[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie pytaj mnie, proszę,dlaczego.- Przestraszyłeś mnie - powiedziała, widząc w jego oczach ból i strach.- To dobrze.- Josefie?- Proszę, idz.Nie masz tu już nic ważnego do zrobienia.Siła jego słów i wyraz twarzy podziałały na nią odpychająco.- Jak sobie życzysz - powiedziała, wycofując się z pokoju.Wychodząc, zastanawiała się, czy w jakiś sposób dowiedział się o Darienie.* * *Mimo wszystko nie miała wielkich szans na opuszczenie grodu przed zachodem słońca.Gdy przyniosła Josefowi posiłek, uczta wciąż trwała.Nie mogła wyjść, zanim ucztującyuznają, że wieczór dobiegł końca.Kiedy więc opuszczała Narew, słońce dawno schowało sięjuż za horyzontem.Wolna od pochłaniającej ją pracy, myślami wróciła do swojej twarzy.Wychodząc,przeszła przez jedną z sal, w której na ścianach zawieszono herby wielu sprzymierzonychrodów: były tam potrójny krzyż Bojczy, strzała z dwoma grotami Bogoryi, podkowa zkrzyżami Dąbrowy, rozwidlony krzyż Kostrowca.Zatrzymała się jednak nie przed zbiorem wyszukanych symboli licznych rodówsprzymierzonych z wojewodą Bolesławem, lecz przed bronią zawieszoną międzymalowanymi tarczami i sztandarami.Przed odwieszeniem na czas pokoju klingi broniwypolerowano, mogła więc obejrzeć swoje odbicie w żelezcu topora.Nie zobaczyła ani śladu po opuchliznie czy siniaku.To nie miało sensu.Jeszcze wczoraj oko miała zasiniałe, a policzek spuchnięty oduderzenia zadanego jej przez Aukasza.Nic dziwnego, że Josef się zdziwił.Może jednakmyliła się co do ciężkości swoich obrażeń, skoro teraz wyraznie się zagoiły.Wychodząc z grodu, musiała się powstrzymywać przed pocieraniem policzka, co jeszcze bardziej zwróciłoby uwagę na nagłe zagojenie się jej twarzy.Noc na zewnątrz była ciemna, bez gwiazd i księżyca.Gęste chmury srebrzyły sięmatowo, nadając nieziemski wygląd wszystkiemu, co pozostawało poza zasięgiem światłalatarni.Podeszła do skraju lasu, myśląc o Josefie.Jego przestrogi ją przestraszyły, ale inna jejczęść ucieszyła się z jego troski.Od tak dawna była tylko obciążeniem dla innych, bezznaczenia i niegodnym uwagi, że samo zainteresowanie jej dobrem ze strony kogoś, kto niemiał żadnych zobowiązań wobec niej, było bardzo miłe.Gdyby tylko.Jednak choć pod palcami wciąż czuła uderzenia serca Josefa, nie dokończyła tej myśli, bonie doprowadziłaby jej do niczego dobrego.Gdy jakiś mężczyzna wreszcie ją posiądzie, nie będzie to nikt młody, przystojny aniszlachetnie urodzony.Wyjdzie za starego wdowca szukającego kogoś, kto zaopiekuje się jegodziećmi i domostwem.Najlepsze, na co mogła liczyć, to odrobina dobroci.Wędrowała ścieżką do domu w nastroju mroczniejszym od otaczającego ją lasu.Takieczekało ją życie? Czy to naprawdę wszystko, na co mogła liczyć? Nagroda w niebie? A coczeka ją wcześniej?Może powinna pójść za przykładem Josefa i wstąpić do zakonu?Była w tak ponurym nastroju, że wcale nie poczuła się zaskoczona, gdy pojawił się przednią Darien.Czemu mnie prześladujesz? - pomyślała, widząc jego szczupłą, muskularną sylwetkęwyłaniającą się z lasu.Zatrzymała się i stanęli naprzeciw siebie, w odległości kilku kroków.Przez kilka chwil jedynym słyszanym przez nią dzwiękiem był szelest liści szarpanych przezwiatr.Wokół niego las zawsze robi się cichy.- Tak więc go zdjęłaś, prawda? - odezwał się w końcu.Wciągnęła powietrze, po czym położyła dłoń na sercu, chwytając krzyżyk i przeczącokręcąc głową.- Nie, wcale nie.- Wciąż mam go na sobie.Nadal mnie chroni.- Kłamstwa do ciebie nie pasują - stwierdził.- Zlady na twojej twarzy zniknęły.Dotknęła policzka w miejscu, gdzie uderzył ją Aukasz.- Rozumiesz wreszcie? - zapytał.- Co mam niby rozumieć? Mówisz do mnie zagadkami, które nie mają sensu!Zrobił krok do przodu, a jego uśmiech ujawnił się w świetle latarni.- Mówiłem ci, Mario.Noszony przez ciebie łańcuch pełni rolę kajdan.Zciągając go choćby na chwilę, stajesz się czymś znacznie więcej, niż myślisz.- Co masz na myśli? Czemu zniknął mój siniak?- Dlatego, że przynajmniej na chwilę zdecydowałaś się być tym, czym jesteś naprawdę.To znaczy, że wystarczy, abyś odrzuciła swoje łańcuchy, a staniesz się tak wolna jak ja.Toznaczy, że jesteśmy sobie przeznaczeni, piękna Mario.- Wyciągnął rękę i delikatnie dotknąłjej policzka.Dotyk jego dłoni wywołał dreszcz w jej ciele.Patrząc jej w oczy, powiedział: -Szukałem cię bardzo, bardzo długo.Wciągnęła powietrze i wyszeptała:- Jesteś diabłem? - Sama nie wiedziała, czy przejęłaby się teraz, gdyby to potwierdził.Darien roześmiał się i pokręcił głową.- Nie mam nic wspólnego z Bogiem ani diabłem, ani z niczym takim ze świata ludzi.Przesunął dłoń do tyłu, głaszcząc podstawę jej karku i wzbudzając dreszcze w całym jejciele.Wciągała jego zapach i czuła, jak mięśnie jej nóg miękną niczym wosk na słońcu.Jegotwarz znalazła się tak blisko, że gdy mówił, czuła jego oddech na wargach.- Musisz wiedzieć, o ile jesteś od nich lepsza.Jesteś silniejsza i szybsza.Możeszwytrzymać znacznie więcej niż oni, nawet nosząc na sobie ich kajdany.Musisz wiedzieć, jakajesteś piękna.Kłamiesz, pomyślała.Ale to takie słodkie kłamstwa.Objął ją drugą ręką, łagodnie przyciągając do siebie.Puściła krzyżyk i dotknęła jegopiersi.Miał na sobie luzną, otwartą z przodu koszulę, więc jej dłoń wsunęła się i dotknęłajego skóry.Poczuła krótkie włoski i ciepło, które prawie parzyło.Poczuła, jak oddycha.A potem przypomniała sobie dotyk skóry Josefa pod palcami i to, jak oddychał pod jejdłonią.I poczuła się, jakby właśnie go zdradzała.Jednak zanim zdążyła się odsunąć, wargi Dariena dotknęły jej ust.Towarzyszące temu uczucie sprawiło, że zapomniała o wszelkich zastrzeżeniach.Jeślipotrafił sprawić, by czuła się w taki sposób, nie miało znaczenia, kim był ani skąd się wziął.Przez krótką, pełną ekstazy chwilę smakowała go, prawie stając się jego częścią.Zatraciła sięw jego zapachu, dotyku, pragnieniu.Potem ją puścił i cofnął się o kilka kroków, śmiejąc się pod nosem.Puls Marii walił jakoszalały, a oddech uwiązł jej w gardle.Dlaczego on przestał.Nie.Zobaczyła, że coś zwisa z dłoni Dariena i gwałtownie podniosła rękę do szyi.- Oddaj to! - Postąpiła do przodu i sięgnęła do swojego krzyża, ale Darien odskoczył jakdziecko kuszące głodnego kota.- Ty parszywy kundlu, jesteś tylko zwykłym złodziejem! Darien znów się cofnął, unikając jej rąk.- Och, wcale nie jestem złodziejem.Chętnie ci to oddam.- W takim razie proszę, oddaj go.- Maria wyciągnęła rękę, zaskoczona lodem w swoimgłosie i władczym tonem.Darien pokręcił głową.- To moja gra.Jeśli chcesz go odzyskać, musisz mnie dogonić.- Odparł, a potemodwrócił się i pobiegł ścieżką, uciekając przed nią.Maria pognała za nim, czując puls walący w skroniach.Kotłowała się w niej mieszaninazawstydzenia, pogardy do samej siebie i rosnącej złości.Jak okrutny i bezmyślny może byćmężczyzna, który przychodzi do niej w chwili, gdy tęskni za kimś, kto będzie się o niątroszczył, a potem czyni swoim łupem najcenniejszą rzecz, jaką posiadała?Wiedział, co znaczy dla niej ten krzyż.Jak mógł jej zrobić coś takiego?Złość dudniła w rytmie pulsu, popychając nogi do szybszego biegu.Ledwie zauważyła,gdy zgasło stłumione pędem powietrza światło latarni.Darien dotarł do prostego odcinkaścieżki, stając się niemal rozmazanym cieniem na tle srebrzyście oświetlonego mroku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl