego spojrzenia jego brązowych, głęboko osadzonych oczu młoda kobietapoczuła, że się czerwieni i spuściła głowę.Zdążyła jedynie zauważyć długi nosoraz wykrzywione i ruchliwe, wąskie usta, ale wiedziała już, że choćby miała żyćtysiąc lat, nigdy nie zapomni tej twarzy.Mówiono jej, że ten człowiek ma nie-zwykle subtelny i głęboki umysł i nabrała o tym przekonania od pierwszego spoj-rzenia.Tymczasem Commynes oddalił się.Nagle zobaczyła przed sobą chudą rękęwyciągającą się do niej, aby pomóc jej wstać.Usłyszała miły głos:- Witaj, pani hrabino de Selongey.RLTZdumienie niemal ścięło Fiorę z nóg.Zachwiała się jak pod nagłym uderze-niem wiatru i zbladła tak mocno, że władca pomyślał, że zemdleje.- No i cóż? - powiedział niezadowolonym tonem - Czy to nie twoje nazwisko,pani? Czyżby nas oszukano?Zrozumiawszy, że ma przed sobą groznego przeciwnika, Fiora za cenę ogrom-nego wysiłku zdołała się opanować.- Niech Wasza Wysokość wybaczy mi wzruszenie, którego nie umiałam opa-nować - powiedziała cicho.- Po raz pierwszy ktoś tak mnie nazywa, a nie jestempewna, czy mam prawo do tego tytułu i do tego nazwiska.Pan de Commynesprzybył, by mi powiedzieć, że król chce zobaczyć Fiorę Beltrami.To ona i żadnainna ma zaszczyt być tu teraz na rozkazy Waszej Wysokości.Ponowny ukłon był samą doskonałością: istny cud wdzięku i elegancji.Twar-de, taksujące spojrzenie władcy złagodziła odrobina wesołości:- Cha, cha! Zdaje mi się, że jest tu jakaś tajemnica? Czy zechcesz, hrabino,przejść się ze mną trochę, by to wyjaśnić? Spokojnie, pieski! Chodzcie za nami iżebym was nie słyszał.W ciszy szli po trawie, wilgotnej jeszcze po spadłym niedawno, odświeżają-cym deszczyku.Fiora rozpaczliwie zastanawiała się, w jaki sposób Ludwik XImógł dowiedzieć się o jej dziwnym małżeństwie, gubiła się w domysłach.Byłorzeczą niemożliwą, nie do pomyślenia, by Demetrios nierozważnie się wygadał.A więc kto? Jak? Dlaczego? Pytania te musiały zostać bez odpowiedzi, gdyż niemogła przecież zadać ich królowi.Ten zresztą położył kres jej daremnym docie-kaniom, odzywając się całkiem innym tonem:- Znaliśmy niegdyś pana Beltramiego, twego ojca, pani, i mieliśmy go w po-ważaniu, gdyż był to człowiek prawy, uczciwy i szlachetny, toteż z bólem przy-jęliśmy wiadomość o jego tragicznym końcu i przykrych wydarzeniach, które po-tem nastąpiły.Wiedzieliśmy, że pan Lorenzo Medyceusz ma wielki talent po-RLTetycki, ale nie przypuszczaliśmy, że jego pióro może osiągnąć ten stopień lirycz-nej elokwencji, na jaki zdobył się opisując nieszczęścia, które na ciebie spadły,donno Fioro - dodał z nikłym uśmiechem.- Naprawdę, nawet wielki Homer niezrobiłby tego lepiej!- Przecież pan Lorenzo obiecał mi, że nie będzie pisać na mój temat - zaprote-stowała Fiora zrozumiawszy, skąd Ludwik XI czerpał oszałamiającą znajomośćjej tajemnic.- Zapewne zmienił zdanie.Może po to, by cię chronić wbrew twej woli, pani?W każdym razie zna nas zbyt dobrze, by nie wiedzieć, że zawsze chcemy znaćcałą prawdę o tych, których wzywamy przed nasze oblicze [ Pobierz całość w formacie PDF ]